Życie jest piękne.

No cóż, umieściłam w tytule takie banalne (zdawałoby się) hasło. Jednak nawet po chirurgi tzw. jednego dnia nabiera ono zupełnie innego znaczenia. Zaczynam wracać do formy  i surfuję sobie po internecie. Zmarł Vaclav Havel. Jemu też się udało wielokrotnie, po wielu operacjach powiedzieć „życie jest piękne”. Dostał w prezezncie, przy tych swoich chorobach, wiele lat życia. Przeżył życie niebanalne, pełne wyzwań, dokonań, miłości i przyjaźni – a więc było to dobre życie.

Czytam sobie w internecie, że znaczącą nadzieją w przyszłorocznych wyborach we Francji jest socjalista François Hollande  pierwszy sekretarz  Partii Socjalistycznej.

Hollande ukończył  École nationale d’administration jako siódmy słuchacz w swoim roczniku pod względem wyników w nauce.  Zapewne jest to najlepsza z możliwych opcja, aby w zadłużonej, chylącej się ku upadkowi Europie – rządy przejął socjalista, który już teraz w wywiadach zapowiada, że nie zgadza się na oszczędności, które mają dotykać ludzi. No cóż, zapewne i Niemcy wierzą, że jedynym ich ratunkiem może być i socjalista niemiecki. Zresztą Europa cały czas jest w szponach myślenia socjalistycznego, a więc pora, aby nadać sprawie odpowiednie imię. Niech więc jasne i jednoznaczne stanie się to, że UE zainfekowana takim myśleniem zwinie się i przestraszy i miejmy nadzieję, że jednak uratuje. Może i Hollande musi w historii zaistnieć, aby stać się jeżdzcem Apokalipsy.

Eh, „życie jest piękne”.

 

Wyższa szkoła na sprzedaż

Dzisiaj usłyszałam, że Wyższa Szkoła Biznesu – National-Louis University jest na sprzedaż. Zmarwiło mnie to. Także i z tego powodu, że pół roku po otwarciu mojej prywatnej szkoły w 19991 roku uczącej i przygotowującej do zawodu sekretarki ruszyła w Nowym Sączku szkoła, którą stworzył między innymi Krzysztof Pawłowski. Pamiętam, że tak było, ponieważ paru uczniów z mojej szkoły przeniosło się wtedy do Nowego Sącza. W owym czasie Wyższa Szkołą Biznesu, po krótkim swoim działaniu mogła się poszczycić takim sprzętem komputerowym w pracowniach, o jakim mało kto słyszał. Mówiono, że sam pan rektor i założyciel szkoły latał do USA i tam uzyskiwał wsparcie finansowe górali na emigracji. W każdym razie szkoła zdystansowała wszystkich innych tempem swojego rozwoju. Potem, nie wiem zresztą dlaczego (no, może się domyślam) sprowadzono do Nowego Sącza publiczną filię Wyższej Szkoły Zawodowej. A potem sukcesywnie rozpoczęto, poprzez wspieranie publicznej edukacji, budowanie konkurencji. W każdym razie moja maleńka (przy tej z Nowego Sącza) rozwijała się pomaleńku, a tamta – błyskawicznie. I nagle dzisiaj okazało się, że Wyższa Szkoła Biznesu – National-Louis University ma długi ponad 12 milionów, idzie niż demograficzny i szkoła została wystawiona na sprzedaż.

I zrobiło się przykro. Zdawało się, że któraś z naszych niepublicznych szkół ma sznase stac się zalążkiem czegoś na kształt założonego przy wsparciu purytańskiego duchownego i działacza społecznego J.Harvarda Uniwersytetu w Cambridge, a tu proszę: edukacja niepubliczna wykrusza się.

 

Popyt na krawców.

