Czekanie na Mesjasza.Koniec pewnej historii :)

No właśnie. Niniejszy wpis koresponduje z tym, który umieściłam jakiś czas temu wcześniej.

Zgłosiłam swoją kandydaturę do kandydowania w prawyborach PO na prezydenta miasta wiele miesięcy temu. Przeanalizowałam swoje możliwości, przygotowanie merytoryczne, życiowe doświadczenie, pracę menadżera, 12 letnie bycie radną miasta, – i podjęłam decyzję, że powinnam zaproponować swoją osobę.
Niestety, to, co się stało później – okazało się dla mnie zaskoczeniem. Nie będę rozwijała tematu.  Może kiedyś opiszę kulisy sprawy, ale to już w czasie postemeryckich rozliczeń z życiem.

Nawiasem mówiąc – nikt z innej partii nie odważyłby się powiedzieć złego słowa na temat pewnego profesora – kandydata, o którym zgodnie wszyscy członkowie owej partii mówią i piszą, jako o mężu stanu, wybitnym naukowcu itd. Jest kandydatem – więc jest dobry.

Nie jest to jednak, jak widać dobra zasada obowiązująca wszędzie i wszystkich w traktowaniu w ten sposób członków wspólnoty. Wracając do spraw niniejszych. W obecnej sytuacji (stworzonej bez mojej wiedzy i udziału) nie jestem w stanie zaprezentować swojego programu, mojej osoby, a bez znaczącego poparcia, a wręcz odwrotnie – w atmosferze deprecjonowania mnie i moich dokonań – nie ma sensu, aby moje nazwisko pojawiało się w jakimkolwiek kontekście prawyborów.

I proszę, aby nikt z Państwa nie podsumowywał mojej decyzji, jako strachu przed przegraną. W momencie podejmowania jakiekolwiek istotnej decyzji (a taką jest ta, o której piszę) – analizuje się ją także pod kątem jej domniemanych wyników. W każdej decyzji menadżerskiej buduje się scenariusze. Ja to oczywiście zrobiłam. I strach nie towarzyszy mi w moich poczynaniach – także, a może przede wszystkim w działalności politycznej (wolałabym pisać : samorządowej). Wielokrotnie tego dowiodłam.

Nie muszę udowadniać swojej przydatności etc. Zweryfikują to zapewne wyborcy, a nie grupa panów.

“If you want something spoken about, ask a man. If you want something
done, ask a woman.”

Wciąż moje poglądy, jak i monogamia partyjna są bliskie Platformie. Pozostaję członkiem Platformy i mam nadzieję, że jestem w stanie wiele pożytecznych rzeczy, jako jej członek – dokonać. Amen.

I życzę powodzenia – zapewne będzie potrzebne.

Casting na prezydenta.

Brakowało mi tego określenia: casting, nie prawybory, ale casting. I dzisiaj media objawiły informację, że do prawyborów skłania się 71-letni poseł PO i były prezydent miasta Krakowa: Józef Lassota, który stawał już w szranki z Majchrowskim. Ten w 2002 r. pokonał go o włos w II turze wyborów na prezydenta miasta. Zdobył 50,47 proc. głosów, gdy Lassota 49,53 proc. Różnica wyniosła tylko 1421 głosów. Ale w wyborach w 2006 r. Lassota osiągnął już tylko wynik 5,53 proc. i nie wszedł do drugiej tury. 

Nie dali się namówić do startu profesorzy (i wymienianych jest kilku). Nieustające nie rozumiem, dlaczego prezydentem Krakowa ma być profesor. Może mi ktoś to wyjaśni?

Ponieważ sytuacja robi się taka, jaką Państwo widzicie – zamykam wpisy na niniejszym blogu dotyczące wyborów, prawyborów, castingów etc.

Wybory. Refleksja trzecia.

