Jordania. Kraj pustyni i mężczyzn.


Zaplanowany wyjazd do Jordanii, ale przede wszystkim do Petry miałam od dawna. Parę razy przekładany i wreszcie, kiedy wyglądało, że to będzie najlepszy moment : ogłoszono datę wyborów. Oczywiście zarejestrowaliśmy się do komisji wyborczej w Ammanie. Ale nieco później wydarzyło się to, co stawiło pod znakiem zapytania nasz wyjazd. 7 października nastąpił atak Hamasu na Izrael.. Dzień ataku to był szabas i święto Sukkot. Atak zaczął się o 6.30 rano. Zaatakowano trzy duże bazy wojskowe przy granicy. Zabito żołnierzy należących do elitarnych jednostek specjalnych, takich jak Sajjeret Matkal. W bazach najprawdopodobniej było mniej żołnierzy, niż zwykle, bo z powodu święta część wojska przebywała na przepustkach. Między innymi zostało zabitych 260 młodych ludzi spośród 3 tysięcy, którzy uczestniczyli na muzycznym „festiwalu pokoju”, który miał miejsce 2 kilometry od granicy ze Strefą Gazy. W kibucu Kfar Aza zamordowano między innymi 40 dzieci..Izrael zmobilizował ponad 300 tys. rezerwistów i dyslokował znaczną część sił lądowych przy granicy z Gazą. 13 października wydał też mieszkańcom północnej części Strefy – przeszło 1 mln osób – polecenie opuszczenia tego obszaru w ciągu 24 godzin (mimo upływu terminu inwazja lądowa dotąd nie nastąpiła, co prawdopodobnie jest efektem nacisków międzynarodowych, aby dać ludności cywilnej więcej czasu na ewakuację) i przeniesienia się na południe (poniżej parku narodowego Wadi Gaza). Bardzo napięta sytuacja panuje  w obszarze pogranicznym między Izraelem a Libanem. Dochodzi tam z jednej strony do punktowych ataków ze strony libańskiego proirańskiego Hezbollahu (przy pomocy rakiet oraz broni przeciwpancernej) oraz znajdujących się w Libanie ugrupowań palestyńskich, z drugiej zaś – do izraelskich odwetowych uderzeń lotniczych. Izraelskie samoloty zaatakowały również porty lotnicze w Damaszku i Aleppo (utrudniając tym samym Iranowi komunikację lotniczą z jego sojusznikami w Syrii i Libanie).

Tak więc stanęliśmy przed pytaniem: czy można realizować naszą wyprawę do Jordanii (w której prawie 50 procent mieszkańców to emigranci z Palestyny). Sprawdzaliśmy opinie na stronach MSZ, ale także pytaliśmy się podróżników znających tamte tereny, co myślą o sytuacji. Po dość trudnej analizie  stwierdziliśmy, że teraz to będzie tam czas  negocjacji i jeśli sytuacja tak, czy inaczej się rozwinie to dopiero za parę tygodni, czy miesięcy. I polecieliśmy : droga była dłuższa, bo oczywiście nie nad Izraelem, ale nad Egiptem. Na miejscu niezbyt wnikliwa kontrola na przejściu granicznym (a tego się nie spodziewaliśmy).  Na ulicach Ammanu (w którym żyje 1/3 ludności Jordanii) gwarno i gorąco. Kwitnie handel. Przez cały dzień widać niewiele kobiet. Właściwie wszędzie tylko i przede wszystkim mężczyźni: sprzedają, gotują, sprzątają. W sklepach z damską bielizną – mężczyźni sprzedawcami, w sklepach kosmetycznych – także. Dopiero wieczorem pojawiają się kobiety. Dużo w czadorach, ale także mnóstwo pań w nikabach i najbardziej restrykcyjnym ubiorze muzułmanek (pełna burka zakrywająca  całe ciało, w tym nawet oczy - kobieta patrzy przez specjalną siatkę).  Ale także widzimy kobiety  w normalnych strojach europejskich. Jordania żyje niedawnym ślubem syna  królowej Ranii i króla Abdullaha II. Książę Hussein poślubił saudyjską architektkę Rajwę Al Saif. Na ulicach zdjęcia młodej pary. Podobno wszyscy Jordańczycy bardzo się angażowali w widowisko pokazujące kolejny ślub w rodzinie królewskiej (parę miesięcy wcześniej córka króla księżniczki Iman wychodziła za mąż i Jameel Alexander Thermiotis, którego majątek szacuje się na 15 milionów dolarów). Popatrzyłam na dane: dochód narodowy brutto na jednego mieszkańca w Jordanii: (2021) 4 170 $ USA; w Polsce 15 874 $ USA. Ceny benzyny regulowane przez króla. Inne dobra – raczej poza ingerencją króla. Można się targować. My, turyści nie czujemy na ulicach napięcia. Dopiero w sytuacjach dłuższych, niż błyskawiczne zakupy, słyszymy co-nieco. W piątki na ulicach dużych miast – protesty przeciwko Izraelowi. Król Jordanii stara się uspokoić ludzi, odmówił Bidenowi rozmów i prezydent USA poleciał od razu do Izraela. Abdullah II ceniony jest za zmysł dyplomatyczny, może więc i tym razem zmysł ten pomoże. Wydaje się jednak, że świat arabski nastawia się na wojnę i to taką naprawdę większą.

