POKL

Kapitał Ludzki. Miliony wydawanych pieniędzy, nad którymi juz mało kto panuje. Firma z Torunia (nie jest to żadna aluzja do nikogo, ale chyba tam w Toruniu to mają głowę do interesów) wygrała ponad 100 projektów. Ileż to kasy. Zdobywanie pieniędzy, na przykład na szkolenia, polega na tym, że pisze się projekt, który jest przedstawiany Komisji Oceniającej Projekty (KOP). Pierwszą i podstawową informacją, którą uzyskują członkowie komisji – jest nazwisko, imię, firma etc., a więc autor. I tego nie jestem w stanie zrozumieć. Wyniki egzaminów maturalnych, gimnazjalnych, wszelkich innych są zakodowane. Najpierw ocena, a potem wyłania się autor. A tutaj, przy rozdawaniu gogantycznych pieniędzy, najpierw i przede wszystkim widoczny jest autor. I nie rozumiem dlaczego nikogo to nie interesuje i wszyscy godzą się na takie procedury. CBA i inne instytucje nie są zaniepokojone takim traktowaniem pieniędzy publicznych? Każdy komu zadaję pytanie o to, dlaczego nie są zakodowane projkety dotyczące aplikacji o pieniądze europejskie mówi: no tak, właściwie jest to słuszne pytanie i … dalej jest tak, jak było.

To pytanie podstawowe. Innych jest cała masa. Wiedzą o nich ci, którzy usiłują dopchać się do unijnej kasy.

Parytety

Jeśli nie będzie (a nic na to nie wskazuje) jednomandatowych okręgów wyborczych to ja popieram parytety. Jestem w tym wszystkim pt. polityka od siedmiu lat, widzę, co się dzieje, widzę, jak wchodzi w politykę młode pokolenie (i niestety przede wszystkim są to młodzi,  przygotowani przede wszystkim do przejmowania władzy młodzi mężczyźni). Mówienie, że będą na listach przypadkowo łowione kobiety po to, aby zapełnić miejsca jest bzdurne, ponieważ tak samo wpycha się nie merytorycznie, ale towarzysko ustawionych facetów.

„- Prezydent Lech Kaczyński popiera parytet dla kobiet – mówi "Gazecie" Anna Karaszewska, jedna z inicjatorek Kongresu Kobiet Polskich. – Ale proponuje, by na listach wyborczych ustawowo zagwarantować kobietom nie co drugie, ale co trzecie miejsce. Wczoraj kobiety z Kongresu przedstawiły prezydentowi swój najważniejszy postulat: połowa miejsc dla kobiet na listach wyborczych do Sejmu, Parlamentu Europejskiego i samorządów. Same chcą przygotować projekt ustawy o parytecie i poprosić kluby parlamentarne, żeby go poparły. Pod obywatelskim projektem musi się podpisać 100 tys. osób. Kobiety będą zbierać podpisy podczas konferencji regionalnych na jesieni. Do tej pory jedynie Grzegorz Napieralski z SLD je poparł. Niechętny parytetowi jest szef klubu PSL Stanisław Żelichowski. Powiedział, że dla ludowców ważniejsza od liczby kobiet na listach jest polityczna kalkulacja.(…)”

Podatek progresywny

A ja wciąż o tym samym, że "Kratagina musi być zburzona"… Progresję podatkową wprowadzono w XV wieku we Florencji, równocześnie pozbawiając obywateli ich wolności osobistej i wprowadzeniem władzy absolutnej przez Medyceuszy. Tak więc progresja podatkowa ma mieć walor upokarzający ludzi, ma wniecać niezdrowe i niemoralne zachowania i oczywiście to czyni. Progresywne podatki były narzędziem despotyzmu – pisał w 1538 roku włoski historyk Guardini. Ostatnio przypomniał o tym Maciej Rybiński we WPROST

Dzisiejsza krakowska GAZETA WYBORCZA spekuluje przedwyborczo, może to wiadomość sezonu ogórkowego, ale pomysł z ruszeniem do wyborów z ekipą a nie wystawienie jednego kandydata uważam za interesujący:

http://miasta.gazeta.pl/krakow/1,35798,6874630,Tajny_plan_wyborczy_PO__Gowin_i_jego_druzyna.html

Kraków a dotacje UE

Dzisiaj przeczytałam niniejszy tekst:

"Kraków nie umie ściągać unijnych funduszy. Rok temu Łódź dostała z UE 155 zł na jednego mieszkańca, a Kraków 64 zł. – Gdyby uwzględnić dotacje dla miejskich spółek, byłoby 100 zł – pocieszają się krakowskie władze.

Do wyprzedzających Kraków Niepołomic zdążyliśmy już przywyknąć. Ale tym razem okazuje się, że wyprzedzają nas miasta z tej samej ligi. Porównaliśmy wartość dotacji unijnych przeliczonych na głowę mieszkańca. I wyszło, że przegrywamy z Łodzią, Poznaniem (146 zł na mieszkańca), Gdańskiem (88 zł) i Wrocławiem (142 zł)"
Parokrotnie proponowałam panu prezydentowi Majchrowskiemu, aby zlecił zdobywanie funduszy europejskich podmiotowi zewnętrznemu. Jesliby się tak stało, to firmie zależałoby na zdobyciu jak największych pieniędzy (jeśli od każdego funduszu miałaby własne zyski). Urzędnikowi zależy zdecydowanie mniej; tak czy inaczej kończy pracę o 16.00 i zrabia tysiąccośtam, a więc motywacji zbytniej nie ma.

