Tytuł 36

 Jaka jest różnica pomiędzy okresem przełomu lat 80 i 90.tych, a dniem dzisiejszym?

Andrzej Sadowski: Obecnie przedsiębiorczość jest systemowo prześladowana. Zablokowanie prywatnej przedsiębiorczości powoduje, ze jak bankrutuje duża firma, taka jak stocznia, to ludzie z niej nie mają gdzie szukać pracy. Na początku lat 90-tych było inaczej. Kilka milionów osób straciło pracę w upadającym sektorze publicznym, ale znalazło ją w nowo powstającym prywatnym i dlatego do 1998 roku bezrobocie sukcesywnie malało, aż do ówczesnego poziomu poniżej 10 %.

Co może radny cd..

A jednak radny może nieco: na przykład może (przy wsparciu kolegów…) wypromować swoje nazwisko (bo przecież przede wszystkim o to chodzi) poprzez nie najmądrzejszy pomysł, ale taki, który nikomu nie zaszkodzi, nie będzie koncepcją systemową etc. Takim przykładem jest dziejące się aktualnie widowisko pod tytułem Victoria Wiedeńska. Pomysł nie do końca określony, nie za bardzo wiadomo z jakim celem, co mu przyświecało, o co chodziło. W każdym razie poszło… Miasto wydało ponad 3 miliony złotych. W międzyczasie rozpoczęła się akcja wyrzucania bibliotek z lokali spółdzielni. Może można kupić taki lokal dla miasta od spółdzielni, aby biblioteka nie zmieniła miejsca, trzeba pomyśleć, jak i co z tym zrobić. Miasto za parę lat nie będzie miało bibliotek. I to jest problem. Ale będziemy mieli parodniową imprezę (źle, moim zdaniem, zrobioną) za bardzo duże pieniądze.

Wniosek: jednak radny może wyciągnąć z kasy podatników pieniądze w sposób głupi i za to nigdy i nigdzie nie odpowie. Zastanów się Szanowny Wyborco komu dajesz pieniądze ze swoich podatków.

Co może radny?

Dostałam zadanie napisania tekstu pt."Co może a czego nie może radny?" Na tę okoliczność przepytałam większość moich współradnych: czy mają poczucie, że coś mogą, co mogą i jak się z tym czują. Większość odpowiedziała, że radni mogą niewiele. Piszą interpelacje, uchwały kierunkowe etc. Niekiedy, kiedy prezydent (czytaj jego urzędnicy) coś chce, co nie będzie popularne społecznie wyraża zgodę, aby zrobili to radni i upublicznili ten fakt (wtedy winna jest rada a nie prezydent); kiedy zaś pomysł się mu podoba, po prostu dokonuje przejęcia i wstawia siebie jako autora pt. prezdyent miasta (tu jeszcze wciąż, chociaż ostatnio jakby rzadziej: występuje imię i nazwisko). Uchwały kierunkowe, zbytnio angażujące prezydenckich urzędników, najczęściej idą do kosza.

Radni mogą więc załatwiać, za przeproszeniem, "du…rele". Chodnik wyremontują, lampę naprawią, płot przestawią (za pomocą chodzenia do kolejnych dyrektorów wydziałów miasta). Żadnych zmian systemowych, dużych pomysłów itp nie mogą. Tak więc radny niewiele może do czasu…. ustalania budżetu, wtedy może nieco więcej, o ile jest w większości politycznej w radzie, bo wtedy staje się (tylko na ten króciutki czas niby-partnerem prezydenta, któremu zależy na bezbolesnym i tak naprawdę tymczasowym dopięciu planu budżetu na rok następny). Szansę wprowadzenia poprawek budżetowych mają tak naprawdę radni z większości politycznej, bo ci z mniejszości, z którymi się prezydent nie liczy, nie mają szans żadnych.

Kiedyś prezydent musiał bardziej się liczyć z radą, która go wybierała i mogła odwołać, teraz prezdenta może odwołać jedynie lud w drodze referendum. Jak widać, nie odwołuje się praktycznie żadnego prezydenta (nawet tego, który gdzieś tam w Polsce siedzi w więzieniu za molestowanie). Wracam więc do pisania artykułu pt"Co może radny….." Co może? Może  pobierać diety i może mieć moralnego kaca (niektórzy mają). Dzisiaj radny-szef wszedł na komisję, podpisał listę i wyszedł. Tak zresztą robi od dłuższego czasu. O tempora, o mores.

Za 27 lat co czwarty Polak będzie w wieku emerytalnym.

Dane GUS  dotyczące rynku pracy wskazują na spadek bezrobocia w Polsce do poziomu 9,6% za II kwartał br. Biorąc pod uwagę, że w ciągu ostatnich trzech lat w Polsce przybyło niemal 1,5 mln miejsc pracy, wciąż niepokoi wolne tempo wzrostu zatrudnienia i szczególnie niski udział osób młodych i po 50-tym roku życia w zatrudnieniu  a  przeciętny czas poszukiwania pracy wzrósł o blisko miesiąc (do 13,1 miesięcy). W mojej firmie zajmującej się posrednictwem mam naprawdę dużo ofert pracy a poza tym bez przerwy spotykam ludzi, którzy pracy szukają. Dzieje się coś niedobrego. Rozmijają się potrzeby pracodawców z kwalifikacjami poszukujących. Tak jest zapewne, ale także i to, że nie zatrudnia się ludzi po 50 roku życia. Przypominam sobie Mediolan, w który byłam wiosną. Spotykałam w różnych miejscach pracy profesjonalnych, sprawnych 50-latków.

