Kolejne otwarcie na dialog społeczny

Miejmy nadzieję, że budżet obywatelski stanie się w następnych latach jak najzwyklejszym sposobem porozumiewania się władz miasta z jego mieszkańcami. Zapewne już w przyszłorocznym budżecie miejskim – obywatelski będzie nie mniejszy, niż w Łodzi i będzie wynosił co najmniej 20 milionów złotych. Teraz jednak mamy kolejną  propozycję, która, mam nadzieję, zachęci mieszkańców Krakowa do jeszcze większego interesowania się miastem.

Wszystkie działania począwszy od budżetu obywatelskiego mają wspólny mianownik – budowanie coraz to skuteczniejszych sposobów łączności władz samorządowych z mieszkańcami i kształtowania polityki w obywatelskim dialogu .

 Niniejsza propozycja to tak zwana  inicjatywa lokalna, która funkcjonuje już w wielu miastach polskich. Chcemy pokazać mieszkańcom, że mogą nie tylko rościć sobie pretensje i oczekiwać rozwiązań ze strony miasta, załatwiania za nich spraw, ale również mogą sami przejąć inicjatywę, wyjść z propozycją działania. To przecież w mieszkańcach tkwi potencjał, siła, trzeba tylko
dać im odpowiednie narzędzia, które tę siłę uwolnią.

 

Obywatele, którzy uznają, że na terenie zamieszkiwanych przez nich miejscu konieczna jest określona inwestycja lub działania występują z wnioskiem w tej sprawie do organu wykonawczego jednostki samorządu terytorialnego. Z wnioskiem takim mieszkańcy mogą wystąpić jako grupa nieformalna lub za pośrednictwem lokalnej organizacji pozarządowej.

Zakres zadań, które mogą być realizowane poprzez inicjatywę lokalną został określony w ustawie o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie dość szeroko .
Może to być:

  • budowa, rozbudowa lub remont dróg, kanalizacji, sieci wodociągowej, budynków oraz
    obiektów architektury stanowiących własność jednostek samorządu terytorialnego;
  • działalność charytatywna,
  • podtrzymywanie i upowszechnianie tradycji narodowej,
  • pielęgnowanie polskości oraz rozwój świadomości narodowej, obywatelskiej i kulturowej,
  • działalność na rzecz mniejszości narodowych i etnicznych oraz języka regionalnego, kultury, sztuki, ochrony dóbr kultury i dziedzictwa narodowego,
  • promocja i organizacja wolontariatu,
  • edukacja, oświata i wychowanie,
  • działalność w sferze kultury fizycznej i turystyki, ochrony przyrody, w tym zieleni w
    miastach i wsiach, porządku i bezpieczeństwa publicznego.

Nowość wprowadzona do ustawy polega na tym, że w ramach inicjatywy lokalnej mieszkańcy przychodzą nie tylko z pomysłem na realizację konkretnego przedsięwzięcia, ale deklarują współudział w jego realizacji. Współudział może polegać na świadczeniu pracy społecznej, na świadczeniach pieniężnych lub rzeczowych. Świadczeniem pieniężnym są wpłaty na rachunek
gminy, które będą przeznaczone na realizację danego przedsięwzięcia. Świadczeniem rzeczowym może być na przykład – dokumentacja budowlana wykonana na zlecenie mieszkańców, która posłuży gminie do zrealizowania inwestycji, nagrody w konkursie podczas festynu, ławki do parku, zakupione przez inicjatorów.

 Należy podkreślić, że przy realizacji inicjatywy lokalnej samorząd nie przekazuje wnioskującym mieszkańcom lub organizacjom pieniędzy. Wspiera ich w inny sposób – rzeczowo, organizacyjnie. Władze lokalne muszą przewidzieć w swoim budżecie środki na realizację takich zadań. Ponieważ trudno jest z wyprzedzeniem zaplanować, z jakimi inicjatywami mogą zgłosić się mieszkańcy (i jak kosztownymi) – możliwe, że w praktyce inicjatywy takie będą realizowane dopiero w kolejnym roku budżetowym.

Malowanie ławek na osiedlu, zajęcia edukacyjne z zasad segregacji śmieci, odnowienie klubu mieszkańca, a może rozbudowa lokalnego placu zabaw. To wszystko są działania lokalne, które teraz mieszkańcy będą mogli realizować przy wsparciu miasta.

