Słuchałam dzisiaj przy porannej kawie radia x. Ktoś wygłaszał felieton. I niesamowity był to tekst. Oczywiście polityczny. Pan mówił, że PO nie zabiega o głoszenie prawdy. Była to teza podstawowa. O jaką prawdę chodzi, trudno było się zorientować. Jednakże najbardziej uderzające było stwierdzenie feletonisty, że on kiedyś za czasów Solidarności był gotów umrzeć za prawdę i że teraz są tacy, którzy za prawdę byliby gotowi umrzeć. Pomyślałam sobie, przerywając picie porannej kawy, że jest to demagogia, brak realizmu, nieznajomość realiów… I w ogóle pomyślałam sobie już zawodowo "co to znaczy prawda". Kiedy rozmawiam z moimi studentami i pytam ich o stosunek do wolności czy prawdy, mówią mi, że wolność dla nich nie jest problemem, mają świadomość, że ją mają. Niektórzy walczą o "wolność pełniejszą"(jak twierdzą), a więc o zalegalizowanie marihuany. Z prawdą jest jeszcze gorzej: tutaj cytują Fryderyka Nietzschego, który pisał, że nie ma prawdy a są jedynie interpretacje. Kto więc, i za jaką prawdę (lub interpretację) chciałby umierać (i na co nie pozwala PO)? Woobrażam sobie barykadę, na której stoją podstarzałe damy i panowie (ci pamiętający Solidarność i nie usatysfakcjonowani do dzisiaj) i krzyczą, że chcą umrzeć za prawdę! Ba, a za jaką?
Żyjemy w strachu. Jesteśmy postludzkością i nie akceptujemy innej prawdy niż ta pojawiająca się w telewizorze.
Oliviero Toscani