Kobiety w PIS i w PO

A ja znów o tym samym. Przeczytałam dzisiaj wywiad z panią Joanną Kluzik-Rostkowską, szefową sztabu wyborczego Jarosława Kaczyńskiego i zastanowiłam się, jak jest z eksponowanymi stanowiskami w jednej i drugiej partii. W PISie rzeczywiście znajduje się o wiele więcej kobiet na eksponowanych partyjnych stanowiskach niż w PO. Nie wspomnę o paniach z PISu, które zginęły w wypadku pod Smoleńskiem. Zresztą zawsze było ich tam więcej. W zasadzie trudno mówić o różnicach, ponieważ w PO nie ma ich wcale. Nawet szefem sztabu Bronisława Komorowskiego jest kolega a nie koleżanka partyjna. W Radzie Miasta Krakowa w klubie PIS są dwie kobiety, a w PO pięć.  Śmiem zauważyć, że w Klubie PO Rady Miasta rola kobiet jest widoczna i słyszalna, w PIS właściwie tak, jakby ich nie było. Z czego to wynika? W samorządach jeszcze kobiety widać i słychać, a im wyżej- tym gorzej. A może są to różniące się strategie Kaczyńskich (piszę przecież o koncepcji przeszłej – ich wspólnej) i Donalda Tuska? Różnice w strategiach, czy nie zauważenie sprawy, banalizowanie odmienności widzenia problemów, brak potrzeby konsultacji? A jestem pewna, że różnice w podejściu kobiet i mężczyzn do rozwiązywania problemów są. I to nie jest jedynie moje 'widzimisię", są analizy i badania, a poza wszystkim innym także i moje obserwacje. 

 

Sukces. Grzebowisko.

Napisałam wiele projektów (dziesiątki!), zaproponowałam wiele rozwiązań problemów trudnych – na wszystkie otrzymywałam odpowiedzi od prezydenta, że wszystko jest w najlepszym porządku i wreszcie, uroczyście komunikuję, że jeden z moich rozwiązań najprawdopodobniej się zrealizuje. Na Prądniku Czerwonym, pomiędzy torami wyznaczono teren pod grzebowisko zwłok zwierząt domowych. Działka ma 80 arów, położona tuż przy skrzyżowaniu ulic Reduta, Powstańców i Wegrzeckiej. Sprawa jest potrzebna i to z wielu powodów. Pisałam zresztą o tym parokrotnie. Teraz Zarząd Infrastruktury Komunalnej i Transportu będzie zbierał oferty i koncepcje od osób, które będą chciały poprowadzić grzebowisko. Najlepszym rozwiązaniem jest Partnerstwo Publiczno-Prywatne. Namawiałam zresztą służby prezydenta na ten system.

PS A jednak uwierzę w sukces, jak zobaczę wyniki konkursu i jak wreszcie grzebowisko zacznie funkcjonować.

Idiotyzmów ciąg nieskończony

Szanowni Czytelnicy, czytam sobie rózne rzeczy i szukam absurdów związanych z wydawnictwem pieniędzy z funduszy Unii Europejskiej. I cóż ja przeczytałam dzisiaj, ano to, że Komisja Europejska podzieliła fundusze na program „Owoce w szkole”. Na polskie dzieci zostanie wydane 9,2 mln euro.

Program „Owoce w szkole” wymyśliła Komisja Europejska, która na jednym ogniu chciała upiec dwie pieczenie: skłonić uczniów do jedzenia owoców i warzyw oraz wesprzeć europejskich rolników, skarżących się, że z rynku wypierają ich chińskie jabłka i rzodkiewki – informuje „Gazeta Wyborcza”.

Do udziału w akcji zdecydowało się 25 z 27 państw członkowskich, w tym Polska. W pierwszym roku akcji dostała z budżetu unijnego 9,2 mln euro (do których dołożyła własne 3 mln!!). Za te pieniądze w obecnym roku szkolnym dzieci z klas 1 – 3 szkoły podstawowej dostają bezpłatnie porcje owoców i warzyw.

Akcja będzie prowadzona także w kolejnym roku szkolnym. Na darmowe przekąski dla uczniów zostanie wydane 90 mln euro.

Nikt nie pomyślał o tym, że dobrze byłoby rodziców i nauczycieli przeszkolić w sprawie "dobrego odżywiania". Owoce i warzywa są niezbędne dla rozwoju dziecka. Ciekawe, że o tym wiedziała moja babcia i mama i to bez dotacji i szkoleń. Boże mój! Świat oszalał a pieniądze europejskie (a więc w tym i polskie) wydaje się bez sensu.