Na przykład w Warszawie akcja związana z inicjatywą lokalną jest już bardzo szeroka. Działa tam „laboratorium pomysłów”, które wspiera warszawiaków w realizacji własnych działań społeczno-kulturalnych. Inkubator innowacji społecznych działa bez zbytecznych formalności, w możliwie elastycznej formule. Stwarza przestrzeń, w której ludzie mogą realizować swoje pierwsze projekty. Jest to sposób na włączanie mieszkańców stolicy w tworzenie oferty kulturalnej miasta. My możemy przyjrzeć się, jak to się robi w innych miastach.

Przykładem innym może być  Stowarzyszenie Teatralne Dom na Młynowej, które przeprowadziło projekt „Zamaluj zło”. W Białymstoku odbył się cykl działań: usuwanie z przestrzeni publicznej znaków nienawiści, akcje happeningowe i wizualne, debata, kampanie informacyjne. Program był odpowiedzią na problem społeczności lokalnej – narastające nastroje ksenofobiczne i coraz częstsze incydenty rasistowskie. W Krakowie przykładem mogą być działania Biblioteki Piosenki Polskiej na przykład akcja „Pogromcy Bazgrołów”

Zachęcam Państwa do współpracy. Jeśli macie Państwo pomysły i nie wiecie, jak się do tego zabrać zapraszam na moje dyżury do Rady Miasta.

 

 

Korespodencja z dziennikarzami.

Jak traktują nas media. No właśnie 1. lekceważą nas, ergo traktują jak powietrze . Piszą na przykład inicjatywa radnej X (nie wymieniając autorki). Kiedy atakują sprawę, a nie autorkę i piszę do mediów list, oczywiście na ręce redaktora naczelnego – ten nawet nie raczy odpowiedzieć „Szanowna Pani nie interesuje nas temat, który Pani poruszyła”. Ja odpowiadam na wszystkie e-maile , które dostaję (a dostaję ich sporo), a pan redaktor nie….. 2. atakują nas – upatrzą sobie ofiarę i walą w nią bez litości.

Ponieważ pan redaktor naczelny „Dziennika Polskiego” nie raczył nawet odpowiedzieć w jakikolwiek sposób na mój list, pozwolę sobie opublikować go tutaj:

Szanowny Panie Redaktorze

Chcę podjąć temat, który Pan poruszył w swoim ostatnim felietonie, a który już wcześniej stał się obiektem Pana zainteresowań: budżet partycypacyjny zwany obywatelskim. Zdaje się zresztą, że
ta druga nazwa powinna być częściej stosowana, ponieważ pokazuje istotę całego wydarzenia. Pisano już wielokrotnie o sprawie , ale jak mawiano repetitio est mater studorum– toteż opowiem jeszcze raz o tym, czym jest opisywane wydarzenie.

Budżet obywatelski to proces decyzyjny, w ramach którego mieszkańcy współtworzą budżet
danego miasta, tym samym współdecydując o dystrybucji określonej puli środków publicznych.

Jego integralną częścią jest dyskusja pomiędzy mieszkańcami, którzy na jednym z etapów inicjatywy spotykają się i mówią o swoich potrzebach na specjalnie do tego celu powołanych zebraniach czy forach. Mieszkańcy, którzy chcą wpływać na to, co dzieje się w mieście i co jest tworzone dzięki ich podatkom. Mieszkańcy, którzy nie chcą być radnymi i ufają tym, których wybrali, jako radnych dzielnicowych, czy miejskich i oczywiście ufają wybranemu przez siebie
prezydentowi. Jednak chcą zaproponować pewne wydarzenie, chcą się zintegrować, spotkać i wspólnie zaproponować coś, czego nie było w planach ani dzielnicy, ani władz miejskich. W tym celu budżet obywatelski nie opiera się (jedynie) na istniejących ciałach politycznych (np. poprzez zachęcenie mieszkańców do uczestnictwa w posiedzeniach rady miasta czy rad osiedli) i nie wykorzystuje narzędzi niepozwalających mieszkańcom na wymianę poglądów (np. ankiet wysyłanych pocztą lub przez internet). Dialog pomiędzy mieszkańcami jest kluczowy dla ich późniejszej współpracy z urzędnikami. Dyskusja w ramach budżetu obywatelskiego dotyczy jasno określonych, ograniczonych środków finansowych. Propozycje inwestycyjne wybrane przez mieszkańców są realizowane. Mieszkańcy otrzymują informację zwrotną dotyczącą zarówno projektów wybranych w ramach dyskusji, jak i tych, które zostały odrzucone. Proces wdrażania
inwestycji wynikających z budżet obywatelskiego jest monitorowany, nie jest on  wydarzeniem jednorazowym, ale jest realizowany w procesie długofalowym, przez wiele lat.

Jak to działa?

