Dubaj: miasto przyszłości czy luksusowe, wesołe miasteczko.

Zwiedzamy sobie kraje arabskie. Po wyprawie do Jordanii zajrzeliśmy do Dubaju. Jordania – polecam wszystkim, którzy potrafią i lubią dużo chodzić. Dzisiaj będzie nieco o Dubaju. Zapowiadano nam, że będzie to wyprawa do miasta XXX wieku, miasta przyszłości. Byliśmy niedługo, takie zerknięcie na miejsce w przelocie, ale przecież  można uruchomić wyobraźnię.

Dubaj największe miasto w  Zjednoczonych Emiratach Arabskich. Stolica  emiratu Dubaj położny na południowym wybrzeżu  Zatoki Perskiej. Zamieszkuje je ok. 3,55 mln ludzi..

Znaczący ośrodek turystyczny. W 2019 Dubaj odwiedziło 16,3 mln turystów, było to siódme najczęściej odwiedzane miasto świata.

Jak to się stało, że w dawnej wiosce rybackiej stoją dziś drapacze chmur, na sztucznych wyspach budowane są ekskluzywne apartamenty. Wielu wydaje się, że to złoża ropy naftowej stanowią podstawę funkcjonowania Dubaju. Złoża surowca na terenie Dubaju odkryto w 1966 roku. W przeciwieństwie do innych gospodarek w Zatoce Perskiej to nie ropa, Szanowni Państwo, stanowi źródło dobrobytu. Dziś ropa naftowa odpowiada za około 6 proc. PKB tego emiratu. Gałęzie gospodarki to handel zagraniczny, usługi finansowe i turystyka. Pierwsza z nich rozwijana jest w tym mieście już od połowy XIX wieku, gdy Dubaj był jeszcze wioską rybacką. Ponad połowa eksportu i re-eksportu Dubaju skoncentrowana jest na jednym towarze – złocie i biżuterii. Najważniejszym źródłem dochodu Dubaju jest handel i usługi, które są głównymi czynnikami napędzającymi gospodarkę miasta. Władze sfinansowały projekty dotyczące inteligentnego transportu, inteligentnego oświetlenia ulicznego, inteligentnych budynków i systemów monitorowania ruchu drogowego. Miasto stawia również na rozwiązania cyfrowe, takie jak platforma e-commerce, systemy płatności mobilnych i usługi chmurowe. Dubaj ma wielu inwestorów zagranicznych, którzy przyciągają nowe firmy i tworzą nowe miejsca pracy. Miasto oferuje atrakcyjne podatki dla firm, co pozwala im na rozpoczęcie działalności gospodarczej bez obaw o duże koszty. Historia: ano właśnie :odważne inwestowanie we wszystko (łącznie z zaciąganiem dużych pożyczek z Kataru). Ważną postacią był  wieloletni prezydent Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Chalifa ibn Zajid Al Nahajjan –  uznawany za prozachodniego przywódcę, doprowadził do dużego wzrostu gospodarczego kraju i zdywersyfikował gospodarkę opartą głównie na ropie naftowej. Pod koniec życia zawarł historyczne porozumienie z Izraelem.

Tak więc – miasto zarabia na handlu, bankach no i czymś, czego nie wiadomo, ale nie na ropie. Jak wygląda? Jest permanentnym placem budowy. Sześciopasmowe ulice, bez chodników, bo się nie chodzi tylko jeździ. Wypasione auta i całodobowe życie. Przeżyliśmy burzę, a rankiem okazało się, że owe sześciopasmowe ulice zamieniły się w baseny, rzeki. Ruch się zatrzymał. Dubaj przegrał z burzą. Gigantyczne wieżowce (w których wewnątrz po prostu jest brudno i śmierdzi) są, jak niektórzy mówią – w kiepskim stanie technicznym. Policjanci zarabiają miesięcznie 40 tysięcy dirhamów, a 16 tysięcy inżynierowie (1 dirham=1,09 zł). Takie miasto.

