Wiek XX był czasem, w którym zwycięstwo odniosła niedojrzałość, był wiekiem Piotrusia Pana. Kult młodości przybrał radykalną postać. Dorośli (z metryki!) zaczęli przedłużać swoje młodzieńcze zachowanie, "młodzieńcze myślenie", ubieranie się i postępowanie. Wzorcem , coraz bardziej popularnym i popularyzowanym stało się dziecko. Jacques Brel śpiewał w "Chansondes vieux amants" : "Potrzeba było talentu, aby się zestarzeć, nie godząc na dorosłość". No tak, nie ma starości, dojrzałość stała się paskudna, tak jak i starość, gdzieś podziała się śmierć. I tacy staliśmy się wiecznie młodzi, infantylni, nieśmiertelni.
"Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego" św.Mateusz