Budżet obywatelski powstał w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku w brazylijskim
Porto Alegre, ponadmilionowej stolicy stanu Rio Grande do Sul. Z czasem rozprzestrzenił się na całym świecie. Przykładów można mnożyć wiele. Między innymi od 2004 roku władze Sewilli zachęcają mieszkańców do współudziału w tworzeniu miejskiego budżetu. W roku 2006 udział w tworzeniu budżetu wzięło 9 tysięcy mieszkańców. Sewilla jest tylko jednym z wielu europejskich przykładów budżet obywatelskiego, ale pokazuje jego najbardziej typowe cechy: cykliczny, powtarzany co roku proces; propozycje wypływające wprost ze wspólnot lokalnych a także dobrowolny udział członków lokalnych społeczności. Budżet obywatelski staje się coraz popularniejszy w Wielkiej Brytanii. Od 2006 roku ponad 150 gmin przyłączyło się do rządowego programu zachęcającego do stosowania tego rozwiązania. Modele stosowane w poszczególnych gminach odpowiadają na aktualne potrzeby lokalnych społeczności. Na przykład w Tower, dzielnicy Londynu władze co roku wydają 2,5 miliona funtów w ramach budżetu partycypacyjnego. Z tej sumy 150 tysięcy funtów zainwestowano zgodnie z oczekiwaniami  łodych ludzi wyrażonymi za pośrednictwem samorządów szkolnych. Budżet obywatelski, nawet
kiedy stanowi stosunkowo niewielką część całego gminnego budżetu, jest okazją o aktywizacji lokalnej społeczności i budowy wśród mieszkańców świadomości bywatelskiej.

W Polsce?

W Polsce mamy też miejsca, którymi możemy się pochwalić: W 2011 roku w Sopocie oprowadzono do realizacji pierwszego w Polsce budżetu  obywatelskiego. W 2012 roku w ślady Sopotu poszły Gorzów Wielkopolski, Poznań́ i Zielona Góra. Pojawiły się ównież praktyki inspirowane budżetem na poziomie województwa (na Podlasiu)czy też instytucji (w jednym z warszawskich domów kltury). Obecnie  budżet obywatelski działa na poziomie całego miasta w Bydgoszczy, Chorzowie, Dąbrowie Górniczej, Kędzierzynie-Koźlu, dańsku, Łodzi, Płocku, Radomiu, Tarnowie, Toruniu. Katowicach, Warszawie oraz Wrocławiu. Jednocześnie budżet uzyskał poparcie Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji. Trwa debata dotycząca stworzenia odpowiedniej ustawy, która definiowałaby tę praktykę. W Krakowie też wreszcie przygotowaliśmy się do tartu budżetu obywatelskiego.

Panie Redaktorze z Pana wypowiedzi wynika, że pominął Pan element budżetu, polegający
na nieustających konsultacjach radnych dzielnicowych  z mieszkańcami Krakowa. To nie jest tak, jak Pan npisał, że budżet obywatelski stanie się wotum nieufności wobec dzielnic, lecz wręcz odwrotnie: zaangażuje Krakowian do aktywniejszego udziału w zarządzaniu. Nie wszyscy obywatele naszego miasta, jak pisałam wyżej,  chcą być radnymi, czy kimkolwiek we władzach
wykonawczych. Bardzo istotnym elementem budżetów obywatelskich jest edukacja.
Dzięki temu wydarzeniu uczy się mieszkańców miasta, jakie są koleje pewnych decyzji, co należy przygotować, aby powstał park miejski, jakie tereny są łasnością gminy, a na jakich nie możemy niczego postawić, ani zbudować. Przez aktywny udział w zarządzaniu miastem ludzie stają się bardziej świadomi, bardziej uczestniczący w tym, co stanowi istotę naszego miasta. Tym samym, w co wierzymy– przyszłe wybory przedstawicieli rad dzielnic i miejskich będą także wyborami mieszkańców bardziej świadomymi.

Oczywiście nam, którzy wierzą w  zasadność funkcjonowania budżetu obywatelskiego jest przykro, że w tym roku tak niewielką część pieniędzy przeznaczono na budżet. Przy trzy i pół miliardowym budżecie miasta jest to suma dość żenująca, ale mamy nadzieję, że w przyszłości stanie się większą. 

Z poważaniem

Małgorzata
Janos –wiceprzewodnicząca Rady Miasta

Przyznacie Państwo, że list był wyważony, nie atakujący czy też pouczający kogokolwiek i że zasługiwał na słowo od redakcji.

Wybory czas zacząć.