Zabetonowane, błyszczące miasto pozorów. Mistrzostwo konstruktorów i architektów (eksperci uważają, że 30% wszystkich światowych dźwigów znajduje się w Dubaju). Większość rzeczy są naj: najwyższy budynek, największa sztuczna wyspa, największe akwaria z największymi rybami,  etc. Wieżowiec Burdż Chalifa – budowa, rozpoczęta 21 września 2004, zakończyła się 16 sierpnia 2009. Wysokość 827,9 metrów. Budynek ma 163 piętra użytkowe. Koszt jego budowy wyniósł 1,5 miliarda. Na samą górę wjeżdża się windą w pół minuty (ja nie rozumiem, jak to jest możliwe, ale byłam i doświadczyłam). Historia związana z miejscem: pracownicy budujący Wieżę Chalify skarżyli się na niskie płace i złe warunki pracy. Według danych z prasy zarobek doświadczonego cieśli wynosił 7,60 USD dziennie, a pracownik niewykwalifikowany zarabiał 4 USD. Niektórzy pracodawcy zatrzymywali paszporty swoich pracowników do ukończenia budowy, a pensje były wypłacane z opóźnieniem. W marcu 2006 wybuchły ogromne zamieszki, a pracownicy zniszczyli samochody, biura i budynki w pobliżu budowy. Według urzędników szkody wyniosły około 20 milionów euro. Pracownicy następnego dnia zaczęli strajk i przyłączyli się do strajkujących robotników z dubajskiego lotniska, lecz po negocjacjach wrócili do pracy. No tak, a dzisiaj koszt kupienia apartamentu na wyższych kondygnacjach to około 120 milionów złotych.

Mówi się o kolejnych szalonych planach: zbudowania wokół Burdż – Dubai Circle poziomego budynku – pierścienia o średnicy 3 kilometrów, z podwieszonymi gondolami.

Dubaj ma aspiracje kulturalne, a jakże: mnóstwo muzeów (w tym jeden nazwany Luwr). Powstaje Dubai Cultural Village, który zakłada utworzenie muzeów, centrum do występów artystycznych, biblioteki, szkół artystycznych, księgarni oraz przestrzeni rekreacyjnych. Byliśmy na spektaklu „La Perle” stworzona przez legendarnego reżysera artystycznego Franco Dragone’a, Budynek został wybudowany właśnie po to, aby tam mogła zaistnieć „La Perle”.

Mogłabym pisać więcej i więcej, ale przecież można to przeczytać w przewodnikach, zobaczyć na zdjęciach.

Dubaj, miasto mężczyzn (75% mieszkańców Dubaju – to panowie), to jakby lustro, w którym oglądamy baśnie mądrej i pięknej Szeherezady. Świat latających dywanów, gigantycznych akwariów, wieżowców, autostrad, okropnych ogrodów kwiatowych (Dubai Miracle Garden). Świat, który może się śnić, ale też przywoływać dystopijne wizje takie, jakie podrzucił John Carpeter w filmie „Ucieczka z Nowego Jorku”. Nie wiem dlaczego, ale wyobraziłam sobie Dubaj, jako miasto opuszczone, gdzie pozostały koszmarne szkielety wieżowców, zalanych autostrad, wiaduktów, wciąż migających reklam i bez ludzi.

Dziwne sny ludzie mają, niekiedy prorocze. I są w moich snach, takie miejsca, do których chyba już nie chciałabym wrócić: między innymi to katedra w Mediolanie, Neapol i zdaje mi się, że i Dubaj.

Planeta Lem i problemy (moje).

Kiedy wejdziecie Państwo na stronę www.planetalem.pl przeczytacie tam, między innymi:[…] „Centrum Literatury i Języka Planeta Lem ma stać się ośrodkiem działań i programów o charakterze literackim realizowanych pod szyldem Kraków Miasto Literatury UNESCO przez KBF we współpracy z licznymi partnerami zewnętrznymi.”[…] a dalej:Powstanie Centrum Literatury i Języka Planeta Lem to wypełnienie najważniejszego zobowiązania Krakowa z aplikacji o przyjęcie do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO. Realizację inwestycji poparły środowiska literackie Krakowa, w tym pisarze skupieni wokół Rady Honorowej Krakowa Miasta Literatury UNESCO, przedstawiciele Rady Języka Polskiego i koalicja polskich językoznawców reprezentowana przez Fundację na rzecz Muzeum Języka Polskiego, reprezentanci Miast Literatury UNESCO z całego świata, a także liczni goście krakowskich festiwali literackich.[..] Na powierzchni około 4 tysięcy metrów kwadratowych, oprócz wystawy „Centrum Literatury i Języka – Planeta Lem”, znajdą się także:  nowoczesna salę wielofunkcyjna z przeznaczeniem na organizowane w Krakowie wydarzenia literackie (na ok. 400 osób), przestrzeń na wystawy poświęcone literaturze i językowi, ogólnodostępna mediateka, pracownia multimedialna i kawiarnio-księgarnia oraz przestrzenie biurowe. Wokół obiektu zaplanowano tereny zielone. Koszt budowy ma wynieść około 105 milionów złotych. Ponadto będzie to centrum operacyjne dla programu Kraków Miasto Literatury UNESCO. W 2016 roku pisano, że koszt powstania Planety to 106 milionów, obecnie mówi się o 172. Zapewne, jak to było przy Centrum Muzyki (i o czym pisałam parokrotnie) są to wciąż koszty niedoszacowane.

