Konferencja "Otwarty Kraków"

Wczoraj na sali Rady Miasta Krakowa gościliśmy prawie 200 osób, które przyszły na konferencję Otwarty Kraków”.

Nie można udawać, że nie widzimy ogromnej ilości cudzoziemców, którzy przyjeżdżają do Krakowa, aby tutaj zamieszkać i pracować. Jak powiedział konsul Ukrainy – w Krakowie jest ponad 70 tysięcy Ukraińców. Z nich 90% ma zgodę na pracę i przebywa u nas legalnie. Przyjeżdżają całymi rodzinami. Potrzebują szkół dla swoich dzieci. Oczywiście nie tylko są to Ukraińcy, ale także i inni. Wczoraj dowiedzieliśmy się od dyrektorów szkól, że mają dzieci z Portugalii, Brazylii, Afganistanu.

Różnorodność jest. Powstaje pytanie, czy miasto jest przygotowane na wsparcie osób, a w tym przede wszystkim dzieci, które zaczynają żyć w Krakowie. Przybywający oferują nam pracę, kompetencje  (przyjeżdżać zaczynają ukraińscy lekarze i pielęgniarki, których brakuje na krakowskim rynku pracy) i chcą edukować tutaj swoje potomstwo.  Problemów jest niestety wiele: rodzice pracują, a dzieci nie mają biegłości językowej na tyle, aby bez przeszkód móc wskoczyć w trwającą polską edukację. Rodzice nie mają także możliwości wspierania dzieci w ich rozwoju.

Wczoraj pokazano, ile pracy trzeba włożyć w to, aby wesprzeć rodziny, które przyjechały do Krakowa na krócej lub dłużej. Są to przecież także rzesze menadżerów w wielu przedsiębiorstwach, kucharzy, pielęgniarek, lekarzy, stolarzy etc. Oni dają nam swoją pracę – my powinniśmy zastanowić się, jak im pomóc.

Raport po konferencji powstanie i zostanie opublikowany.

 

Wydarzenia wyborcze w Krakowie.

52db5d5a60f7b_osize969x565q71h5431fa

No i stało się. Prezydent JM, po budowaniu napięcia,  zdecydował się na kandydowanie. Myślę, a tylko taką mam możliwość (jedynie własnych podejrzeń, ponieważ nie jestem częstą bywalczynią prezydenckiego gabinetu), że do końca nie miał pomysłu na rozwiązanie sprawy. Decyzja być może była i zaskoczeniem dla żony prezydenta 😉  Być może nie wiedzieli o niej jego radni z klubu Przyjazny Kraków, ponieważ co najmniej dwóch z nich kokietowało w ostatnim czasie swoim zachowaniem PiS.

Prezydentowi nie przyszło do głowy (a może bał się okazać słabość i przemijanie) wskazywać od co najmniej dwóch lat (sic!!) swojego następcę. Zrobił taki manewr prezydent Katowic Uszok  i wszyscy wiedzieli, że jak ustąpi – to będzie, bez większych zmian, kontynuował to Krupa, który został prezydentem. Takim zabiegiem posłużył się i Staszek Kracik w Niepołomicach – wiedzieli ludzie, że jego zausznikiem jest Ptak etc, etc. Odchodzące lwy wskazują następców w stadzie. A tego nie zrobił prezydent JM. I to był gigantyczny błąd. Kiedy zaczął, pomimo swojej świadomości o wiecznym trwaniu i nieśmiertelności – robić to teraz – okazało się (być może na podstawie robionych ankietach, chociaż każdy to przecież wie), że wskazany teraz (!!) następca ma minimalne szanse na przejęcie prezydentury. Tak więc teraz czeka prezydenta JM ciężka praca przekonywania Krakowian do swojego następcy. Może wystarczy dwa lata? Wtedy prezydent ogłosi swoje odejście i odbędą się powtórne wybory.

Nie wiem, czy na to zdecyduje się Władek Kosiniak-Kamysz (jak chciałby prezydent JM).  Ma on wciąż w tyle głowy to, że jak Krakowianie nie podejmą takiej decyzji to stracić może dużo. Doświadczony w boju politycznym lekarz. Może pojawi się w umyśle prezydenta ktoś inny (a umysł ów to jak „czarna skrzynka”), kto znałby samorząd. Chociaż i to, jak na dzisiaj, jest niekonieczne, ponieważ dwa lata  jest czasem dość długim na zdobycie takiej wiedzy.

