Aż strach napisać recenzję…

Krytyk filmowy Tomasz Raczek, który naraził się producentowi filmu „Kac Wawa” Jackowi Samojłowiczowi, ostro krytykując film, nie powiedział jeszcze ostatniego słowa. Producent filmu, Jacek Samojłowicz już zapowiedział, że pozwie Raczka do sądu.

Szanowni Państwo: koniec świata. Recenzent nie może napisać recenzji, ponieważ może zostać pozwany do sądu. No co prawda kiedyś Leon Chwistek na Plantach zaatakował recenzenta … szablą. I to były czasy. Teraz będzie strach cokolwiek napisać lub powiedzieć. Okazuje się, że zawód recenzenta jest niebezpieczny, co najmniej tak, jak sapera, czy oblatywacza samolotów.

Ja jednak, jako niezawodowy recenzent może będę mogła więcej: więc sobie pozwolę: Kochani Państwo nie idźcie, proszę i nie pozwólcie iść komukolwiek, komu dobrze życzycie na produkcję Teatru Groteska „Kobiety kontratakują”. Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu, że na czymś takim byłam, ba, że miasto daje pieniądze podatnika. Niechże każdy robi to, co powinien, co mu najlepiej wychodzi… I już. Brrrry!!

Tytuł 3

Stowarzyszenie Pedagogów i Miłośników Rytmiki apeluje o poparcie powszechnej edukacji
muzycznej w szkołach. Parę lat temu napisałam interpelację, w której proponowałam utworzenie w każdej szkole chóru. Wtedy to wsparła mnie pani  Olga Szwajger – światowej sławy sopranistka. Niestety, nie stało się tak, jak by być mogło. Nie ma w każdej szkole chóru i wciąż nie mamy kompleksowego i  kompetentnego oglądu nauczania przedmiotu muzyka oraz umuzykalnienia polskiego społeczeństwa. Muzyka wpływa na nasze nastroje i emocje, uspokaja, poprawia nastrój i rozładowuje stres, albo irytuje, pobudza agresje. Poprzez muzykę bardzo wcześnie możemy
wspierać i stymulować zmysły dzieci, a przez to rozwijać ich wrodzone talenty. Muzyka poprawia koncentrację, powoduje wzrost kreatywności i zapamiętywania, ułatwia naukę czytania i pisania, podwyższa motywację, opóźnia objawy zmęczenia, harmonizuje napięcia mięśniowe, poprawia koordynację ruchową. Obowiązkowe zajęcia muzyczne znane są we wszystkich krajach Europy. Wyjątek stanowi tu jedynie Holandia, gdzie formy zajęć artystycznych dobierane są w sposób elastyczny w poszczególnych szkołach. W pozalekcyjnych zajęciach artystycznych organizowanych w szkołach podstawowych bierze w Polsce udział zaledwie 18,3 procent uczniów. Nie są to imponujące dane. A przecież już starożytni Grecy odkryli wpływ muzyki na psychikę, dlatego też kultura antyku przykładała duże znaczenie do edukacji muzycznej. Muzyka, kształtując człowieka, w konsekwencji kształtuje społeczeństwo. Z tego właśnie powodu Platon podjął zagadnienie
wychowywania przez muzykę w Państwie, a Arystoteles w Polityce. Tak więc powinniśmy dbać o to, aby muzyka była stale obecna w edukacji człowieka. Być może wtedy nie mielibyśmy tylu problemów wychowawczych ile ich mamy. Powinna być obecna w programach szkolnych, ale przecież istnieje i inny wymiar edukacji muzycznej. Rodzi się pytanie: Co zrobiły krakowskie instytucje muzyczne dla edukacji muzycznej? Dlaczego muzycy otrzymujący pieniądze z kasy miasta nie prowadzą zajęć muzycznych w szkołach? Okazuje się, że są oni zamknięci w swoich murach, nie dbają o relację słuchacz-muzyk. W londyńskich szkołach: lekcje muzyki prowadzą muzycy London Symphony Orchestra. Sir Colin Davis, dyrygent orkiestry powiedział, że „pracę na rzecz tych dzieci mam w swoim kontrakcie, bo moi mocodawcy wiedzą, że jeżeli nie będziemy tego robić, za lat dwadzieścia spadnie liczba słuchaczy”. W kontraktach krakowskich instytucji takich zapisów nie ma. Uprzejmie więc proszę, aby poszerzyć kontrakty z orkiestrami utrzymywanymi przez miasto, a więc z Capellą Cracoviensis i Sinfoniettą Cracovia o konieczność wykonywania bezpłatnych koncertów w szkołach z powodów oczywistych (patrz cytat wypowiedzi Sir Colina Davis).

 

Nie straszcie liberalizmem.