Będzie to właściwie pytanie, a nie refleksja: dlaczego aplikują na stanowiska prezydenta miasta, posłów i inne – ludzie, którzy niczego wcześniej nie dokonali. Nie zarobili pieniędzy własnym pomysłem, nie mają pozycji etc. Dlaczego nikt ich o to nie pyta. Człowiek, który potrafi radzić sobie z własnym życiem jest w stanie obsługiwać cudze pieniądze, a więc pieniądze podatników. I to powinno być podstawowe kryterium.

Oczywiście można zapytać, czy posag żony, tudzież umiejętności biznesowe męża – są czy tez nie są podstawą do dalszych aspiracji. W sumie to też pewna umiejętność. No zapewne nie taka sama, jak zarobienie kasy własną ciężką pracą. W każdym razie sprawa do przemyślenia. 🙂



Refleksja druga. Wybory.

Dzisiaj w jednej z gazet umieszczono zdjęcia kolejnych kandydatów na prezydenta. Jest cała galeria: sześciu panów. W tym czterech zadeklarowanych i dwóch domniemanych. Umieszczono dwóch panów, którzy się wypierają kandydowania i nie umieszczono dwóch pań, które zadeklarowały swoją gotowość brania udziału w wyborach. Właściwie można zadać pytanie o sposób funkcjonowania mediów: to już manipulacja dość odważnie prowadzona. Media decydują za ludzi; wybierają tych, których one chcą. Jest to dość podła gra.

I jak bardzo bym chciała nie głosić takich genderowych teorii, to one jakby tutaj same się znajdują: do zarządzania nadają się mężczyźni, nawet tacy 28-letni, którzy niczego w życiu nie dokonali (nawet nie skończyli doktoratu), ale są już poważnymi kandydatami. Nie nadają się zaś kobiety. Zapraszam na moją stronę – tam jest mój życiorys, efekty mojego życia, ale przy 28-letnim mężczyźnie (bardzo popularnym, jak się okazuje ?) nie mam szans. Nawiasem mówiąc jestem i byłam jedyną kobietą w prezydium Izby Przemysłowo-Handlowej, kiedy odeszłam już nie ma tam żadnej od wielu lat. Czy to znaczy, że kobiety nie prowadzą działalności gospodarczej? Tak, prowadzą, ale do władz wszelkich przedstawicielstw ich się nie wybiera. Przesadzam? Nie wydaje mi się.

Zaczynam kampanię.

  • Zaczynam      kampanie i zachęcam Państwa do zaglądania na niniejsza stronę. Zaczynam w      sposób nietypowy:

Pisałam już niżej, że stygmatyzowanie ludzi jest niedobre. A stygmatyzowanie w pewnej grupie, która ma stwarzać pozory jedności – jest skandaliczne.

Media piszą o kontrkandydatach obecnego prezydenta. Piszą niepochlebnie. Zresztą tak, jak w większości wypadków piszą niepochlebnie o obecnie panującym nam prezydencie. 
Jest to więc, jak się zdaje, bardzo dobra metoda zachęcania ludzi do brania udziału w wyborach. Żadnego dobrego słowa. Jeśli cos się ostatecznie pojawia to …. pisane za pieniądze podatników i chwalące dokonania prezydenta. Ci inni, pozostali nie maja takich szans. No może i mają, jak na przykład  Sławek Ptaszkiewicz – ale i zdaje się, że to jeszcze nie jego czas.. Jak objaśnia światu : chce być prezydentem, ma pomysł i kasę, ale i problem, ponieważ mało kto go zna. Długa droga przed nim. Prezydent ma łatwiej: jest wszędzie, wszędzie – otwiera małe księgarenki, sklepiki, olbrzymie hale, ale mało tego wkłada w umysły ludzi, że to dzięki jego wsparciu odbywają się koncerty, konkursy, istnieją szkoły, świetlice szkolne i właściwie WSZYSTKO !! Mało kto patrzy w inny sposób: że jednak cos trzeba zrobić, jeśli budżet miasta to 3,5 miliarda złotych. Tak więc wszyscy pracują na prezydenta, a prezydent potem o tym pamięta 🙂