Zbliżają się dość szybko wybory samorządowe. Czytam i patrzę – co tu i ówdzie się wypisuje. Zaczyna się „targowisko próżności” i to przede wszystkim organizowane przez media. Oczywiście media muszą pisać, wygłaszać, oznajmiać. I co zdaje się być interesujące: zaczyna się ranking postaci.  Przede wszystkim dominuje wśród nich mniemanie dziennikarskie. Nie za bardzo wiadomo, dlaczego jeden kandydat jest według
mediów „słaby” – a inny „rokujący”, czy potencjalnie „zwycięski”. Nie ma rzetelnej analizy, ani metody wskazywania na tę czy inną osobę.  A przecież to nie jest skomplikowane. Wystarczy znaleźć metodę wskazującą na oczekiwane własności, cechy przyszłego prezydenta Krakowa. Jeśli to ma być tylko i jedynie popularność – to proszę
bardzo: pytamy Krakowian i być może wyjdzie n a to, że może Jerzy Stuhr. Jeśli ma być znajomość wewnętrznych spraw miasta : to też  znajdzie się pewna ilość osób, jeśli w grę wchodziłyby umiejętności menadżerskie – to też można wykazać określoną ilość
osób.  Jeśli chodziłoby o wspieranie partii – no o to mogłoby być trudniej, ponieważ jeśli istniałaby jednomyślność partyjna – to zmiana prezydenta już jakiś czas temu by miała miejsce. Temat osobny i jednak mało skomplikowany. Jeden z poprzednich prezydentów Krakowa na moje pytanie, dlaczego w partiach nie wspiera się liderów powiedział, że każdy lub prawie każdy członek partii ma świadomość posiadania w kieszeni buławy. A więc wracając do mediów: nie za bardzo wiadomo, dlaczego kandydat jest „słaby” lub nie jest. Nie ma kryteriów  – jest jedynie manipulacja. Media ostatecznie uwierzyły w to, że jeśli udało im się „zorganizować”  udział mieszkańców w referendum i wyniki tegoż – to teraz wybiorą za mieszkańców prezydenta miasta.  Tak więc za nich wybiorą kandydata. Nie podając zasad wybrania. Po prostu powiedzą, napiszą im : ten jest słaby, wybierzcie więc tego. A dlaczego : nie ważne; my tak uważamy.  I nie do końca wiadomo, jakież  są kryteria właściwie są. Może po prostu teraz media powinny się nie zajmować osobami,
ale kryteriami.  Może powinien być, przy udziale mieszkańców sporządzony zestaw oczekiwanych cech prezydenta; może zacząć od oczekiwanej wizji miasta, a potem zapytać, kto jest w stanie zorganizować w ten sposób miasto. Oczywiście pozostaje otwartym (a może i kolejnym) pytanie: czy w dalszym ciągu istnieje zapotrzebowanie na totalnych paternalistów, genialnych wizjonerów – czy może pora na sprawną służbę miasta, gdzie prezydentem powinien być człowiek otwarty na coraz donośniejszy głos mieszkańców, organizacji pozarządowych, tych, którzy są współuczestniczyć. No więc może zaczniemy od początku. Tak będzie uczciwiej wobec Krakowa.

Deklaracja dublińska.

Pan prezydent miasta podpisał w 2013 roku tzw. „Deklarację dublińską”, w której jest napisane: „Środowisko przyjazne osobom starszym, wg. Strategii WHO i planu działania na rzecz zdrowego starzenia się w Europie na lata 2012-2020, to takie w którym usługodawcy, władze, liderzy samorządowi, przywódcy duchowi, przedsiębiorcy i obywatele uznają wielką różnorodność ludzi i wagę jaką przywiązują oni do zagadnienia zdrowia, promując partycypację społeczną i ich udział w sprawach dotyczących życia danej wspólnoty, respektują ich decyzje i wybór stylu życia, antycypując i wychodząc naprzeciw ich oczekiwaniom i preferencjom.
 
 Kwestia planowania w aspekcie zrównoważonej środowiskowo, ekonomicznie
i społecznie wspólnoty mieszkańców jest kluczowym zagadnieniem na wszystkich szczeblach władzy. Owo planowanie musi uwzględniać starzejącą się populację i rolę jaką starsze osoby mogą odgrywać, jako podstawowe źródło informacji o możliwości zaspokojenia określonych oczekiwań i potrzeb starszej populacji. Mechanizmy umożliwiające aktywny wpływ osób starszych na proces planowania i proces decyzyjny są niezwykle istotne dla wypracowania rozwiązań przyjaznych osobom starszym. ” Kraków nie będzie miał, jak twierdzą demografowie problemów z ubytkiem ludności i liczba mieszkańców w 2035 sięgnie ponad 769.000. Wzrośnie liczba osób w wieku powyżej 65 roku życia (166.768 osób), co w porównaniu do 2010 r. oznacza 40 proc. wzrost w tej grupie wiekowej w przyszłości. 