Popierałam starania uzyskania przez Kraków  możliwość przestąpienia do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO. W 2013 roku Kraków jako siódme miasto świata otrzymał tytuł Miasta Literatury UNESCO przyznawany przez Organizację Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury.

I naprawdę bardzo jestem wdzięczna tym osobom, które doprowadziły do finału. Jest to bardzo prestiżowe wyróżnienie dla Krakowa. I jak najbardziej oczywiste. Tutaj są festiwale literatury, targi książki i przede wszystkim stąd wywodzą się wybitni pisarze, poeci. Na stronie czytamy: „Planeta Lem ma stać się domem dla wszystkich wartościowych inicjatyw literackich w mieście, docelowo oddziałującym w skali ogólnokrajowej i międzynarodowej.”

Do chwili obecnej Planeta Lem kosztuje podatników ponad 7 milionów złotych. Otwarcie jest zaplanowane na przełom 2028/2029 roku. Realizacja inwestycji miała kosztować 172 mln złotych, ale już wiadomo, że budowa  będzie zapewne droższa.  Byłam świadkiem podpisania umowy pomiędzy (chyba już byłym) ministrem kultury prof. Piotrem Glińskim i prezydentem Krakowa prof.Jackiem Majchrowskim. Oczywiście wszyscy zakładamy i chcemy być tego pewni, że była to umowa nie pomiędzy  profesorami, ale pomiędzy ministerstwem, a prezydentem miasta i kontynuacja zobowiązań jest oczywista.  Powstanie instytucji będzie finansowane przez Ministerstwo Kultury, jak i przez Kraków (przepraszam: wciąż przypominam, że z pieniędzy podatników, bo tylko takie są). Ministerstwo, w osobie pana ministra  Glińskiego podjęło się finansowania funkcjonującej Planety Lem przez 10 lat.

Przed dylematami, które mi towarzyszą, chcę napisać, że czuję się odpowiedzialna za finanse miasta, ale także za stan kultury w Krakowie. Dzisiaj na sesji Rady Miasta przytoczyłam cytat z rozważań Fryderyka Bastiata, które powinny towarzyszyć każdej decyzji władz podjętych w imieniu mieszkańców. Bastiat napisał:” […]W sferze ekonomii każdy czyn, zwyczaj, instytucja, prawo pociąga za sobą nie jeden, lecz całą serię skutków. Niektóre z nich są natychmiastowe — te widać, inne pojawiają się stopniowo — tych nie widać. Można pozazdrościć tym, którzy potrafią je przewidywać. Między złym a dobrym ekonomistą istnieje tylko jedna różnica: pierwszy poprzestaje na skutku widocznym, drugi zaś bierze pod uwagę zarówno skutek, który widać, jak i skutki, które należy przewidzieć.

Ta różnica ma jednak ogromne znaczenie. Niemal zawsze bowiem zdarza się tak, że jeżeli skutek natychmiastowy jest korzystny, wówczas skutki późniejsze są szkodliwe, i vice versa. Dlatego też zły ekonomista troszczy się o niewielkie teraźniejsze korzyści, ryzykując wielkie straty w przyszłości, podczas gdy prawdziwy ekonomista dąży do wielkich korzyści w przyszłości, nawet jeżeli na początku naraża się na małe straty.”[..]

Ano właśnie: zakładam, że decydując o powstaniu Planety Lem – władze wykonawcze miasta widziały konsekwencje utrzymania Planety w przyszłości.

