PS

A to jedynie PS do poprzedniego wpisu. Fragment z Dziennika Polskiego :”

„Po 40 minutach od rozpoczęcia przedstawienia na sali rozległ się dźwięk gwizdka. Sygnałem do rozpoczęcia akcji była rozgrywająca się właśnie sekwencja imitowania kopulacji. 60-70 osób wstało z miejsc, rozległy się przywołane na wstępie okrzyki (występującej w tej scenie Dorocie Segdzie wypomniano, że przed laty zagrała św. Faustynę).

Przedstawienie przerwano, na proscenium pojawili się występujący w spektaklu aktorzy, wśród nich także reżyser Jan Klata. Jak tłumaczył po przedstawieniu, podczas (zaplanowanej znacznie wcześniej) dyskusji z publicznością, artyści nie chcieli pozostawiać grających w tej scenie aktorów sam na sam z protestującymi. Po wyjściu uczestników akcji, którym szybkie opuszczenie sali sugerował ze sceny Jan Klata, spektakl wznowiono. Powtarzając na początek oprotestowaną scenę kopulacji.”

Skandal w teatrze i polityka.

Ciąg dalszy poprzedniego wpisu. „Do teatru nie wchodzi się bezkarnie” – mówił  Tadeusz Kantor, twórca  słynnego Cricot2. Będę jednak ryzykowała i nie zamierzam przestać chodzić do teatrów. Niekiedy udaje mi się trafić na świetny teatr i bardzo dobre spektakle. W ostatnim czasie udało się być (chyba) na wszystkich premierach w krakowskich teatrach. Najmilej wspominam „moje odkrycie”: Krakowski Teatr BARAKAH, działający pod egidą Fundacji Dziesięciu Talentów na Rzecz Teatru BARAKAH, który został założony w 2004 roku przez dwie  artystki teatru: Anę Nowicką i Monikę Kufel. Absolwentki PWST, aktorki, połączył pierwszy wspólny projekt „Szafa”.

Byłam na spektaklu „Szyc”. Szyc to balansujący między musicalem a modern-operą, głośny już spektakl na podstawie tekstu Hanocha Levina. Teatr BARAKAH ma siedzibę na krakowskim Kazimierzu. I z całą odpowiedzialnością i sztukę, a przede wszystkim teatr państwu polecam.

Teraz jednak przez moment powinnam powrócić do poprzedniego wpisu. No cóż: swoim studentom mówię, że polityka, bez względu na to, czy człowiek sobie tego życzy, czy nie – jest wszędzie. W każdej (prawie) naszej czynności jest obecna. I okazało się, że wydarzenie w Teatrze Starym także miało niestety ten aspekt. Dzisiaj dowiedziałam się kto był wśród „oburzonej” części publiczności. Wymieniono mi parę nazwisk i aspekt wydarzenia nabrał większego znaczenia. Wśród wymienianych  byli ci, którzy dość aktywnie włączają się w wyjaśnienie tzw. „prawdy smoleńskiej”. I teraz powstają kolejne pytania: czy to konserwatywne, upolitycznione (dość mocno) środowisko – będące po prostu przeciwko wszystkiemu co od Tuska (a przecież to Tuskowy minister Zdrojewski nasłał nam Klatę) protestowało przeciwko Tuskowi, czy (w co już mniej wierzę) przeciwko temu, co robi Jan Klata w teatrze. I znów, jakbyśmy nie powiedzieli, sztuka, jej ocena etc. wymieszała się z polityką. No i proszę: a nie mówiłam !!

Skandal w teatrze.

