Planeta Lem i problemy (moje).

Kiedy wejdziecie Państwo na stronę www.planetalem.pl przeczytacie tam, między innymi:[…] „Centrum Literatury i Języka Planeta Lem ma stać się ośrodkiem działań i programów o charakterze literackim realizowanych pod szyldem Kraków Miasto Literatury UNESCO przez KBF we współpracy z licznymi partnerami zewnętrznymi.”[…] a dalej:Powstanie Centrum Literatury i Języka Planeta Lem to wypełnienie najważniejszego zobowiązania Krakowa z aplikacji o przyjęcie do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO. Realizację inwestycji poparły środowiska literackie Krakowa, w tym pisarze skupieni wokół Rady Honorowej Krakowa Miasta Literatury UNESCO, przedstawiciele Rady Języka Polskiego i koalicja polskich językoznawców reprezentowana przez Fundację na rzecz Muzeum Języka Polskiego, reprezentanci Miast Literatury UNESCO z całego świata, a także liczni goście krakowskich festiwali literackich.[..] Na powierzchni około 4 tysięcy metrów kwadratowych, oprócz wystawy „Centrum Literatury i Języka – Planeta Lem”, znajdą się także:  nowoczesna salę wielofunkcyjna z przeznaczeniem na organizowane w Krakowie wydarzenia literackie (na ok. 400 osób), przestrzeń na wystawy poświęcone literaturze i językowi, ogólnodostępna mediateka, pracownia multimedialna i kawiarnio-księgarnia oraz przestrzenie biurowe. Wokół obiektu zaplanowano tereny zielone. Koszt budowy ma wynieść około 105 milionów złotych. Ponadto będzie to centrum operacyjne dla programu Kraków Miasto Literatury UNESCO. W 2016 roku pisano, że koszt powstania Planety to 106 milionów, obecnie mówi się o 172. Zapewne, jak to było przy Centrum Muzyki (i o czym pisałam parokrotnie) są to wciąż koszty niedoszacowane.

Popierałam starania uzyskania przez Kraków  możliwość przestąpienia do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO. W 2013 roku Kraków jako siódme miasto świata otrzymał tytuł Miasta Literatury UNESCO przyznawany przez Organizację Narodów Zjednoczonych do spraw Oświaty, Nauki i Kultury.

I naprawdę bardzo jestem wdzięczna tym osobom, które doprowadziły do finału. Jest to bardzo prestiżowe wyróżnienie dla Krakowa. I jak najbardziej oczywiste. Tutaj są festiwale literatury, targi książki i przede wszystkim stąd wywodzą się wybitni pisarze, poeci. Na stronie czytamy: „Planeta Lem ma stać się domem dla wszystkich wartościowych inicjatyw literackich w mieście, docelowo oddziałującym w skali ogólnokrajowej i międzynarodowej.”

Do chwili obecnej Planeta Lem kosztuje podatników ponad 7 milionów złotych. Otwarcie jest zaplanowane na przełom 2028/2029 roku. Realizacja inwestycji miała kosztować 172 mln złotych, ale już wiadomo, że budowa  będzie zapewne droższa.  Byłam świadkiem podpisania umowy pomiędzy (chyba już byłym) ministrem kultury prof. Piotrem Glińskim i prezydentem Krakowa prof.Jackiem Majchrowskim. Oczywiście wszyscy zakładamy i chcemy być tego pewni, że była to umowa nie pomiędzy  profesorami, ale pomiędzy ministerstwem, a prezydentem miasta i kontynuacja zobowiązań jest oczywista.  Powstanie instytucji będzie finansowane przez Ministerstwo Kultury, jak i przez Kraków (przepraszam: wciąż przypominam, że z pieniędzy podatników, bo tylko takie są). Ministerstwo, w osobie pana ministra  Glińskiego podjęło się finansowania funkcjonującej Planety Lem przez 10 lat.

Przed dylematami, które mi towarzyszą, chcę napisać, że czuję się odpowiedzialna za finanse miasta, ale także za stan kultury w Krakowie. Dzisiaj na sesji Rady Miasta przytoczyłam cytat z rozważań Fryderyka Bastiata, które powinny towarzyszyć każdej decyzji władz podjętych w imieniu mieszkańców. Bastiat napisał:” […]W sferze ekonomii każdy czyn, zwyczaj, instytucja, prawo pociąga za sobą nie jeden, lecz całą serię skutków. Niektóre z nich są natychmiastowe — te widać, inne pojawiają się stopniowo — tych nie widać. Można pozazdrościć tym, którzy potrafią je przewidywać. Między złym a dobrym ekonomistą istnieje tylko jedna różnica: pierwszy poprzestaje na skutku widocznym, drugi zaś bierze pod uwagę zarówno skutek, który widać, jak i skutki, które należy przewidzieć.

Ta różnica ma jednak ogromne znaczenie. Niemal zawsze bowiem zdarza się tak, że jeżeli skutek natychmiastowy jest korzystny, wówczas skutki późniejsze są szkodliwe, i vice versa. Dlatego też zły ekonomista troszczy się o niewielkie teraźniejsze korzyści, ryzykując wielkie straty w przyszłości, podczas gdy prawdziwy ekonomista dąży do wielkich korzyści w przyszłości, nawet jeżeli na początku naraża się na małe straty.”[..]

Ano właśnie: zakładam, że decydując o powstaniu Planety Lem – władze wykonawcze miasta widziały konsekwencje utrzymania Planety w przyszłości.