            W mediach od czasu do czasu straszy się ludzi liberalizmem. W Polsce już podczas kampanii wyborczych w 1991 i 1993 roku było to pojęcie stosowane jako epitet. Z czasem liberalizm przestał być ekstrawagancją czy, jak pisał Stefan Kisielewski „wariactwem”. W wielu
środowiskach uchodził za dowód normalności, ba, nawet europejskości, nowoczesności i przede wszystkim znaczącej przeciwwagi dla odchodzącego socjalizmu.  Była to zapowiedź nowego społeczeństwa. Dla wielu ludzi przełom 1989 roku nie był niczym innym, niż historycznym zwycięstwem liberalizmu nad socjalizmem. Liberalizm stał się niemal z dnia na dzień ważnym czynnikiem polskiego życia politycznego. Propagowana była nowa i odległa od socjalizmu koncepcja człowieka: w wysokim stopniu podkreślająca jego indywidualizm. Zło komunizmu polegało i na tym, że pozbawiało ludzi praw, że czyniło ich przedmiotem manipulacji. Wtedy to
potrzeba indywidualnej tożsamości była podkreślana dużo mocniej, niż potrzeby materialne. Szczególny charakter indywidualizmu objawił się także i w tym, że przeciwstawił temu, co prywatne- to co jest publiczne. Przecież to komunizm powiększył kosztem prywatnego – to, co upaństwowione; sfera prywatna uległa likwidacji na skutek wyłączenia z niej prawie całego życia gospodarczego, ograniczenia stowarzyszenia się, przejęcia przez państwo wielu funkcji rodziny
itd. U klasyka liberalizmu ekonomicznego – Adama Smitha, problemy własności nie znajdują się na pierwszym planie, są one pochodną rozważań dotyczących pracy, swobody działalności gospodarczej, wolnego rynku. Własność prywatna jest potrzebna, aby wolnokonkurencyjny rynek mógł działać, co trudno sobie wyobrazić bez „zdrowego egoizmu” związanego z pomnażaniem dóbr, nie oznacza to jednakże automatycznego sprzeciwu wobec innych form własności. Można uznać, że Smithowi bardziej chodziło o wyrażenie większej efektywności własności prywatnej i
związanych z tą instytucją przeżyć psychicznych.

Mirosław Dzielski, propagator nowoczesnego liberalizmu, pisał, że wrogiem wolności człowieka nie jest policja, ale obyczaje oparte na socjalistycznej świadomości społecznej. I w dalszym ciągu, jak widać, socjalistyczna świadomość ma się w naszym społeczeństwie bardzo dobrze. Dobre, a nawet najlepsze jest to, co jest państwowe. Jeśli, nie daj Boże, stanie się prywatne utraci jakość, stanie się złe. 

Nieustająco wloką się za nami widma epoki minionej. Skok w nową rzeczywistość został zatrzymany i szkoda. Jan Krzysztof Bielecki w 1991 roku powiedział „Liberalizm polega na tym, że się wierzy, że kiedyś w Polsce będzie liberalizm.” Ja wierzę, mam nadzieję, że pan Bielecki także. Za mało się mówi o tym, jaką szansą jest on dla Polski, a straszenie liberalizmem jest
nawoływaniem do epoki minionej.

Metody wychowania.

Szanowni Państwo, nie mogłam się oprzeć pewnemu wpisowi w Gazecie Wyborczej, który nastapił po artykule mówiącym o tym, jak wielkim zagrożeniem są uczniowie dla nauczycieli (tak, tak!!). Odsyłam zresztą do w/w artykułu. A wspis publikuję:

Scenariusz I: Johnny i Mark wdali się po szkole w bójkę na pięści.
ROK 1960 – Zbiera się tłum. Wygrywa Mark. Johnny i Mark podają sobie ręce i rozchodzą się w zgodzie.
ROK 2010 – Wezwano policję. Jednostka Szybkiego Reagowania przybywa i
aresztuje Johnny’ego i Marka. Policja rekwiruje telefony komórkowe z
nagraną bójką jako dowody rzeczowe. Chłopcy są oskarżeni o napaść oraz
zachowanie niegodne ucznia, obaj zostają wyprowadzeni ze szkoły oraz
obaj są zawieszeni, mimo iż to Johnny sprowokował bójkę. Zostają
zaaranżowane różne konferencje oraz spotkania z rodzicami. Zapis video
jest dostępny na 6 stronach www.

Scenariusz II: Jeffrey nie chce siedzieć spokojnie w klasie, przeszkadza innym uczniom.

ROK 1960 – Jeffrey zostaje wysłany do gabinetu dyrektora, dostaje 6 razy po
dupie. Wraca do klasy, siedzi cicho i nie przeszkadza już w prowadzeniu
zajęć.
ROK 2010 – Jeffrey zostaje nafaszerowany dużą dawką Ritaliny. Ociera się o
śmierć. Staje się zombie. Stwierdzono u niego zespół ADHD. Szkoła
dostaje dodatkowe fundusze, z powodu niepełnosprawności Jeffrey’a.
Jeffrey wylatuje ze szkoły.