Zgadzam się, że potrzebna jest zmiana (zawsze byłam i jestem zwolenniczką kadencyjności władz), ale w ostrej walce o władzę drugiego miasta w Polsce przejęcie przez kogokolwiek prezydentury, kto nie ma zielonego pojęcia o funkcjonowaniu samorządu jest dramatem.  Najpierw trzeba byłoby usunąć zwolenników i protegowanych prezydenta JM i starą kadrę (rok, dwa lata, lub krócej, ale nie ma zbyt wielu, którzy mogliby przejąć funkcje w urzędzie), potem odtworzenie nowej kadry (a ławeczka króciutka). Szkoda miasta.

Jestem zwolenniczką kompetencji, a nie politycznego zamachu stanu. Być może wynika to z mojej przeszłości przedsiębiorcy. Wiem, że bez kompetencji – zamiar budowania czegokolwiek nie może się udać. A miasto, ze swoim ponad pięcio miliardowym budżetem jest , wbrew pozorom, niełatwe do ogarnięcia.

A w historii zdarzają się i cuda (chociaż rzadko). Czekamy na ciąg dalszy 🙂

Film "Twarz"

„Najbardziej zajmująca nas powierzchnia na Ziemi to powierzchnia ludzkiej twarzy”

Georg Christoph Lichtenberg

 

0006TT5XPVC293PAC122F4Byłam na filmie Małgorzaty Szumowskiej „Twarz”. czekałam na niego z niecierpliwością, ponieważ interesuje mnie temat zmiany twarzy (a tak ten film zapowiadano). Napisałam parę artykułów związanych z transplantacją twarzy. Powstała świetna książka tylko i wyłącznie temu tematowi poświęcona Hansa Beltinga pod tytułem „Historia twarzy”. Warta polecenia.

Więc poszłam. I wyszłam rozczarowana, zresztą tak jak większość publiczności. Film jest zrobiony najprawdopodobniej po to,  aby zdobyć nagrody na którymś tam festiwalu. Trudno za to ganić panią Szumowską. Tak zdobywa się popularność, a za nią niezbędne do robienia filmów – pieniądze. Jeśli był taki cel- to został zrealizowany. Jest więc w porządku – film zdobył nagrodę w Berlinie.

Dlaczego mi się nie podobał? Krótko, ponieważ jest późno, ale wrażenia jeszcze cieplutkie. Nie spodziewałam się filmu poruszającego temat w sposób Bergmanowski (parę filmów pani Szumowskiej już widziałam). Nie liczyłam też na to, że będzie to film klasy Wojciecha Smarzowskiego (jego filmy lubię). Byłam ostatnio na filmie, który mi się podobał: Piotra Domalewskiego Cicha noc. Dlaczego tych reżyserów przywołuję tutaj: ponieważ Szumowska umieszcza akcję „Twarzy” także na wsi polskiej. Jednak wieś Szumowskiej, która jest naturalnie katolicka, gdzie jest oczywiście ksiądz, pijani wieśniacy etc, jest taka właśnie na eksport. Pokazanie zostało  kołtuństwo, głupota, jakieś przebłyski zawiedzionej miłości na tle …. budowanego pomnika Chrystusa.

Film reklamowano, jako ten, w którym tak cenne miało być poczucie humoru, dowcip. Jeśli był, to  ja go nie zauważyłam. A jeśli był – to straszliwie ciężki i oczywiście dotyczył obrządków religijnych. Wieś polska przecież wygania szatana, spowiada się u sprośnego księdza. A ja widziałam kiedyś film o zacofanej polskiej wsi, gdzie każdy dowcip był  śmieszny i powiedzonka przeszły do mowy potocznej. Piszę o „Konopielce”. Reżyser Leszczyński posłużył się świetnym tekstem Edwarda Redlińskiego. Może i dobrze byłoby, aby scenarzyści pisali scenariusze, a reżyserzy reżyserowali filmy. Film Szumowskiej, zapewniam Państwa, śmieszny nie jest, nie ma żadnej akcji pełnej humoru (ksiądz wkładający pieniądze z tacy do kieszeni, ksiądz przepytujący parafiankę dość szczegółowo w sprawach jej grzeszenia). Jeśli „pełne humoru” ma być soczyste przeklinanie to może i (dla niektórych) ma to walor „poczucia humoru”.

Jakieś to wszystko w filmie było niespójne: był problem, ale został rozmyty na paru płaszczyznach. Wiejski chłopak ma wypadek i potem transplantację twarzy (uzyskuje inną, brzydką twarz). Dlaczego jednak ma wypadek przy stawianiu pomnika Chrystusa. Być może powiązaniem może być i to, że spada z olbrzymiego rusztowania, kiedy pracuje nad twarzą Chrystusa (no może zbyt daleko pojechałam z porównaniami – zresztą kto to wie). I wciąż problem odrzucenia przez społeczność człowieka z nową twarzą odgrywa się na katolickiej wsi. I naprawdę nie widziałam połączenia tych tematów. Ksiądz mówi: „kochajcie wszystkich”, a ludność nie kocha- jednakże to samo działoby się na wsi w Indiach, w Pakistanie, a nawet i w Szwecji. Problem inności jest problemem ludzkim, tak naprawdę ponad-religijnym.