Przejdę do moich prywatnych dylematów:

1.dzisiaj przedstawiono nam radnym  konieczność kolejnego zadłużenia miasta o 220 milionów (brakuje więcej, ale już nie możemy się, w chwili obecnej,  starać o powiększenie długu). W roku 2023  zadłużenie miasta przekroczy 5,5 miliarda złotych. Mój udział w zgodzie na powiększanie zadłużenia stanowi dla mnie problem. A za tym powinnam, czy też nie powinnam głosować? Każda duża inwestycja wymaga dużych kosztów utrzymania. I oczywiście prowokuje pytanie o niezbędność i konieczność powstania tu i teraz. Kiedy zaciągam kolejne kredyty – to raczej nie po to, aby kupować luksusowego auta 😉

2.popierałam, bo jestem przekonana, potrzebę zbudowania Centrum Muzyki, ponieważ wstyd, że tego Kraków – miasto kultury nie ma. Argumentowałam wtedy, że w historii Krakowa rada miasta podjęła decyzję o zatrudnieniu Wita Stwosza i zapłaceniu mu olbrzymich pieniędzy. Ówczesna decyzja rady wyłączyła realizacje wiele doraźnych potrzeb, aby powstało genialne dzieło, które przetrwało i jest skarbem miasta. Nie rozumiem, co prawda do dzisiaj, dlaczego nie powstało Centrum Muzyki we współpracy z marszałkiem, a takie przecież były plany, ale to jakby inny temat. Centrum Muzyki powstaje i bardzo dobrze.

  1. w Składzie Solnym, od bardzo wielu lat – zagnieździli się krakowscy artyści, którzy mieli (a to jest ważne) podpisane umowy z urzędem miasta na wynajem. Płacili miastu za wynajem miejsc w zaniedbanym budynku, który usiłowali, w miarę możliwości, podtrzymywać w trwaniu. Zbudowano interesująca społeczność, bez zachęt i moderowania z zewnątrz: społeczność malarzy, muzyków, rzeźbiarzy, organizujących wystawy, happeningi, ale także akcje wspierania ubogich, przybyłych do nas Ukraińców etc. Takie społeczności powstałe spontanicznie są wartością docenianą w wielu miejscach na świecie. Wielu artystów dzisiaj mówiło, że są tam od kilku do kilkunastu lat. Wartością jest właśnie to, że są grupą wzajemnie się inspirującą, że powstali nie dlatego, że zaplanowali to urzędnicy miejscy, ale sami się zespolili w wartościową artystycznie grupę . I nie są „dzikimi lokatorami”. Dlatego też należy im, w imię szanowania krakowskiej kultury, pomóc. I to nie dlatego, że każdemu można wymówić najem, bo przecież można, ale stworzyli pewną całość, która jest właśnie wartością. A miasto nie ma zbyt wielu miejsc, w których artyści się zbierają i tworzą. Kiedyś takim miejscem oddanym artystom miało być Zabłocie i ja pamiętam dyskusje, kiedy to planowano. Potem powstały na Zabłociu nowoczesne bloki i marzenia o krakowskim Montmartre się skończyły.

KONKLUZJA:

  1. Nie przemawiają do mnie argumenty „jak już tyle wydaliśmy, to trzeba kontynuować” (patrz wyżej Bastiat pisał: […]zawsze bowiem zdarza się tak, że jeżeli skutek natychmiastowy jest korzystny, wówczas skutki późniejsze są szkodliwe, i vice versa.[..]) Trzeba widzieć nie tylko „teraz”, ale i konsekwencje.
  2. Nikt nie jest właścicielem miasta: ani prezydent, ani rada – działamy dlatego, że dysponujemy pieniędzmi podatników (za ich zgodą) i ich powinniśmy wysłuchiwać.
  3. Dialogu musimy się wszyscy uczyć, bo on jest podstawą wynegocjowanych racji (część oddajemy, a część zyskujemy).
  4. Wartością jest to, co powstaje wewnątrz społeczeństw, a nie to co jest zaprogramowane. Można coś komuś sugerować, ale związków, sympatii , współpracy nie da się wymusić. Trzeba szanować to, co powstało samoistnie, bo jest wartością, którą można zniszczyć, a potem się urzędniczymi uchwałami nie da się odbudować.
  5. Zarobki w sektorze kultury krakowskiej są żenujące. Ci najbardziej wartościowi – uciekają z urzędu, po krótkim czasie do innych miejsc. Zabiegam o to, aby zarobki w krakowskich instytucjach były godne. Teatry nieinstytucjonalne ledwo zipią – a tez trzeba o nie dbać.
  6. Jestem zmęczona po całym dniu intensywnej pracy i może argumentacja nie jest dopracowana, ale zarys tego, co myślę o sprawie – przedstawiłam. 😊

Autor

jantos

Przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; cały czas pracuję na Uniwersytecie Jagiellońskim (lubię moją pracę ze studentami, oni chyba też ze mną ;) ); jestem członkinią Komisji Historii Medycyny PAN; od 2002 roku jestem radną miasta Krakowa (byłam wiceprzewodniczącą Rady Miasta, przewodniczącą Komisji Kultury). Więcej biograficznych informacji na www.jantos.pl

Jeden komentarz do “Planeta Lem i problemy (moje).”

  1. Pani Małgorzato,
    cieszą mnie Jej wątpliwości i refleksja. Rozumiem intencje i marzenia SARPu, lobbying i konsekwencje. Znam też jednak drugą stronę medalu – odwieczne lekcewarzenie przez magistrat inicjatyw oddolnych, środowiskowych, autorskich, które niemal zawsze przegrywają w Krakowie z projektami lansowanymi przed administrację. Pamiętam Fort Sztuki, MOCAK, Bunkier Sztuki, widzę dewolucję idei Wesołej. Miasto woli pomniki wladzy od inicjatyw i żywej aktywności artystów. Tak po prostu jest. A czy tak powinno być, czy tak będzie?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *