Opowiadał mi ktoś, kto był w Nowej Zelandii, że tam do najbardziej poszukiwanych przez firmy Head hunterskie (doradzctwo personalne jakoś brzmi mniej adekwatnie) zawodów należy zawód nauczyciela. Po końcu roku szkolnego firmy te, mające zlecenia od pracodawców, wyruszają w kraj i "łowią" najlepszych nauczycieli proponując im atrakcyjne i konkurencyjne pensje. Jeśli nauczyciel jest zainteresowany, pakuje swój dobytek i rodzinę i wyjeżdża tam, gdzie mu lepiej płacą. To tak a propos wypowiedzi jakiegoś, pożal się Boże, polityka czy związkowca, który powiedział, że hańbiące Polskę są pensje dla nauczycieli. A może rząd powinien się odczepić od wszelkich regulacji jakichkolwiek pensji i wtedy byłoby normalniej. Mielibyśmy na przykład dobrych i lepszych nauczycieli a źli staliby się, dajmy na to, dobrymi policjantami czy sprzedawcami.
PS Mogę, niestety, coraz mniej robić w sprawach bonu edukacyjnego, ponieważ nie mam praktycznie żadnego poparcia w Radzie Miasta. Ci, których uważałam za sprzymierzeńców, teraz interesują się czymś innym. Wydaje się, że bon był dla nich raczej "medialną rybką", niż sprawą do załatwienia.