Usunęłam zdjęcie z gór, ponieważ nie mogłam kontynuować wpisów.
A mam nieco refleksji. Mój ulubiony Frederic Bastiat kiedyś pisał:
"Restrykcyjne ustawy zawsze stawiają przed nami ten sam dylemat: albo zgodzimy się, że tworzą niedostatek, albo się na to nie godzimy. Jeśli się godzimy, to tym samym uznajemy, że wyrządzają ludziom wszelkiego rodzaju zło, jakie mogą im uczynić. Jeśli się nie godzimy, wówczas zaprzeczamy, że ograniczają one podaż dóbr i podnoszą ich ceny i w konsekwencji zaprzeczamy, że faworyzują producenta. Ustawy takie są albo szkodliwe, albo nieskuteczne. Nie mogą być użyteczne."
Pomyślałam sobie, że dziwne to jest, iż mnie wierzącego (i doświadczającego na sobie) zwolennika wolnego rynku dosięgnęła kara: odebrano mi, mojej firmie prawo do walki o pozycję. Zamiast wolnego rynku pojawiły się decyzje urzędników dystrybuujące pieniądze. Temu damy, a temu nie damy. Jakość usług wyparło kumoterstwo, układy, znajomości – a ja w tym udziału nie biorę, a więc przegrywam. Cóż za ironia historii.