Jest parę miejsc w świecie, do których chciałabym wrócić, aby móc "pobyć dłużej". Może uda mi się kiedyś na przykład pomieszkać w Marakeszu, ponieważ do dnia dzisiejszego czuję niedosyt tego, czego mogłabym tam doświadczyć. Miastem kolejnym będzie Jerozolima, która zrobiła na mnie bardzo duże wrażenie i pozostawiła właśnie ten rodzaj uczucia określonego przeze mnie "poczuciem niedosytu". Miasto niebywałe współistniejących antagonizmów, przeciwności, wykluczeń, o które walczy i zabiega przez wieki tyle nacji. Miasto, które nie stanowi jedności. W Jerozolimie przemieszczaliśmy się z dzielnicy do dzielnicy, tak jakbyśmy przechodzili z jednego świata do innego, a jednak wszyscy mieszkańcy miasta to ci sami ludzie, o tych samych korzeniach i pradawnych związkach krwi. Religie miasta, które przenikają się wzajemnie zachowując jednak swoją autonomię. Przechodząc przez Jerozolimę nie nadążamy za zmianą przede wszystkim związaną z ludźmi. Jest ciągłość w budynkach, zwartość i kontynuacja, ale istnieją zmiany w stylu bycia ludzi.
PS Być może juz niedługo przejrzę zdjęcia i może coś mi się uda pokazać.Wciąż nie mam wolnego czasu…