W tym roku parytetów nie będzie

W polskim Sejmie jest niewiele ponad 20 proc. kobiet, a w Senacie zaledwie 8 proc. Badania pokazują, że aby mieć realny wpływ na politykę, kobiety powinny mieć co najmniej 30-procentową reprezentację.

Prof. Małgorzata Fuszara z Instytutu Stosowanych Nauk Społecznych UW – występująca w imieniu autorów projektu dotyczącego parytetów – przekonywała, że w Polsce – podobnie jak w wielu innych krajach – najlepiej sprawdziłby się system wyborczy, w którym parytetom lub kwotom towarzyszyłby system suwakowy, czyli umieszczanie kobiet i mężczyzn na listach naprzemiennie. To zapobiegłoby umieszczaniu kobiet na miejscach, z których mają znikome szanse na zdobycie mandatu.

Jak poinformował przewodniczący komisji Waldy Dzikowski (PO), z powodu ostatnich wydarzeń związanych z katastrofą w Smoleńsku, nie wszystkie zamówione ekspertyzy zostały przygotowane. Zaproponował jednak, by poczekać na nie i potem wrócić do dyskusji. Zgodził się również, by wnioskodawcy zaprosili na kolejne posiedzenia komisji ekspertów, którzy dla nich przygotowali opinie na temat projektu. Wiceprzewodniczący komisji Witold Gintowt-Dziewałtowski (Lewica) zapewnił, że eksperci przygotowujący opinie na zlecenie komisji byli dobierani tak, by reprezentować różne punkty widzenia.

Zdaniem Marka Borowskiego (SdPl) nie ma sensu "przerzucać się opiniami", podczas gdy bardzo łatwo można wyliczyć, że im więcej kobiet na listach, tym więcej trafia do Sejmu. Zaproponował, by poprosić PKW, która dysponuje danymi na temat kandydatów, o zrobienie takiego wyliczenia.
      Jeśli, w dalszym ciągu pozostaje wiele osób, które uważają parytety za fanaberie i zbyteczne zawracanie głowy, to przypomnę na przykład wybory do karkowskiego Zarządu PO. Na 18 członków zarządu są 2 kobiety, w tym jedna jest posłanką i żoną prominentnego członka PO, druga zaś asystentką przewodniczącego. Oczywiście w krakowskich kołach PO jest znacznie więcej członkiń PO niż 11%. I są one zaradne, bystre, utytułowane etc, z tym, że są niewybieralne do gremiów. Ergo, polityka jest jednak wciąż rodzaju męskiego. Ciekawe jest to, że przeciwnikami parytetów są mężczyźni i kobiety spoza polityki. Te, które działają i są w jej środku, znają mechanizmy – są ich zwolenniczkami (?!)

Ustawa Rządowa 3 Maja 1791

Właściwa nazwa to nie Konstytucja, ale Ustawa Rządowa 3 Maja 1791 roku regulująca ustrój prawny Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Rzecz była odważna i rewolucyjna. Spowodowała wrogość państw sąsiednich. Bali się tego, co pokazała Ustawa. Być może powstaje wiele refleksji dotyczących tego wydarzenia. Między innymi mnie nurtuje pytanie: jak to się stało, że wśród tamtejszych polityków, ktoś (dla dobra ojczyzny) odważył się na takie posunięcia. Być może nie dbając o swoją pozycję, konsekwencję dla siebie samego – zaproponował a potem i zrobił coś, co było niepopularne, odważne i mądre. A dzisiaj, wstyd przyznać, robi się tylko to, co jest bezpieczne, nikt nie zaprotestuje, nie będzie wyśmiewał i zwalczał. Nie ma więc podatku liniowego ….. A najbardziej chwali się tych, którzy nie mają odwagi nawet zlikwidowac idiotycznych, hamujących rozwój przepisów (nie wiem, czy już oficjalnie odtrąbiono działanie Przyjaznego Państwa). Sukcesy zaś mają mało aktywni lizusi. Eh, gdyby nasi politycy i samorządowcy żyli w tamtych czasach Konstytucji byśmy sie nie doczekali.