Nie wiem, ale o ile poszłabym jeszcze raz na „Cichą noc” – to na pewno nie pójdę po raz drugi na „Twarz”. Chyba tyle, jak na dzisiaj.

PS 1

Ci z Państwa, którzy mnie nieco znają wiedzą, że dość rzadko staję w obronie religijności polskiej wsi, a więc nie w tym sedno sprawy. Nie katolandośc jest powodem mojego braku entuzjazmu 😉

PS 2

Zdjęcie pochodzi ze świetnego filmu „Konopielka” 🙂

 

 

 

Pomnikoza krakowska.

pomnikdlainki1Są Święta i w zasadzie powinnam podrzucić tutaj zupełnie inny tekst: o przemijaniu, śmierci, czy nadziei. Jednak pozwolę sobie na teraźniejszość Krakowa.

Wiele lat temu przestrzegałam mieszkańców i przede wszystkim władze miasta przed niebywałą aktywnością tych, którzy postanowili stawiać coraz więcej i więcej pomników w Krakowie.Mechanizm (czy też metoda) jest zawsze taka sama: inicjatorzy się pojawiają przede wszystkim u prezydenta, a potem u poniektórych radnych. Mówią, że chcą kawałeczek ziemi, potem zbiorą pieniądze i pomnik ku chwale bardzo ważnej sprawy stanie. Potem okazuje się, że kasy nie, kawałeczek ziemi staje się całkiem sporym miejscem. Zostaje jedynie Bardzo Ważna Sprawa – i tutaj miasto już się wycofać nie może. No bo jeśli BWS (bardzo ważna sprawa), niekiedy zastępowalna przez BWO (Bardzo Ważna Osoba) – to wtedy klops. Szans na wycofanie nie ma. I kropka.

Jest to więc forma najbardziej klasycznego szantażu. I pomniki rodzą się, jak króliki. Tutaj nawiązanie świąteczne.

Nikt (poza paroma osobami) nie ma odwagi  przeciwstawić się rozszerzającej się pomnikowzie. Kiedy parę lat temu napisałam uchwałę kierunkową, która domagała się regulacji takich poczynań – traktowano to, jako dowcip, a było to .. proroctwo. Proponowałam inicjatorowi stawiania (przypominam za milion osiemset tysięcy) pomnika pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, aby w zamian stawiania kolejnego pomnika utworzył stypendium im.Ryszarda Kuklińskiego dla absolwentów polskich szkól wojskowych lub na przykład politologii, którzy będą mogli wyjeżdżać na kursy do USA -inicjator pomnika potraktował mnie dość … obcesowo. I zajął się, posługując stałą metodą – stawianiem pomnika.

A pomników mamy w Krakowie sporo. Wystarczy iść do Parku Jordana.

Do roku 1914 w parku Jordana udało się umieścić 46 popiersi sławnych polskich poetów, uczonych, pisarzy i samego twórcy parku (wykonaną przez Jana Szczepkowskiego). Początkowo popiersia ustawiano wokół centralnego placu w środku parku. Nieco dalej, w południowo-wschodniej części zieleńca, usytuowany był tylko pomnik Tadeusza Kościuszki, który stał na lewo od wejścia, na dnie osuszonego stawu.

Pomniki zaczęto ustawiać na przełomie lat 80. i 90. XIX w., ale niektóre z nich wykonano już wcześniej. W roku 1900 było ich 31.

Podczas II wojny światowej park został zdewastowany. Popiersia wybitnych Polaków uratował Kazimierz Łuczywo, ukrywając je w swojej pracowni.

Obecnie na terenie parku stoją 54 popiersia  i pomnik założyciela parku.

Popiersia w alejach I i II są pomnikami z czasów jordanowskich, natomiast popiersia z alej III – V są sukcesywnie tworzone od końca lat 90. XX w. w ramach projektu „słynni Polacy XX wieku”. Wyjątkiem jest popiersie w IV alei  Tadeusza Kościuszki, które, mimo że stoi pośród nowych pomników, należy do starego kompletu.