A jak jest w partiach? Słucham od czasu, kiedy zaczęły się przygotowania i objawienia kolejnych
kandydatów. PIS, a słucham dokładnie – nie mówi, że szukają RZECZYWIŚCIE SILNEGPO KANDYDATA, PRAWDZIWEGO etc. I wtedy kiedy się na kogoś ostatecznie zdecydują – zapewne nie będą mówili, że inny byłby bardziej SILNY i RZETELNY . Po prostu będzie taki i już. Prawybory w PO pozwalają na wszelkie harce. Bez przerwy słyszymy, że nie ma dobrego, że są słabi a dzisiaj usłyszałam rano, że jak kandydat będzie na czwartym miejscu – to w ogóle blamaż. Media tym samym cytują kolegów (patrz wyżej) i … no właśnie – jesteśmy przygotowani do działania. Kurczę blade, gdyby ktoś powiedział dobre słowo. JEDNO!!

„.Niedobry to ptak, co swe gniazdo kala”. Była to refleksja pierwsza.

Kolejne otwarcie na dialog społeczny

Miejmy nadzieję, że budżet obywatelski stanie się w następnych latach jak najzwyklejszym sposobem porozumiewania się władz miasta z jego mieszkańcami. Zapewne już w przyszłorocznym budżecie miejskim – obywatelski będzie nie mniejszy, niż w Łodzi i będzie wynosił co najmniej 20 milionów złotych. Teraz jednak mamy kolejną  propozycję, która, mam nadzieję, zachęci mieszkańców Krakowa do jeszcze większego interesowania się miastem.

Wszystkie działania począwszy od budżetu obywatelskiego mają wspólny mianownik – budowanie coraz to skuteczniejszych sposobów łączności władz samorządowych z mieszkańcami i kształtowania polityki w obywatelskim dialogu .

 Niniejsza propozycja to tak zwana  inicjatywa lokalna, która funkcjonuje już w wielu miastach polskich. Chcemy pokazać mieszkańcom, że mogą nie tylko rościć sobie pretensje i oczekiwać rozwiązań ze strony miasta, załatwiania za nich spraw, ale również mogą sami przejąć inicjatywę, wyjść z propozycją działania. To przecież w mieszkańcach tkwi potencjał, siła, trzeba tylko
dać im odpowiednie narzędzia, które tę siłę uwolnią.

 

Obywatele, którzy uznają, że na terenie zamieszkiwanych przez nich miejscu konieczna jest określona inwestycja lub działania występują z wnioskiem w tej sprawie do organu wykonawczego jednostki samorządu terytorialnego. Z wnioskiem takim mieszkańcy mogą wystąpić jako grupa nieformalna lub za pośrednictwem lokalnej organizacji pozarządowej.

Zakres zadań, które mogą być realizowane poprzez inicjatywę lokalną został określony w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie dość szeroko .
Może to być:

  • budowa, rozbudowa lub remont dróg, kanalizacji, sieci wodociągowej, budynków oraz
    obiektów architektury stanowiących własność jednostek samorządu terytorialnego;
  • działalność charytatywna,
  • podtrzymywanie i upowszechnianie tradycji narodowej,
  • pielęgnowanie polskości oraz rozwój świadomości narodowej, obywatelskiej i kulturowej,
  • działalność na rzecz mniejszości narodowych i etnicznych oraz języka regionalnego, kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego,
  • promocja i organizacja wolontariatu,
  • edukacja, oświata i wychowanie,
  • działalność w sferze kultury fizycznej i turystyki, ochrony przyrody, w tym zieleni w
    miastach i wsiach, porządku i bezpieczeństwa publicznego.

Nowość wprowadzona do ustawy polega na tym, że w ramach inicjatywy lokalnej mieszkańcy przychodzą nie tylko z pomysłem na realizację konkretnego przedsięwzięcia, ale deklarują współudział w jego realizacji. Współudział może polegać na świadczeniu pracy społecznej, na świadczeniach pieniężnych lub rzeczowych. Świadczeniem pieniężnym są wpłaty na rachunek
gminy, które będą przeznaczone na realizację danego przedsięwzięcia. Świadczeniem rzeczowym może być na przykład – dokumentacja budowlana wykonana na zlecenie mieszkańców, która posłuży gminie do zrealizowania inwestycji, nagrody w konkursie podczas festynu, ławki do parku, zakupione przez inicjatorów.

