Przed Świętami w Radzie

Jeśli ktoś odważny i mądry nie wprowadzi jednomandatowych okręgów wyborczych będzie tak, jak było wczoraj. Handlowanie i targowanie się do ostatniej chwili. Żałosne było wystawanie za drzwiami rady prezydenta miasta z grupką radnych, którzy telefonowali do posłów. Pokrzykiwania, wydzieranie sobie papierów, jak za czasów Miłościwie Nam Panującej Polski Szlacheckiej. I zginiemy marnie, my samorządowcy, jak nie zdejmie się (przynajmniej w znacznej części) upolitycznienia rady. Z drugiej strony negocjacje zostawione na ostatnią minutę, bezsensowne i nie dające niczego. I wielki tryjumf członków klubu PISu. Trudno zresztą się im dziwić. Przez trzy lata niewiele mieli do powiedzenia, jako klub, w radzie. Niektórzy mówią, że przeszli do podziemia i ponoć byli i są niesamowicie zaradni, jeśli chodzi o własne, prywatne plany i sprawy. I postać niedoceniana przez wielu: mały, niepozorny człowieczek,  ale utalentowany. Kiedy był w klubie PO – część radnych platformisatych dzielnie pracowała z prezydentem, kiedy "odszedł" z PO, przeniosła się za nim ta współpraca. Przez parę miesięcy zagubiony, mało znaczący, a teraz, jak feniks z popiołów, biegają za nim PISowcy i powoli wydłubuje radnych z PO. Podejrzewamy, że w nowym roku odejdzie jeszcze paru.

Podstawy interwencjonizmu

Franz Oppenheimer napisał kiedyś (w 1914 roku): Istnieją dwa fundamentalnie sprzeczne sposoby pozyskania przez człowieka środków potrzebnych mu do przeżycia i zaspokojenia jego zachcianek. Są to praca i rabunek, własny produktywny wysiłek i siłowe przywłaszczanie owoców pracy innych ludzi. Proponuję by nazwać własny wysiłek i ekwiwalentną wymianę owoców własnej pracy na owoce pracy innych "środkami ekonomicznymi" zaspakajania potrzeb, natomiast przywłaszczanie owoców cudzej pracy "środkami politycznymi". Państwo jest organizacją środków politycznych.

Samorząd jako intytucja usankcjonowanego rabunku też stara się zdzierać z obywateli, ile tylko może, aby stwarzać wrażenie, że komuś innemu daje. A przecież ani prezydent miasta (a jakże często widzimy wywiady z prezydentem, czytamy ulotki i plakaty, w których twierdzi, że sfinansował!!) ani rada miasta niczego nie dają, my rabujemy owoce cudzej pracy, aby stwarzać pozory… A iluż mieszkańców w to wierzy!

Biznes klsztoru Shaolin

Klasztor-legenda, w którym nie tylko mnisi uczą się kung-fu, chce wejść na giełdę. Już dziś to żyła złota – rocznie odwiedza go 1,6 mln turystów, a jego dochód to 20 mln dol.

Mnisi podczas spektaklu

 
Biuro podróży China Travel Service z Hongkongu. Firma ta ma stworzyć z Shaolin spółkę, która w 2011 r. zadebiutuje na giełdzie w Hongkongu.

China Travel Service zainwestuje w spółkę 14,6 mln dol. i przejmie 51 proc. jej udziałów. Nazwa giełdowej firmy nie została jeszcze ujawniona, ale na pewno będzie w niej słowo Shaolin. Będzie sprzedawać bilety do klasztoru, zarządzać hotelami, przejazdami dla wycieczek czy salami kinowymi z filmami o kung-fu. Spółka liczy, że ze sprzedaży akcji zgarnie 146,4 mln dol.

No i proszę można zrobić duży biznes na turystyce sakralnej. To tak aprops mojej ankiety; mało kto zauważył taką możliwość dla Krakowa! Nie mamy, co prawda takiego klasztoru, ale mamy inne atrakcje i możliwości. Może i u nas znajdzie się spółka, która zainwestuje,aby móc wejść na giełdę.

Ratunek dla samorządów: jednomandatowe okręgi wyborcze.

            W przyszłym roku będziemy obchodzić 20 rocznicę powstania w Polsce demokratycznie wybieranych samorządów. Wydawać by się mogło, że jest to moment szczególny, jednakże poza radością towarzyszącą wszelkim rocznicom kojarzącym się ze zmianami ustroju – należy popatrzeć na funkcjonowanie samorządów z dystansu i bez euforii. W samorządach źle się dzieje. Przykładem spaczonych i nie dających się zaakceptować mechanizmów mogą być ostatnie wydarzenia w radzie Miasta Krakowa.