ScenariuszIII: Billy wybija szybę w samochodzie sąsiadów i dostaje od ojca “z plaskacza”.
ROK 1960 – Billy następnym razem będzie ostrożniejszy. Wyrasta na normalnego faceta, idzie do collegu i zostaje zdolnym biznesmenem.
ROK 2010 – Ojciec Billy’ego jest aresztowany za znęcanie się nad dzieckiem.
Billy zostaje przeniesiony do domu dziecka i przyłącza się do gangu.
Psycholog wmawia jeszcze siostrze Billy’ego, że była molestowana przez
ojca i tatuś trafia do paki. Matka Billy’ego wdaje się w romans z
psychologiem. Psycholog dostaje awans.

Scenariusz IV: Mark, uczeń collegu, przynosi do szkoły papierosy.
ROK 1960 – Mark częstuje papierosem dyrektora szkoły w wydzielonym pomieszczeniu dla palących.
ROK 2010 – Wezwano policję i Mark wylatuje ze szkoły za posiadanie
narkotyków. W jego aucie dokonano rewizji, szukając narkotyków i broni.

Scenariusz V: Mohammed oblewa angielski na maturze.
ROK 1960 – Mohammed podchodzi jeszcze raz do egzaminu i idzie do collegu.
ROK 2010 – Sprawa Mohammeda zainteresowała lokalną grupę Obrony Praw
Człowieka. Ukazują się artykuły w ogólnonarodowej prasie, że obowiązkowy
egzamin z angielskiego to czysty rasizm. Stowarzyszenie Swobód
Obywatelskich wysuwa pozew sądowy przeciwko stanowemu systemowi
szkolnictwa i nauczycielowi angielskiego. Angielski już nie jest
obowiązkowym przedmiotem na maturze. Mohammed zdaje maturę z wynikiem
pozytywnym i zarabia na życie kosząc trawniki. Lepszej roboty nie
znajdzie, bo nie zna angielskiego.

Scenariusz VI: Johnny znajduje resztki fajerwerków, wsadza je do butelki po rozpuszczalniku i wysadza w powietrze mrowisko.
ROK 1960 – Mrówki giną.
ROK 2010 – Zostają wezwane MI-5 i policja, a Johnny jest oskarżony o
popełnienie aktu terroryzmu. Trwa dochodzenie przeciwko rodzicom,
rodzeństwo Johnny’ego zostaje zabrane z domu, skonfiskowane są
komputery, a tata Johnnyego trafia na listę podejrzanych i nigdy już nie
poleci za granicę.

Scenariusz VII: Johnny upada na przerwie i zdziera sobie skórę z kolana.
Jego nauczycielka, Mary, znajduje go płaczącego i postanawia go
przytulić, by choć trochę go pocieszyć.
ROK 1960 – Po kilku chwilach Johnny czuje się lepiej i wraca do gry.
ROK 2010 – Mary jest oskarżona o molestowanie seksualne i traci pracę. Grozi
jej 3 lata pozbawienia wolności. Johnny uczęszcza przez 5 lat na
psychoterapię. Zostaje gejem.

Scenariusz VIII: Johny przynosi do szkoły zawiniętą kanapkę z czerwonym tuńczykiem.
ROK 1960 – Na jednej z przerw wygłodniały Johny z wielkim apetytem zjada kanapkę.
ROK 2010 – O sprawie dowiaduje się miejscowy oddział organizacji
ekologicznej „Moja Siostra Glista ludzka (MSGL)” naciskając na dyrekcję
szkoły by ta rozpoczęła procedurę kontroli zawartości uczniowskich
kanapek (i ew. konfiskaty) w celu ratowania czerwonych tuńczyków przed
wyginięciem. Po 3 miesiącach szkoła jest nagrodzona za najbardziej
ekologiczną i przyjazną naturze placówkę edukacyjną w mieście.
Dyrektor szkoły otrzymuje tytuł „Człowieka Roku 2010”.

Czy grozi nam ageizm, czy już jest?

 W naukach społecznych coraz częściej pojawia się pojęcie ageizmu, czyli dyskryminacji ze względu na wiek. Istnieją koncepcje, że to następny , obok rasizmu i seksizmu problem, z którym powinny sobie poradzić społeczeństwa. Ageizm jest irracjonalnym uprzedzeniem w stosunku do ludzi starszych.