Zabezpieczenie potrzeb na najbliższe lata dla ludzi starszych wydaje się priorytetem zarządzających. No i nie wiem, czy gigantyczne hale widowiskowe, olbrzymie stadiony (kolejne), sportowe lodowiska mieszczą się w tym programie. Należy spokojnie tworzyć strategie związane z wygodą ludzi starszych, nie inwestycje, które będą obciążeniem finansowym i nie będą wykorzystywane. Tak a propos: wróciłam parę dni temu z Portugalii. Dawno nie jeździłam tak wspaniałymi drogami i autostradami. Portugalczycy na każdym kroku pokazywali niewielkie zainteresowanie ruchem. Mówili no autostrady mamy, one nas kosztują olbrzymie pieniądze, a czy są używane: sama pani widzi, nie doświadczamy korków, ludzie nie mają pieniędzy na podróże. 

Dyrdymały Redaktor Paradowskiej.

Ostatnie wydanie „Polityki” poświęcone jest w dużej części Krakowowi. Jest parę tekstów poświęconych naszemu miastu. Pisane są one przez osoby, które mieszkają w Krakowie, znają miasto od podszewki, wiele rozumieją. Są dobre teksty państwa Szostkiewiczów: Marty i Adama, , Rafała Romanowskiego  i tekst (oczywiście o polityce) pani redaktor Janiny Paradowskiej o krakowskiej polityce. Pani redaktor, z która się parę razy spotkałam, w rozmowach podkreśla, że nie za bardzo wie, co w Krakowie się dzieje. Patrzy na miasto z odległości Warszawy. Uzyskuje wiedzę o Krakowie to tu, to tam (może na przykład u naszego wspólnego fryzjera, do którego chodzimy). Oczywiście o polityce może pisać każdy, kto uważa, że się na niej zna. Osobnym i bardziej trudnym zagadnieniem jest sprawa samorządowości. Trzeba rozumieć, jak funkcjonują samorządy. Kto rządzi, kto odpowiada za decyzje etc. Pani Paradowska wykazuje tutaj, z całym szacunkiem, absolutną ignorancję. Pisze, z przeproszeniem, dyrdymały. Być może na stanowisku, jaki zajmuje – naczelnej komentatorki politycznej w „Polityce”  – nie musi zdobywać jakiejkolwiek wiedzy – ponieważ po prostu wie. Gdyby zechciała się nieco poduczyć, pisząc o funkcjonowaniu samorządu – to poleciłabym na przykład świetny raport „Narastające dysfunkcje, zasadnicze dylematy, konieczne działania”, który  powstał dzięki grupie ludzi z Uniwersytetu Ekonomicznego pod kierownictwem profesora Jerzego Hausnera . Tam ( a książeczki dwie są osiemdziesięciostronicowe, więc dadzą się przeczytać bez zbytniego zmęczenia) napisano, jak działa samorząd, jaki jest zakres zadań jednostek. Książeczki są poświęcone pamięci profesora Michała Kuleszy – konstruktora współcześnie działającego samorządu. Gdyby pani redaktor chociaż pobieżnie przerzuciła  owe prace (napisane prostym, zrozumiałym językiem) wiedziałaby zapewne więcej o tym, co dzieje się we wszystkich samorządach – także i tym krakowskim. Być może wtedy nie napisałaby dyrdymałów o szantażowaniu prezydenta przez radę. Zrozumiałaby kto naprawdę rządzi, a kto odpowiada za pomyłki , a kto za sukcesy tego, co dzieje się w mieście. Ponieważ nie zna zasad i nie zechciała ich poznać – napisała tekst posługując się „popularnymi, wziętymi z ulicy (a może i usłyszanymi u fryzjera)” sloganami. Zresztą, których autorami są urzędnicy prezydenta (i rzecz oczywista on sam). Tak jednak, rzetelny, popularny dziennikarz nie pisze. Jednostki samorządu terytorialnego to osobny temat, do analizy którego po prostu wypadałoby się nieco przygotować. To nie do końca tylko i przede wszystkim polityka.

PS napisałam powyższa analizę tekstu bynajmniej nie obrażona komentarzem pani redaktor dotyczącym mnie. Naprawdę mam dystans do moich deklaracji i poczucie humoru. Zdenerwowało mnie popularne i mało profesjonalne jej podejście do tego, czym jest samorząd.