Wyjechaliśmy z Ammanu i dotarliśmy do Petry. Jordańczycy mówią, że podstawowe źródło ich istnienia, a więc turystyka jest w niebezpieczeństwie, bo nie wiadomo, co z wojną. Tłumów nie było, ponieważ bardzo dużo ludzi odwołało przyjazdy. Wszędzie widać tylko i wyłącznie pracujących mężczyzn. Tu i ówdzie bardzo młode dziewczyny lub bardzo starsze kobiety sprzedają precjoza, chusty, korale, kolczyki. Wszędzie wielbłądy z ranami na kolanach i osły. Ziemia sucha, wyschnięte resztki roślin. I kurz. Petra – dużo pisać. Podsumowując: marzenie (jedno z marzeń) zostało zrealizowane .

A potem Wadi Ghuweir na terenie Rezerwatu Biosfery Dana - to 12 kilometrów niesamowitych wrażeń, ale także  i wspinania się, złażenia po dość stresujących drabinkach, to 12 kilometrów przemoczonych butów. 

Potem wyjazd na pustynię Wadi Rum. I to zaskoczenie, bo to nie tylko piasek, ale  malownicze, granitowe skały i piaskowce. To właśnie tym skałom piasek zawdzięcza swoje niezwykłe odcienie czerwonego koloru. Obszar chroniony, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Tam już rządzą tylko Beduini. Przez dwa dni mieszkaliśmy w beduińskich namiotach, jedliśmy przygotowane przez nich potrawy. To koczownicze plemiona, które przez wieki zamieszkiwały Bliski Wschód i Afrykę Północną. Pustynia należy do nich. Znają każdy zakątek. Jeżdżą jeepami (nasz prowadził iście kawaleryjsko 12, no może 15-letni chłopak). Śpią pod tymi autami. Śniła mi się Wadi Rum nocą, już po powrocie. Zachodu słońca nie zapomnę nigdy. Mówi się, że najpiękniejsza pustynia jest po deszczu, ale nam nie było dane tego doświadczyć. Do namiotów dotarliśmy na wielbłądach – nie napiszę więcej i to z wielu powodów: może i tego, że jazda na wysokości 2 metrów ponad ziemią jaklś nie stwarza komfortu, a poza tym staram się nie korzystać ze zwierząt nawet i z ta świadomością, że jest to źródło zarobkowania dla Beduinów.

Mój powyższy wpis nie ma aspiracji być przewodnikiem turystycznym, czy też analizą politycznej lub  gospodarczej sytuacji Jordanii. Czym więc? Chyba skrótem opowieści o świecie, który nas zadziwi, zachwyci, jeśli oczywiście znajdziemy w sobie potrzebę ruszenia  poza to, co mamy każdego ranka, wieczora w drodze do i z pracy. I nie jest to koszt przekraczający możliwości wielu z nas. Staliśmy się homo viator. Nie jest to dobre dla Ziemi. Przemieszczamy się z miejsca na miejsce, ale dla mnie jest to wciąż wyrażona poprzez moje podróże …złość na komunę. Tak sobie wciąż i wciąż myślę: że wtedy nie podejrzewałam, że kiedykolwiek będę mogła obejrzeć Petrę.

Kiedyś tam, jak wciąż pamiętam,  stałam dwa dni w długiej kolejce studentów, aby dostać dwutygodniowe stypendium do Norymbergi. I może wtedy, w mojej głowie powstały pomysły o wyjazdach do Indii, czy Jordanii. I teraz  mogę. I będę to robiła w złości i żalu, że wtedy nie mogłam, że zabrano mi moją młodość, kiedy podróże mogły być inne, bo ja byłam inna.