Przejdę do moich prywatnych dylematów:

1.dzisiaj przedstawiono nam radnym  konieczność kolejnego zadłużenia miasta o 220 milionów (brakuje więcej, ale już nie możemy się, w chwili obecnej,  starać o powiększenie długu). W roku 2023  zadłużenie miasta przekroczy 5,5 miliarda złotych. Mój udział w zgodzie na powiększanie zadłużenia stanowi dla mnie problem. A za tym powinnam, czy też nie powinnam głosować? Każda duża inwestycja wymaga dużych kosztów utrzymania. I oczywiście prowokuje pytanie o niezbędność i konieczność powstania tu i teraz. Kiedy zaciągam kolejne kredyty – to raczej nie po to, aby kupować luksusowego auta 😉

2.popierałam, bo jestem przekonana, potrzebę zbudowania Centrum Muzyki, ponieważ wstyd, że tego Kraków – miasto kultury nie ma. Argumentowałam wtedy, że w historii Krakowa rada miasta podjęła decyzję o zatrudnieniu Wita Stwosza i zapłaceniu mu olbrzymich pieniędzy. Ówczesna decyzja rady wyłączyła realizacje wiele doraźnych potrzeb, aby powstało genialne dzieło, które przetrwało i jest skarbem miasta. Nie rozumiem, co prawda do dzisiaj, dlaczego nie powstało Centrum Muzyki we współpracy z marszałkiem, a takie przecież były plany, ale to jakby inny temat. Centrum Muzyki powstaje i bardzo dobrze.

  1. w Składzie Solnym, od bardzo wielu lat – zagnieździli się krakowscy artyści, którzy mieli (a to jest ważne) podpisane umowy z urzędem miasta na wynajem. Płacili miastu za wynajem miejsc w zaniedbanym budynku, który usiłowali, w miarę możliwości, podtrzymywać w trwaniu. Zbudowano interesująca społeczność, bez zachęt i moderowania z zewnątrz: społeczność malarzy, muzyków, rzeźbiarzy, organizujących wystawy, happeningi, ale także akcje wspierania ubogich, przybyłych do nas Ukraińców etc. Takie społeczności powstałe spontanicznie są wartością docenianą w wielu miejscach na świecie. Wielu artystów dzisiaj mówiło, że są tam od kilku do kilkunastu lat. Wartością jest właśnie to, że są grupą wzajemnie się inspirującą, że powstali nie dlatego, że zaplanowali to urzędnicy miejscy, ale sami się zespolili w wartościową artystycznie grupę . I nie są „dzikimi lokatorami”. Dlatego też należy im, w imię szanowania krakowskiej kultury, pomóc. I to nie dlatego, że każdemu można wymówić najem, bo przecież można, ale stworzyli pewną całość, która jest właśnie wartością. A miasto nie ma zbyt wielu miejsc, w których artyści się zbierają i tworzą. Kiedyś takim miejscem oddanym artystom miało być Zabłocie i ja pamiętam dyskusje, kiedy to planowano. Potem powstały na Zabłociu nowoczesne bloki i marzenia o krakowskim Montmartre się skończyły.

KONKLUZJA:

  1. Nie przemawiają do mnie argumenty „jak już tyle wydaliśmy, to trzeba kontynuować” (patrz wyżej Bastiat pisał: […]zawsze bowiem zdarza się tak, że jeżeli skutek natychmiastowy jest korzystny, wówczas skutki późniejsze są szkodliwe, i vice versa.[..]) Trzeba widzieć nie tylko „teraz”, ale i konsekwencje.
  2. Nikt nie jest właścicielem miasta: ani prezydent, ani rada – działamy dlatego, że dysponujemy pieniędzmi podatników (za ich zgodą) i ich powinniśmy wysłuchiwać.
  3. Dialogu musimy się wszyscy uczyć, bo on jest podstawą wynegocjowanych racji (część oddajemy, a część zyskujemy).
  4. Wartością jest to, co powstaje wewnątrz społeczeństw, a nie to co jest zaprogramowane. Można coś komuś sugerować, ale związków, sympatii , współpracy nie da się wymusić. Trzeba szanować to, co powstało samoistnie, bo jest wartością, którą można zniszczyć, a potem się urzędniczymi uchwałami nie da się odbudować.
  5. Zarobki w sektorze kultury krakowskiej są żenujące. Ci najbardziej wartościowi – uciekają z urzędu, po krótkim czasie do innych miejsc. Zabiegam o to, aby zarobki w krakowskich instytucjach były godne. Teatry nieinstytucjonalne ledwo zipią – a tez trzeba o nie dbać.
  6. Jestem zmęczona po całym dniu intensywnej pracy i może argumentacja nie jest dopracowana, ale zarys tego, co myślę o sprawie – przedstawiłam. 😊