Wciąż brak miejsc w przedszkolach.

Kraków od wielu lat boryka się z problemem braku miejsc w przedszkolach.
Z jednej strony jest to logistyczne zagadnienie do rozwiązania dla władz miasta, z drugiej zaś interesująca informacja wskazująca na zmniejszające się problemy demograficzne. Może jest lepiej niż mówią demografowie. W każdym razie władze miasta nie mogą sobie poradzić z zapewnieniem pełnego dostępu do usług przedszkolnych. W sytuacji, w której miasto, ze swoimi placówkami przestaje zaspokajać potrzeby, naturalną reakcją urzędników miejskich powinno być zachęcenie obywateli miasta posiadających odpowiednie uprawnienia do otwierania placówek niepublicznych.

            Funkcjonowanie przedszkoli niepublicznych jest dla miasta korzystne. Po pierwsze przedszkola te są tańsze. Każde dziecko otrzymuje w przedszkolach publicznym wsparcie finansowe z gminy, jednakże dziecko w przedszkolu niepublicznym otrzymuje zaledwie 85% tej sumy. Sytuacja taka jest konsekwencją zaszłości, które były spowodowane decyzją
poprzednich rad miasta. Przedszkola niepubliczne są więc dla miasta tańsze. Pięć niepublicznych przedszkoli stwarza możliwość istnienia całkowicie bezpłatnego przedszkola.
W Nowym Sączu ponad 40% przedszkoli to placówki niepubliczne prowadzone przez stowarzyszenia, fundacje, podmioty prywatne. Urząd Miasta w Krakowie mając duże problemy z zabezpieczeniem dostępności dla potrzebujących nie prowadzi polityki zachęcania do tworzenia placówek niepublicznych.

            Małe przedszkola mogą stać się wsparciem i pomocą dla miasta. W urzędzie miasta, w Wydziale Edukacji można dowiedzieć się o wymaganiach stawianych przed chętnymi do tworzenia przedszkoli (niestety dostęp do wstępnych informacje na stronie internetowej miasta www.krakow.pl nie jest prosty).

            Należy w pierwszej kolejności zaapelować do osób mających uprawnienia do prowadzenia tego typu placówek, aby odważyły się poprowadzić niepubliczna przedszkole, następnie przydzielić urzędnika w Wydziale Edukacji, który pomoże chętnej osobie przedrzeć się przez gąszcz niekiedy absurdalnych przepisów i pomoże je zinterpretować. Ponieważ istnieje duża dowolność w tychże interpretacjach, należy budować rozwiązania pozytywne i przychylne, a nie zniechęcające kandydatów. Koniecznym zdaje się organizowanie spotkań pokazujących bardzo pozytywne przykłady już istniejących przedszkoli. I wreszcie naturalnym wydaje się łączenie deweloperów z chętnymi do tworzenia placówek (przedszkoli, szkół czy też żłobków). Każdy mieszkaniec nowego osiedla będzie przychylniejszy i bardziej zainteresowany zamieszkaniem w miejscu, gdzie od samego początku funkcjonować będzie sklep, przychodnia lekarska, przedszkole i szkoła. . Deweloperom należy przygotować dane niezbędne do utworzenia na nowo powstających osiedlach miejsc, gdzie będą mogły zacząć funkcjonować przedszkola.
Wśród najistotniejszych danych to przede wszystkim: wysokość w pomieszczeniach przedszkolnych powinna wynosić co najmniej trzy metry, toaleta musi być przy każdym pokoju zabaw, jeśli w przedszkolu jest wyżywienie potrzebne są dwa osobne wejścia, tak by żywność była wnoszona inną drogą, a nie tą, którą wchodzą ludzie, przy cateringu w kuchni musi być zainstalowana umywalka; powierzchnia używana przez dzieci powinna wynosić co najmniej dwa metry kwadratowe na malucha. To są wyznaczniki najważniejsze, o innych można się dowiedzieć w urzędzie miasta.

            Dobrze byłoby, aby każde nowo powstające osiedle miało przygotowane zaplecze, które będzie się składało między innymi z przedszkola i żłobka. To wszystko jest w granicach możliwości. Deweloperom powinno zależeć na atrakcyjności miejsc, które oferują kupującym, ludzie chcą tworzyć firmy, miasto winno się stać pośrednikiem i miejscem kontaktów. Wystarczy tylko chcieć.

 

Hiobowe wieści dla miasta.