            Samorządy są upolitycznione i to w takim stopniu, że właściwie niewiele spraw jest zostawionych do decyzji radnych poza „górami partyjnymi”. To zarządy partii decydują o większości spraw dotyczących samorządów, łącznie z podejmowanymi akcjami obejmującymi sprawy personalne. Posłowie i prezesi partii decydują o sprawach Krakowa. Konflikty rozgrywające się w sejmie i senacie są przekładane na stymulowane przez góry partyjne gry wewnątrz rady. Pomimo tego, że radni wiedzą, jakimi kompetencjami, wiedzą, umiejętnościami charakteryzują się poszczególni członkowie rady, zewnętrzne ingerencje powodują piętrzenie się domniemanych konfliktów. Niestety, nie jesteśmy samodzielni w swoich decyzjach. Ci, zaś którzy starają się ochronić autonomię własnego myślenia znajdują się poza możliwością kontynuowania pracy w radzie; po prostu nie zostaną umieszczeni na jakiejkolwiek liście do Rady. Tym samym mogą się pożegnać z działalnością samorządową. Powstaje więc podstawowe pytanie: co jest ratunkiem dla samorządowości? Czy można jeszcze w tej chwili zrobić cokolwiek, co zatrzyma eskalację upartyjnienia samorządów? Odpowiedź zdaje się być jedna: jednomandatowe okręgi wyborcze.

            Problem pojawia się prawie przed każdymi wyborami, kiedy zaczyna się rozgorzała walka o nominacje na partyjne listy wyborcze. Od wielu lat odbywają się mniej czy też więcej gorące dyskusje, po których ruszają wybierane partyjnie samorządy, potem jest cisza i znów w okolicach wyborów ruszają nieustająco te same pytania. Z tym, że każda kadencja jest coraz bardziej uzależniona od partyjnych manipulacji i przez to coraz mniej samodzielna i słabsza.

            Jednomandatowe okręgi wyborcze to najprostszy i najprawdopodobniej najlepszy sposób wybierania parlamentarzystów i samorządowców. Najprostszy, ponieważ trudno wyobrazić sobie bardziej naturalną zasadę niż. ta, że zwycięzcą zostaje osoba, która uzyskała w okręgu najwięcej głosów. Metodę taką j stosują Wielka Brytania i Francja, – USA oraz Indie.

W Wielkiej Brytanii do wyborów parlamentarnych kraj podzielony jest na 659 okręgów wyborczych liczących średnio ok. 90 tys. mieszkańców (dla porównania w Polsce na jeden powiat przypada średnio ok. 100 tys. mieszkańców). Wyborcy w każdym okręgu wybierają do Izby Gmin (odpowiednika polskiego Sejmu) swojego jednego przedstawiciela (posła). Zostaje nim osoba, która uzyskała najwięcej głosów. Kandydaci mogą być zgłaszani przez partie polityczne ale mogą  startować jako niezależni.

            Taka ordynacja pociąga za sobą przede wszystkim wprowadzenie osobistej odpowiedzialności posła lub radnego przed obywatelami w jego okręgu wyborczym, ponieważ to od nich zależy ich polityczna przyszłość. 

Powstaje pytanie: czy radni miasta będą mogli się dogadać w ważnych sprawach miejskich i czy nie będzie zbyt daleko posuniętej polaryzacji. Moje obserwacje (a politolodzy twierdzą, że potwierdza to prawo Duvergera) pozwalają mi stwierdzić, że i teraz część rzeczy załatwianych jest ponadpartyjnie: mamy w tej czy tez innej sprawie bardziej lub mniej zbliżone zapatrywania i wiemy z kim można je omówić i zbudować projekt uchwały. W wielu wypadkach nasze poglądy są zbliżone i istnieją nie po linii partyjnej, ale według osobistych i prywatnych przekonań. Tak więc jednomandatowe okręgi wyborcze nie są synonimem chaosu, ale przede wszystkim odpowiedzialności. Jeśli ktokolwiek zaś odważy się powiedzieć, że wniosłyby one populizm  – to niech pojawi się na obradach rady lub zaszczyci obecnością spotkania sejmu, tam ujrzy najczystszej wody działania populistyczne ubrane w hipokryzję.

 Samorządowość jest na niebezpiecznym zakręcie, zniszczyć ja może zbytnie upolitycznienie. Zarządzanie miastami, miasteczkami straci sens, stanie się jedynie przedłużeniem sporów partyjnych, a do tego nie powinni dopuścić samorządowcy, ponieważ, jak się wydaje na poczucie odpowiedzialności i wyobraźnię polityków nie możemy liczyć.

