Graffiti. Sztuka czy wandalizm.

banksyi21071

Początki graffiti sięgają przełomu lat 60. i 70. XX wieku, kiedy to popularne stały się tzw. tagi – wykonane flamastrem lub farbą stylizowane zapisy imion/pseudonimów młodych ludzi, którzy w ten sposób znakowali teren. Nieco wcześniej, bo już na początku lat 50., graffiti posługiwali się członkowie awangardowego ugrupowania Lettrist International (m.in. Isidore Isou, a następnie sytuacjoniści (Guy Debord, Raoul Vaneigem, Ivan Chtcheglov). Ich wkład w upowszechnianie graffiti miał znaczący wpływ na paryski Maj ’68 (m.in. słynne hasła: „Nigdy nie pracuj!”, „Władza w ręce wyobraźni”, „Plaża na ulicach”). Upowszechnienie farb w sprayu sprawiło, że napisy stały się większe, bardziej kolorowe i łatwiejsze do zauważenia. To właśnie tego typu formy stanowią graffiti w ścisłym znaczeniu.

Rozwój graffiti w Polsce to początek lat 80, a dokładniej czas stanu wojennego, kiedy to pojawiały się na ulicach wielu miast prace wykonywane za pomocą szablonów lub po prostu pędzla. Ta forma aktywności twórczej i politycznej przybrała na sile pod koniec lat 80. także za sprawą  Pomarańczowej Alternatywy  i wielu innych mniejszych grup lokalnych. Tak zwana nowa fala graffiti nastąpiła w latach 1992-1994, gdy grupa osób stosujących wcześniej technikę szablonową zaczęło malować ręcznie już tylko za pomocą farb w sprayu. Pozwoliło na to pojawienie się w sprzedaży pierwszych farb w aerozolu.

Graffiti miało i niekiedy ma dzisiaj także i znaczenie polityczne. Kiedyś było powiązane z walką z komuną teraz spotyka się działalność grafficiarzy wynikającą z ich sympatii antyglobalistycznych. Rzadziej ma to miejsce w polskim graffiti, które unika kontekstów politycznych.

            Graffiti jest przedmiotem sporów pomiędzy tymi, którzy twierdzą, że jest to ekspresja swobodnej młodości i tymi, którzy określają zjawisko, jako niepokojącą plagę, która spadła na nasze miasta.

Argumentów z jednej jak i drugiej strony jest wiele. Ci pierwsi mówią, że jest to młoda sztuka, która, tak jak na przykład odrzucany przez społeczeństwo dadaizm, kiedyś stanie się uznaną działalnością, że jest to konieczna forma uzewnętrzniania emocji młodego pokolenia, że jest odmianą działalności artystycznej, która, tak samo jak teatr chce wyjść na ulice, że lepiej jest, jeśli w taki sposób wyraża się frustracja i agresja niż miałoby to się dziać w innej formie, że ważny jest przekaz etc. Inni głoszą koncepcję, iż nie można zmuszać ludzi do partycypowania w oglądaniu graffiti (jeśli ludzie chcą brać udział w oglądaniu dzieł sztuki, to chodzą na wystawy i do muzeów), że eksponuje się pornografię i wulgaryzmy, że niszczy się mienie prywatne i społeczne, a więc są to dowody na to, że graffiti jest wandalizmem a nie sztuką.

            Graffiti stanie się pełnoprawną gałęzią sztuki, jak powiedział profesor Akademii Sztuk Plastycznych w Łodzi Jerzy Stanecki, pod warunkiem, że będzie wykonywane poprawnie technicznie i właściwie zakomponowane. Amerykański uznany malarz zaliczany do współczesnego nurtu transawangardy – Keith Haring wywodził się z ulicznych malarzy graffiti.

Graffiti aspirujące do bycia sztuką nie jest oczywiście bazgrołami na murach informujących przechodniów o tym, jakie zdanie miał autor o klubie sportowym Wisła czy Cracovia. O sztuce można mówić, a z brudzeniem ścian trzeba walczyć. Dla uświadomienia skali problemu i ich rozstrzygnięciach mówią przepisy w Singapurze, gdzie autorów graffiti karze się chłostą a w Australii za samo posiadanie przy sobie  farb w sprayu można dostać karę trzech lat więzienia.

            Łódź oddała w 2001 roku grafficiarzom ścianę przy ulicy Piotrkowskiej o powierzchni ponad 900 metrów kw. Wykorzystano na jej pomalowanie ponad 1000 puszek farby. Dzieło zostało wpisane do Księgi Rekordów Guinnesa.

Autorzy graffiti twierdzą, że problem nieestetycznych bazgrołów mogą zminimalizować przeznaczone mury na „malowanie na legalnej miejscówce”. Czy tak się stanie? Trudno powiedzieć, nawet jeśliby władze miasta wyznaczyły te miejsca. Wszak istotą graffiti są „napisy lub symbole zamieszczane na ścianach i murach, zazwyczaj w sposób nielegalny”(!)

Rożni się graffiti od paskudnych bazgrołów. Dobrze, że i w krakowskich mediach już to rozróżnienie jest widoczne. Nie ma „walki z graffiti”, ale z bazgrołami. Chociaż i tutaj nie jestem zwolenniczką używania takiej wojennej terminologii. Nie rozumiem dlaczego myśli się w kategoriach „walki”, „zwyciężania” etc. W ten sposób zachęca się drugą stronę do kontynuacji walki. A może wersje pokojowego dialogu bardziej by trafiały? Może spotkania, dialog, przeznaczenie fragmentów ścian do używania prze domniemanych i aspirujących do graffiti – bazglararzy? Nie popieram terminologii. Uważam, że sprawa nie jest rozwiązywalna właśnie przez ową zaczepną terminologię. Nie rozumiem poparcia mediów  dla akcji opartej na wojennej terminologii.

Tyle na teraz. Zorganizowałam parę spotkań ze znawcami graffiti. Będę je kontynuowała. Angażuję się w trasę turystyczną pokazującą szlak krakowskiego graffiti. Ponieważ to jest ciekawe i zachęcam Państwa do zobaczenia, ile ciekawych miejsc powiązanych jest z graffiti.

 

Szczury w Krakowie.

klatkadlaszczurapykoGdyby szczur miał o 20 kg więcej
człowiek nie mógłby być panem świata.
Albert Einstein

Może i nie wypada o tym pisać, bo przecież zaczyna się wiosna, na którą wszyscy czekamy. Wiosna jest jednak czasem koniecznej deratyzacji Krakowa.

Szczury są plagą dużych miast. Nikogo nie dziwi, że wiosną ogłasza się potrzebę deratyzacji. Na Manhattanie, w Paryżu, w Brukseli . Tam walczy się z plagą szczurów, które są bardzo niebezpieczne dla mieszkańców. Szczury najlepiej czują się w starych zabudowaniach. Jest to gatunek, który silnie przystosował się do życia w środowisku przekształconym przez człowieka i rozprzestrzenił się na całym świecie. W wielu rejonach populacja tych gryzoni może przewyższać liczbę zamieszkałych na tym terenie ludzi. Najczęściej osiedla się w piwnicach, kanalizacji, na wysypiskach śmieci oraz w magazynach z żywnością. Chętnie bytuje w okolicy wody ponieważ dobrze pływa. Gryzoń  wszystkożerny, aktywny całą dobę, największe szkody z reguły wyrządza w nocy.
Szczur wędrowny osiąga długość tułowia i głowy do 28 cm oraz ogona do 23 cm. Ciężar w przedziale 250–350 gramów. W krótkim czasie gryzoń uzyskuje zdolność do rozrodu co powoduje bardzo szybkie namnażanie populacji tego gatunku. Bywa roznosicielem licznych chorób, z których wścieklizna stanowi największy. Do najczęściej występujących w Polsce postaci należą choroba Weila, przenoszona przez szczury. Poza tym niebezpieczna jest pchła szczurza  – zwana również pchłą szczurzą tropikalną lub pchłą dżumową. Przenosi zarazki duru plamistego endemicznego szczurzego, gorączki rzecznej, kiedyś zarazki dżumy. Pchły w stadium larwalnym mogą zarażać się i być żywicielami pośrednimi tasiemców . Notowana w Polsce. Pasożytuje na skórze, szczura śniadego, szczura wędrownego, człowieka rzadziej myszy domowej.  Szczury przez ukąszenia mogą przenosić bakterie śrubowca mniejszego, które wywołują gorączkę szczurzą.