Przeczytałam dzisiaj rano wczorajszą gazetę. Równocześnie i dzisiejszą. Tak więc mam wieści z dwóch dni jednocześnie. I co zwróciło moją uwagę: ano hiobowe wieści dla miasta: będzie strasznie: po pierwsze pan prezydent mówi, że jeśli nie będzie igrzysk w Krakowie to cytuje „Trzeba dać szansę obejrzenia na żywo takich igrzysk mieszkańcom, większość z nich nigdy ich nie zobaczy, jeśli nie odbędą się w Krakowie”. Na ostatniej stronie gazety też nas straszą: szef agencji koncertowej Alter Art. Mikołaj Ziółkowski mówi, że w tym roku nie odbędzie się w Krakowie „Live Music Festival” ponieważ będzie zmiana nowego głównego sponsora. I co to będzie! Co to będzie… nie zobaczymy na żywo.

Dlaczego o tym piszę. Może i dlatego, że przypomniała mi się książka współcześnie nam żyjącego niemieckiego dziennikarza, który pisał o drodze ludzkości zmierzającej do permanentnej zabawy, kiedy już nic się nie liczy ale pozostaje nieustająca trwająca zabawa. Może jest i tak, jak pisał Johan Huizinga w „Homo ludens. Zabawa, jako źródło kultury”, że u podstaw ludzkiego działania jest zabawa, gra i współzawodnictwo. Cóż więc będzie, kiedy nie zobaczymy tego, czy innego koncertu, meczu, występu. Zgroza. Koniec świata.

W niedzielę byłam na koncercie Cassandry Wilson. Też przecież jestem „homo ludens”. Mam prawie wszystkie jej płyty. Lubię jej głos. Koncert był niezbyt udany. Artystka bez charyzmy, zespół znudzony, zajmujący się na scenie przede wszystkim sobą, ospały etc. Trzeba było zostać w domu z płytami Wilson.

Wracając do życia pozbawionego tego, czy innego wydarzenia medialnego. Ja sobie je wyobrażam. A może i będzie tak, kiedy starzejące się społeczeństwo Europy będzie preferowało koncerty domowe, nie będzie chadzało na stadiony na mecze, będzie bardziej lubiło ścieżki zdrowia. Zresztą kto wie.

Mnie wieści hiobowe w każdym razie nie przestraszyły. Świat się kręci dalej.

Wolność gospodarcza – wciąż nie zrealizowane marzenie.

Współczesna polska rzeczywistość nie ceni i nie toleruje wolności gospodarczej, która jest zdominowana przez wszechobecność państwa wyrażającą się między innymi poprzez bogatą ofertę wszelkiego typu koncesji. Część z nich można wykupić od państwa , część zaś reprezentowana jest społeczeństwu jako wynik sprawiedliwości władzy i tej nie można (teoretycznie) kupić, można ją, w dowód łaskawości władzy, jedynie otrzymać. Tworzone są wielowarstwowe komisje, które badają zasadność wniosków, wydają decyzje, które następnie weryfikują i niekiedy wycofują, a niekiedy przedłużają ich ważność. Działalność państwa odwołuje się do sprawiedliwości, a więc normy etycznej. I rzeczywiście moralność występuje tutaj w wielu aspektach. Działanie etyczne ma miejsce w pracy urzędnika państwowego, który posiada świadomość swojej, niczym nieograniczonej władzy, bo przecież państwo ograniczając wolność dla  podmiotów gospodarczych daje nieograniczoną wolność urzędnikom. Ze strony drugiej występuje pokorny petent oczekujący na decyzję władzy. Mówimy więc tutaj o moralności petenta funkcjonującego w państwie dystrybucyjnym stwarzającym pozory wolnego rynku. Problem jest trudny.

                A więc co powinno należeć do funkcji podstawowych rządu, który współpracuje z obywatelem państwa. Tą istotną funkcją powinno być stworzenie możliwości, dzięki którym nastąpi realizacja działań gospodarczych obywatela. Celem zaś owych działań powinna być maksymalizacja długoterminowych wartości finansowych tegoż obywatela. Jeśli władza nie zapewnia jak najdogodniejszych warunków do rozwoju gospodarki, działania gospodarcze zamierają lub zbliżają się do korupcji i wszelkiej innej nieuczciwości. Nie ma podstaw do mówienia o etyczności w biznesie w sytuacjach skrępowania i ograniczeń wolności gospodarczej.

