Niepubliczne, a więc kiepskie?

Smutno mi jest. I zawsze chyba jest smutno, jeśli pewne koncepcje, w które człowiek wierzył – chwieją się. Dwadzieścia parę lat temu stworzyłam w Krakowie jedną z pierwszych niepublicznych szkół w Polsce. Wykazałam się wtedy niesamowitym heroizmem, konsekwencją i stworzyłam placówkę, która się rozrosła, zmężniała – była wzorcem dla innych. Może mi się udało, ponieważ wierzyłam w to, co robiłam. Wszystkim powątpiewającym powtarzałam zdanie, że wielebny John Harvard, który był pierwszym darczyńcą uczelni łożył na utrzymanie szkoły, od momentu jej powstania aż swojej śmierci. W  testamencie zapisał jej swoją bibliotekę i połowę majątku. I tak powstała znacząca uczelnia w świecie, która nie zmieniła swojego statusu i istnieje, jako uczelnia prywatna.

I za każdym razem, kiedy są analizowane niepubliczne placówki edukacyjne – bronię ich istnienia. Chwalę te najlepsze i stawiam na wzór. I zawsze jest bolesna świadomość, że ktoś stara się wykorzystać, oszukać, słowem stać się przestępcą wykorzystując do niezbyt uczciwych praktyk – edukację.

W Krakowie w ostatnich paru tygodniach przeanalizowano zasady funkcjonowania niepublicznych, młodzieżowych domów kultury. Przeczytałam raporty kuratorium i muszę stwierdzić, że w większości są to opinie mówiące o złym funkcjonowaniu placówek. Działalność jest pozorowana, a kasa z urzędu brana. Więc wstyd. Tym bardziej, że to co złe – słyszalne jest o wiele lepiej, niż to, co dobre. Ileż teraz trzeba zrobić, aby się przebiły informacje o dobrze działających placówkach niepublicznych.

Nawiasem pisząc liczę na równie głębokie przeanalizowanie placówek publicznych. Nie prawdą jest i to, że to , co publiczne – to z zasady rzetelne.

 

Produkacja uchwał, pęcznienie prawa ;)

W podsumowaniu poprzedniej kadencji radni chwalili się tym, ile powstało uchwał i ile  zostało wprowadzonych. Ilość uchwał jest więc wyróżnikiem aktywności rady. I taka sama zasada obowiązuje w Sejmie, Parlamencie Europejskim.

I Szanowni Państwo  taka statystyka powinna zwykłego człowieka przerażać. PRZERAŻAĆ!! To nie produkcja kolejnych uchwał powinna być wyróżnikiem aktywności, ale ich selekcjonowanie, usuwanie, badanie aktualności tych, które (przynajmniej na papierze) powinny obowiązywać. Na czym polega tworzenie kolejnych uchwał – pozostanę tutaj na gruncie samorządowości: ano na tym, że grupa radnych, tudzież grupa urzędników wymyśla przede wszystkim rożne formy ulepszania życia dla tzw. „zwykłego człowieka”. Najczęściej (a tak naprawdę to przede wszystkim) polega to na tworzeniu nakazów, tudzież zakazów. Tworzy się więc miejscowe prawo zakazujące palenia papierosów w takiej, a nie innej odległości od przystanku tramwajowego, nakazuje się trzymania psów na smyczy i w kagańcach, nakazuje się parkowania na tych parkingach a już nie na tamtych, nakazuje się wychowywanie dzieci w patriotyzmie, a rodzicom nakazuje się dzieci szczepić (jakby sami nie wiedzieli, co jest najlepsze pod słońcem dla potomków), nakazuje się i zakazuje….

W Parlamencie Europejskim ilość i jakość zakazów i nakazów przechodzi ludzkie wyobrażenie. A może wprowadzić jedną podstawową zasadę: jeśli chcesz wprowadzić jakąś regulację poprzez nakaz, zakaz czy coś tam jeszcze musisz znaleźć wśród tych, które są –  jedną taką, którą będzie można bez wielkiej szkody skasować!! Jedną za jedną. No i proszę: iluż z pomysłodawców zaczęło by się interesować wyszukiwaniem głupstw i jakież to by było oczyszczające, samoregulujące i najlepsze dla tzw. „zwykłego człowieka”.

