Byłam przez parę dni w Londynie. Po raz pierwszy. Była to podróż służbowo-prywatna. Załatwiłam sprawy a resztę czasu przeznaczyłam na bieganie po muzeach, wystawach i sklepach. Ah,…to odnosi się do wszystkich wymienionych miejsc. Wspaniałe muzea, bezpatne wejścia, genialne dzieła. W większości bezpłatne wejścia do galerii. Dużo o tym pisać. I ciuchy – to Londyn jest stolicą mody a nie Paryż. I bardzo, bardzo wielu młodych, świetnie mówiących po angielsku Polaków. WSZĘDZIE. We wszystkich knajpach (kelnerki, kelnerzy), muzeach (sprzątaczki, sprzątacze), galeriach (raz spotkaliśmy menadżerkę). W większości mówili, że nie wracają do Polski. Niektórzy wspominali, że tęsknią.
Irlandia przeżywała taką sytuację niedawno – wielkie bezrobocie i Irlandczycy falami odpływający z kraju. Jednak Irlandia potrafiła wymyśleć system, taki , dzięki któremu większość młodej, prężnej emigracji wróciła. Może ktoś się tym zainteresuje – chyba już najwyższa pora.
PS W trakcie trwającego wyjazdu, przede wszystkim w metrze londyńskim przeczytałam dwie książki, które polecam: 1.Jana M.Fijora: "Jak zostałem milionerem czyli dlaczego jedni mają, a drudzy nie mogą związać końca z końcem" (pouczająca lektura!!) i 2. Ludwik von Misses: "Ekonomia i polityka" (wyaśniająca i porządkująca myślenie)
PS Jutro wracam do pracy.