Przez lata polskie zakłady odzieżowe i tekstylne przenosiły swoją działalność do Chin. Teraz, że względu na rosnące tamże koszty pracy – przenoszą się do kraju. Jednak okazuje się, że nie będą to łatwe powroty. W Polsce brakuje specjalistów w branży odzieżowej. Z analiz Związku Przedsiebiorców Lewiatan wynika, że cały sektor cierpi na .. deficyt wykształconych pracowników, którzy szyją, projektują ubrania”. Duże zapotrzebowanie jest (a będzie jeszcze większe) na szwaczki oraz mechaników maszyn szyjących. Tyle mówią analizy rynku pracy. A w Krakowie w zeszłym roku zamknęliśmy szkołę odzieżową, z powodu małego zainteresowania uczniów. Pytałam się wtedy, posługując się danymi z Lewiatana, jak to jest możliwe. Dopuściliśmy jednak do tego, że szkołę zamknięto, zamiast uczynić z niej obiekt szczególnej troski.  Zdaniem specjalistów przyczyną trudności w pozyskiwaniu wykwalifikowanych pracowników jest niedopasowanie umiejętności absolwentów szkół do wymagań rynku. Uczniowie są uczeni na bazie starych technologii. Zamiast więc zrobić z krakowskiej szkoły wzorcową i przykładną dla innych placówek w kraju.; zamiast postawić na technologię i nowoczesnie przygotowanych do nauczania nauczycieli i instruktorów – szkołę zamknięto i tyle.

Powyższy przykład jest typowy dla myślenia o przyszłości edukacji. Tutaj jest to przykład edukacji zawodowej, którą, na naszych oczach zniszczono i nikt nie ma odwagi zabrać się za jej rekostrukcję…

Samorządy dopłacają do zasiłków.

Dwanaście z największych miast w Polsce musiało dopłacić z własnego budżetu do zasiłków 22 miliony złotych. Najwięcej ma dopłacić Kraków – 2 miliony 800 tysięcy złotych. Z jednej strony jest to oczywiście kompletnie nieodpowiedzialne zachowanie Ministerstwa Finansów, które podjęło decyzję powołując się na artykuł 128 ust.2 o finansach publicznych, gdzie jest określona maksymalna wysokość dopłaty z budżetu do kosztów realizacji zadania, z drugiej zaś może wypadałoby się zastanowić nad tym, dlaczego tutaj właśnie Kraków jest liderem?

Małe szkoły na obrzeżach Krakowa.

Ratunkiem dla małych szkół jest przekazanie ich stowarzyszeniom, które powstaną z inicjatywy rodziców uczniów Zbliża się termin, w którym samorządy podejmują decyzję o ewentualnej likwidacji szkoły. Przekazanie szkół stowarzyszeniom, które powstaną z inicjatywy rodziców uczniów, i powierzenie im placówki na zasadzie umowy o przekazaniu, a nie poprzez likwidację, jest najlepszym sposobem zapewnienia funkcjonowania małych szkół. Nie chcemy mówić o likwidacji szkół, tylko o przekształceniach O korzyściach płynących z przekształcania małych szkół z gminnych w stowarzyszeniowe przekonuje między innymi Fundacja Inicjatyw Oświatowych. Teraz szkoły mają dużo łatwiejszą drogę niż 10 lat temu, kiedy czasami rodzice strajkowali po pół roku, żeby uratować szkołę.  Taka szkoła działa na innych zasadach. Nauczyciele są w niej zatrudniani na podstawie kodeksu pracy, a nie Karty Nauczyciela, choć nadal są nauczycielami, obowiązuje ich awans zawodowy i lata pracy liczą się im do wysługi lat na stanowisku nauczyciela.

O kulturze a nie o polityce.

Wydawałoby się, że można o kulturze bez polityki. I może i można. Przed chwilą wróciłam z Berlina. Byłam na świetnym koncercie poświęconym pamięci Zbigniewa Seiferta. W Instytucie Francuskim na koncert trwający ponad trzy godziny przyszło przeszło dwieście osób. Zdawałoby się, że była to jedna z niewielu tak bardzo udanych imprez programu kulturalnego Polskiej Prezydencji 2011 w Radzie UE. Coś o nas w trakcie tejże prezydenci niewiele słychać. Zresztą jakie to decyzje przyszłoby nam podejmować. Grecja już splatowała, w trakcie zdają się być Włochy, Hiszpania. Zadłużeni są wszyscy, także i Niemcy. Pozostaje nam więc prezentacja naszych kompozytorów i wykonawców. I to nam wychodzi najlepiej. KONCERT BYŁ ŚWIETNY. JUTRO WRACAM DO PRACY. W RADZIE JESTEŚMY PRZED USTALANIEM BUDŻETU NA PRZYSZŁY ROK. A WIĘC W TYM TYGODNIU SIĘ ZACZNIE!!!