Rzecznik Praw Obywatelskich, Janusz Kochanowski w dniu 18 maja 2007 r. powołał Zespół ekspercki ds. praw osób starszych. Zadaniem Zespołu było przygotowanie raportu zawierającego diagnozę stanu przestrzegania praw osób starszych, w tym wskazującego identyfikowane obszary i praktyki dyskryminacji ze względu na wiek, oraz sformułowanie działań służących wyeliminowaniu negatywnych zjawisk lub poprawie obecnej, nie w pełni zadowalającej, sytuacji w niektórych dziedzinach. Dyskryminacja ze względu na wiek jest w Polsce nadal tematem nowym i nierozpoznanym, pomimo swej niezwykłej wagi społecznej. Należy bowiem zwrócić szczególną uwagę na zmiany demograficzne, w tym zwłaszcza rosnącą liczbę osób starszych w populacji i
wydłużanie się fazy starości (co należy z jednej strony wiązać ze stale rosnącą średnią długością życia; z drugiej zaś z tym, że zmiany  cywilizacyjne sprawiły, że granica starości pojmowanej jako stan fizycznej i umysłowej niesprawności, wyraźnie przesunęła się w czasie). Już obecnie 13,5% ludności naszego kraju przekroczyło 65.rok życia, zaś w perspektywie najbliższych dwóch dekad – wraz z dochodzeniem powojennego wyżu demograficznego do tej cezury wieku – spodziewać się należy szybkiego wzrostu liczby i udziału seniorów (dla roku 2030 szacuje się, iż ich liczba będzie wyższa w porównaniu z rokiem 2007 o 3,4 mln osób, zaś udział osiągnie 23,8%; w roku 2060 – już 36,2%).

Można mówić o wielu aspektach dyskryminacji ludzi w wieku powyżej 60 roku życia.

W ramach ustawodawstwa Unii Europejskiej wiek jest traktowany jako jedno z kryteriów dyskryminacji. Stanowi o tym „Dyrektywa UE nr 2000/78/WE” ustanawiająca ogólne warunki równego traktowania ludzi w sferze stosunków pracy. Wśród zabronionych kryteriów zróżnicowanego traktowania wymienia między innymi właśnie wiek. Prawo Unii Europejskiej zabrania dyskryminacji bezpośredniej ze względu na wiek, czyli praktyk dyskryminacyjnych wprost odwołujących się do kryterium wieku. Oznacza to sytuację, w której określona osoba ze względu na swój wiek jest traktowana mniej przychylnie niż jest, była lub byłaby traktowana inna osoba w porównywalnej sytuacji. Zabroniona jest także dyskryminacja pośrednia – ukryta, tzn. taka, w której stosowane jest pozornie neutralne kryterium, które jednak prowadzi do niekorzystnej sytuacji dla osób o określonym wieku. Prawo polskie zakazuje wszelkiej dyskryminacji, również tej z uwagi na wiek. W szczególności postanowienie takie istnieje również w sferze zatrudniania i stosunków pracy (art. 113 Kodeksu pracy). Kodeks pracy nakazuje równe traktowanie w zakresie nawiązania i rozwiązania stosunku pracy, warunków zatrudnienia, awansu, dostępu do szkoleń bez względu na wiek (art. 183a). Przykładami dyskryminacji będą: odmowa zatrudnienia z uwagi na wiek, zwolnienie z pracy z tego powodu, obniżenie wynagrodzenia, pominięcie przy awansach, podwyżkach czy szkoleniach. Dyskryminacją będzie również samo zawarcie w ogłoszeniu o pracę informacji, iż poszukuje się pracownika w wieku np. do 40 roku życia..

W Europie czy Stanach Zjednoczonych od kilkunastu lat podejmuje się działania służące aktywizowaniu i zwiększaniu zatrudnienia osób powyżej 50 roku życia. Za dobry przykład mogą służyć dwa duże rządowe programy realizowane w Wielkiej Brytanii: „New Deal 50 plus” i „Age Positive Campaign”. Sztandarowym przykładem sukcesu jest program aktywizacji zawodowej osób 50+ zrealizowany w Finlandii. Dzięki mobilizacji wszystkich ważnych sił społecznych udało się zwiększyć stopę zatrudnienia osób 50+ z poziomu 30 proc. na początku lat 90-tych do ponad 50 proc. Wskaźnik ten w Polsce kształtuje się na poziomie 32,9 %. Rada Ministrów 17 października 2008 roku przyjęła program ”Solidarność pokoleń”. W 2010 roku ukazało się sprawozdanie z przebiegu programu. Niestety, nie wszystkie zaprojektowane zadania zostały zrealizowane.

Dyskryminacja ze względu na wiek widoczna jest nie tylko w dostępności ofert rynku pracy, ale także na wielu innych płaszczyznach. Ostatnio zauważalny jest pewien przełom. Ludzie starsi czy też starzy są coraz bardziej dostrzegani przez marketingowców, do których dociera to, że nie można pomijać coraz liczniejszej grupy społecznej.