W 2002 roku zostało zarejestrowane Towarzystwo Parku im. dr. Henryka Jordana. Aktywna działalność Towarzystwa doprowadziła do powstania na terenie parku  kilkunastu popiersi wielkich Polaków XX wieku.
Pisząc o pomnikach nie sposób pominąć najsłynniejszego z nich: pomnika Adama Mickiewicza na Rynku Głównym. Jego uroczyste odsłonięcie nastąpiło w 1898 roku (w setną rocznicę urodzin wieszcza Adama.). Autorem projektu był Teodor Rygier. Jak to często bywa w Krakowie, projekt  spotkał się ze zdecydowaną i surową krytyką.. Koszt budowy monumentu wyniósł 164 tys. złotych (większość tej kwoty pochodziła ze składek publicznych). W 1940 r. pomnik został zniszczony przez okupantów. Po wojnie został zrekonstruowany z elementów odnalezionych w 1946 r. na złomowisku w Hamburgu

Na Placu Wszystkich Świętych stoją dwa pomniki: prezydenta Józefa Dietla  i z tyłu, mniej wyeksponowany Mikołaja Zyblikiewicza. Pomnik Dietla został zaprojektowany przez Xawerego Dunikowskiego. Uroczyste odsłonięcie nastąpiło w 60. rocznicę śmierci Dietla  w 1938 roku. Na miejscu, gdzie stał kiedyś kościół, znajduje się skwer, na którym w 1887 r. ustawiono pomnik prezydenta Krakowa Mikołaja Zyblikiewicza autorstwa Walerego Gadomskiego. Został on usunięty na wniosek Bolesława Drobnera w 1953. Był przechowany i w swojej pierwotnej postaci powrócił na dawne miejsce w 1985.

W Krakowie mamy siedemnaście pomników Jana Pawła II. Są to rzeźby całopostaciowe (jak na przykład przed Kościołem Św. Maksymiliana Kolbego, przed Pałacem Biskupim, czy w Parku Strzeleckim) jak i popiersia (Park Jordana).

W Parku Jerzmanowskich w Prokocimiu mamy pomnik Erazma Jerzmanowskiego – wielkiego człowieka, który był wynalazcą, przemysłowcem, filantropem.

Interesującym przykładem jest pomnik Tadeusza Rejtana, który się mieści na skwerze u zbiegu ulic Basztowej, Dunajewskiego i Garbarskiej. Wykonany został pomiędzy 1856 a 1859 rokiem. Jego inicjatorem był, najprawdopodobniej, Stefan Rejtan – ostatni przedstawiciel rodu. Oficjalne odsłonięcie  w Krakowie miało miejsce w czerwcu 1890 roku i nie wzbudziło większego zainteresowania mieszkańców.  Pomnik był krytykowany, ponieważ zbytnio przypominał  neogotcką formę cmentarnej kapliczki . W 1946 roku został zniszczony przez wichurę i  zdemontowany, a popiersie Rejtana trafiło do zbiorów Muzeum Narodowego w Krakowie. Powrócił na swoje miejsce w 2007 roku.

I ostatni z pomników, który tutaj przywołamy, to ten z Placu Matejki. Pomnik Grunwaldzki – przedstawiający króla Władysława II Jagiełłę na koniu.. Powstał jako dar Fundacji Ignacego Paderewskiego. Został odsłonięty w 1910 roku. Był poświęcony pamięci 500 lecia bitwy pod Grunwaldem. Zburzony przez Niemców w 1939 roku, zrekonstruowany w 1976 według projektu Mariana Koniecznego. Można by poświęcić mu osobną, bardzo interesująca i długą opowieść. Polecam książki i artykuły o nim opowiadające.

Dwa odcinki, które znalazły się w „kraków.pl” mówiące o krakowskich pomnikach opisały zaledwie ich niewielką ilość. Jest ich znacznie więcej.

Dzisiaj mieszkańcy Krakowa zastanawiają się, czy miasto potrzebuje kolejnych. Czy forma pomników w postaci granitowych obelisków wciąż pobudza wyobraźnię , szacunek i uwagę Krakowian? Czy może nadchodzi czas, w którym pomnikami powinny stawać się drzewa, parki, aleje. Dyskusja trwa.

 

Każdy śpiewać może…

Dawno, dawno temu pytałam poprzedniego prezydenta miasta: jak to jest, że w biznesie (a miałam takie wieloletnie doświadczenia) jest tak, że ludzie wybierają na lidera zespołu tego, kto  poradzi sobie z firmą, rozbuduje ją etc,(nie przepadam za tym facetem/kobietą, ale oni są najlepsi i najbardziej sobie poradzą) a w polityce jest absolutnie odwrotnie: każdy, każdy ma aspiracje i uważa siebie za lidera. W biznesie sukces jest bardziej wymierny: przekłada się na zysk, miejsce wśród konkurencji, a w polityce każdemu się wydaje, że jest liderem. Każdy śpiewać może.