Szczury kiedy widzą człowieka uciekają, lecz jeżeli nie mają dokąd – bronią się poprzez atak, rzucają się w okolice twarzy i gryzą. Zaobserwowano wielokrotnie, iż szczur potrafi odbić się od podłoża na wysokość twarzy dorosłego człowieka.

Gdańsk, czy Wrocław walczą ze szczurami już od końca zimy. Problemy są ściśle związane z dbaniem o czystość. Skuteczność walki ze szczurami jest niewielka , ponieważ przepisy związane z koniecznością dbania o czystość kończą się na terenach należących do miasta, a już nie dotyczą obszarów prywatnych. Na przykład na krakowskich Grzegórzkach jest coraz więcej szczurów . Mieszkańcy walczą, ślą zgłoszenia gdzie tylko mogą, ale szczury jak były, tak są, a nawet ich przybywa. Problem jest też z ustawą śmieciową, bo gdyby śmieci odbierane były częściej, to kłopotu zapewne udałoby się uniknąć.

Wydział Kształtowania Środowiska UMK przypomina właścicielom nieruchomości położonych na terenie Krakowa o konieczności przeprowadzenia deratyzacji w okresie wiosny na przełomie marca i kwietnia. Obowiązek wynika z art. 33 Uchwały Nr LXIII/917/12 Rady Miasta Krakowa z dnia 19 grudnia 2012 roku w sprawie regulaminu utrzymania czystości i porządku na terenie Gminy Miejskiej Kraków.

Deratyzacja powinna być przeprowadzona na obszarach zabudowanych budynkami mieszkalnymi, produkcyjnymi, handlowymi i usługowymi.

Nowoczesne rodentycydy pozwalają skutecznie kontrolować populację gryzoni. Stosuje się także środki fizyczne. Działania deratyzacyjne trzeba rozpocząć jak najszybciej, aby opanować rozmnażanie się szczurów.

Ważne jest, aby w okolicy przeprowadzić równoczesną deratyzację, ponieważ jeśli to się zrobi w części – to szczury się przeniosą na tereny nie objęte deratyzacją.

Szczurów jest na kuli ziemskiej tyle, ile ludzi. Ocenia się, że w USA przypadają co najmniej dwa szczury na każdego obywatela mieszkającego na farmie i co najmniej jeden na pięciu mieszkańców miast. W Indiach jest sześć razy więcej szczurów niż Hindusów. A ile szczurów przypada na mieszkańca Krakowa?

Musimy się zmobilizować i nie lekceważyć problemu. Wiosna, jak widać na niniejszym tekście , ma różne oblicza.

Znów o kadencyjności.

„Dajcie ludziom swobodę działania, a zaskoczą was swoją pomysłowością.”

Peter Drucker

Kiedy , po raz kolejny, poruszana jest sprawa tego, jak funkcjonują samorządy i dlaczego radni mogą, w gruncie rzeczy, zdziałać tak niewiele –  wciąż podpowiadam koncepcję, która jest oficjalnie podawana przez „reżyserów” zmian w samorządowości.

Jeszcze w poprzedniej kadencji próbowano odwołać wójtów, czy prezydentów. W tej – właściwie już nie słyszymy o takich pomysłach. Wynika to między innymi i z realności podejścia do sprawy. po prostu ludzie się nie interesują samorządem.

Niska frekwencja, brak pieniędzy i środków na kampanię informacyjną – to główne przyczyny porażek tych, którzy organizują referenda. Owe plebiscyty lokalne – w przypadku naszego kraju – najczęściej kończą się porażką organizatorów. Koszt na mieszkańca gminy uprawnionego do głosowania, w której przeprowadzone jest referendum, waha się od 0,41 do 15,53 zł (płaci za to samorząd, budżet państwa finansuje tylko komisarza wyborczego). Nieważne referenda kosztowały gminy w ostatniej kadencji ok. 2,1 mln zł. Dla porównania referenda ważne kosztowały ok. 700 tys. zł.

A gdyby tak wprowadzić kadencyjność władz? Byłoby z góry wiadomo, że prezydent, wójt, sołtys będą sprawowali władzę dwie kadencje i odejdą: w chwale lub w zapomnieniu, ale potem, po przerwie będą mogli powtórnie ubiegać się o stanowisko.

Kadencja powinna trwać najwyżej 5 lat . Dwie kadencje są czasem na tyle znaczącym, że można podjąć bardzo wiele dobrych decyzji i rozwinąć miasto, wieś, miasteczko, albo i spowodować regres. Kadencyjność dotyczy między innymi władz uczelnianych, gdzie rektorów obowiązują kadencje. Tak także bywa w korporacjach, gdzie istnieje konieczność wymiany szefów, ponieważ, jak twierdzą specjaliści od zarządzania, nowy prezes, dyrektor – to inne, świeże spojrzenie na możliwości rozwoju instytucji czy firmy.

Zarządzanie miastem, miasteczkiem lub wsią przez 15-20 lat jest niedobre. Słyszę wielokrotnie argumenty, że może i dobra kadencyjność w dużym mieście, ale na wsi to już nie. Tam osób nadających się do sprawowania władzy jest mniej. Nie akceptuję tych argumentów. Uważam, że to właśnie kadencyjność władz może pobudzić aktywność obywatelską mieszkających tam ludzi.

Peter Drucker– ekspert do spraw. Zarządzania, badacz procesów organizacji i zarządzania profesor Katedry Nauk Społecznych i Zarządzania Uniwersytetu w Claremont w Kalifornii pisał, że szef, prezes, lider powinni być wymieniani co sześć lat.

Od czasu wprowadzenia w Polsce w 2002 roku bezpośrednich wyborów przez trzy kadencje rządzi w Polsce aż trzy czwarte szefów gmin i miast. Powstaje wiele pytań, chociażby i takich, o jakich pisał Drucker. W kontekście samorządowym brzmieć one mogą nieco inaczej: Czy liderzy nie wypalają się, czy miasto zarządzane przez tego samego człowieka nie grzęźnie w nepotyzmie, układach personalnych, tworzenia dworu zaufanych etc. Kiedy widzimy opinię mieszkańców, którzy mówią, że jest dobrze, albo, że jest nie najgorzej – to można zapytać, czy nie byłoby bardzo dobrze wtedy, kiedy zostałoby odświeżone widzenie problemów miasta, gminy przez osobę nową?

Pytań jest coraz więcej. Wydaje się jednak, że to ruch społeczny może wpłynąć na zmianę legislacyjną. W kancelarii poprzedniego prezydenta była  przygotowywana zmiana ustawy o samorządzie terytorialnym, która miała  za zadanie wzmocnić znaczenie i rolę mieszkańców. Jednak nie było w niej mowy o wprowadzeniu kadencyjności władzy, ale wręcz odwrotnie były tam  koncepcje aby ograniczyć możliwość organizowania referendów. Przeciwnikiem kadencyjności jest oczywiście Związek Miast Polskich, który został utworzony przez prezydentów miast i miasteczek (obecnie do związku należy 313 miast). Jeśli więc nic się w najbliższej przyszłości nie zmieni wypada jedynie z wielką konsekwencją walczyć o budżety partycypacyjne i obronę funkcjonowania referendów. To nam pozostaje. Ponieważ, jak się wydaje grozi nam w bardzo wielu przypadkach dożywocie władz.