Pożegnanie z książką? Epoka Google.

Nie mogłam, ze względu na miejsce (wszak w górach jestem!!) kontynuować wpisów. Coś nie wchodziło w edycję nowych wpisów, ale już jestem (dzięki Arturowi). Czytam różne zaległości. I ostatnio spotkałam duży artykuł poświęcony czytaniu książek. W roku 2008 tylko co trzeci Polak sięgnął po przynajmniej jedną książkę, a co piaty odwiedził bibliotekę. Co czwarty Polak kupił książkę (najczęściej był to podręcznik szkolny lub wydawnictwo encyklopedyczne). Sama doświadczam stanu rzeczy na zajęciach ze swoimi studentami. Z roku na rok zmniejszają się ich zainteresowania książkami. Mówią, że czytają w internecie. Wniosków może być wiele: wśród nich może się znaleźć i ten, który lansowali moi młodsi koledzy radni: po co ratować biblioteki, kiedy one i tak, wcześniej czy później są skazane na nieistnienie. W Małopolsce w ubiegłym roku liczba odwiedzających biblioteki spadła o ponad 10%, a najwyższy spadek odnotowano wśród najmłodszych czytelników w  kategorii wieku 16-19 lat.

Pytanie: czy coś się zmienia; czy nadchodzi epoka Google; czy trzeba się z tym pogodzić i do tego dostosować? Czy coś powstanie w zamian, jakiś inny rodzaj inteligencji i wrażliwości?

Dzień wakacyjny

Byliśmy na Rysiance. Ponad godzinka w góry, a potem szybko na dół. Udało nam się nie zmoknąć. Burza była, kiedy byliśmy w schronisku, potem na chwilę przerwa i znów deszcz. Tak więc: albo mamy upały, albo burze. Po powrocie siadłam nad budżetem projektów europejskich, a moi chłopcy na werandzie. No cóż, takie życie wyemancypowanej kobiety.

Rady Seniorów

25 czerwca 2008 został powołany Parlamentarny Zespół ds. Osób Starszych. Skupia on zarówno posłów jak i senatorów z wszystkich opcji reprezentowanych w polskim Parlamencie. Zespół w swojej działalności chce być odpowiedzią na wyzwania, jakie niesie ze sobą starzenie się społeczeństwa polskiego. Ma zamiar monitorować sytuację seniorów w Polsce pod kątem przestrzegania ich praw poprzez żywy kontakt z organizacjami pozarządowymi i organami władzy odpowiedzialnymi za sprawy seniorów. Marszalek Senatu RP 20 stycznia 2009 roku skierował projekt ustawy zmieniającej ustawę o samorządzie gminnym do odpowiednich komisji, a następnie na. początku maja 2009 przedstawiciele sejmu wnieśli wniosek o przyjęcie projektu bez poprawek. Projekt jest bardzo krótki, zmiana obejmuje dwa artykuły: najistotniejszy jest ust.2 art.58:” Rada gminy na wniosek zainteresowanych środowisk może wyrazić zgodę na utworzenie młodzieżowej rady lub gminnej rady seniorów mającej charakter konsultacyjny.”

Rada Miasta Krakowa utworzyła Młodzieżową Radę Miasta. Pora więc pomyśleć o ciele doradczym złożonym z seniorów, tym bardziej, że sytuacja demograficzna Polski a więc i Krakowa, zmienia się w sposób dynamiczny i plany związane z funkcjonowaniem miasta należy do niej dostosować.

Tym bardziej, że dziwne to jest nieco: Rada Miasta Krakowa – to w większości ludzie niewiele starsi od Młodzieżowej Rady Krakowa a mieszkańcy miasta się starzeją. Tak więc młodzież będzie projektowała funkcjonowanie miasta dla starzejącego się społeczeństwa. A może niekiedy warto posłuchać Starszyzny? Dlaczego było to normalne w starożytności, w plemionach indiańskich, a dlaczego musimy to odkrywać w społeczeństwie dzisiejszym?

Refleksje z gór

Usunęłam zdjęcie z gór, ponieważ nie mogłam kontynuować wpisów.

A mam nieco refleksji. Mój ulubiony Frederic Bastiat kiedyś pisał:

"Restrykcyjne ustawy zawsze stawiają przed nami ten sam dylemat: albo zgodzimy się, że tworzą niedostatek, albo się na to nie godzimy. Jeśli się godzimy, to tym samym uznajemy, że wyrządzają ludziom wszelkiego rodzaju zło, jakie mogą im uczynić. Jeśli się nie godzimy, wówczas zaprzeczamy, że ograniczają one podaż dóbr i podnoszą ich ceny i w konsekwencji zaprzeczamy, że faworyzują producenta. Ustawy takie są albo szkodliwe, albo nieskuteczne. Nie mogą być użyteczne."

Pomyślałam sobie, że dziwne to jest, iż mnie wierzącego (i doświadczającego na sobie) zwolennika wolnego rynku dosięgnęła kara: odebrano mi, mojej firmie prawo do walki o pozycję. Zamiast wolnego rynku pojawiły się decyzje urzędników dystrybuujące pieniądze. Temu damy, a temu nie damy. Jakość usług wyparło kumoterstwo, układy, znajomości – a ja w tym udziału nie biorę, a więc przegrywam. Cóż za ironia historii.