I wtedy były prezydent odpowiedział, bo widzisz jest to tak, że każdemu się wydaje, że ma buławę w kieszeni.

Ileż razy można doświadczać tego samego przebiegu zdarzeń? No pytam samą siebie: ile razy można oglądać ten sam, powtarzający się spektakl?

 

 

Wybory już, już :

Polityka nie jest ani mówieniem całej prawdy, ani robieniem tego, co się chce, ani walką światopoglądów [..] gdzieś blisko sedna utrafił Bismarck, określając ją jako sztukę realizowania możliwości” Kisiel”

Taki cytat krąży za mną od rana. Można go rozwijać w wielu kierunkach. Mądry był Kisiel i doświadczony Bismarck.

Jesteśmy w sytuacji oczekiwania na kolejne wybory. Kraków jest w sytuacji dość trudnej. Jest ważnym miastem w Polsce. Zapewne władze PiSu chciałaby go przejąć. Z tego, co donoszą jaskółki możemy usłyszeć o propozycji wystawienia Małgorzaty Wassermann. No cóż – nie ma sensu komentować sprawy. Demokracja i wybory nierozerwalne są z popularnością, a nie z kompetencjami.

Byłam i wciąż jestem zwolenniczką kadencyjności władz. Dwie kadencje i człowiek odchodzi. Powinno oczywiście to być rozszerzone na posłów , senatorów, radnych. Na razie tak nie jest i długo nie będzie. Może kiedyś.  W każdym razie jest coś, co mnie nie tyle nie niepokoi, ale raczej denerwuje. Jeśli człowiek chce odejść, a zależy mu na tym, co było w jego działalności ważne, nie chce, aby następcy zburzyli, to co zbudował, stworzył – przekazuje swoją wiedzę, doświadczenie, kontakty etc swoim kontynuatorom, których wybiera. Dawno temu tak właśnie robiono na uczelniach. Profesorzy wskazywali swoich następców.

Niekiedy, jak się okazuje bywa także i w polityce. Aby nie szukać zbyt daleko można posłużyć się przykładem Niepołomic: kiedy Stanisław Kracik odchodził z urzędu, mieszkańcy wiedzieli, że jego kontynuatorem (bez daleko posuniętych rewolucji w zarządzaniu ) będzie  Roman Ptak (asystujący od lat burmistrzowi), kiedy Piotr Uszok postanowił nie startować, mieszkańcy wiedzieli, że wyznacza na kontynuatora Marcina Krupę.  No tak, a co my możemy powiedzieć o Krakowie? Nie mamy zbyt wielu możliwości i nie mamy kontynuatorów. Nie chcę przez to powiedzieć, że moim absolutnym faworytem był i jest aktualny prezydent, ale jesteśmy w sytuacji dość trudnej: nie mamy za bardzo alternatywy i nie mamy wskazówek od prezydenta.

A ja wciąż uważam, że na zarządzaniu trzeba się znać. Kraków ma rozbudowaną strukturę, olbrzymie pieniądze, zobowiązania, a także i długi. Trzeba sobie umieć z tym poradzić. Nie można uczyć się miasta, kiedy się z dnia na dzień  staje jego włodarzem. Nie wierzę w tak błyskawiczną naukę. Na to potrzeba wielu miesięcy. No cóż, tak po prostu myślę. I o Kraków się boję. Może i niesłusznie, a ktoś powie: damy radę. A ja zapytam: a jakim kosztem, kto na tym straci, a kto zyska?

 

Stuk, stuk, puk, puk – tu historia

W jak nieprzewidywalnych okolicznościach może się odezwać  przeszłość? Może i zawsze. Niekiedy bywa to miłe, kiedy spotykamy ludzi, których nie widzieliśmy dawno, a którzy nas rozpoznają i kontakt jest miły. Może się jednak zdarzyć i tak, że niezałatwiona historia zastuka głośno i jest niemiło. Dzisiaj byłam na uroczystości. Obecność wszystkich krakowskich VIPów. Kwiaty, uśmiechy i etc.  Przed uroczystością starszy pan poprosił o możliwość wygłoszenia paru zdań (jak widać było, osoba znana obecnym). Pan podchodzi do mikrofonu i pyta: na jakich zasadach i dlaczego państwo  daliście znaczące wyróżnienie człowiekowi, który współpracował z SB i donosił na swoich kolegów. I dalej.. Publiczność…. pana wyklaskała.