Kiedy piszę o kadencyjności – to wiem, o czym piszę: znam z własnego doświadczenia mechanizm obudowywania się władzy „tzw.” wykonawczej (podkreślam cudzysłów przy „tzw”), ale także powstające relacje współzależności pomiędzy radnymi, a urzędnikami. Precyzyjnie zawężające się relacje, które pozwalają wykazać się „tzw” organowi uchwałodawczemu – jakąkolwiek aktywnością. Jestem w stanie zorganizować tę czy inną akcję (którą obiecałam wyborcom), wtedy, kiedy właściwy urzędnik znajdzie pieniądze. A to on jest, tak naprawdę (i bardzo bym chciała, aby to wreszcie zrozumieli dziennikarze, wyborcy i wszelkie fundacje kontrolujące naszą działalność) panem kasy.  Doskonale to rozumieją ludzie: powoływani przez prezydenta jego zastępcy są traktowani, jako właściwe organy mające pieniądze. Radnych, którzy muszą wygrać z konkurencją na listach wyborczych  traktuje się niezbyt poważnie. Wpływowymi ludźmi w mieście są władze „wykonawcze”, a nie „uchwałodawcze”. Wyborcy wiedzą lepiej. Po prostu rozumieją sprawę.

Kadencyjność organów wykonawczych i uchwałodawczych powodowałby świeżość w zarządzaniu miastem, czyniłby klarowną sytuację wymiany kadr (zawsze część mogłaby powrócić , po przerwie 5 letniej).

Piszę z wnętrza problemu. Obserwuję, widzę i analizuję.

Dlaczego kobiety chcą mieć kongresy dla siebie?

Pytanie zadawane jest na każdej konferencji, na każdym spotkaniu w telewizji, radiu. Dlaczego kobiety chcą mieć osobne kongresy? Nie za bardzo rozumiem zdziwienia w zadawanym pytaniu. Po pierwsze we wszystkich cywilizacjach świata kobiety i mężczyźni od czasu do czasu miewali osobne spotkania ze względu na tematy, które ich interesowały. Od plemion prymitywnych po społeczeństwa wysoce cywilizowane spotkania kobiet były traktowane, jako oczywiste relacje między osobnikami tej samej płci. Kiedyś było to spowodowane innym zakresem prac i obowiązków. Nasze prababcie spotykały się w długie zimowe wieczory przy darciu pierza, przy wspólnym gotowaniu. Wtedy trwały długie zimowe rozmowy o sprawach błahych, ale tez i innych ważnych. Mężczyźni zaś spotykali się we własnym gronie. I nikt nie pytał dlaczego. Takie po prostu były potrzeby.

Tak więc trzy lata temu w Krakowie powstał pierwszy Małopolski Kongres Kobie. Inspiracją dla niego stał się ogólnopolski Kongres Kobiet, na których między innymi postulowano potrzebę zmian układania list wyborczych do parlamentu. Kobiety miały być , według koncepcji członkiń Kongresu wpuszczane na tak zwane „miejsca biorące” (takie, które mogą wesprzeć sukces wyborczy). I zmian tych, w większości przypadków – dokonano.

Małopolski Kongres w zasadzie został nieco inaczej sprofilowany, niż ogólnopolski. Zresztą wśród wolontariuszek, które go tworzyły poglądy polityczne były w zasadzie nie poruszane. My, w Krakowie postawiłyśmy nie identyfikację polityczną, ale raczej na wspólnotę potrzeb, zakres problemów do rozwiązania. Wiele paneli, od samego początku było poświęcanych sprawom kobiecego zdrowia, godzenia życia zawodowego z życiem rodzinnym, sprawom trudnym, o których można porozmawiać w gronie innych kobiet. Na ostatnim, trzecim Kongresie były poruszane tematy związane także z tymi tematami. Rozmawiałyśmy o uzależnieniach kobiet, o umiejętności poruszania się w świecie karier zawodowych i opieki nad dziećmi, o umiejętności znajdowania pracy, o oszczędzaniu , o pieczy zastępczej (decyzji dotyczących adopcji dzieci).

Nasz Kongres Małopolski miał być, jak pisałam wyżej, apolityczny, . I dbałyśmy o to, aby w proponowanych panelach nie było wątków, które różnią Polaków, ale przede wszystkim te, które łączą. Nie było mowy o zachęcaniu do aborcji, o niechęci wobec mężczyzn (zresztą to mężczyźni otwierali nasz Kongres – prof. Jerzy Vetulani, który mówił o różnicach w strukturze i pracy mózgu kobiety i mężczyzny, a Kongres zakończył koncert pianisty Leszka Możdżera).

Tuż po Kongresie dostałyśmy bardzo dużo podziękowań, za zorganizowane spotkanie.

Kongres rozpoczął obchody marcowych uroczystości i spotkań kobiet w różnych formach. Będą koncerty, spotkania, pokazy skierowane przede wszystkim do kobiet. I znów na końcu powstaje pytanie: komu to przeszkadza, dlaczego jest tyle pytań. Jeśli są chętni – to będziemy w dalszym ciągu organizowały kongresy, aż do czasu kiedy wyczerpie się wolontaryjna energia organizatorek, albo zainteresowanie uczestniczek12512467_489215131262670_2769373313348953957_n

Wyborcze obietnice.

images5

Byłam w czwartek na konferencji dotyczącej obietnic wyborczych polityków i samorządowców. Byłam, ponieważ uważam, że organizacje pozarządowe powinny kontrolować władzę. Kropka. Tak samo, jak popierałam oceny pracy nauczycieli akademickich przez studentów. Tak jest i być powinno – praca powinna być weryfikowana.

Wracając do tego, co nam zaprezentowano w czwartek. Nie mogłam zostać do końca ponieważ miałam inne zajęcia i zawiadomiono mnie dość późno o konferencji.

Po wysłuchaniu paru referatów mogę stwierdzić,  że doświadczenie, jak bym to nazwała „wewnętrzne” bycia w samorządowości (i to przez trochę lat) powoduje nieco inną perspektywę świadomości tego, na czym owa samorządowość polega, niż ogląd „zewnętrzny” – jak jawi się wszelkim organizacjom pozarządowym, a i także zwykłym obywatelom.

Doskonałym podsumowaniem istniejącej sytuacji jest praca zbiorowa pracowników Uniwersytetu Ekonomicznego „Raport o stanie samorządowości terytorialnej w Polsce” (https://www.facebook.com/mjantos/?ref=hl) . Praca poświęcona jest pamięci prof. Michała Kuleszy – reżysera nowoczesnego samorządu polskiego. Raport idealnie oddaje to, co wydarza się w samorządach. Jest poniekąd dość radykalną oceną zjawisk i procesów, które niekorzystnie wpływają na funkcjonowanie samorządów.

Autorzy piszą: ” Wprowadzenie w 2002 roku do ustroju samorządu gminnego modelu prezydenckiego, dodatkowo niezgodnie z podstawowymi dla systemu regułami, przyczyniło się do pogłębienia już wcześniej występujących słabości w zakresie demokracji samorządowej lub zaowocowało nowymi negatywnymi trendami:

1. Nadmiernej dominacji władzy wykonawczej kosztem działania mechanizmu kontrolowania i równoważenia (checks and balances), a głownie kompetencji kontrolnych rad gmin.

2.Ograniczenie zatem odpowiedzialności władzy wykonawczej wobec obywateli głównie do aktu wyborów powszechnych.