Niestety, nie byłam w Teatrze Starym na przedstawieniu reżyserowanym przez Jana Klatę, gdzie  w trakcie spektaklu część widzów „wykrzyczała” i wygwizdała to, co się działo na scenie. Reżyser przez dłuższą chwilę uspakajał część publiczności, która w ostateczności teatr opuściła. Bardzo żałuję, że tego nie widziałam. I jeśli jest tak, że to niewyreżysowani przez.. ..Klatę ludzie (a chodzą słuchy, że to sam reżyser sprokurował bunt na widowni) zorganizowali ten skandalik – to znaczy, że dzieje się coś nowego w krakowskich teatrach. Nic nowego w historii teatru, ponieważ takie reakcje już były i je opisywano, ale dobrze, że to wraca. I to z bardzo wielu powodów. Po pierwsze ludzie chcą brać udział w tym, co dzieje. Są aktywni i to nie tylko poprzez udział w decyzjach zarządzania miastem ( ludzie przychodzący w różnych sprawach na sesje rady miasta – i to nie tylko swoich własnych, ale ogólnomiejskich – to radość), ale jak się okazuje – chcą brać udział w tym, co się odbywa w innych obszarach. Oczywiście ktoś powie, jeśli nie akceptujesz sposobu wydawania pieniędzy reżysera, dyrektora teatru – to nie idź i tym zaprotestujesz. Jednak to nie jest tak do końca. Istnieją spektakle przy pustych salach, a reżyserzy dalej i dalej działają za nasze publiczne pieniądze. Sama byłam tak niedawno na spektaklu, gdzie nie wytrzymałam (a sporo mogę!!) i wyszłam w trakcie. Po drugie (pomijam złośliwe uwagi, że konserwatywny Kraków nie jest w stanie wytrzymać odważnych eksperymentów teatralnych) rodzi się postawa obywatelska szanowania pieniędzy podatników. I bardzo mnie to cieszy. Ukrócona może wreszcie będzie manipulacja …., gdzie powiedziano, że zapytano ludzi mieszkających w Krakowie i w Małopolsce o pewne dość kosztowne planowane wydarzenie i zakomunikowano wszem i wobec, że ludzie chcą tego właśnie… Sondaż był przeprowadzony wśród 500 osób w Krakowie. Przypominam, że mieszkańców jest 750 tysięcy. No cóż może trzeba być bardzie j skandalicznym, aby głos wyważony, prawdziwy – dotarł.

Precz z manipulacjami. Nic o nas bez nas. Jeśli się na coś nie zgadzacie – to idźcie i to powiedźcie, bo może Was nikt nie usłyszy.  I oczywiście tylko w ten sposób jesteśmy w stanie nauczyć się szanować cudze zdanie. 

 

Podatki.

Jak pisał J.B. Say nie ma dobrych podatków. Są tylko bardziej lub mniej złe, dlatego też uważam, że należy je pobierać z umiarem. To jedna konkluzja. Druga: jeśli władza decyduje się na bardzo kosztowne inwestycje, a zwłaszcza te inwestycje , które nie są niezbędne (tak na przykład, jak niezbędnymi są kanalizacja, naprawy wałów przeciwpowodziowych, zbiorniki na wodę i temu podobne) – to od jakieś kwoty projekty te powinny być konsultowane społecznie. Przecież to nie „sama władza” wykłada własne pieniądze, ale decyduje za, czy też raczej „w imieniu społeczeństwa” je wydaje. Toteż jeśli wydaje ponad miarę, tworząc bizantyjskie pomniki, które potem będą kulą u nogi dla naszych następców – to należy zaprotestować.

Bastiat napisał: W ekonomii każdy czyn, zwyczaj, prawo lub instytucja nie pociąga zwykle jednego a  wiele  następstw.  Z  nich  jedne  są  natychmiastowe  –  t e    w i d a ć,  inne  pojawiają  się stopniowo – t y c h   n i e   w i d a ć . Dobrze, kiedy możemy je p r z e w i d z i e ć. Między  złym  a  dobrym  ekonomistą jest  tylko  jedna  różnica:  pierwszy  dostrzega  i bierze pod uwagę skutki w i d o c z n e  i bezpośrednie, drugi przewiduje również o d l e g ł e . „

I tak myśleć powinien dobry zarządca cudzych pieniędzy. Jak więc przeciwdziałać działaniom, który w przyszłości mogą stać się kłopotliwymi? Zmniejszyć dopływ do cudzych pieniędzy. Człowiek sam wie, jak powinien wydawać pieniądze. Milton Friedman pisał, że można wydawać pieniądze na cztery sposoby: pierwsze dwa sposoby to wydawanie  własnych pieniądze na własne potrzeby oraz własne pieniądze na cudze potrzeby. Pieniądze to nic innego jak nasza własność,  a więc jako właściciele mamy prawo rozporządzać nimi wedle własnego  uznania. Wydając je na swoje potrzeby, wydajemy je oszczędnie i celowo, wszakże nikt lepiej od nas nie zna naszych potrzeb, a skoro jest to  nasze, to i chcemy  zaspokoić jak najwięcej własnych potrzeb, więc będziemy wydawać  pieniądze oszczędnie. Wydając je na potrzeby innych też będziemy starali się osiągnąć najlepszy ekonomicznie rezultat, choć niekoniecznie utrafimy dobrze w potrzeby innych. Ale skoro pieniądze nasze, to i możemy je sobie pomarnować wedle uznania. Znacznie gorzej jest, gdy rozważymy dwa pozostałe sposoby wydawania pieniędzy: cudzych na swoje potrzeby oraz cudzych na cudze potrzeby. Aby móc wydawać cudze pieniądze, trzeba je najpierw komuś zabrać.  Tak więc, wydawanie pieniędzy cudzych ma miejsce jedynie wtedy, gdy ich właściciel zostanie ich pozbawiony, i tym samym, zostanie pozbawiony możliwości decydowania,  jak zostaną wydane.