A ja tak sobie pomyślałam, już po raz setny: dlaczego wciąż u nas w kraju puka historia, ileż może być tego typu wystąpień. Może do końca, jak będą żyli ci, którzy mogli być, czy też byli lub nie byli agentami SB. I dlaczego wtedy, kiedy robiono to w innych krajach – nie udostępniono raz i konkretnie i do końca  list współpracowników SB. Pytanie może i bez odpowiedzi, a może i z bardzo wieloma sugestiami. Nie zrobiono. I, moim zdaniem, wielka szkoda. A dzisiaj byliśmy świadkami konsekwencji tamtych wydarzeń.

Klasy brydżowe a krakowska Fabryka Kart

superluxeKrakowska Fabryka Kart objęła swoim patronatem jedyną w Polsce klasę brydża sportowego, która została siedem lat temu utworzona w Gimnazjum numer 2 w Krakowie. Bardzo długo my-pomysłodawcy  przygotowywaliśmy się do utworzenia klasy. Trwało to parę lat. Grupa ludzi, mających doświadczenie pedagogiczne postanowiła w nowatorski sposób uczyć młodych ludzi, bo przecież brydż  to złożona gra logiczna, wymagająca od zawodników wysokich umiejętności analitycznego myślenia. Brydż sportowy – to stymulator rozwoju intelektualnego młodzieży, posiadający wiele walorów edukacyjnych. Między innymi powoduje doskonalenie procesu zapamiętywania (brydżysta ma zwiększony zakres postrzegania wątków potrzebnych do przeanalizowania danego problemu), skraca czas wykonywania toku myślowego – szybciej znajduje rozwiązania, pobudza myślenie logiczne, rozwija wyobraźnię, myślenie abstrakcyjne, rozwija umiejętność współpracy, powoduje nawiązywanie kontaktów, wskazuje i uzasadnia potrzebę bardzo dobrej znajomości języka angielskiego, który jest oficjalnym językiem stosowanym w brydżu sportowym.

Brydż, jak dowodzą badania, pomaga wykształcić ważne we współczesnym świecie cechy takie jak odporność na stres, odwagę, koncentrację, umiejętność podejmowania decyzji, odpowiedzialność za partnera. Częste wykorzystywanie mózgu pozwala utrzymać system immunologiczny w doskonałej kondycji, a także zachować sprawność intelektualną do późnych lat życia.

Nasi krakowscy uczniowie zostali złotymi medalistami Młodzieżowych Mistrzostw Europy w Brydżu Sportowym, które odbyły się w norweskim Tromso, ale także laureatami wielu innych sukcesów. Twórcom koncepcji klas brydżowych bardzo zależy, aby pomysł, który się tak doskonale sprawdził, mógł być kontynuowany. W zeszłym 2017 roku, w maju, w Krakowie zebraliśmy uczniów  i absolwentów Gimnazjum numer 2 im. Adama Mickiewicza, którzy postanowili pobić rekord Polski w układaniu najdłuższej spirali z kart do gry. Wydarzenie było happeningiem–„Bridge smarter every game” zorganizowanym przez Polski Związek Brydża Sportowego i przeze mnie –  w celu promocji tej szlachetnej dyscypliny. Wydarzenie miało przede wszystkim, zwrócić uwagę społeczeństwa na możliwości edukacyjne jakie daje nauka brydża. Impreza nie odbyłaby się, gdyby nie wsparcie partnera strategicznego: Fabryki Kart Trefl-Kraków. Fabryka jest wiodącym, polskim producentem kart do gry, gier karcianych i towarzyskich. Istnieje od 70 lat. Jest  rozpoznawalna i bardzo ceniona w międzynarodowym środowisku. Może się szczycić  najwyższą jakością produkcji, otwartością i umiejętnością dostosowywania się do nowych warunków. Do tej pory firma wyprodukowała ponad miliard talii kart, a każdego roku jej fabrykę opuszcza około 15 milionów produktów sprzedawanych na całym świecie. Firma posiada szeroki wybór formatów kart, surowców, komponentów do gier i opakowań a cała produkcja odbywa się w najnowszej w Europie fabryce kart i gier, wyposażonej w nowoczesny park maszynowy. W firmie pracuje zespół ponad 100 osób.

Fabryka powstała w 1947 roku jako Krakowskie Zakłady Wyrobów Papierowych, a w połowie lat 90. została sprywatyzowana (w całości polski kapitał).

Od  2014 działa w nowo wybudowanym zakładzie na terenie krakowskiej specjalnej strefy ekonomicznej.