3.Utrwalenie aktywności obywateli wyłącznie w formie demokracji negatywnej i kontroli władzy ex post. […]”

Dalej autorzy piszą o rozproszonej i rozmytej odpowiedzialności samorządu za poszczególne rodzaje usług publicznych. O tym i ja wspominałam w swoich publikacjach wielokrotnie. Słusznie podkreślają to, że rady nie są wyposażone w narzędzia, które umożliwiałyby nakłonienie wójta, burmistrza czy prezydenta do realizacji podjętych przez nią uchwał. Na przyjęcie budżetu, które jest przywoływane, jako najważniejsza uchwała – także rada ma minimalny wpływ. Budżet przedstawia organ wykonawczy i wszelkie zmiany w nim ma być przez organ wykonawczy akceptowany. Nieuchwalenie w terminie budżetu – oznacza ustalenie go w dość ograniczonym zakresie przez Regionalną Izbę Obrachunkową (RIO). Budżet zastępczy nie obejmuje zadań własnych fakultatywnych (nieobowiązkowych), a RIO ustala zazwyczaj budżet we współpracy z organem wykonawczym (sic!!). Tak więc prawdą jest to, co piszą autorzy raportu: „Rola radnych jest drugoplanowa, a w kwestiach budżetowych trzeciorzędna”. Dominacja urzędników nad radnymi jest bardzo wyraźna i wciąż rosnąca. Oczywiście bolączek i błędów jest cała masa. Gorąco polecam raport. W nim jest najtrafniejszy opis panującej sytuacji i jej ocena.

Tak więc, gdyby autorzy konferencji przeczytali raport o samorządowości – wiedzieliby dużo więcej. Jeśli na w/w konferencji mówi się o tym, że prezydent miasta spełnił swoje obietnice powyżej 3,5% a radnym nie udało się nawet dotrzeć do 3%  – to w kontekście tego, co opisuje raport sprawa stałaby się oczywista i jasna.

Autorzy zmian, a wśród nich i pan sędzia Jerzy Adam Stępień przyznają, że w sytuacji, z której zdają sobie sprawę – ratunkiem (a tak twierdzi w rozmowie ze mną pan sędzia Stępień) może być kadencyjność władz. Oczywiście nie zmieni to w żaden sposób zachwianej równowagi pomiędzy władzami wykonawczymi i uchwałodawczymi, ale przynajmniej będzie odświeżeniem kadr; możliwością na zmianę zarządzania i poniekąd rozbiciem tworzących się towarzystw skupionych przede wszystkim wokół prezydentów, burmistrzów, wójtów.

Sytuacja polskiego samorządu nie jest więc prosta. Potrzebna jest poważna debata nad polskim systemem samorządności terytorialnej. Być może to pora nad jej zmianą. Potrzebne są zmiany legislacyjne. Być może powinno stać się na przykład tak, aby rady mogły wynajmować menadżera wykonawczego, który ponosiłby pełną odpowiedzialność za zarządzanie miastem, miasteczkiem, wsią.  Może powinien powrócić model typowo parlamentarny z władzą wykonawczą odpowiedzialną przed radą.

Z  wiedzą, jaką można było uzyskać po przeczytaniu wyżej przywołanego „Raportu” moglibyśmy podejść bardziej świadomie do tego, jak rozliczać władzę samorządową, czy wszyscy mamy takie same możliwości i szanse realizowania swoich obietnic.

I oczywiście niniejsza moja uwaga jest zaledwie kroplą w temacie poruszanym przez autorów konferencji. Tematów przeze mnie pominiętych jest sporo. Wrócę zapewne do nich.

 

 

Pomiędzy Masarykiem a Artystotelesem. Demokracja jest dyskusją.

images4Tomasz Masaryk – ojciec niepodległej Czechosłowacki, Tatíček” – ojczulek, jak go nazywano. Kolega filozof. Co prawda profesor. Filozof, socjolog,  1882–1914 wykładowca filozofii na uniwersytecie w  Pradze.  Założyciel i ideolog Czeskiej Partii Postępowej, która wysunęła m.in. żądanie przyznania ziemiom czeskim autonomii; współtwórca niepodległej Czechosłowacji. Jako filozof był zwolennikiem racjonalizmu i humanizmu. Miał więcej  szczęścia, niż Platon – ponieważ stworzył państwo, którym zarządzał przez 17 lat. Hasło jego prezydentury to „Prawda zwycięża”. Interesującym się zdaje to, jak z tym hasłem mógł się zajmować przez tyle lat polityką. Pisał, że jeśli polityka sprzeciwia się etyce, to podlega szybkiej degeneracji i zaczyna służyć jedynie władzy. W miejsce polityki służącej utrzymaniu władzy proponował „niepolityczną politykę” tj tę służąca ludziom. Dużo miejsca poświęcił Masaryk demokracji. Widział ją nie tylko, jako rozwiązanie natury ustrojowej, ale przede wszystkim jako nowoczesny pogląd na świat.  Pisał „demokracja potrzebuje przywódców, a nie panów”. A dalej „Jezus nie Cezar, powtarzam – taki jest sens naszych dziejów i demokracji”. Masaryk wierzył w demokrację. Wspominał, że często demokrację traktuje się jak mechaniczną procedurę ustrojową pozbawioną głębszej treści. Najprawdopodobniej był autentycznie do niej przekonany. Pisał:”Jeżeli ma nasza demokracja swoje wady, musimy pokonywać te wady, a nie demokracji.” 

Masaryk – filozof praktykujący politykę. Z drugiej zaś strony Arystoteles, bystry obserwator i także uczestnik życia politycznego. I on zastanawiał się nad tym, czy demokracja jest najkorzystniejszym systemem politycznym. Zdaniem Arystotelesa, „każde państwo jest pewną wspólnotą, a każda wspólnota powstaje dla osiągnięcia jakiegoś dobra (wszyscy bowiem w każdym działaniu powodują się tym, co im się dobrem wydaje), to jasną jest rzeczą, że wprawdzie wszystkie [wspólnoty] dążą do pewnego dobra, lecz przede wszystkim czyni to najprzedniejsza z wszystkich, która ma najważniejsze z wszystkich zadanie i wszystkie inne obejmuje. Jest nią tzw. państwo i wspólnota państwowa. Demokracja jest, jak pisał Arystoteles systemem zwyrodniałym. A dlaczego? Pisał w swoim dziele „Polityka”: „prawo w ujęciu demokratycznym polega na tym, że za podstawę równości przyjmuje się liczbę, nie wartość. Jeśli się zaś tak ujmuje prawo, to tłum jest z konieczności czynnikiem rozstrzygającym i co większość uchwali, jest ostatecznie załatwione, a tym samym jest prawem”. Słabą stroną systemu demokratycznego jest: wybieranie urzędników (polityków) spośród wszystkich, obsadzanie urzędów państwowych w drodze losowania,brak możliwości piastowania niektórych urzędów więcej niż parę razy, władza zgromadzenia ludowego, które rozstrzyga we wszystkich sprawach,  wypłacenie wynagrodzeń za udział w zgromadzeniach ludowych, sądach, płacenie za piastowanie urzędów. Ustrój demokratyczny był wynikiem mniemania, że ci, co są sobie równi pod pewnym względem, są sobie równi w ogóle (a więc sądzą, że skoro wszyscy jednako wolni się urodzili, to są też sobie bezwzględnie równi). Władza zostaje powierzona tłumowi, ludziom bez odpowiedniego przygotowania do sprawowania rządów, którzy w podejmowaniu decyzji kierują się emocjami, a nie wiedzą. Arystoteles wyróżnił w swych politycznych badaniach cztery rodzaje demokracji.Pierwszy jest oparty na cenzusie majątkowym, przewidzianym przez prawo. Do rządów są dopuszczeni obywatele, których dochody pozwalają swobodnie rozporządzać swoim czasem. Większość osób jednak musi pracować na utrzymanie siebie i swojej rodziny i szkoda im czasu marnować na zajmowanie się polityką. Więc w tym rodzaju demokracji, jak twierdził Arystoteles, rządzą prawa. Drugi rodzaj jest wynikiem doboru. Każdy obywatel, którego pochodzenie nie budzi wątpliwości, może brać udział w rządach, o ile dysponuje wolnym czasem. Z braku odpowiednich dochodów niektórzy zostają wykluczeni z czynnego udziału w rządzeniu krajem. Tu także państwem włada prawo.Trzeci rodzaj to taki w którym wszyscy wolno urodzeni mogą brać udział w rządach, ale z powodu braku czasu wolnego i przyczyn zarobkowych nie biorą. I w tym rodzaju demokracji na pierwszy plan wysunięte jest prawo. Czwarty rodzaj demokracji, zdaniem Arystotelesa, jest najmniej korzystny dla państwa, ponieważ każdy ma dostęp do rządów, gdyż nie obowiązuje żaden cenzus majątkowy. Ubodzy (pospólstwo) uczestniczą wżyciu publicznym dysponując wolnym czasem, ponieważ otrzymują wynagrodzenie od państwa. „Dlatego masa ubogich dzierży najwyższą władzę w państwie, nie prawa”.  Ten rodzaj demokracji jawi się Arystotelesowi jako najbardziej zwyrodniały, ponieważ panem jest lud, a nie prawo. Rozstrzygającą rolę mają uchwały jednorazowe, podejmowane pod wpływem chwili i demagogów na zgromadzeniach i to one decydują o polityce państwa.Temu rodzajowi demokracji Arystoteles odmawia miana ustroju, ponieważ nie rządzą w niej żadne prawa, a uchwały podejmowane przez lud nie mają charakteru ogólnej normy. Dbać należy o to, by państwem kierowały ogólne normy, a nie tymczasowe uchwały, by najwyższe urzędy sprawowały najlepsze jednostki.