CD absolutorium 2009

A więc a propos uwag. Jest ich wiele. Po pierwsze budżet został wykonany najgorzej w całej kadencji czterech lat prezydenta. I naprawde nie tłumaczy tego kryzys. Wiele miast polskich uniknęło błędów, które popełnili urzędnicy. Na nietrafionym w czasie przewalutowaniu długu wziętego we frankach szwajcarskich na złotówki miasto straciło 120 milionów złotych. Sala Kongresowa, będąca sztandarowym pomysłem prezydenta ani drgnęła i znów została przełożona na przyszły rok. W przedszkolach zabrakło w tym roku "jedynie" 2 tysięcy miejsc, Mnożyć takich dokonań możnaby bardzo dużo. Jutro zapewne włączą się w to media, ponieważ pan prezydent zorganizował dzisiaj konferencję odnośnie nie otrzymanego od rady absolutorium. Zobaczymy też reakcje "bezstronnych" mediów, jak będą zabawiały nas swoim obiektywizmem w sprawie absolutorium. Zresztą, jak pisałam wielokrotnie, dawanie abolutorium jest kompletnym idiotyzmem. Rada w swojej mądrości ocenia wykonanie budżetu, to znaczy ocenia działalność księgowości miasta. Nie ma miejsca i czasu, aby ocenić merytoryczną aktywność prezydenta, jego pomysły na zarządzanie miastem. Jeśli mówiliśmy o tym, że brakuje miejsc w przedszkolach (a wydatki w edukacji to 98% – a więc jest świetnie!), zwracano nam uwagę, że nie mówimy na temat. A temat – to ksiegowość. Kiedy mówimy o zaczętych i nie kontynuowanych inwestycjach – to nie mówimy na temat, kiedy mówimy o tym, że europejskie fundusze ostatnio mało wspierają miasto – to nie mówimy na temat etc. Poza tym konsekwencje dla prezydenta na okoliczność nie przyjęcia sprawozdania z wykonania budżetu są prawie żadne – szkoda naszego czasu i zaangażowania. Cały zaś problem polega na tym, że rządzenie mądre miastem winno się odbywać przy wzajemnym, poważnym traktowaniu się rady i prezydenta. Kiedy jedna ze stron oficjalnie lekceważy drugą – trudno na piasku wybudować pałac.  Jutro może więcej, teraz idę spać. Wczorajsze zmęczenie daje mi w kość dzisiaj.

Absolutorium budżetowe 2009

Dziwna to procedura to absolutorium. Tak naprawdę jest to ukłon dla biegłości ksiegowych prezydenta. Lewa strona ma się równać prawej. Co z tego wynika, ano niewiele. Na przykład edukacja: zaplanowanie i wykonanie prawie 98%, a tutaj znów brakuje 2 tysięcy miejsc w przedszkolach, na nowych osiedlach żłobków i przedszkoli nie ma, nie ma w edukacji żadnych inspirujących pomysłów etc. Ale wykonanie jest, trzeba więc udzielić absolutorium (!?). Nie mamy szans ocenić działalności prezydenta, jego pomysłów na zarządzanie miastem. Jest lewa i prawa strona. Nawiasem mówiąc w mijającym roku najgorsza w całej kadencji. Teraz zaś zacznie się jazda pod tytułem wybory. Pan prezydent inwestuje "na krechę", ale będzie otwierał inwestycje, będzie się pokazywał tu i ówdzie. No cóż zaczęłą się jazda wyborcza.

A jak to wygląda? Niewielka próbka:

                                          Rok 2007                 Rok 2008                Rok 2009 

Inwestycje ogółem                   98,1%                  94,6%                  94,0%

Inwestycje strategiczne             98,1%                  92,6%                  92,9%

 Inwestycje programowe            98,3%                  97,2%                  96,0%

 

 

W co grają media

Słuchałam sobie dzisiaj rano radio Kraków. Rozmowy oczywiście po tytułem: co będzie w polityce w przyszłości. Byli goście  z czterech partii. Pytanie: w co grają media: Był poseł, szef partii (niestety źle mówi i musi poćwiczyć), szef innej partii i szef jeszcze innej partii i … radny miejski z PISu. Media pominęły szefa jego klubu. Zawsze go omijają i lansują wyżej wspomnianego radnego na gwiazdę miejskiej palety tzw. polityków. Tak więc "gwiazda in spe" niezbyt wiele robi w Radzie (bo nie ma czasu, bo się mediom nie odmawia) etc. Więc media nieustająco grają, lansują, decydują i wciąż są władzą pierwszą a nie którąś tam z brzegu. Aha, jeszcze ps. jedno z głosów w w/w audycji (trudno było odróżnić, wszystkie brzmiały jednakowo) w radio powiedział (byli oczywiście sami faceci), że pora się zjednoczyć, ponieważ wszyscy oni w radiu są młodzi , a starzy politycy są zawzięci, mściwi etc, a młodzież jest otwarta, szczera i współpracująca, więc może tak razem młodzi się ponadpartyjnie zjednoczą itp. Jak mi Bóg miły słyszałam, więc piszę. I piszę jeszcze: chroń nas Panie przed tą nowoczesną politycznie młodzieżą polityczną: to jest dopiero dno moralne, wiem, co piszę: patrzę i widzę wokół.

A więc quo vadis polityko?