Wyżej napisałam o formalnym podejściu do spraw wieku osób i ich szans na zatrudnienie. Innym problemem jest sprawa świadomości, ponieważ ageizm to postawa zawierająca w sobie negatywne, stereotypowe nastawienie do osób starszych. Społeczeństwa najbardziej cywilizowanych krajów świata odwróciły się od tradycji wcześniejszych pokoleń doceniających wartość doświadczeń ludzi starszych. Świat przewartościował wiek, który stał się balastem, a nie kumulacją mądrości. Teraz jesteśmy w fazie powrotu do korzeni najstarszych cywilizacji: musimy docenić możliwości ludzi starszych między innymi i z tego powodu, że coraz wyraźniejsze stają się problemy demograficzne, a ludzie żyją coraz dłużej. Może z czasem powróci i szacunek dla dojrzałości, a młodość stanie się nie stanem permanentnym i obowiązującym, ale przejściowym, jak to kiedyś bywało.

Zarządzanie miastem w kryzysie.

Od czasów Adama Smitha wszystkie próby zrozumienia gospodarki opierały się na założeniu, że każdy z nas jest zwierzęciem ekonomicznym, racjonalnym i działającym w swoim dobrze pojętym interesie. Kryzys finansowy w świecie po raz kolejny pokazał, że to tylko część prawdy. Poszukując dróg wyjścia z recesji, politycy, naukowcy, a nawet finansiści i bankierzy coraz częściej sięgają do najnowszych zdobyczy ekonomii behawioralnej, która bada jak bardzo i dlaczego nasze decyzje są mało racjonalne, a coraz bardziej dziwaczne i niezrozumiałe. Przestaliśmy wierzyć w kryzys. Wciąż nam się wydaje, że to jedynie media czy politycy nas straszą. Jednak jest tak, że jeśli nie zdecydujemy się na racjonalne zarządzanie tym, co teraz mamy – konsekwencje tak, czy inaczej nas dopadną i wtedy dopiero okaże się, że byli tacy, którzy mówili, że był czas, kiedy należało zacząć przyglądać się wydatkom. Zarządzanie w ogóle nie jest procesem łatwym i przyjemnym, niekiedy wymaga szybkich i nie zawsze dobrych dla ogółu decyzji. Ci, którzy zarządzają powinni mieć przede wszystkim świadomość konsekwencji swoich działań, nawet aleko odsuniętych w czasie. Na świecie tworzone są procedury, które pozwalają państwom, miastom czy też firmom podejmować specyficzne działania w sytuacjach trudnych.
W USA czy w Wielkiej Brytanii podejmowane są strategie wspomagające wychodzenie z kryzysów. Okazuje się jednak, że ludziom , bez względu na ich miejsce w świecie, trudno uwierzyć, że powinni z wielu rzeczy zrezygnować, ponieważ pojawiła się sytuacja wymagająca wyrzeczeń. Żyjemy w czasie przepełnionym roszczeniami ludzi, którzy chcą mieć zapewnione wszystko, a niekoniecznie chcą brać udział w oszczędzaniu. Istnieją przeciwstawiające się sobie grupy: jedni
mówią: to im zabierzcie, a nam dajcie, inni mówią to samo patrząc w przeciwnym kierunku. Być może jest i tak dlatego, że mieszkańcy otrzymują sprzeczne informacje: prezydent i urzędnicy miasta mówią: jest dobrze; Rada Miasta ogłasza stan zagrożenia finansów. Tak więc brak jednakowo brzmiącego komunikatu powoduje, że ludzie nie wierzą, w to co słyszą. Przestajemy więc wszyscy myśleć racjonalnie. Wydaje nam się, że kiedy zamkniemy oczy, rzeczywistość się nie
zmieni. I nic się nie stanie, kiedy opowiemy się w obronie tego, „jak jest”. Niech będzie, jak jest. Toteż nie decydujemy się na zmniejszanie ilości festiwali, czy nawet ich skrócenia, nie chcemy likwidować szkół, w których praktycznie prawie nie ma dzieci, nie wstrzymujemy inwestycji, które nie są niezbędne dla funkcjonowania miasta i wciąż jesteśmy przekonani, że będzie dobrze. Teoretycy ekonomii wymyślili strategię „zarządzanie przez kryzysy”, która pozwala na oswojenie się z myślą, że może on nastąpić w każdej chwili i wcale nie musi oznaczać ostatecznego upadku czy plajty. U podstaw tej metody leży założenie, że każdy kryzys wyprzedza późniejszą zmianę
organizacji. Kryzys jest przeciwstawieniem stagnacji i może nawet pomóc w rozwoju. Podczas kryzysu czasem rodzi się konflikt między tym, co pilne, a tym, co ważne. Złagodzenie onsekwencji jego wystąpienia może więc mieć miejsce jedynie wtedy, kiedy wszyscy, a więc i zarządzający miastem i jego mieszkańcy podejdziemy do sprawy ze zrozumieniem i odpowiedzialnością. Kiedy więc w tej chwili zdecydujemy się na podjęcie trudnych decyzji, w przyszłości mogą one zaowocować bardzo dobrymi rozstrzygnięciami. Przykładem może być edukacja: kiedy teraz zamkniemy szkoły, który się wyludniają i przeznaczymy pieniądze na inne, cieszące się bardzo dużym zainteresowaniem rodziców i uczniów – wtedy wzrośnie poziom wyposażenia szkół dobrych i popularnych. Szkoły będą miały świetne pracownie, uczniowie dostęp do komputerów, najnowocześniejszych programów komputerowych itd. Ich edukacja zbliży się do poziomu najbardziej renomowanych szkół zachodnioeuropejskich. Matura międzynarodowa będzie nie w paru, ale w większości szkół ogólnokształcących. Kosztem słabych i wyludniających się szkół
– wzrośnie poziom lepszych, które się będą rozwijały. Wszelkie zmiany pociągają za sobą koszty. Mówi się o kosztach społecznych. Niestety świat pędzi do przodu. Między innymi zmieniają się zapotrzebowania na pewne zawody. Kiedyś ludzie musieli przerwać tradycje rodzinne i zamiast na przykład kontynuować pracę w zawodzie kowala – stawali się informatykami. Rzeczywistość wymusza zmiany.

