Kambodża, Malezja, Singapur. Część III (podsumowanie)

Refleksje:

  1. Zobaczyłam, jak wyglądają i czym są dla wielu ludzi podróże. Samoloty lądują wszędzie, w każdym miejscu kuli ziemskiej. Jesteśmy więc wielokrotnymi „homo viator”. W filozoficznym ujęciu ziemska egzystencja człowieka łączy się z nieustannym przebywaniem szlaku od narodzin do śmierci, więc bycie „człowiekiem drogi” nie jest wyborem, lecz jednym z fundamentów ludzkiego istnienia. Wędrujemy przez własne życie, ale także, coraz intensywniej poruszamy się w przestrzeni.
  2. Zastanawiało mnie, co powoduje olbrzymi ruch człowieka w przestrzeni. Kiedyś podróżowanie dostępne było dla elit intelektualnych, czy finansowych – teraz dostępne jest dla wszystkich. Każdego (lub prawie każdego) stać na wyjazd do Egiptu, czy Tajlandii.
  3. Pytanie: w jakim celu to robimy? Temat  na rozprawę naukową 😉  Zapewne dlatego, żeby pokazać, że nas stać. No ale przecież musi być motywacja i inna, poza tą wymienioną: no więc dlaczego? Dlatego (być może), że chcemy porobić zdjęcia i zjadać to, co tam dają – a jeśli się połączy te dwie sprawy, to mamy foodstagramming. Ta więc: lecimy na Kretę, Jamajkę po to, aby na instagramie pokazywać zdjęcia potraw i alkoholu. Nic poza tym: 12 godzin w samolocie, a potem reszta pobytu w restauracjach czy barach.
  4. Może interesuje niektórych seksturystyka. Podobno przodują w tym Niemcy, Szwedzi czy Szwajcarzy – ale i może u nas w Polsce to się staje powodem turystyki.
  5. Powodów więcej trudno mi znaleźć.
  6. Mogę za to, z pełną odpowiedzialnością powiedzieć: co nas nie interesuje: nie interesuje nas historia miejsca, zwyczaje ludzi, tradycja, współczesność miejsca, religia. Wiem, bo doświadczyłam. Zobaczyłam własne dziwactwo – przeczytane książki, artykuły. Merytoryczne przygotowanie do każdej wyprawy. I zdaje mi się, że takie traktowanie podróżowania to absolutny przeżytek 🙂 Quo vadis, homine?

 

Kambodża, Malezja, Singapur. Część II

Symbolem nadprzyrodzonych sił przyrody dla mieszkańców Kambodży była dziewięciogłowa kobra zwana NAGA. Występowała, jako duch opiekuńczy, w czasach prehistorycznych. Khmerowie byli społeczeństwem matriarchalnym  w którym kobiety zajmowały przodującą pozycję, dziedziczenie następowało po stronie matki. Religią był animizm, dopiero z czasem przybył, razem z kupcami i  żeglarzami – hinduizm.

Buddyzm był drugą, wielką religią Indii, która wywarła wpływ na mieszkańców Kambodży. Po rozłamie buddyzmu na hinajanę („mały wóz”) i mahajanę („wielki wóz”) także i w Kambodży zmieniła się nieco sytuacja. Hinduizm stał się religią dworu królewskiego, zaś ogromna większość Khmerów pozostała wierna animizmowi z lekka przyswajając sobie buddyzm. Kambodża wiele zawdzięczała wpływom indyjskim: między innymi alfabet (zapożyczony z sanskrytu) znaczną część słownictwa, kalendarz, system administracji i sądownictwa.

Najpotężniejsze państwo zamieszkane przez Khmerów przeszło do historii pod nazwą Funan (czasy II wieku naszej ery). Położenie geograficzne, a i wysoki poziom cywilizacji khmerskiej spowodowało, że królestwo Funan kontrolowało handel między Chinami i Indiami. A jednak Funan upadło. Tak bywa. I wtedy pojawia się na kartach chińskich opowieści – królestwo Kambuza, z którego wywodzi się współczesna Kambodża.

Kiedy w Europie Karol Wielki koronował się na cesarza – w Kambodży panował przez 48 lat Dżaja Warman II – twórca Angkoru.  Wybudował cztery stolice, ale to jego wnuk Indra Warman I (877-889) zaczął stawiać świątynie, ale także dbał o inwestycje wodne i stabilizował sytuację królestwa.

Twórcą największego Angkor Wat („Miasto/Stolica Świątyń”) – kompleksu świątynnego największego zabytku religijnego na świecie, na terenie o powierzchni 162,6 ha był Suria Warman I (1002-1050). Był pierwszym królem khmerskim wyznającym buddyzm.