Przy produkcji własnych tytułów kart i gier Fabryka Kart współpracuje ze znanymi na świecie artystami (m.in. Andrzej Mleczko, Marie Cardouat, Franciszek Bunsch) oraz projektantami gier (np. Reiner Knizia czy Bruno Cathala). Produkty sygnowane logo Fabryki Kart (Trefl oraz Trefl Joker Line) powstają często we współpracy z ośrodkami akademickimi (Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy, Akademia Sztuk Pięknych w Krakowie).

Fabryka wsparła happening i zapewne będzie kontynuowała opiekę na powstałymi klasami brydżowymi, ponieważ znów (!!)  jesteśmy na etapie organizowania takich klas. Skończyła się edukacja gimnazjalna. Potrzebujemy współpracy szkoły podstawowej (nauka brydża powinna się zacząć w czwartej, piątej klasie) i liceum, które przejmie klasy brydżowe. Uczniowie z klas brydżowych osiągnęli niespotykane sukcesy. Wielką szkodą byłoby utrata metod kształcenia mistrzów, włożyliśmy wielki wysiłek, aby osiągnąć takie nadzwyczajne efekty.

Smutna rzeczywistość – alimenty.

pexelsphoto139680324x235W Polsce jest aż milion dzieci, na które rodzice nie płacą alimentów. Jak wynika z danych Ministerstwa Sprawiedliwości, 80% Polaków, którzy mają zasądzone alimenty, nie wywiązuje się z ustawowego obowiązku płacenia na dzieci. W bazie danych Krajowego Rejestru Długów (KRD) widnieje ich prawie 312 tysięcy, a wartość ich długu sięga już 10,56 mld zł. To jednak niepełne dane, bowiem zdecydowana większość dłużników alimentacyjnych została wpisana przez gminy, które za nich wypłacają zasiłek alimentacyjny. Tyle, że jego uzyskanie jest uzależnione od dochodu w rodzinie, a próg po przekroczeniu którego zasiłek nie przysługuje jest ustalony na niskim poziomie. Zatem jeśli matka dziecka (96% dłużników alimentacyjnych to mężczyźni) zarabia więcej, to dziecko traci prawo do zasiłku, a tym samym gmina nie może jego ojca wpisać do K R D. Musi to zrobić sama matka. Jednak niewiele kobiet to robi, a takiego wpisu można dokonać na podstawie wyroku sądu zasądzającego alimenty.

Od czerwca 2016 roku  zadłużenie rodziców wpisanych do KRD  z tego tytułu wzrosło o 860 mln zł. Od 1 lipca 2015 roku, czyli od wejścia w życie nowelizacji Kodeksu Karnego, która obliguje gminy do przekazywania danych o zobowiązaniach alimentacyjnych do wszystkich biur informacji gospodarczej, kwota łącznego zadłużenia alimentacyjnego w K R D Biurze Informacji Gospodarczej wzrosła o 4,6 miliarda złotych, czyli o ponad 90 procent. Jeśli chodzi o wysokość zadłużenia, rekordzista wpisany do rejestru to  41-latek z Krakowa, który winny jest swoim dzieciom ponad pół miliona złotych.

Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej informuje, że udaje się ściągnąć zaledwie 7,9 proc. długów alimentacyjnych. Wpływ na tak niską ściągalność alimentów może mieć niski zakres wiedzy na temat praw i obowiązków osób, którym przyznano takie świadczenia.

Skuteczność egzekucji komorniczych w takich sprawach jest jedna z najniższych w Europie – w Polsce wynosi 19,5 proc. a na przykład w Danii 88 proc.

 

 

Kobiety na rynku pracy (500+ i inne)

11_2011_4

Kobiety w Polsce  stanowią około 52% ogółu ludności w wieku 15 lat i więcej. Natomiast wśród aktywnych zawodowo stanowią one ok. 45%, a wśród biernych zawodowo jest ok. 62% kobiet.

W IV kwartale 2016 r. liczba aktywnych zawodowo kobiet wyniosła 7 731 tys. osób i w porównaniu z IV kwartałem 2015 r. spadła o 122 tys. osób, podczas gdy wśród mężczyzn odnotowano spadek o 83 tys. osób do poziomu 9 554 tys. osób.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacował, że z rynku pracy może odpłynąć ok. 240 tys. Polek. Publikowane obecnie przez Eurostat dane, jak widać wyżej,  nie potwierdzają tych  projekcji.

Współczynnik aktywności zawodowej osób w wieku 15 lat i więcej wyniósł 56,3%, przy czym współczynnik ten dla kobiet wynosił 48,3%, a dla mężczyzn 65,1%. W porównaniu z IV kwartałem 2015 r. współczynnik aktywności zawodowej kobiet zmalał o 0,3 %, mężczyzn natomiast wzrósł o 0,1 %.