 Należy podkreślić, że przy realizacji inicjatywy lokalnej samorząd nie przekazuje wnioskującym mieszkańcom lub organizacjom pieniędzy. Wspiera ich w inny sposób – rzeczowo, organizacyjnie. Władze lokalne muszą przewidzieć w swoim budżecie środki na realizację takich zadań. Ponieważ trudno jest z wyprzedzeniem zaplanować, z jakimi inicjatywami mogą zgłosić się mieszkańcy (i jak kosztownymi) – możliwe, że w praktyce inicjatywy takie będą realizowane dopiero w kolejnym roku budżetowym.

Malowanie ławek na osiedlu, zajęcia edukacyjne z zasad segregacji śmieci, odnowienie klubu mieszkańca, a może rozbudowa lokalnego placu zabaw. To wszystko są działania lokalne, które teraz mieszkańcy będą mogli realizować przy wsparciu miasta.

Na przykład w Warszawie akcja związana z inicjatywą lokalną jest już bardzo szeroka. Działa tam „laboratorium pomysłów”, które wspiera warszawiaków w realizacji własnych działań społeczno-kulturalnych. Inkubator innowacji społecznych działa bez zbytecznych formalności, w możliwie elastycznej formule. Stwarza przestrzeń, w której ludzie mogą realizować swoje pierwsze projekty. Jest to sposób na włączanie mieszkańców stolicy w tworzenie oferty kulturalnej miasta. My możemy przyjrzeć się, jak to się robi w innych miastach.

Przykładem innym może być  Stowarzyszenie Teatralne Dom na Młynowej, które przeprowadziło projekt „Zamaluj zło”. W Białymstoku odbył się cykl działań: usuwanie z przestrzeni publicznej znaków nienawiści, akcje happeningowe i wizualne, debata, kampanie informacyjne. Program był odpowiedzią na problem społeczności lokalnej – narastające nastroje ksenofobiczne i coraz częstsze incydenty rasistowskie. W Krakowie przykładem mogą być działania Biblioteki Piosenki Polskiej na przykład akcja „Pogromcy Bazgrołów”

Zachęcam Państwa do współpracy. Jeśli macie Państwo pomysły i nie wiecie, jak się do tego zabrać zapraszam na moje dyżury do Rady Miasta.

 

 

Korespodencja z dziennikarzami.

Jak traktują nas media. No właśnie 1. lekceważą nas, ergo traktują jak powietrze . Piszą na przykład inicjatywa radnej X (nie wymieniając autorki). Kiedy atakują sprawę, a nie autorkę i piszę do mediów list, oczywiście na ręce redaktora naczelnego – ten nawet nie raczy odpowiedzieć „Szanowna Pani nie interesuje nas temat, który Pani poruszyła”. Ja odpowiadam na wszystkie e-maile , które dostaję (a dostaję ich sporo), a pan redaktor nie….. 2. atakują nas – upatrzą sobie ofiarę i walą w nią bez litości.

Ponieważ pan redaktor naczelny „Dziennika Polskiego” nie raczył nawet odpowiedzieć w jakikolwiek sposób na mój list, pozwolę sobie opublikować go tutaj:

Szanowny Panie Redaktorze

Chcę podjąć temat, który Pan poruszył w swoim ostatnim felietonie, a który już wcześniej stał się obiektem Pana zainteresowań: budżet partycypacyjny zwany obywatelskim. Zdaje się zresztą, że
ta druga nazwa powinna być częściej stosowana, ponieważ pokazuje istotę całego wydarzenia. Pisano już wielokrotnie o sprawie , ale jak mawiano repetitio est mater studorum– toteż opowiem jeszcze raz o tym, czym jest opisywane wydarzenie.

Budżet obywatelski to proces decyzyjny, w ramach którego mieszkańcy współtworzą budżet
danego miasta, tym samym współdecydując o dystrybucji określonej puli środków publicznych.