Pierwotny projekt i budowa świątyni miały miejsce w pierwszej połowie XII wieku, za panowania  Suria Warman II 1113–1150 n.e.) ku czci hinduskiegoo bóstwaa Wisznuu, z którym, jako władca-bóg, król ten się identyfikował. Czas budowy świątyni szacuje się na 32 do 35 lat

Jeden z największych skarbów Angkor Wat to kamienna opowieść ciągnąca się na długości ponad 900 metrów, na którym widnieje prawie 20 tysięcy postaci przedstawiających realistyczne sceny z  eposów  indyjskich Ramajany i Mahabharaty, jak również życie dworu. Godne uwagi jest jedno z najsłynniejszych i najbardziej reprezentacyjnych dzieł w sztuce Khmerów: bogowie wraz z demonami ubijają Morze Mleka, aby wydobyć z głębin eliksir nieśmiertelności. Wszystkie reliefy wyróżniają się nad wyraz subtelnym pięknem i wielką precyzją. Płaskorzeźby w całym Angkor malowano początkowo na wiele kolorów. Pokryte złotem wieże Bajonuu mieniły się w słońcu.

Angor Wat można traktować, jako świątynię Wisznu, ale też, jako miejsce poświęcone królowi Surii Warmanowi II, którego utożsamiano z Wisznu i który po śmierci stawał się bogiem. Zresztą prochy króla odnaleziono w ruinach centralnej wieży, ale także znaleziono jego posąg przedstawiający go, jako boga Wisznu.

 

Kambodża, Malezja, Singapur. Część I

Samodzielną podróż w dalekie kraje, a zwłaszcza wtedy, kiedy jednak brakuje doświadczenia – hamuje strach, że nie damy rady, a nie wiadomo, jak to tam jest etc. I nie chodzi tutaj o logistykę, bo można z daleka właściwie wszystko, ale ten strach właśnie. I wybraliśmy wycieczkę wykupioną nie w molochu turystycznym, ale w niezbyt dużej firmie i pojechaliśmy. Znaleźliśmy się w 13-osobowej grupie i ruszyliśmy w stronę, którą sobie wymyśliłam, w stronę Kambodży. Przeczytałam dość sporo, wiedziałam, co mnie interesuje etc.

I teraz, po powrocie,mogę się podzielić paroma refleksjami, bo „podróże kształcą”.

Dlaczego Kambodża? Ano bo tam jest Angkor Wat – unikalny zespół świątyń hinduistycznych i buddyjskich na 230 km kw. To kamienna pozostałość legendarnego królestwa Khmerów sięgającego od dzisiejszej Tajlandii po Wietnam (od IX do XIV wieku). Potem świątynie pochłonęła dżungla. W roku 1858 32-letni Francuz Henrie Mouhot mający już za sobą podróże po Rosji, Włoszech, Holandii znalazł się w Tajlandii (wtedy był to Syjam) i rozpoczął wędrówkę w kierunku Kambodży. Mouhot zapewne słyszał opowieści o tajemniczym mieście umarłych, które zostało pochłonięte przez dżunglę. W czasie podróży, wśród gęsto splatanych korzeni drzew wyłoniły się posągi bóstw. Mouhot czynił notatki, i starał się wejść głębiej, do zarośniętej budowli.  Napisał artykuł, który się ukazał w 1868 roku w magazynie podróżniczym „Le Tour du monde”. W tym samym roku pojawiła się jego książka o podróży po Syjamie, Kambodży i Laosie. Ukazała się już po śmierci autora, którego powaliła malaria. Mouhot- wierny syn epoki wielkiej ekspansji kolonialnej , wierzył w misję „białego człowieka” – to znaczy, że Francja uratuje Kambodżę. I tak się stało: według idei Mouhota: Francuzi podjęli się restauracji. Posągi i płaskorzeźby wyrąbane ze świątyni spławiano na tratwach Mekongiem w stronę Europy – to był ówczesny patent na samofinansowanie wypraw badawczych. Najsłynniejszym rabusiem Angkor Wat był (60 lat później, po odkryciach Mouhota) pisarz i późniejszy francuski minister kultury André Malraux. W 1923 r. wyprawił się z tragarzami, by rozebrać i wywieźć reliefy z jednej ze świątyń. Schwytany na gorącym uczynku został deportowany. Ale jednak, pomimo bezczelnej grabieży „białego człowieka” – to dzięki francuskim naukowcom uratowano Angor: w latach trzydziestych XX wieku trzeba było przede wszystkim wyrwać świątynie – dżungli. Bloki różowego piaskowca, które służyły dawnym Khmerom za materiał budowlany stały się: poprzez panująca wilgoć, bakterie, grzyby –  czarne. Dla Angkor Wat zła passa ciągnęła się przez cały XX wiek. Na murach widać do dziś ślady kul z czasów Czerwonych Khmerów Pol Pota.