Analizując ustroje państwowe, Arystoteles nie widział w demokracji systemu, który zapewniłby obywatelom szczęśliwe życie w państwie, ponieważ władza spoczywała w rękach ludzi niekompetentnych. Tyle Arystoteles. Gdybyśmy z uwagą poczytali jego „Politykę” – i zrozumieli jego, jak i Platona przestrogi – to i może demokracja przyjęłaby postać tę najmniej zwyrodniałą.

Uzasadnienie.

Małgorzata Jantos                                                                            Kraków 28 grudnia 2015

 

 

                                                                                                                                               Zarząd Platformy Obywatelskiej RP

                                                                                                                                                                        Kraków                                                                                                                                                                  Świętej Gertrudy 26

 

 

Szanowni Państwo

 

            Niestety, przychodzi taki czas, w którym najstarsze i zdawałoby się najtrwalsze związki wypada przerwać. Z niniejszą decyzją nosiłam się od dłuższego czasu. Przemyślałam ją bardzo głęboko. Ze względu na fakt, że byłam współtwórcą PO w Krakowie nie chciałam czynić jakichkolwiek kroków, które osłabiłyby siłę PO przed wyborami. Teraz, kiedy sytuacja stabilizuje się, przynajmniej na okres paru lat, decyzję mogę podjąć.

Uprzejmie proszę o wykreślenie mnie z członków Platformy Obywatelskiej RP.

Uzasadnienie mojej decyzji (dla zainteresowanych) zamieszczam poniżej.

 

Z poważaniem

 

 

 

 

 

Załączniki:

Uzasadnienie decyzji

 

 

 

 

UZASADNIENIE:

Decyzja wystąpienia z szeregów PO wyniknęła przede wszystkim ze zmian, w bardzo ważnym dla mnie, profilu ideowym partii. Nastąpiła zmiana podstaw jej funkcjonowania. Dla mnie były i wciąż są najistotniejsze jej ideowe korzenie. Program PO z 2001, a potem z 2007 roku został przeze mnie w pełni zaakceptowany. Realizacja programu (lub raczej jej brak) stała się powodem powstania bardzo wielu moich wątpliwości.

W czasie powstawania PO była partią antypopulistyczną, głoszącą niepopularne, liberalne hasła o potrzebie zaciskania pasa. Nie mogła wtedy liczyć na bardzo dobre, czy dobre wyniki w sondażach, ani też na masowe zainteresowanie potencjalnych członków. I to obserwowali działacze ugrupowania. Nauczyli się, że trzeba w nowym ugrupowaniu zastosować inną taktykę. I to nastąpiło, kiedy w PO przejęli rządy Donald Tusk i Jan Rokita. Platforma, jak pisano wtedy, „robi, co może, by ją postrzegano jako partię świeżych ludzi, a nie miejsce dla tych, którzy chcą pofruwać z nowym wiatrem historii”. Wtedy to naczelne władze partii wydały uchwałę, że o przyjmowaniu byłych senatorów, posłów, wojewodów nie mogą decydować władze regionalne, ale tylko krajowe. Platforma stawała się coraz potężniejszą partią. Tusk udzielając w „Newsweeku” wywiadu w 2005 roku tuż przed wyborami prezydenckimi mówił, że na pewno nie poprze podwyższania wydatków, ani podnoszenia podatków, że będzie walczył z korupcją i oczywiście będzie minimalizował ilość koncesji, ograniczeń, zezwoleń. Wolność gospodarcza stała się, w wypowiedziach lidera PO, elementem niebywale istotnym.

W deklaracji ideowej Platformy Obywatelskiej przyjętej przez Klub Poselski Platforma Obywatelska w dniu 21 grudnia 2001 r. jasno wyznaczono cele i zasady jakimi to ugrupowanie chce się kierować w swojej przyszłej działalności.

Twórcy nowej formacji politycznej stwierdzili, iż idea Platformy narodziła się z protestu przeciwko złej polityce w kraju. Zaznaczyli jednocześnie, że dobra polityka służy przede wszystkim człowiekowi nie doktrynie, czy interesom. Autorytet, jaki ma państwo wymusza na wszystkich obywatelach, w tym również na rządzących, bezwzględne przestrzeganie ustanowionego prawa. Kierując się ideałami republikańskimi przywódcy ugrupowania definiowali państwo jako: z jednej strony dobro wspólne wszystkich obywateli, a z drugiej efektywnego i trwałego strażnika sprawiedliwości oraz bezpieczeństwa. Obywatel w tym kraju to osoba świadoma, wolna i odpowiedzialna tak za swój los, jak los własnej rodziny, a zatem osoba aktywna i nie czekająca na to co państwo jej da, a sama dająca od siebie. Polityka w tym czasie ma za zadanie wyznaczanie granic, których ewentualne przekroczenie może sprowadzić niebezpieczeństwo na jednostkę lub cała grupę społeczną. Polityka jednocześnie stoi na straży bezpieczeństwa obywateli przed zbyt dużą ingerencja władzy publicznej, chroni obywateli przez anarchią i prywatą. W takiej wizji państwa Platforma Obywatelska nie prezentowała się tylko, jako partia zamknięta i wodzowska, lecz pokazywała swoją gotowość do wymiany doświadczeń i poglądów, deklarowała swoją społeczność i otwartość dla osób, stowarzyszeń i innych grup społecznych działających u podstaw społeczeństwa, we własnych środowiskach i którym przyświecają te same cele i idee. Poprzedni okres opisywała poprzez złe prawo i gloryfikowanie interesów związków zawodowych. Jedyną drogą dla rozwoju kraju i dobrobytu jego mieszkańców jest powrócenie idei wolności, polityki konkurencyjności, ochrony własności prywatnej a także rozwiązanie problemów paraliżujących przedsiębiorczość (sic!!)

            W deklaracjach w 2001 roku pojawiły się hasła walki z bezrobociem spowodowanym w dużej mierze przez zbyt obciążający pracodawców system podatkowy: „Nie podatki tworzą miejsca pracy” pisali założyciele PO na swoich ulotkach wyborczych. Pojawiła się koncepcja podatku liniowego – 15%. Ogłoszono odstąpienie od ustalenia jednolitej płacy minimalnej w skali kraju.