Z naszymi zaprzyjaźnionymi Niemcami rozmawialiśmy o ich sytuacji. Problemy mają o podobnym charakterze (ale zdecydowanie innej skali) niż my.  Bezrobocie młodych, ale tysiące uczelni kształcących na przeciętnym (a może i kiepskim) poziomie tysiące ludzi, brak profesjonalnie przygotowanych do pracy kucharzy, szefców, krawcowych; frustracja ludzi młodych i odradzający się faszyzm, nacjonalizm etc; drogie mieszkania, inflacja, zastój. Kryzys puka, chodziaż jeszcze się go tak bardzo nie odczuwa.

Więc może lepiej o kulturze? Tam jesteśmy naprawdę dobrzy.





Oczyszczająca rola kryzysu.

„Ludzie zaczynają się zachowywać rozsądnie, kiedy już nie mają innego wyjścia.” No właśnie. Na kryzys można popatrzec w skali makro (po expose pana premiera) i mikro (po dwóch konferencjach pana prezydenta miasta). W expose pan premier zapomnial o przedsiebiorcach –ani słowa o koniecznosci zmiany ustawy o rachunkowosci (bezsensowny limit 1,2 mln euro ), sprawozdaniach do urzedu marszalkowskiego, koniecznosci prowadzenia ksiag rachunkowych w malych firmach i innych przyjemnosci przedsiebiorcow. W expose premiera znalazła się i taka deklaracja: „Mówimy np. o pozwoleniu na budowę – wszyscy chcemy skrócić, a później się okazuje, że nie potrafimy zbudować skutecznie przepisów tak, by ten efekt rzeczywiście nastąpił. Będziemy proponowali powrót do tego tematu, tak, aby wydawanie pozwoleń na budowę trwało nie dłużej niż 100 dni dla wielkich inwestycji, 60 dni dla małych w uproszczonej procedurze.” Ktoś, kto pisał Tuskowi expose nie zna obowiązującego w Polsce prawa: KPA art 35 § 3. Załatwienie sprawy wymagającej postępowania wyjaśniającego powinno nastąpić nie później niż w ciągu miesiąca, a sprawy szczególnie skomplikowanej – nie później niż w ciągu dwóch miesięcy od dnia wszczęcia postępowania, zaś w postępowaniu odwoławczym – w ciągu miesiąca od dnia otrzymania odwołania. Prawo budowlane Art. 35.par 6. W przypadku gdy właściwy organ nie wyda decyzji w sprawie pozwolenia na budowę w terminie 65 dni od dnia złożenia wniosku o wydanie takiej decyzji, organ wyższego stopnia wymierza temu organowi, w drodze postanowienia, na które przysługuje zażalenie, karę w wysokości 500 zł za każdy dzień zwłoki. Wpływy z kar stanowią dochód budżetu państwa. No właśnie…

A w Krakowie okazuje się, że kryzys wspomaga rozsądne decyzje i będzie ich bardzo wiele: zlikwidujemy kretyńskie imprezy sylwestrowe, na które wydawaliśmy po 3 miliony (i które usiłowałam ograniczyć, bez efektów) – tym razem wydamy 150 tysięcy, a więc można. Prezydent pozwalnia (mamy nadzieję) rzesze doradców i pełnomocników. Biorąc pod uwagę dzisiejszą kondycję miasta – byli to dość kiepscy doradcy i zapewne nie warci takich pieniędzy, zlikwiduje się Młodzieżowe Domy Kultury i pozostawi w ich miejsce Domy Kultury – dostepne dla wszystkich, gdzie nie będzie funkcjonowała karta nauczyciela (i oto przede wszystkim chodzi zatrudnionym w owych domach ludziom). Przyjrzymy się szkołom i nagradzać będziemy te najlepsze, a te źle rokujące, bez dzieci będą mogły (w ostateczności, przed likwidacją przejmować fundacje lub stowarzyszenia). Miasto wreszcie nauczy się oszczędzać pieniądze. A więc kryzys poza ewidentnymi stratami może przynieść też dogłębną analizę stanu faktycznego.

