Ogłoszona została data wyborów: 21 października . Kampania wyborcza będzie wyjątkowo krótka i podejrzewam dość brutalna. Z jednej strony walka o kontynuację władzy PiSu, z drugiej próba jej przejęcia rzez opcje antyPiSowskie. Samorząd jest wskaźnikiem tego, co się będzie działo przy wyborach do władz centralnych. Przypomnijmy, że 52,6% obywateli nie wzięło udziału w ostatnich wyborach. Ponad połowa uprawnionych do głosowania Polaków zlekceważyło możliwość brania i udziału w konstruowaniu władzy. W drugiej turze już ponad 60% nie raczyło pójść do urny.
Poczytałam, jak to wygląda w innych krajach europejskich: Hiszpanie chętnie biorą udział w wyborach. Frekwencja poniżej 50 procent jest uważana za złą. W wyborach parlamentarnych zwykle przekracza ona 70 procent. Dla niezdecydowanych opracowano aplikację na smartfony, która pomaga w wyborze partii. Hiszpanie coraz chętniej uczestniczą w życiu politycznym.
Od lat frekwencja we francuskich wyborach prezydenckich oscyluje w granicach 80 procent. W ostatnich wyborach we Francji w pierwszej turze wyborów do urn poszło 77,77 proc. uprawnionych.
Frekwencja wyborcza w zeszłym roku w Niemczech to 75%. W Grecji w ostatnich wyborach to 74,15%. W Norwegii to 74-77%. I tak dalej. Nawet w Bułgarii w 2014 roku frekwencja wyborcza była wyższa, niż w Polsce 48, 66%.
Niższa była w Rumunii.
Po tym przeglądzie (dość wyrywkowym, ale znaczącym) wyraźnie widać, jak wygląda aktywność i świadomość polityczna Polaków. Nie jest dobrze. Oczywiście biorąc pod uwagę to, z czym trudno obecnie dyskutować, że demokratyczne wybory są czymś oczywistym i nie ma (jak na razie) zastąpienia ich czymkolwiek.
Polityka wszędzie jest podobna. Opinie o politykach, od czasów najdawniejszych – były i są zbliżone. Nie jest to profesja ciesząca się wyjątkowym szacunkiem. A jednak polityka jest wszędzie: w codziennym życiu, w kupowanej żywności, w samochodach, w mediach, oczywiście w podatkach. A ostatnio polityka wdziera się bezpardonowo do ludzkiej seksualności, moralności, religijności. Po prostu jest wszechobecna. I mówienie, że „mnie polityka nie interesuje” jest gaworzeniem małego dziecka, któremu taki poziom świadomości można wybaczyć. A jeśli podniesiemy VAT na książki, nałożymy cenzurę na Internet – to też powiesz Rodaku, że polityka cię nie interesuje?
Wybory są i będą. Przy niewielkiej frekwencji walka o rząd dusz będzie zacięta. A czego uczy nas suweren/wyborca? Ponieważ suweren twierdzi, że nie interesują go wybory (i w ogóle polityka), ale idzie, bo..sąsiad poszedł, tak w pewnym środowisku wypada etc: głosuje nie na człowieka, ale na partię. Najczęściej głosuje na pierwszą osobę, albo na (jak ma inwencję i zechce poczytać i się nie spieszy) na taką, której nazwisko coś mówi (najlepiej wychodzą na tym ci, którzy się nazywają Duda, Tusk, Fedorowicz, być może Kaczyński, dobrze też mają/mieli ci, o nazwiskach Dziwisz). Niekiedy głosuje na ładną dziewczynę (nawet tę, którą wypatrzył z siódmego miejsca), ponieważ mu się spodobała. Niekiedy na faceta, który śmiesznie się nazywa, albo ma odstające uszy. Niestety, tego nas – samorządowców nauczył wyborca. Tak więc, ponieważ o tym wiemy, odbywa się batalia o tak zwane miejsca biorące. W zależności od okręgu wiadomo, że wejdą z listy dwie, trzy czy cztery osoby. Trzeba więc przeanalizować swoje szanse: nazwisko, wiek, wygląd….(najmniej program, ponieważ naprawdę bardzo niewielka ilość osób tym się interesuje)
Moim marzeniem jest świadomy i zaangażowany suweren/wyborca, który idzie do wyborów, ponieważ śledził działalność pewnych osób, wie, co zrobiły, jaką mają inicjatywę, co sobą reprezentują. I wtedy, kiedy taki suweren będzie wyborcą – listy będą układane alfabetycznie. Wyborca znajdzie tego, którego zna i któremu ufa, z którym się będzie chciał i mógł skontaktować. I może dopiero wtedy do głosu dojdą osoby nie połączone z żadną partią, zresztą może wtedy partyjność po prostu umrze. Będą osoby, a nie partie. Władzą będą aktywiści, osoby kreatywne , odpowiedzialne, etyczne, zaangażowane, ponieważ takie wybierze zaangażowany suweren.
Takie mam marzenie.