Z znów chudsza P

I znów odchudził nam się klub PO w mieście. Wszyscy dostaliśmy list podpisany przez O. i …Si. Kolega O. ma niebywały talent. Tacy ludzie są, jak król Midas a rebours, Midas zamieniał wszystko, czego dotykał w złoto a tacy toksyczni zamieniają w … mniejsza o to w co. W każdym razie pracodawca O.poseł – Janek R. – zakończył swoją karierę polityczną w znacznej mierze dzięki aktywności O.; były szef klubu PO zamknął pewien rozdział w swojej działalności – dzięki O, a na koniec pociągnął on ze sobą sierotkę Elżbietę. Dziwny jest to rodzaj człowieka, taki "femme fatale" krakowskiej PO. Dotknie i zaraża. Prawdziwy mistrz cynicznej manipulacji.

xxx

Amerykańska gazeta – "Washington Times", przeciwstawiła polską gospodarkę gospodarce amerykańskiej, pisząc o naszej, że jest wzorem gospodarki wolnorynkowej, w przeciwieństwie do socjalistycznej gospodarki amerykańskiej. Dokładniej, chodziło o to, że rząd polski prowadzi politykę wolnorynkową, a rząd amerykański socjalistyczną. Z tego tekstu wynikało jakoby nasz kraj był oazą prokapitalistycznej wolności, wręcz wolnorynkowym wzorem dla wszystkich innych państw świata. 

Heritage Foundation pewnie inaczej zbiera informacje na temat poszczególnych krajów, gdy tworzy swój coroczny Indeks Wolności Gospodarczej, bo w ostatniej edycji Polska zajęła aż… 82 pozycję pod względem swobód gospodarczych. A gdyby opierać ranking na rewelacjach "Washington Times" to powinna być przynajmniej w pierwszej dziesiątce, za Hongkongiem, Singapurem itp…

PS Dzisiaj jest kolejna rocznica wprowadzenia stanu wojennego w Polsce.  Wtedy była śnieżna zima. Pamiętam. I pamiętam także nad ranem głos gen.Jaruzelskiego i wyłączone telefony.

Centralny organ władzy

Gdzieś przeczytałam wywiad z Jeanne Moreau, (która ma osiemdziesiąt lat!), gwiazdą pierwszej wielkości kina francuskiego. Wywiad pokazuje rześkość jej umysłu, cudowne skojarzenia, świetny kontakt z rzeczywistością. I Jeanne Moreau mówi o polityce: "Im więcej facet ma kochanek, tym bardziej jest godny podziwu. O Sarkozym też mówi mówi się już, że ma kochanki. Już teraz! Tak jakby to był obligatortyjny rekwizyt władzy. We wszystkim musi grać rolę penis! To był i jest nadal centralny organ". I proszę, mamy punkt, który różni (jeszcze?) naszych polityków od tych z zachodu. U nas (jeszcze?) nie jest penis postrzegany jako centralny organ polityki, o romansach głów państwa się nie wspomina , ba, powiedziałabym, że jest zgoła odwrotnie: podkreśla się ich przywiązanie do rodziny, pokazuje zdjęcia z żonami, a one mówią, jakimi dobrymi, czułymi mężami są głowy państwa. "Męskość" – ta w znaczeniu zachodnim (a więc jurność i zdrada) nie są atrybutami polskich polityków. Może ktoś rozwinie ten temat, a zapowiada się on nawet interesująco.

Lewiatan donosi

W opinii PKPP Lewiatan zysk netto na koniec 2009 r. będzie wyższy niż w 2008 r. To nie znaczy, że kryzys nie dotknął polskiego sektora przedsiębiorstw, a także ich pracowników. Wydaje się jednak, że to co najgorsze przedsiębiorstwa mają już za sobą, a negatywne tendencje wyhamowały. Przychody ze sprzedaży co prawda wzrosły w ciągu 9 miesięcy 2009 r. tylko o1,1 proc., i towarzyszył im szybszy wzrost kosztów, jednak rentowność sprzedaży, jak na osłabienie gospodarcze, była ciągle na dobrym poziomie. Istotna dla oceny tego, co miało wpływ na taki wynik jest struktura wzrostu kosztów (gł. wynikająca z wzrostu kosztów wynagrodzeń), ponieważ była ona zupełnie inna niż w okresie poprzedniego osłabienia gospodarczego w latach 2001-2002, kiedy przedsiębiorstwa amortyzowały skutki kryzysu obniżaniem zatrudnienia i wynagrodzeń.

 Czy koniec kryzysu? Co nas czeka w nadchodzącym roku i jak się do tego przygotować?

 

Triumf socjalizmu

Ostatnie międzynarodowe badanie przeprowadzone przez BBC wykazało, że tylko 11 procent spośród 29 000 ankietowanych uważa wolny rynek za coś dobrego. Reszta wierzy w jeszcze większą regulację rządową. Jedynie mały procent światowej populacji uważa, że kapitalizm działa dobrze a zwiększenie regulacji tylko zredukuje jego efektywność. Co czwarty z badanych stwierdził, że kapitalizm jest "wadliwy". We Francji wierzy w to 43% pytanych, zaś w Meksyku 38%. Większość uważa, że rząd powinien obrabować bogatych i oddać pieniądze biednym krajom. Tylko w jednym kraju – Turcji, większość stwierdziła, że mniejszy rząd jest korzystniejszy.