Stanisław Wyspiański pisał: ,tak by się nam serce miało do ogromnych, wielkich rzeczy (…)”a tu pospolitość skrzeczy.”

Poeta – własność publiczna.

Jesteśmy w dniu pogrzebu Wisławy Szymborskiej. W mieście panuje atmosfera podniosła, ale i trudna. Biuro Festiwalowe, główny organizator pogrzebu, znalazł się  pomiędzy pracownikami BORU, którzy (według procedur) muszą zadbać o bezpieczeństwo przedstawicieli władzy, a przyjaciółmi pani Szymborskiej, którzy nie chcą takiego zagęszczenia przepisów, reżyserii pogrzebu etc. Te problemy trwające do godziny 13.00 ulegną przedawnieniu, ale teraz, jeszcze przed uroczystością prowokują pewne przemyślenia. Ano właśnie i to, kiedy i w jakich okolicznościach decydujemy o tym, aby stać się „własnością publiczną”, jakie są granice naszej prywatności, kiedy kończy się prywatne życie, a zaczyna upublicznione etc. Być może nie zdajemy sobie sprawy z tego, że kiedy wysyłamy nasz artykuł czy wiersz do redakcji , to decydujemy o naszym życiu. Zdarzyć się oczywiście może tak, że artykuł czy wiersz nie zainteresują nikogo, przeżyjemy to, będzie nam przykro, ale będziemy mogli  próbować dalej. Może być i tak, że dostaniemy pierwszą nagrodę, potem znów pierwszą nagrodę, potem znów…. I stracimy naszą prywatność. Pokazując światu swoją twórczość – stajemy się własnością publiczną. Zrobią nam zdjęcia, opiszą, wystawią na ogląd. I było tak zawsze. Nawet przed czasami wszechbędących mediów. Diogenes Laertios napisał „Żywoty filozofów”, gdzie plotkował na temat życia Sokratesa czy Talesa. Pisząc, malując itd. dla ludzi skazujemy się na ich wścibstwo czy zainteresowanie (zresztą przecież i o to nam chodzi). Jest oczywiście i możliwość tworzenia „do szuflady”. Wtedy to nie dotknie nas zbytnie zainteroswanie świata. Tak więc poeta publkujący staje się własnością publiczną. 

PS W sprawie pogrzebów. W świecie stosuje się pogrzeby intymne, tylko dla rodziny, utajnione przed mediami. Istnieje też taka możliwość. W innym wypadkach może przyjechać na pogrzeb nawet i król Szwecji. Z szacunku, czy też innych potrzeb, ale przyjechać może, wszak poeta jest własnością publiczną.

PS Jakoś po latach wróciłam do wierszy Pani Wisławy Szymborskiej i znów je bardzo polubiłam. „Nie umiera się kotu…”

Teatr mój widzę ogromny.

Przeczytałam gdzieś wywiad z Michałem Żebrowskim – współwłaścicielem Teatru 6. Aktor i właściciel teatru powiedział : „W teatrze państwowym dyrektor siedzi na ciepłej posadce za pańskie i moje pieniądze. Według własnego uznania raz zleci zrobienie scenografii czy napisanie muzyki Krzysiowi, innym razem Mateuszowi. Potem, bez żadnej weryfikacji, czy na spektakl przyjdzie dwieście, czy dwadzieścia kompletów widzów, i tak dostanie pieniądze na kolejny rok działalności. My mamy teatr szczególny, bo prywatny. Jeśli popełnimy błąd, a niestety takie się zdarzają, musimy wyciągnąć własne, ciężko zarobione pieniądze i za to zapłacić. To szalona różnica. Jeśli przyjdzie pan do Teatru 6.piętro i nie spodoba się panu spektakl, ma pan świadomość, że pan do tego nie dopłaca To moje prywatne ryzyko.”