PS Niedawno  Rektor Jednej Uczelni pytał, czy mam oferty młodych ludzi, chcących pracować ,do trudnych zadań. I wtedy ja zapytałam, czy chce ludzi młodych czy dobrych, ponieważ ja w ofercie postawiłabym na profesjonalizm, aktywność, uczciwość a nie na wiek. I on wtedy zastanowił się i wycofał. Zatrudnił dwie panie: jedną 48-latkę i drugą 27-letnią.. 

PS Dedykuję dzisiejszy wpis mojej znajomej M.

I znów o kulturze

Jednym z podstawowych pytań, na które powinno się jak najszybciej odpowiedzieć to problem, dla kogo jest Kraków. Jacy turyści będą do nas przyjeżdżali. Czy jest to miasto imponujące kulturą tzw. wysoką, czy jesteśmy w stanie znaleźć sobie miejsce wśród innych miejsc, z nią  kojarzonych,  jaką infrastrukturę jesteśmy w stanie zaproponować wielbicielom  Johannesa Brahmsa, czy ludzie kochający tak bardzo wykwintną sztukę zachwycą się naszą bazą hotelową, poziomem naszych restauracji etc. Czy raczej powinniśmy postawić na kulturę tzw. masową, mającą też swoich zwolenników, zapewne mniej wybrednych, nieco biedniejszych, ale w większej masie. Zdaje się, że przyszła pora na poważną debatę, ponieważ coś się dzieje z atrakcyjnością Krakowa. Uroda miasta pozostaje, ale  jest coraz mniej amatorów chcących ją kontemplować.

I wszystko jasne

Polecam dzisiejszą Gazetę Krakowską. Tamże jest duży artykuł dotyczący rozwijającej się wspaniale kariery politycznej prof. Jacka Majchrowskiego – litościwie nam panującego (już drugą kadencję) prezydenta Krakowa. Pan M. został szefem nowego lewicowego stowarzyszenia "Rzeczpospolita Obywatelska". Był na zjeździe stowarzyszenia i Aleksander Kwaśniewski i Ryszard Kalisz. Już nikt nie powinien mieć wątpliwości i nie ulegać kokieterii prezydenta Krakowa, że on jest jakoby pozapartyjny. Ciekawe jest zdjęcie znajdujące się obok tekstu. Na nim lewicowy prezydent stoi na pierwszym planie a z tyłu, tuż za nim czołowi , krakowscy i małopolscy działacze PO (co by nie powiedzieć pan senator i pan poseł). Domyślam się, że zdjęcie zostało dobrane nie przypadkowo. No cóż. Właściwie trudno cokolwiek dodać lub ująć. Sugesteie dziennikarzy są dość klarowne. Część PO wyraźnie sprzyja panu prezydentowi. No może nie wszyscy "z tła" na zdjęciu, ale znaczna część działaczy partii. I znów, czego się obawiam, zostanie nominowany do konkurencji o prezydenturę Krakowa  z panem profesorem Jackiem Majchrowskim człowiek słaby, mało znany mieszkańcom Krakowa, albo w innej wersji: pięciu kandydatów i znów bez problemu będzie wynik taki sam, jaki jest od dwóch kadencji. Wersją inną może być i ta, że pan profesor znudzi się funkcją i wybierze inną drogę  kariery.

A swoją drogą jak to jest z korzeniami naszego wychowania, rodziny, tradycji… Pan prezydent jest ze Sosnowca i tam wyrósł (aż do czasów studiów) a ja też jestem z Czerwonego Zagłębia, chodziłam do klasy licealnej z Gierkówną, a poszło mi w inną stronę . I propaguję nie egalitarystyczne poglądy Marksa ale zdroworozsądkowość i realizm ekonomiczny Miltona Friedmana.

Tytuł 38

Obiecuję, że po raz ostatni: nie mogę zrozumieć braku odpowiedzialności  ludzi za wydawanie publicznych pieniędzy.Takie zachowania powinny podlegać weryfikacji  a ludzie powinni ponosić  konsekwencje. Zbyt rzadko korzysta się z możliwości oskarżania niefrasobliwych ludzi władzy  o szkodliwość dla gospodarki. Po raz ostatni napiszę o obchodach w Krakowie rocznicy bitwy pod Wiedniem Jana Sobieskiego. Miasto, a więc my wszyscy zapłacimy za to ponad 3 miliony złotych.

Inny radny miejski parokrotnie usiłował przenieść pieniądze z tej czy innej imprezy kulturalnej (imprezy a nie wydarzenia kulturalnego) na remont chodników w Nowej Hucie.  Za każdym razem inni rajcy patrzyli na jego usiłowania z lekceważeniem i politowaniem. Biedak prymityw. A ja coraz bardziej zaczynam się skłaniać ku remontom ulic i chodników.

Jest to poniekąd aneks do moich apelów o szacunek dla pieniędzy podatników.

Tytuł 39

1 września jest, w jakimś sensie, także świętem rodzinnym. Rodzice idący z dziećmi odświętnie ubranymi na rozpoczęcie roku szkolnego, powroty dzieci do domów etc. Wczoraj rano, jadąc tramwajem, podsłuchałam rozmowę dwóch 12-13 latków o tym, że ich wspólny znajomy został przeniesiony do innego Domu Dziecka i że jeden z nich złamał sobie na obozie rękę i miał operację wyrostka robaczkowego. Pomyślałam sobie, jak mocno przeżywaliby rodzice dziecka, któremu to by się przydarzyło: złąmanie ręki dziecka, a potem jego operacja…

Trzeba byłoby jak najszybciej pozamykać domy dziecka i zamienić je na rodzinne domy. A tu, jak się okazuje, chętnych nie ma na bycie "wujkami"  i "ciociami".  Może za mało propagowania idei rodzinnych domów?