Sesja 5 godzin i co?

Jestem po pięciogodzinnej nadzwyczajnej sesji poświęconej finansom miasta. Pięć godzin! Przedstawiony konkretny materiał Komisji Rady Miasta, która sporządziła raport. Sytuacja miasta jest w bardzo kiepskim stanie. Pogadaliśmy sobie i mam wrażenie, że niezbyt wiele z tego wyniknie. Pan prezydent wśród koncepcji ratowania sytuacji miasta wymienił skierowanie na emerytury 90 urzędników. Koniec świata. Program zwalający z nóg. Idę spać. Myśleć się nie chce.

Co przed nami?

Nie będę pisała o wczorajszych wydarzeniach w Warszawie (chociaż miałam taki zamiar; i miałam nawet tytuł: „Potrzeba wojny wśród młodych mężczyzn”). Tak naprawdę można przeanalizować to przede wszystkim w aspekcie psychologicznym. Potem, po sprawozdaniu z wydarzeń ulicznych, obejrzałam komnetarz dokonany przez polityków nowego sejmu  i było to mniej więcej tak, jak na ulicach. Taki sam poziom agresji.

Zastanawiające jednak jest to, jak w dalszym ciągu, nie myślimy w Polsce o kierunkach zarządzania krajem w obliczu dość kiepskiej sytuacji, w której stronę zmierzamy.  Eksperci mówią, że to nie 2012, ale 2013 rok będzie natrudniejszy, ponieważ wtedy skończą się pieniądze z Unii, a nowe środki (??) zaczną przychodzić dopiero pod koniec 2014. Nasze inwestycje, zwłaszcza infrastrukturalne istnieją przede wszystkim na bazie finansów unijnych. Kapitał jednak zaczyna się wycofywać. I do tego nie jesteśmy przygotowywani. Do tej pory dokonano jedynie, w ramach poważnych posunięć – reformę emerytur pomostowych. I tyle. A przecież katalog potrzebnych reform znany jest od lat. Odwaga mówienia o konieczności podejmowania niepopularnych reform, a następnie ich realizowania jest bardzo bolesna. I to nie tylko dla tych, którzy tego doświadczą na sobie, ale i dla tych, którzy to wprowadzą.

Strefa euro weszła w spiralę śmierci – pisze „The Economist” podsumowując środowe reakcje rynku na sytuację we Włoszech oraz pozbywanie się przez inwestorów obligacji Francji, Irlandii, Hiszpanii i Belgii.

Strefa euro wpadła w spiralę; inwestorzy wycofują sie z peryferyjnych krajów unii walutowej, ostatnio zwłaszcza z Włoch, które są ósmą największą gospodarką świata i trzecim największym rynkiem papierów dłużnych. To powoduje, że najważniejsze banki nie chcą kredytować europejskiego rynku – wyjaśnia „Economist”.

Wszystko to szkodzi europejskiej gospodarce, która jest już i tak zduszona przez programy oszczędności i cięć budżetowych przyjęte przez wszystkie duże kraje unii walutowej – kontynuuje swoje wyjaśnienia brytyjski tygodnik. Osłabiona gospodarka wygeneruje słabsze dochody, co utrudni konsolidację fiskalną, tym bardziej zniechęcając inwestorów. To z kolei zmusi gospodarki euro do jeszcze dalej posuniętych oszczędności. Na tym właśnie polega spirala śmierci, złośliwy cykl ekonomiczny, który będzie trwał, aż zdarzy się jakaś katastrofa – tłumaczy dalej swoją ocenę „Economist”.

Zapożyczeni są wszyscy w UE. Niemcy też, ale ponieważ są wiarygodni (jeszcze) – to się im pożycza i o tym, na razie, nie jest głośno. A my „wsi spokojna, wsi wesoła” jesteśmy dalej wyspą zieloną?

W poniedziałek mamy Radę Nadzwyczajną. Będziemy mówili o bardzo złej sytuacji finansowej Krakowa. Czy konieczne jest inwestowanie ponad miarę oparte na wciąż rosnących długach? Pytanie dotyczy Krakowa, Małopolski, Polski, Europy.