Pojawiło się hasło sygnowane przez trzech założycieli Platformy Obywatelskiej „Państwo dla ludzi nie dla partii” – i tam napisano: „Żyjemy w państwie, które coraz bardziej zajmuje się sobą, a zapomina o swoich obywatelach. Rośnie biurokracja, lawinowo zwiększa się liczba posad dla polityków, na których wybór obywatele mają coraz mniejszy wpływ.[…] tylko Platforma Obywatelska protestowała przeciwko nowemu prawu, zgodnie z którym partie polityczne będą utrzymywane z budżetu państwa, a więc z naszych podatków”. Proponowano „nową drogę w polityce”. W Donaldzie Tusku i Platformie Polacy zobaczyli szansę na modernizację i unowocześnienie Polski, otwartość na świat, pozytywne widzenie kraju i przyszłości, a wreszcie na uwolnienie potencjału Polaków. PO pokazało się jako ugrupowanie tych, którzy chcą iść do przodu. Głoszone przez Tuska hasła liberalne stanowiły ofertę dla szeroko rozumianej wolności (sic!!) W wywiadzie udzielonym Polityce tak to definiował: „To zawsze i wszędzie znaczy to samo: więcej wolności. Bo wolność zawsze i wszędzie jest zagrożona. W dzisiejszej Polsce też. Wolność zagrożona bywa karabinem, więzieniem, czasem obyczajem, ale w krajach wolnych często zagrożona jest zbyt dużym podatkiem, potęgą urzędnika albo nadmiarem przepisów. O wolność trzeba dbać każdego dnia. Jak o własną rodzinę”

Platforma oferowała w swoim programie likwidacje Senatu wraz ze zmniejszeniem liczby posłów, zniesienie immunitetu poselskiego, wprowadzenie jednomandatowych okręgów wyborczych, likwidację listy krajowej w wyborach parlamentarnych, a w przyszłości – wybory według ordynacji większościowej; zmniejszenie liczby radnych; nabór pracowników administracji na drodze konkursów. Jako priorytety wymieniano rozwój edukacji, zmniejszenie bezrobocia, wzrost szans edukacyjnych, ułatwienia działalności małego i dużego biznesu a także spadek bezrobocia (sic!!) Twórcy formacji głosili: „By odsłonić talenty, które tkwią w każdym z nas, konieczny jest przede wszystkim, wysiłek na rzecz rozwoju edukacji. By odkryć możliwości naszej gospodarki, potrzebne jest m.in.: zniesienie przepisów utrudniających rozwój małych i średnich przedsiębiorstw, wprowadzenie podatku liniowego, zmiana kodeksu pracy, ułatwiająca zatrudnianie pracowników”.

W roku 2007 w „Polityce” Aleksander Smolar stawiał pytanie, po telewizyjnej debacie Tuska z Kaczyńskim o to, czy Platforma może być uważana za rzecznika pełnokrwistej, liberalnej demokracji. I zastanawiał się, dlaczego Tusk nie podjął w dyskusji problemów ustrojowych.

W styczniu 2007 roku powstał dokument programowy przygotowany przez Zespół Rzeczników Platformy Obywatelskiej zatytułowany „Głęboka przebudowa państwa”. Podstawą dla prac programowych Zespołu było opracowanie „Państwo dla obywateli. Plan rządzenia 2005-2009” pod redakcją Stefana Kawalca, Jana Rokity i Mirosława Steca. Praca jest imponująca pod względem objętości: program składa się z 339 stron, które tworzą trzy części: część pierwsza „Rząd uczciwy, skuteczny i tani”; druga: „Wzrost gospodarczy i praca dla Polaków w Polsce” i część trzecia: „Państwo jako dostarczyciel dóbr publicznych”.

W pierwszej części znajduje się dziesięć rozdziałów poświęconych między innymi propozycji zmian w konstytucji, prawu w internecie, nowemu planowaniu budżetowemu, konsolidacji sektora finansów publicznych, strukturze rządu, zatrudnieniu w administracji rządowej, bezpieczeństwu wewnętrznemu i samorządowi terytorialnemu. W części drugiej twórcy programu pisali w dziewiętnastu rozdziałach między innymi o szansach, barierach i ułatwieniach w działalności gospodarczej; obniżeniu kosztów pracy, uproszczeniu i obniżeniu podatków; ochronie środowiska, dokończeniu prywatyzacji; reprywatyzacji i zadośćuczynieniu, o bankach, energetyce. Trzecia część – to dziewięć rozdziałów – dotyczyła ochrony zdrowia, oświaty, kultury, głębokiej reformy prokuratury, podniesienia jakości sądownictwa, polityki zagranicznej. Nie ma osobnej części zajmującej się tematami obyczajowymi.

Wtedy to PO nie poparła likwidacji KRUS (sic!!), ale opowiedziała się za prywatyzacją polskiej energetyki (holding energetyczny BOT), za prywatyzacją polskiej bankowości (prywatyzacja PKO BP), za częściową prywatyzacją mediów, dokończeniem prywatyzacji KGHM i PKN Orlen, za zwrotem przedwojennym właścicielom majątków lub wypłatą rekompensat.

Wracając do dokumentu programowego: autorzy dokumentu programowego napisali, że coraz większym problemem dla funkcjonowania państwa jest inflacja przepisów prawnych i dramatycznie niska jakość tworzonych regulacji, a tworzone prawo jest niespójne, nieprzejrzyste i niestabilne. Wtedy to powstała koncepcja powołania w Polsce Narodowego Centrum Legislacji (NCL), wzorowanego na brytyjskim Urzędzie Radcy Parlamentarnego, które powinno wykonywać usługi legislacyjne dla potrzeb rządu, Sejmu, Senatu, wszystkich podmiotów posiadających inicjatywę ustawodawczą. NCL w planach miało zastąpić Rządowe Centrum Legislacji. I niestety, tak się nie stało.

Platforma zdecydowanie wypowiadała się przeciw centralnie sterowanej gospodarki. Planowano w omawianym dokumencie wprowadzenie obowiązku przeprowadzania Okresowych Przeglądów Regulacji (OPR) w celu usuwania lub upraszczania przepisów najbardziej restrykcyjnych i uciążliwych dla przedsiębiorców i obywateli. Częstotliwość Okresowych Przeglądów Regulacji miała być przeprowadzana dwa razy w roku. I niestety tak się nie stało.

I oczywiście w tymże dokumencie znalazł się potwierdzony i ogłoszony wcześniej w 2004 roku postulat wprowadzenia podatku liniowego: Pisano wtedy: „[…] podatku liniowego „3×15”, oznaczającego stawkę 15% dla podatków VAT, PIT i CIT, przy jednoczesnej rezygnacji z wszelkich ulg i stawek preferencyjnych. Koncepcja ta winna być zmodyfikowana i przy ustaleniu wysokości stawki podatku liniowego powinna być utworzona ulga w postaci kwoty wolnej od podatku dla podatnika, małżonka i dzieci.” I niestety, tak się nie stało.

Pisano w owym dokumencie o konieczności obniżenia kosztów pracy. Znajdziemy deklaracje dotyczące niższej składki rentowej dla wszystkich pracowników, dla osób wchodzących na rynek pracy po raz pierwszy.

Znajdziemy nawet program dotyczący infrastruktury (budowa autostrad, modernizowanie i utrzymywanie dróg, funkcjonowanie kolei). Zadano pytanie i zasugerowano odpowiedź: Jak poprawić efektywność administracji drogowej (odpowiedź była oparta na koncepcji gruntownego przekształcenia modelu organizacyjnego Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad).

W programie znalazło się uzasadnienie koncepcji Platformy dotyczące w miarę szybkiego wejścia Polski do strefy euro: „Istnieje wiele przesłanek natury ekonomicznej wskazujących na to, że przyjęcie euro leży w strategicznym interesie Polski. Będzie oznaczało jeszcze pełniejsze włączenie naszego kraju w struktury gospodarcze Unii Europejskiej i stworzy możliwość wywierania większego wpływu na decyzje podejmowane w ramach Unii, między innymi poprzez współuczestniczenie w decyzjach podejmowanych przez Europejski Bank Centralny.” Przypomnijmy, że dokument został opublikowany w styczniu 2007 roku.

