Tak a propos jutrzejszego Dnia Wszystkich Świętych. Przeczytałam, że istnieje ścisła korelacja pomiędzy ludzkim dążeniem do władzy, a lękiem przed śmiercią. Psychologowie nazywają to apetytywnym systemem dążenia. Polega to na nieustającym dążeniu niektórych osobników do władzy. Jeśli ktoś, kogo dotknie widmo śmierci, ma władzę, to chce mieć jej jeszcze więcej. Nie może przestać, wycofać się, odsunąć. Bez względu na to, ile jej miał, chce jeszcze więcej. Profesor psychologii Wiesław Łukaszewski twierdzi, że przede wszystkim dotyczy to mężczyzn, ponieważ to oni mają mniejszą umiejetność czerpania korzyści z bliskich związków. I tutaj mamy kolejny krok do wyjaśnienia sprawy mniejszego zainteresowania kobiet dążeniem do władzy. Kobiety są bardziej empatyczne, lepiej wykorzystują relacje międzyludzkie, konatkty z bliskimi zapewniaja im większe poczucie bezpieczeństwa. A więc może dlatego nie potrzebują tak bardzo utwierdzenia swoich kontaktów z innymi opartych przede wszystkim na władzy.
Ponoć jest i tak, jak przeczytałam, że konserwatyści skonfrontowani ze śmiercią w odróżnieniu od liberałów wykazują większą surowość ocen. Doświadczenia wyrazistości śmierci powoduje szczególnie rozległe konsekwencje u osób o przekonaniach konserwatywnych, a mniejsze u liberałów. Koncentracja na wybranych wartościach powoduje to, iż utrata jednej z podstawowych wartości – życia, implikuje lęk i niepokój. U liberałów odwołujących się do wielu równorzędnych wartości – utrata jednej z nich nie jest równoznaczna z utratą wszystkich.
No tak, tyle teoria i badania psychologów, a jak jest? Ile w nas lęku przed śmiercią, cierpieniem, bez względu na to, czy jesteśmy konserwatystami, czy liberałami.