Jak łatwo zauważyć, na te dwa ostatnie sposoby wydaje pieniądze państwo (i oczywiście władze samorządowe). Samorząd rękami urzędników, zaczyna wydawać na swoje i nie swoje potrzeby. I dlatego należy ograniczać procesy pobierania od ludzi pieniędzy i wydawania ich „po uważaniu władzy” (patrz wyżej). Koniec.
 

 

 



Śmierć i polityka.

Różne takie tytuły bywały: a to „Śmierć i dziewczyna”, to „Autoportret ze śmiercią” i wiele innych. Najciekawsze jest zapewne ujmowanie śmierci w kontekście polityki. Ileż śmierci zaistniało w kontekście polityki. Właściwie większość śmierci nienaturalnych (a więc ze starości lub choroby czy wypadku) to połączenia śmierci i polityki (wojny, rebelie, rewolucje). Zawsze w tle znajduje się polityka.

Dzisiejszy dzień był jakby miniaturą tematu. Brałam udział w kweście na Cmentarzu Rakowickim. Zbierałam datki na ratunek nagrobków na cmentarzu. Stałam w jednej z alejek. Obok mnie stał kwestujący pan, który miał puszkę i głośno nawoływał, że zbiera pieniądze na Pietę Smoleńską. I coś dziwnego zaczęło się dziać: ludzie zaczęli wymijać jedno z nas i podchodzić do drugiej osoby. Ciekawe były komentarze: ludzie nie podchodzili do któregoś z nas, ale do przedstawiciela PISu i tej drugiej osoby (czyli mnie z neutralną puszką pt. Pomoc dla nagrobków rakowickich).

Pomyślałam  sobie, że niedobrze jest z zawłaszczeniem śmierci w wypadku smoleńskim tych, którzy nie byli członkami PISu.  I niestety – to zawłaszczenie stało się już na zawsze. Trudno będzie wyrwać i zneutralizować śmierci, które stały się  tragedią tylu ludzi.

Potem obok stanęło kilka młodych dziewczyn, które zbierały pieniądze na wsparcie Hospicjum Św. Łazarza, a pan z puszką na Pietę poszedł. I wtedy zaczął padać duży deszcz. I tak się skończyła tegoroczna kwesta.





Z umiarem, panowie z umiarem…

Przed chwilą zadzwoniła do mnie pani X. Powiedziała, że dostała informację, że Anna Polony, Dorota Imiełowska i inni artyści muszą zminimalizować swój program artystyczny, ponieważ w otwarciu sali w księgarni Matras w Krakowie będzie brał udział prezydent miasta. Informacja zawierała w sobie … element emocjonalny. Pani pytała  mnie: kiedy i gdzie kończy się „ingerencja polityki we wszystko”. Odpowiedziałam jak umiałam, że polityka nie kończy się nigdzie, ponieważ jest wszędzie, a będzie jeszcze bardziej przed wyborami.

Śmierć Mazowieckiego

Umarł dzisiaj Tadeusz Mazowiecki. Dla mnie był to człowiek, który – taką mam nadzieję- wierzył (i zakładam, że do końca) w szlachetność intencji polityków i w pozytywną wartość polityki. Nie piszę, co chciałabym podkreślić – mojej zgody z poglądami Tadeusza Mazowieckiego. Takiej zgody nie ma i nie o tym dzisiaj. Piszę i mam nadzieję, że mam rację o Jego poglądach na rolę  polityka. Być może, że jeszcze wierzył w dobrą sprawczą moc. O ile w ogóle taka pozytywna strona zajmowania się polityką jest możliwa. Max Weber pisał: „kto obcuje z polityką, to znaczy używa władzy i przemocy jako środków, ten zawiera pakt z mocami diabelskimi”. Środki, które  wykorzystuje polityk nawet w dobrych sprawach, a które są „moralnie podejrzane”, nie czyni ich w żadnym stopniu „mniej niemoralnymi”. Przyjęcie odpowiedzialności za konsekwencje dokonywanych wyborów wymaga przyjęcia odpowiedzialności za pobrudzenie sobie rąk.

Takie marginalki.



Starość w Krakowie

Przeczytałam dzisiaj w Gazecie Wyborczej reportaż o Nowej Hucie. Zobaczyłam zdjęcia. I smutne to jakoś. Właściwie powinna nastąpić zmiana nazwy – to nie jest Nowa, ale Stara Huta ze starymi ludźmi. Młodzi nie chcą tam nawet dziedziczyć mieszkań. A starzy ludzie umierają w domach.

Huta jest taka, jak tysiące małych miast i miasteczek. Smutne starzejące się społeczeństwo. I tak niestety jest, a będzie być może gorzej. I powstaje pytanie: co zostawimy starzejącemu społeczeństwu Huty i Krakowa: stadiony, hale sportowe, centrum kongresowe? A może należy pomyśleć o innym aspekcie zarządzania miastem. Może powinna powstać Strategia Starzejącego się Krakowa. I wtedy, przy rzetelnym oglądzie sytuacji może inaczej ustawione zostałyby parytety? Daj Boże żeby wyszła koncepcja przebudowy, przedefiniowania Huty, ale czy jest rozwiązanie alternatywne, bo jeśli nie ma – to Stara Nowa Huta umrze po kawałku.

Dalej

Jak jest z sukcesami Rady i porażkami prezydenta (i odwrotnie). Na przykład: ja wymusiłam interpelacjami, uchwałami kierunkowymi i telefonami zrobienie przetargu na energię elektryczną. A dzisiaj od rana mówi się i  pisze o takiej świetnej akcji urzędu (czytaj prezydenta). Mam więc oszczędności 15 milionów, ale kto o tym pamięta. Sukces: oczywiście urzędu. Prawdę powiedziawszy nie rozumiem takiego postepowania. Przecież to nie wstyd przyznać, że ktoś – coś zasugerował i jest to dobre i trzeba wykorzystać. Niekiedy podejrzewam, że wiele inicjatyw (i jak tu się wyrazić subtelnie) dotyczących nachalnego PR prezydenta wychodzi z jego … personelu, który chce się przypodobać, prześcigając się  w pochlebstwach. I tu należy być czujnym: pochlebstwa są niebezpieczne zwłaszcza jak się traci dystans do świata.

I z dedykacją dla wszystkich wybitne dzieło, ponadczasowe i jakże dobre:

Pieter Brueghel (młodszy) „Pochlebcy”



Political fiction?

No właśnie. Podjęłam decyzję, że będę (jeśli się odbędą prawybory) kandydowała na stanowisko prezydenta Krakowa. Decyzję podjęłam na zjeździe matki-partii, kiedy zdałam sobie sprawę z istniejącego potencjału. Zdałam sobie sprawę, że właściwie znam najlepiej miasto; jego problemy i słabe punkty, nie jestem obciążona i nie uwikłana układami, związkami, należnościami etc; jestem sprawna organizacyjnie, odpowiedzialna i „dlaczego właściwie nie”. Przez 23 lata prowadziłam własną firmę. Kiedyś, po pierwszym roku swojego rajcowania w radzie powiedziałam, że każdy urzędnik obowiązkowo przez (przynajmniej) pół roku powinien prowadzić własną firmę, aby zrozumieć jak się zarabia pieniądze, ile potrzeba odpowiedzialności, ile determinacji. I wtedy, po półrocznym treningu mogą zostać urzędnikami (jeśli zapamiętają swoje doświadczenia z „praktyki przedsiębiorczej”).  Jestem od 11 lat radną. Byłam szefową Komisji Budżetowej. Jestem twórcza i konsekwentna. I wreszcie powinnam osobiście uczynić to, czego uczę innych: potrafić podejmować wyzwania. Co niniejszym uczyniłam. 

Nagrodę już pośrednio otrzymałam: zaskoczenie. Reakcje ludzi: BEZCENNE:) 

I to dopiero początek 🙂