Platforma w swoim programie deklarowała jak najszybszą prywatyzację kopalń. Sugerowano parę wariantów przeprowadzenia prywatyzacji. I niestety – z tego postulatu nie skorzystano.

Właściwie nie ma obszaru działalności człowieka, który nie byłby przeanalizowany i gdzie nie znalazłyby się propozycje, jak go można usprawnić: od rybołówstwa, kulturę po turystykę. Oczywiście poprzez edukację, gdzie sugerowano jak najszybszą likwidację zbędnych kuratoriów, badanie jakości kształcenia. I do tego nie doprowadzono.

Dokument jest ważny i interesujący. Widać w nim klarowne preferencje autorów. Dokument wart przeczytania, nawet, a może przede wszystkim teraz, po ośmiu latach rządów PO.

Siłą PO w owym czasie była popularność „trzech tenorów”. Szyldy partyjne były tożsame z wizerunkiem liderów. Donald Tusk w krótkim czasie, wykorzystując polityczną słabość partnerów – został jedyną twarzą Platformy.

Oczekiwano przede wszystkim od PO stworzenia otoczenia bardziej przyjaznego dla biznesu. Ujawniała się tęsknota za prostymi regułami wolności gospodarczej z1989 roku. Janusz Lewandowski, współtwórca Kongresu Liberalno-Demokratycznego pisał z nadzieją: „Atutem ekipy Tuska może być większa zdolność kształtowania europejskich reguł gospodarczych zgodnie z naszym interesem […] Przede wszystkim gospodarka oczekuje teraz, iż państwo stanie się gwarantem ładu ekonomicznego i zadba o szacunek dla ludzi tworzących bogactwo narodowe.” Donald Tusk bardzo często powtarzał w wywiadach o akceptacji interesów prorynkowych, o dyktacie związków zawodowych, z którymi trzeba walczyć.

Ważną postacią nadającą ton kierunkowi rozwoju PO był Jan Rokita koncentrujący się na innych, niż gospodarka zagadnieniach. Wydawało się, że prace nad programem gospodarczym poprowadzi Zyta Gilowska, jednak tak się nie stało. Prace te koordynował Stefan Kawalec, były wiceminister finansów z ekipy Balcerowicza, wspomagany przez Rafała Antczaka. Zyta Gilowska wielokrotnie powtarzała w mediach, że Platforma Obywatelska chce podatku liniowego, bo jest on sprawiedliwy i tani w poborze i że nigdy jej partia nie zgodzi się na dodatkowe podatki, takie jak obrotowy, ani też żadne inne przejściowe rozwiązania. W sprawach prywatyzacyjnych Stefan Kawalec mówił, że państwo powinno się wycofać z posiadania firm, z wyjątkiem obszarów związanych z przesyłaniem energii i transportem, gdzie należy w całości pozostawić własność państwową.

Powstają pytania czy do wyborców Platformy Obywatelskiej trafiał program partii i co wpłynęło na trwające przez wiele lat poparcie? Socjolog Tomasz Żukowski napisał, że Polacy nie głosowali na liberalną Platformę, ale na Platformę Tuska. Do dnia dzisiejszego wydaje się i dość dziwnym zwycięstwo PO w kraju dość mało liberalnym; czy rzeczywiście Polacy głosowali na to, co słyszeli od Tuska czy od Rokity, że Polskę nie stać na drogi system emerytur górniczych, że powinno być sprywatyzowane jak najwięcej firm. Polska po prostu zaufała Platformie. Wśród wyborców Platformy w 2005 roku 30% mieszkało na wsiach. Socjolog Mirosława Grabowska określiła zjawisko i zwycięstwa wyborcze PO:”oni są silni słabością konkurentów”

Janina Paradowska pisała, że „PO powstało po to, aby uwolnić energię Polaków”. I tak brzmiała w większości opinia mediów przychylnych rządowi i partii.

We wrześniu 2005 roku Jan Rokita bardzo jednoznacznie podkreślał, że Platforma na pewno nie odstąpi od koncepcji podatku liniowego. W tym czasie odpowiedzią PISu było stwierdzenie, że ów podatek nie ma u nich szans. PO przygotowywała się do cięć w wydatkach budżetowych, aby obniżyć deficyt. We wrześniu 2005 roku Mariusz Janicki pisał w „Polityce”” „Frustrujące przy każdych wyborach jest to, że nie wybiera się programu, który potem będzie realizowany. Nie ma wyborców zwycięzców, są tylko zwycięskie partie. […] Wyborca nie ma żadnej gwarancji, że choćby jeden postulat z programu czy to Platformy, czy to PIS będzie literalnie wypełniony.” I właściwie mógłby to być cytat służący zestawieniu programów i ich realizacji większości partii zabiegających o władzę, a potem ją przejmujących.[…]

A przede wszystkim, co dla mnie jest ważne, PO odstąpiła od swoich założeń wolnorynkowych. Uważam, tak jak Andrzej Olechowski, który zaprosił mnie do uczestniczenia w PO i do jej budowania, że partia liberalna jest niezbędna dla budowania nowoczesnego państwa w Europie. Nie będzie to partia głównego nurtu, bo nigdzie na świecie nie jest, ale jej istnienie pozwala utrzymać dobrą kondycję demokracji. Dla mnie niebywale frustrujące było odstąpienie od programu, który przecież był podstawą mojego wstąpienia, po raz pierwszy w życiu, do partii.

            Bardzo dziękuję tym z Państwa, którzy docenili moje zaangażowanie i jest mi niebywale przykro z powodu tych z Państwa, którzy tego nie widzieli.

            Życzę powodzenia.

Z szacunkiem

Smog i politycy.

 e71e5aa24dc910082c83194397f19b93Jeden z krakowskich dziennikarzy napisał świetny tekst poświęcony zagadnieniu szacunku i zaufania, jakim obdarzają ludzie poszczególne profesje. Okazało się (zresztą po raz kolejny), w rankingu profesji, że największym uznaniem cieszą się strażacy (87% deklaracji dużego poważania), a więc zawód o dużej użyteczności, mogący jednoznacznie uosabiać ideę zaangażowanego i bezwarunkowego służenia społeczeństwu. Dodatkowym czynnikiem warunkującym tak duże uznanie dla tej profesji może być to, że  w ich pracę wpisane jest osobiste ryzyko wynikające z bezpośredniego zagrożenia życia lub zdrowia. Kolejne trzy miejsca w owym rankingu zajmują profesor uniwersytetu (82% deklaracji dużego szacunku), robotnik wykwalifikowany (na przykład murarz, tokarz) oraz górnik. Nieco mniejszym prestiżem cieszy się inżynier pracujący w fabryce. Potem idzie cała litania innych zawodów, takich jak pielęgniarka, nauczyciel, lekarz, rolnik, prywatny przedsiębiorca, właściciel małego sklepu, czy księgowy.  Szóste miejsce od końca zajmuje ksiądz, a potem już spadamy w dół: a więc minister, makler giełdowy, radny gminy, poseł na sejm, działacz partii politycznej.

Wracając do tekstu wyżej przywołanego dziennikarza: słusznie zauważył on, że największym prestiżem cieszą się ludzie, którzy sami wybierają zawody i na ich wybory społeczeństwo nie ma wpływu. Najmniejszym zaś szacunkiem i zaufaniem (sic!!) cieszą się ludzie, czy też raczej profesje, gdzie wyborów dokonuje społeczeństwo. Aby zostać radnym czy posłem – potrzebne są decyzje społeczeństwa. To ludzie wybierają posłów czy radnych. Nie można samemu sobie wybrać zawodu posła, czy radnego. Można nim zostać dzięki społeczeństwu. Tak więc ludzie najmniejszym szacunkiem obdarzają … swoje decyzje. No właśnie tak jest.