Jakież to proste i oczywiste. Stosunek do sztuki organizowanej przez prywatny podmiot. Myślenie nie roszczeniowe. Spektakle muszą być dobre, a i popularne. Żebrowski zatrudnia wspaniałych artystów (o czym mówił także w wywiadzie), a więc nie jest prawdą, że prywatne teatry będą tylko i wyłącznie serwowały bylejakość, aby móc się utrzymać. Nawiasem mówiąc na najgorszej, w moim życiu, sztuce teatralnej byłam w Teatrze Stu. Boże mój, nie mogłam uwierzyć, że zapłaciłam i to podwójnie za coś takiego (jako podatnik i dobrowolnie, jako kupujący bilet). Kiedy parę lat temu zaproponowałam, aby pieniądzom dawanym instytucjom kultury dobrze się przyglądać i że na samym początku tej uwagi należy przeprowadzić audyt wszystkich teatrów publicznych, publicznych muzeów etc., Media (przede wszystkim te zaprzyjaźnione z owymi instytucjami) usiłowały mnie zamordować. A tu, proszę Michał Żebrowski – mówi to, o czym wiedziałam ja i wszyscy kontaktujący się ze sztuką utrzymywaną przez podatników. Problem w tym, że mówi się zbyt cichutko. A szkoda.

Wpływ becikowego na demografię.

Pomimo zachęt ze strony państwa, a więc między innymi tak zwanego „becikowego” i dłuższych urlopów macierzyńskich w Polsce spada liczba rodzących się dzieci. W 1989 roku urodziło się 562 tysięcy , w 2009 – 417 tysięcy, a w 2010 – 413 tysięcy. Widoczna jest więc wyraźna tendencja spadkowa. Liczba urodzeń nie pozwala na zastępowalność pokoleń, co oznacza, że rodzący się dzisiaj Polacy nie zastąpią naszego pokolenia. W 2004 roku mniej Polaków się urodziło, niż zmarło. Sytuacja jest bardzo poważna. Nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie, która staje się kontynentem ludzi starych. Według najnowszej prognozy demograficznej Głównego Urzędu Statystycznego liczba Polaków będzie systematycznie się zmniejszać i w 2030 roku będzie nas tylko 35,6 mln, a nie jak wcześniej zakładano – 40. Przyrost naturalny w Polsce wynosi – 0,03 proc., jedynie w Małopolsce i na Pomorzu Zachodnim jest on dodatni i sięga 0,12 proc. Problem demografii urósł do rangi międzynarodowej. Vladimir Spidla Komisarz ds. Zatrudnienia i Spraw Społecznych Unii Europejskiej mówił: „To Unia Europejska może odegrać istotną rolę w procesie zarządzania zmianami demograficznymi e Europie”. Dlatego też najważniejsze instytucje i organy Unii podejmują debatę. Z wielu analiz wynika wniosek, że Polska należy do krajów europejskich, w których kobiety mają najgorsze warunki do bycia matkami. Pod uwagę brano między innymi strukturę rynku pracy (możliwość zatrudnienia kobiety z dzieckiem; stabilność zatrudnienia), konflikt kulturowy (postrzeganie przez społeczeństwo aktywnych zawodowo matek), różnice w zarobkach obu płci. Dane uzyskiwane przez ekonomistów wskazują na zależność pomiędzy pracą kobiet i dzietnością społeczeństw. Okazuje się, że im więcej kobiet na rynku pracy, tym więcej rodzi się dzieci. Zachętą do posiadania potomstwa nie są ani zasiłki na dzieci, ani becikowe, ani wydłużone urlopy wychowawcze, ale inne czynniki takie jak na przykład elastyczny czas pracy. Aby to osiągnąć, potrzebne są zmiany w prawie. Najbardziej radykalna propozycja zakłada ograniczenie roli kodeksu pracy. Oznacza to, że czas pracy byłby organizowany w sposób dopasowany do specyfiki firm. To szczególnie ważne dla firm uzależnionych od sezonowych wahań zamówień. Mogłyby wydłużać pracę w razie wzrostu liczby zleceń i skracać ją w okresie schłodzenia. Z kolei pracownicy mogliby częściej korzystać z ruchomego czasu pracy: pracować w różnych godzinach w poszczególnych dniach lub tygodniach. Ułatwiłoby im to łączenie pracy z opieką nad dzieckiem. A pracodawcy nie musieliby już płacić dodatków za nadgodziny, jeśli np. we wtorek pracownik rozpocznie pracę o godzinę wcześniej niż w poniedziałek. Czas pracy mógłby być elastyczny: zmienne godziny rozpoczęcia i kończenia pracy. Praca może być rozliczana zadaniowo, a to mogłoby dawać możliwości jej wykonywania na przykład w weekendy. Bardzo popularna na zachodzie Europy i w Stanach Zjednoczonych jest telepraca. To właśnie miejsca pracy dla kobiet powracających z urlopów macierzyńskich i elastyczność godzin pracy są najważniejszymi elementami polityki prorodzinnej. Wiele firm oferuje w ramach prywatnych pakietów medycznych pełną opiekę medyczną dla matki zarówno w takcie ciąży, jak i po urodzeniu dziecka. Kobiety mają tam zagwarantowany powrót po urlopie macierzyńskim na zajmowane dotychczas stanowisko. Dużym udogodnieniem są też dodatkowe urlopy do wykorzystania przez oboje rodziców. Firmy dla swoich pracowników tworzą zakładowe żłobki i przedszkola (o czym już parokrotnie pisałam). I te elementy składają się na wspieranie młodych ludzi do posiadania dzieci. Niestety, nawet potrójne becikowe nie jest motywacją i inspiracją dla rodzenia potomstwa. Rząd a także i samorządy, jeśli chcą się zastanawiać nad autentycznym wsparciem młodych rodzin muszą popatrzeć na problem wielostronnie, a nie poprzez jednorazowe wypłacanie tzw. becikowego, które staje się jedynie atrapą troskliwości.