Jego integralną częścią jest dyskusja pomiędzy mieszkańcami, którzy na jednym z etapów inicjatywy spotykają się i mówią o swoich potrzebach na specjalnie do tego celu powołanych zebraniach czy forach. Mieszkańcy, którzy chcą wpływać na to, co dzieje się w mieście i co jest tworzone dzięki ich podatkom. Mieszkańcy, którzy nie chcą być radnymi i ufają tym, których wybrali, jako radnych dzielnicowych, czy miejskich i oczywiście ufają wybranemu przez siebie
prezydentowi. Jednak chcą zaproponować pewne wydarzenie, chcą się zintegrować, spotkać i wspólnie zaproponować coś, czego nie było w planach ani dzielnicy, ani władz miejskich. W tym celu budżet obywatelski nie opiera się (jedynie) na istniejących ciałach politycznych (np. poprzez zachęcenie mieszkańców do uczestnictwa w posiedzeniach rady miasta czy rad osiedli) i nie wykorzystuje narzędzi niepozwalających mieszkańcom na wymianę poglądów (np. ankiet wysyłanych pocztą lub przez internet). Dialog pomiędzy mieszkańcami jest kluczowy dla ich późniejszej współpracy z urzędnikami. Dyskusja w ramach budżetu obywatelskiego dotyczy jasno określonych, ograniczonych środków finansowych. Propozycje inwestycyjne wybrane przez mieszkańców są realizowane. Mieszkańcy otrzymują informację zwrotną dotyczącą zarówno projektów wybranych w ramach dyskusji, jak i tych, które zostały odrzucone. Proces wdrażania
inwestycji wynikających z budżet obywatelskiego jest monitorowany, nie jest on  wydarzeniem jednorazowym, ale jest realizowany w procesie długofalowym, przez wiele lat.

Jak to działa?

Budżet obywatelski powstał w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w brazylijskim
Porto Alegre, ponadmilionowej stolicy stanu Rio Grande do Sul. Z czasem rozprzestrzenił się na całym świecie. Przykładów można mnożyć wiele. Między innymi od 2004 roku władze Sewilli zachęcają mieszkańców do współudziału w tworzeniu miejskiego budżetu. W roku 2006 udział w tworzeniu budżetu wzięło 9 tysięcy mieszkańców. Sewilla jest tylko jednym z wielu europejskich przykładów budżet obywatelskiego, ale pokazuje jego najbardziej typowe cechy: cykliczny, powtarzany co roku proces; propozycje wypływające wprost ze wspólnot lokalnych a także dobrowolny udział członków lokalnych społeczności. Budżet obywatelski staje się coraz popularniejszy w Wielkiej Brytanii. Od 2006 roku ponad 150 gmin przyłączyło się do rządowego programu zachęcającego do stosowania tego rozwiązania. Modele stosowane w poszczególnych gminach odpowiadają na aktualne potrzeby lokalnych społeczności. Na przykład w Tower, dzielnicy Londynu władze co roku wydają 2,5 miliona funtów w ramach budżetu partycypacyjnego. Z tej sumy 150 tysięcy funtów zainwestowano zgodnie z oczekiwaniami  łodych ludzi wyrażonymi za pośrednictwem samorządów szkolnych. Budżet obywatelski, nawet
kiedy stanowi stosunkowo niewielką część całego gminnego budżetu, jest okazją o aktywizacji lokalnej społeczności i budowy wśród mieszkańców świadomości bywatelskiej.

W Polsce?

W Polsce mamy też miejsca, którymi możemy się pochwalić: W 2011 roku w Sopocie oprowadzono do realizacji pierwszego w Polsce budżetu  obywatelskiego. W 2012 roku w ślady Sopotu poszły Gorzów Wielkopolski, Poznań́ i Zielona Góra. Pojawiły się ównież praktyki inspirowane budżetem na poziomie województwa (na Podlasiu)czy też instytucji (w jednym z warszawskich domów kltury). Obecnie  budżet obywatelski działa na poziomie całego miasta w Bydgoszczy, Chorzowie, Dąbrowie Górniczej, Kędzierzynie-Koźlu, dańsku, Łodzi, Płocku, Radomiu, Tarnowie, Toruniu. Katowicach, Warszawie oraz Wrocławiu. Jednocześnie budżet uzyskał poparcie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Trwa debata dotycząca stworzenia odpowiedniej ustawy, która definiowałaby tę praktykę. W Krakowie też wreszcie przygotowaliśmy się do tartu budżetu obywatelskiego.