                Etyka biznesu jest uniwersalna, ponieważ uniwersalne są zasady znajdujące się u jej podstaw. Przesłanką państwa w ujęciu demokratycznym, jest doktryna praw człowieka. Wedle niej wszyscy ludzie, bez żadnej różnicy, mają z natury – czyli niezależnie od ich woli, prawo do życia, do wolności, do bezpieczeństwa. Ci, którzy w danym momencie historycznym zostali uprawnieni do sprawowania władzy muszą uszanować te prawa, nie naruszając ich, a także, co więcej, muszą bronić.

                 Państwo prawa odzwierciedla klasyczną doktrynę o wyższości rządów prawa nad rządami ludzi, wyrażonej w formule lex facit regem.(prawo czyni króla). Prawa powinny być jednoznacznie sformułowane i obowiązujące wszystkich. Mechanizmy konstytucyjne powinny mieć na celu obronę jednostki przed nadużyciami ze strony władzy i powinny być gwarantami wolności człowieka.

                Wolność gospodarcza powstaje wtedy, kiedy ograniczy się rolę państwa (samorządu), które, nie powinno przeszkadzać w działalności jednostki. Państwo dbające o tę wolność jest równocześnie państwem prawa zredukowanym w swojej roli do minimum.

                We współczesnej rzeczywistości polskiej państwo (rząd) niestety,  w dalszym ciągu rozbudowuje się i utrwala swoją dominującą pozycję.

                Najważniejszą wartością jest wolność jednostki, także i w sensie gospodarczym.

Etyka w ogóle (a w tym i etyka biznesu) nakazuje przede wszystkim zwyczajne przyzwoite postępowanie w interesach. Cóż jednak zrobić, jeśli istnienie firmy jest zagrożone. Nie tylko dla właściciela jest to bardzo trudne pytanie, ale i dla pracowników, których miejsca pracy są niepewne.

                Zagrożenia moralne istnieją tam, gdzie zasady funkcjonowania instytucji prowokują robienie, tego, czego się nie powinno czynić. W każdym przedsiębiorstwie występują konflikty interesów, które mogą być rozstrzygalne w obszarze dających się wyjaśnić rozwiązań moralnych. Wiele zachowań etycznych określa się jako jednoznacznie naganne – do nich należy łapówkarstwo Stwarza ono konflikty interesów, które z konieczności owocują naruszeniem wymagań etyki. Cóż jednak czynić, jeśli do zachowań niemoralnych nakłaniają urzędnicy państwowi. Czy chronić własne poglądy za wszelką cenę, nawet tę związaną z likwidacją miejsc pracy, czy też pójść na współpracę objawiającą się korupcją w imię celów innych (może wyższych) związanych z przetrwaniem firmy. Czy w dalszym ciągu, wobec faktu zaistniałych pytań dotyczących własnego istnienia jako przedsiębiorcy i istnienia firmy można nieustająco wierzyć zasadzie „etyka się opłaca”.

                Być może i dzisiaj rodzi się kolejna potrzeba połączenia sfer bycia człowieka w etyce, polityce i gospodarce. Pomimo tego, że w rzeczywistości polskiej sfery te zbliżają się jedynie w coraz bardziej skandalicznych aferach gospodarczych, politycznych i na pewno nie etycznych, potrzeba ta jest widoczna.

                Pytanie „czy bycie etycznym się opłaca” wydaje się być nadal aktualne.

 

 

Referendum w Krakowie.

Pan prezydent (który zagląda na mojego bloga, a więc Dzień dobry) odpowiedział dziennikarzowi, który zapytał „Kiedy pan wpadł na pomysł referendum” – zjadliwie i sarkastycznie „A proszę pana w piątek o 15.10, nie 15.40”. No i jest decyzja. Ja mogłabym powiedzieć, że gdyby pan prezydent uważniej słuchał tego, co mówię, to mniej wydawałby na sondażepo prostu przeze mnie przemawia prawda pozasondażowa. I gdyby posłuchał wcześniej mojego stanowiska w sprawie stadionów – to nie byłoby ….. niechlubnego spadku dla potomnych.  I budżet obywatelski byłby najwcześniej w Polsce. Takie czasy. Trzeba zmieniać sposoby zarządzania. I przykładem zmieniającej się metody jest i budżet obywatelski i referendum. Wracając do Igrzysk Olimpijskich.  Teraz wydaje się, że nie koniec manewrów pt'”Igrzyska Olimpijskie”. Jeszcze będzie na koniec wskazanie osoby odpowiedzialnej. OSOBY nie , jak zwykle radnych. I moim zdaniem, OSOBA poleci. Nie poleci. Prezydent nie wyrzuca, znajdzie inne miejsce, za godziwą…. Tak mi się wydaje. Chociaż, kto wie, co podpowie „kolejny piątek o 15.10”?