Zarządzanie w kryzysie.

Od czasów Adama Smitha wszystkie próby zrozumienia gospodarki opierały się na
założeniu, że każdy z nas jest zwierzęciem ekonomicznym, racjonalnym i
działającym w swoim dobrze pojętym interesie. Kryzys finansowy w świecie po raz
kolejny pokazał, że to tylko część prawdy.

Poszukując dróg wyjścia z recesji, politycy, naukowcy, a nawet finansiści i bankierzy coraz częściej sięgają do najnowszych zdobyczy ekonomii behawioralnej, która bada, jak bardzo nasze decyzje są dziwaczne i niezrozumiałe. Przestaliśmy wierzyć w kryzys. Wciąż nam
się wydaje, że to jedynie media czy politycy nas straszą. Jednak jest tak, że jeśli nie  zdecydujemy się na racjonalne zarządzanie tym, co mamy – konsekwencje tak, czy inaczej nas dopadną i wtedy dopiero okaże się, że byli tacy, którzy mówili, że był czas, kiedy należało zacząć przyglądać się racjonalizacji wydatków. Zarządzanie w ogóle nie jest procesem łatwym i przyjemnym, niekiedy wymaga szybkich i nie zawsze dobrych dla ogółu decyzji. Na świecie tworzone są procedury, które pozwalają państwom, miastom czy też firmom podejmować specyficzne działania w sytuacjach trudnych. W USA czy w Wielkiej Brytanii podejmowane są strategie pomagające wyjść z kryzysów. Okazuje się jednak, że ludziom , bez względu na ich miejsce w świecie, trudno uwierzyć, że powinni z wielu rzeczy zrezygnować, ponieważ pojawiła się sytuacja wymagająca wyrzeczeń. Żyjemy w czasie przepełnionym roszczeniami: ludzie chcą mieć zapewnione wszystko, a niekoniecznie chcą brać udział w oszczędzaniu; istnieją przeciwstawiające się sobie grupy: jedni mówią: to im zabierzcie, a nam dajcie, inni mówią to samo patrząc w przeciwnym kierunku. Być może, że jest i tak z tego powodu, że mieszkańcy otrzymują sprzeczne informacje. prezydent i urząd miasta mówią: jest dobrze; Rada Miasta ogłasza stan zagrożenia finansów. Tak więc brak jednakowo brzmiącego komunikatu powoduje, że ludzie nie wierzą, w to co słyszą. Przestajemy więc wszyscy myśleć racjonalnie. Wydaje nam się, że kiedy zamkniemy oczy, rzeczywistość się nie zmieni. Nic się nie stanie, kiedy opowiemy się  w obronie tego, „jak jest”. Niech będzie, jak jest. Toteż nie decydujemy się na zmniejszanie ilości festiwali, czy nawet ich skrócenia, nie chcemy likwidować szkół, w których praktycznie prawie nie ma  dzieci, nie wstrzymujemy inwestycji, które nie są niezbędne dla funkcjonowania miasta i wciąż jesteśmy przekonani, że będzie dobrze. Stanisław Wyspiański pisał: ,tak by się nam serce miało do ogromnych, wielkich rzeczy (…)”a tu pospolitość skrzeczy.”