Panie Redaktorze z Pana wypowiedzi wynika, że pominął Pan element budżetu, polegający
na nieustających konsultacjach radnych dzielnicowych  z mieszkańcami Krakowa. To nie jest tak, jak Pan npisał, że budżet obywatelski stanie się wotum nieufności wobec dzielnic, lecz wręcz odwrotnie: zaangażuje Krakowian do aktywniejszego udziału w zarządzaniu. Nie wszyscy obywatele naszego miasta, jak pisałam wyżej,  chcą być radnymi, czy kimkolwiek we władzach
wykonawczych. Bardzo istotnym elementem budżetów obywatelskich jest edukacja.
Dzięki temu wydarzeniu uczy się mieszkańców miasta, jakie są koleje pewnych decyzji, co należy przygotować, aby powstał park miejski, jakie tereny są łasnością gminy, a na jakich nie możemy niczego postawić, ani zbudować. Przez aktywny udział w zarządzaniu miastem ludzie stają się bardziej świadomi, bardziej uczestniczący w tym, co stanowi istotę naszego miasta. Tym samym, w co wierzymy– przyszłe wybory przedstawicieli rad dzielnic i miejskich będą także wyborami mieszkańców bardziej świadomymi.

Oczywiście nam, którzy wierzą w  zasadność funkcjonowania budżetu obywatelskiego jest przykro, że w tym roku tak niewielką część pieniędzy przeznaczono na budżet. Przy trzy i pół miliardowym budżecie miasta jest to suma dość żenująca, ale mamy nadzieję, że w przyszłości stanie się większą. 

Z poważaniem

Małgorzata
Janos –wiceprzewodnicząca Rady Miasta

Przyznacie Państwo, że list był wyważony, nie atakujący czy też pouczający kogokolwiek i że zasługiwał na słowo od redakcji.

Wybory czas zacząć.

Zbliżają się dość szybko wybory samorządowe. Czytam i patrzę – co tu i ówdzie się wypisuje. Zaczyna się „targowisko próżności” i to przede wszystkim organizowane przez media. Oczywiście media muszą pisać, wygłaszać, oznajmiać. I co zdaje się być interesujące: zaczyna się ranking postaci.  Przede wszystkim dominuje wśród nich mniemanie dziennikarskie. Nie za bardzo wiadomo, dlaczego jeden kandydat jest według
mediów „słaby” – a inny „rokujący”, czy potencjalnie „zwycięski”. Nie ma rzetelnej analizy, ani metody wskazywania na tę czy inną osobę.  A przecież to nie jest skomplikowane. Wystarczy znaleźć metodę wskazującą na oczekiwane własności, cechy przyszłego prezydenta Krakowa. Jeśli to ma być tylko i jedynie popularność – to proszę
bardzo: pytamy Krakowian i być może wyjdzie n a to, że może Jerzy Stuhr. Jeśli ma być znajomość wewnętrznych spraw miasta : to też  znajdzie się pewna ilość osób, jeśli w grę wchodziłyby umiejętności menadżerskie – to też można wykazać określoną ilość
osób.  Jeśli chodziłoby o wspieranie partii – no o to mogłoby być trudniej, ponieważ jeśli istniałaby jednomyślność partyjna – to zmiana prezydenta już jakiś czas temu by miała miejsce. Temat osobny i jednak mało skomplikowany. Jeden z poprzednich prezydentów Krakowa na moje pytanie, dlaczego w partiach nie wspiera się liderów powiedział, że każdy lub prawie każdy członek partii ma świadomość posiadania w kieszeni buławy. A więc wracając do mediów: nie za bardzo wiadomo, dlaczego kandydat jest „słaby” lub nie jest. Nie ma kryteriów  – jest jedynie manipulacja. Media ostatecznie uwierzyły w to, że jeśli udało im się „zorganizować”  udział mieszkańców w referendum i wyniki tegoż – to teraz wybiorą za mieszkańców prezydenta miasta.  Tak więc za nich wybiorą kandydata. Nie podając zasad wybrania. Po prostu powiedzą, napiszą im : ten jest słaby, wybierzcie więc tego. A dlaczego : nie ważne; my tak uważamy.  I nie do końca wiadomo, jakież  są kryteria właściwie są. Może po prostu teraz media powinny się nie zajmować osobami,
ale kryteriami.  Może powinien być, przy udziale mieszkańców sporządzony zestaw oczekiwanych cech prezydenta; może zacząć od oczekiwanej wizji miasta, a potem zapytać, kto jest w stanie zorganizować w ten sposób miasto. Oczywiście pozostaje otwartym (a może i kolejnym) pytanie: czy w dalszym ciągu istnieje zapotrzebowanie na totalnych paternalistów, genialnych wizjonerów – czy może pora na sprawną służbę miasta, gdzie prezydentem powinien być człowiek otwarty na coraz donośniejszy głos mieszkańców, organizacji pozarządowych, tych, którzy są współuczestniczyć. No więc może zaczniemy od początku. Tak będzie uczciwiej wobec Krakowa.