Dlaczego obok polityków  znalazł się w tytule niniejszego wpisu – smog? A dlatego, że mechanizm jest jakby podobny. Wszyscy nadajemy na przekroczenie norm, na wynikające z tego niebezpieczeństwo dla zdrowia. Kiedy zaś ustalamy możliwość bezpłatnej komunikacji środkami publicznymi, w momencie wysokiego poziomu smogu – to z tego nie korzystamy.  Tramwaje i autobusy nie były w dzień „bezpłatnej komunikacji” przepełnione, a za to samochodów, jak zwykle dużo.  Ale ileż to osób nadaje na to, że „urzędnicy nic nie robią z tym smogiem” i z tymi uwagami …wsiadają do własnego auta.  Jaka to dziwna moralność? Coś dotyczy innych, ale nie mnie. Mieszkałam kiedyś w Szwajcarii i widziałam, jaka istnieje tam współpraca społeczna: jeśli apeluje się o pewne zachowania do społeczeństwa – to społeczeństwo natychmiast się w akcję włącza.

Podsumowując: czy istnieje i jeśli tak, to  jaka  łączność pomiędzy zaufaniem do polityków, a reakcją mieszkańców na prośbę o współpracę? Ano być może taka, że nie traktujemy poważnie spraw, na które mamy wpływ. Czy ktoś zostanie strażakiem czy lekarzem – nie będziemy w stanie na to wpłynąć, ale jeśli będzie chciał zostać posłem – to i owszem. Jeśli nawet moje „własne spaliny” mogą pogorszyć stan powietrza w Krakowie – to nie tłumaczmy, że „co tam, jeden samochód więcej”, ale korzystajmy z komunikacji publicznej. Może kiedyś tak się stanie, że zaczniemy traktować z pełnym szacunkiem swoje własne decyzje.

 

Nowy rok 2016

kartkinowyrokzokazjinowegoroku20141661

Przede wszystkim życzę Państwu, jak i sobie – zdrowia. Bez niego wszystkie plany się sypią. Zdrowia i zdrowia dla przyjaciół i rodziny. Życzę także wierności swoim poglądom i odwagi.

Dla mnie nie będzie to łatwy start w 2016 rok. Złożyłam rezygnację z członkostwa w Platformie Obywatelskiej. Pierwszej partii w moim życiu, którą współtworzyłam w 2001. Nosiłam się  z zamiarem odejścia od dość dawna. To nie jest proste. Decyzja rodziła się i narastała z każdym miesiącem. Napisałam 7 stron uzasadnienia, które złożyłam w Zarządzie krakowskiej PO. Starałam się swoją decyzją nie zaszkodzić PO przed wyborami, wszak to „moje dziecko”…. . Pierwsza partia w życiu człowieka, to nie takie-tam sobie. Nie chcę mówić, ani pisać nic złego o PO, bo tak się nie robi. Poza sytuacją trudną  do zaakceptowania przeze mnie w wymiarze ogólnopolskim, w znacznym stopniu dołożyła się sytuacja w małopolskiej, jak i krakowskiej PO. Prawdę powiedziawszy był to zanik jakiejkolwiek działalności. Nie działo się nic. Mnie, jako wieloletnią harcerkę i przedsiębiorcę z 25 -letnim doświadczeniem denerwowała stagnacja, totalny brak jakiekolwiek aktywności, która powinna być  inspirowana przez zarząd  – dla członków Platformy, jak i ludzi spoza partii (aby im przypominać o istnieniu małopolskiej Platformy).  Aktywności nie było, nie było także i inspiracji. No właśnie, ale przecież dowodzenie i zarządzanie między innymi, jak pisał Peter Drucker („papież” zarządzania) – to wykorzystywanie potencjału załogi.
W życiu zdarza się i tak, że wspólne drogi się rozchodzą. Niekiedy dyskomfort wynikający z trwania na wspólnej drodze jest już tak uciążliwy, że trzeba uczynić coś, co jest bardzo trudne, ale konieczne. Polecam (dla zainteresowanych) do poczytania moje uzasadnienie decyzji. Może to ciekawa literatura „polityki z wewnątrz i z dystansem” 😉

 

 

Kwota wolna od podatku.

 Nothing is as easy as it looks.

Wchodzimy w nowy rok 2016. Już za parę dni czekać nas będą zmiany, kolejne pomysły nowej ekipy rządzącej. Jedne będą przez część społeczeństwa akceptowane, inne zaś nie. Wśród tych zapowiadanych jest i propozycja zwiększenia kwoty wolnej od podatku. Przed Świętami występujący w radiu Kraków prezydent naszego miasta odniósł się do tej propozycji negatywnie. Powiedział, że Kraków straci na tym około 200 milionów. No i właśnie wypadałoby przyjrzeć się całej sprawie. Kwota wolna od podatku, a ściślej kwota dochodu wolnego od podatku – kwota  dochodu niepowodującego obowiązku zapłaty podatku dochodowego. Są to więc pieniądze podatnika nie podlegające obowiązkowi płacenia haraczu podatkowego. W Polsce od 8 lat kwota ta nie ulegała zwiększeniu. Należy do najniższych w Europie. To znaczy, że każdy Europejczyk nie musi płacić podatku od większej ilości pieniędzy. Przypomnijmy w Polsce jest to 3091 zł; w Niemczech 34 032 zł; w Wielkiej Brytanii – 48 002zł; w Hiszpanii 74 122 zł; etc. Sprawdźcie sobie Państwo: Litwa, Łotwa, Czechy, Estonia. WSZĘDZIE !! W Kambodży jest trzy razy większa, niż w Polsce.  Na tak niskiej w Polsce kwocie wolnej od podatku tracą wszyscy: także i ci najbiedniejsi. Każdy w Polsce, kto zarabia powyżej 257 zł/ miesiąc – musi płacić podatek. Płacą więc ludzie podatki, a potem dostają wsparcie z socjalu.

Rząd do tej pory pozwalał stosować ulgi takie, czy inne: na przykład na dzieci, wspólne opodatkowanie i inne. A może to wszystko uprościć i po prostu zwiększyć kwotę wolną od podatku? Ekonomiści mówią o zwiększeniu podatku VATu (a raczej jego ujednoliceniu). Chociaż i są tacy, którzy twierdzą, że to ujednolicenie (tak, jak na Słowacji -19% VAT) – się nie sprawdziło.

W każdym razie, jeśli by wprowadzić, tak jak obiecywał prezydent Andrzej Duda, zwiększoną do 8 tysięcy kwotę wolną od opodatkowania – to w kieszeniach podatników zostałoby nieopodatkowanych ponad 20 miliardów złotych, a tym samym podatki, którymi dysponowałby rząd zmalałyby także, rzecz oczywista, o pewną kwotę. Każdy zaś podatnik będzie miał więcej pieniędzy do dyspozycji we własnej kieszeni. Jestem za tym, żeby to ludzie decydowali na co chcą wydawać własne pieniądze, a nie urzędnicy, do których pieniądze podatnika trafią. Piszę to, jako samorządowiec, który widzi od 14 lat, jak traktuje się pieniądze podatnika. Z jakim brakiem szacunku do nich się podchodzi. Najłatwiej wydaje się cudze pieniądze, a jeszcze łatwiej wydaje się cudze pieniądze bez zgody płatnika. Tak więc może i w Krakowie nie będzie 200 milionów, a więc  na przykład nie będzie kolejnego stadionu rugby, kolejnego festiwalu – a może nie będą wyremontowane ulice, czy zabraknie pieniędzy na wybudowanie basenu.  A może zmienią się sposoby dystrybuowania pieniędzy z rządu, a może nie będą spływać na samorządy kolejne zadania (w większości wydumane i dość głupie) bez przepływu pieniędzy na owe zadania. W każdym razie stosowanie skrótu myślowego, że jeśli będzie zwiększona kwota wolna od opodatkowania – to wielkie kłopoty będą miały samorządy – jest uproszczeniem, za którym się kryje … żal i smutek z powodu braku kasy. A przecież pieniądze to władza, a uszczknięcie owych 200 milionów – to, co by nie powiedzieć, zmniejszenie władzy 🙂sadsmile_80_anim_gif