Wojewodę Kracika znam od lat. Tak naprawdę to chyba od dwudziestu paru lat. Był znajomym kolegi ze studiów mojego męża. Pamiętam czas, kiedy został burmistrzem Niepołomic. Nie za bardzo go tam chcieli. Była grupa ludzi, która go mocno szykanowała, ponieważ mieli swoje własne pomysły i osoby na stanowiska. Pamiętam bardzo dobrze tę zapyziałą dziurę, jaką były wtedy Niepoomice i pamiętam ratusz (rozpadający się budynek). Potem widziałam z roku na rok, jak Niepołomice się zmieniają. Absolwentki mojej szkoły sekretarek przechodziły skomplikowane testy, aby uzyskać pracę w biurze Coca – coli, w Niepołomicach. Potem pojawiało się coraz więcej znaczących firm, nie w Krakowie, ale w Niepołomicach. Potem odbudowano zamek. I tak dalej i tak dalej. Parę lat temu piliśmy kawę w restauracji przy ulicy Straszewskiego i zapytałam Kracika, co zrobiłby z Krakowa, gdyby tu został prezydentem. Jeśli z Niepołomic zrobił to, co zrobił – to z Krakowa uczyniłby coś na skalę Paryża. Nie potraktował tego, jako dowcip, ale uśmiechnął się i powiedział „No, no, kto wie”. I zdaje mi się, że Kracik tak myśli, myśli zadaniowo. Jak coś zaplanuje, to po prostu to robi.