Deklaracja dublińska.

Pan prezydent miasta podpisał w 2013 roku tzw. „Deklarację dublińską”, w której jest napisane: „Środowisko przyjazne osobom starszym, wg. Strategii WHO i planu działania na rzecz zdrowego starzenia się w Europie na lata 2012-2020, to takie w którym usługodawcy, władze, liderzy samorządowi, przywódcy duchowi, przedsiębiorcy i obywatele uznają wielką różnorodność ludzi i wagę jaką przywiązują oni do zagadnienia zdrowia, promując partycypację społeczną i ich udział w sprawach dotyczących życia danej wspólnoty, respektują ich decyzje i wybór stylu życia, antycypując i wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom i preferencjom.
 
 Kwestia planowania w aspekcie zrównoważonej środowiskowo, ekonomicznie
i społecznie wspólnoty mieszkańców jest kluczowym zagadnieniem na wszystkich szczeblach władzy. Owo planowanie musi uwzględniać starzejącą się populację i rolę jaką starsze osoby mogą odgrywać, jako podstawowe źródło informacji o możliwości zaspokojenia określonych oczekiwań i potrzeb starszej populacji. Mechanizmy umożliwiające aktywny wpływ osób starszych na proces planowania i proces decyzyjny są niezwykle istotne dla wypracowania rozwiązań przyjaznych osobom starszym. ” Kraków nie będzie miał, jak twierdzą demografowie problemów z ubytkiem ludności i liczba mieszkańców w 2035 sięgnie ponad 769.000. Wzrośnie liczba osób w wieku powyżej 65 roku życia (166.768 osób), co w porównaniu do 2010 r. oznacza 40 proc. wzrost w tej grupie wiekowej w przyszłości. 

Zabezpieczenie potrzeb na najbliższe lata dla ludzi starszych wydaje się priorytetem zarządzających. No i nie wiem, czy gigantyczne hale widowiskowe, olbrzymie stadiony (kolejne), sportowe lodowiska mieszczą się w tym programie. Należy spokojnie tworzyć strategie związane z wygodą ludzi starszych, nie inwestycje, które będą obciążeniem finansowym i nie będą wykorzystywane. Tak a propos: wróciłam parę dni temu z Portugalii. Dawno nie jeździłam tak wspaniałymi drogami i autostradami. Portugalczycy na każdym kroku pokazywali niewielkie zainteresowanie ruchem. Mówili no autostrady mamy, one nas kosztują olbrzymie pieniądze, a czy są używane: sama pani widzi, nie doświadczamy korków, ludzie nie mają pieniędzy na podróże.