Stopa bezrobocia kobiet jest wyższa niż stopa bezrobocia mężczyzn. Kobietom trudniej jest powrócić do pracy zwłaszcza po dłuższej przerwie związanej z urlopem macierzyńskim bądź wychowawczym.

Wciąż ogromna liczba kobiet w Polsce zasila grupę biernych zawodowo, czyli niezatrudnionych, którzy pracy nie poszukują. Kobiety stanowią ponad 60% spośród ogółu biernych zawodowo w Polsce. Prawie połowa z nich to osoby w wieku produkcyjnym.

Najwięcej aktywnych zawodowo Polek obserwujemy w grupie osób posiadających wyższe wykształcenie. Polki są lepiej wykształcone od mężczyzn. Od lat liczba wykształconych kobiet rośnie. Ukończenie studiów wyższych nie chroni dziś jednak kobiet przed bezrobociem,

Z badań przeprowadzonych przez zespół Instytutu Badań Strukturalnych  wynika, że po wprowadzeniu Programu „Rodzina 500+” zwiększył się odpływ kobiet z zatrudnienia i bezrobocia do bierności zawodowej. Efekty Programu są prawdopodobnie najsilniejsze wśród kobiet o najniższym poziomie wykształcenia.
Współczynnik aktywności zawodowej kobiet w wieku 20-49 ogółem nie zmienił się znacząco, jednak widać wyraźne różnice w zależności od posiadania dzieci. Podczas gdy wśród mężczyzn i wśród bezdzietnych kobiet aktywność zawodowa wzrosła, wśród kobiet z co najmniej jednym dzieckiem – spadła. Badania Instytutu Badań Strukturalnych  wskazują, że liczba kobiet, które w drugim półroczu 2016 r. zrezygnowały z pracy lub poszukiwania pracy ze względu na świadczenie 500+, wynosi od 40 tys. (minimum) do 55 tys. kobiet (maksimum). Badania IBS nie pozwalają stwierdzić w jakim stopniu był to efekt jednorazowy oraz czy i w jaki sposób świadczenie wpływa na: powroty kobiet na rynek pracy lub aktywność zawodową mężczyzn.

Aktywność zawodowa oraz posiadanie potomstwa są czynnikami decydującymi o obciążeniu, jakie odczuwają kobiety. Szczególnie dotyczy to młodych matek, gdyż opieka nad małymi dziećmi jest bardzo absorbująca. Zajmowanie się dziećmi zajmuje kobietom około trzykrotnie więcej czasu niż mężczyznom. Przerwa w pracy związana z urodzeniem dziecka ma ogromny wpływ na aktywność zawodową matki, często powoduje przerwę w życiorysie zawodowym oraz wpływa na dezaktualizację wiedzy wykorzystywanej przy wykonywaniu pracy. To z kolei powoduje narastający lęk oraz frustrację, a w konsekwencji brak powrotu na rynek pracy lub też powrót nieudany. Ważne jest więc, aby kobiety miały zagwarantowane rozwiązania pozwalające im na efektywne wypełnianie obowiązków w pracy.

Podstawowe  przyczyny, dla których kobiety po przerwie związanej z wychowaniem dziecka chcą podjąć zatrudnienie to: aspekt finansowy, zmiana codziennej rutyny (praca traktowana jako odskocznia od codziennych obowiązków) oraz możliwość samorealizacji. Jednakże istnieje szereg powodów, które utrudniają podjęcie decyzji o powrocie na rynek pracy, do których zalicza się między innymi: brak alternatywnej opieki dla dziecka, jego częste choroby, konieczność pracy w godzinach nadliczbowych, zwolnienie z pracy po ustaniu urlopu macierzyńskiego, naciski ze strony męża bądź partnera na pozostanie z dzieckiem w domu oraz trudności w karmieniu piersią po powrocie do aktywności zawodowej. Interesujące byłoby pokazanie, jak wygląda sytuacja na rynku kobiet w Krakowie. Oczywiście powinniśmy zadać wiele pytań, między innymi i te, czy i w jaki sposób, w jakim zakresie zostały zaspokojone potrzeby rodzin dbających o pozostanie (powrót) kobiet na rynek pracy. Czy władze  miasta oferują odpowiednią ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach. Jakie są realne potrzeby kobiet chcących się realizować zawodowo. I jakie są faktyczne priorytety w mieście; co może poczekać z realizacją, a co powinno być udostępnione mieszkańcom miasta już teraz. Mamy konkretną analizę i propozycje władz miasta. Powstała Strategia Miasta Krakowa do 2030 roku. Zachęcam Państwa do poczytania.