Grzebowisko dla małych zwierząt.

143Pani redaktor przypomniała mi, że osiem, czy siedem lat temu zaczęłam walczyć o grzebowisko dla małych zwierząt.

Wiele miast w Polsce posiada miejsca, w których można grzebać małe zwierzęta domowe. Utworzenie „Grzebowiska” jest dowodem cywilizacyjnego etapu rozwoju ludzkości. Wiele miast polskich posiada „Grzebowiska”. Miejskim „Grzebowiskiem” może pochwalić się Toruń. W nowożytnej Europie pierwszym oficjalnie otwartym w 1881 (sic!) roku cmentarzem dla zwierząt był londyński cmentarz na terenie Hyde Parku.

                Obecnie na świecie istnieje tysiące cmentarzy (grzebowisk) dla zwierząt. Tylko w samych Stanach Zjednoczonych jest ich ponad 600. Najstarszy w Nowym Jorku został założony w 1896 roku. Amerykańska armia ufundowała nagrobek jednemu z psów służących w US Army. Jeszcze przed I wojną światową powstał podobny obiekt w Berlinie. We Francji najwcześniej powstały cmentarz w Asnieres – założony został w 1899 roku. Istnieje on do dzisiaj, pochowanych tam zostało ponad 50 tysięcy zwierząt, przede wszystkim psów. Liczne są niewielkie grzebowiska znajdujące się na terenach prywatnych posiadłości.

                Pierwsze grzebowisko zwierząt w Polsce powstało w 1991 roku w Koniku Nowym pod Warszawą. Miejsce dla zwierząt mają Wrocław, Poznań, Toruń, Rędziany koło Białegostoku. W Rybniku na obszarze 30 arów cmentarz utworzyła Spółdzielnia prowadząca schronisko dla bezdomnych psów.

Przykłady powyższe powinny nam służyć do tego, aby projekt tworzenia grzebowiska w Krakowie zakończył się sukcesem. Kraków wciąż nie posiada zwierzęcej nekropolii. Projekt stworzenia takiego miejsca pojawił się już w 2000 roku. Wtedy na jego realizację zarezerwowano pieniądze w budżecie miasta. Miał być ogłoszony przetarg na wykonanie prac. Koszt inwestycji miał się zwrócić dzięki komercyjnym opłatom za pochówki zwierząt. Niestety, protest mieszkańców miasta zamknął projekt. Potem parokrotnie pojawiły się propozycje utworzenia grzebowiska – jednak i one zakończyły się fiaskiem.

Śmierć domowego zwierzęcia stawia nas w trudnej sytuacji. Z jednej strony bardzo często ludzie związani są ze swoimi zwierzętami zwykłymi, oczywistymi więzami przyjaźni, przywiązania, sympatii. Odejście przyjaciela jest więc trudnym wydarzeniem emocjonalnym.

Z drugiej strony powstaje problem związany z pochówkiem zwierzęcia. Pochowanie martwego zwierzęcia w miejscu do tego nieprzeznaczonym jest wykroczeniem. Straż Miejska i policja jest uprawniona do nakładania kar na obywateli. Podstawą jest ustawa o chorobach zakaźnych. Zwierzę można pochować w ogrodzie, ale po uzyskaniu decyzji administracyjnej przez powiatowego lekarza weterynarii, oczywiście za zgodą wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska. Procedura jest dość skomplikowana. W bardzo wielu przydomowych ogrodach znajdują się setki, bezprawnie tam pochowanych zwierząt.

                             Utworzenie grzebowiska w Krakowie to zrealizowanie bardzo wielu spraw. Po pierwsze będzie to spełnienie życzeń ludzi, którzy rozumieją czym może być przyjaźń człowieka ze zwierzęciem, po drugie będzie zrealizowaniem wymagań sanitarnych, jakie stawia przed nami Unia Europejska, po trzecie może stać się inspiracją dla przedsiębiorcy, który zechce wydzierżawić teren od miasta, aby utworzyć grzebowisko. Można zapewne znaleźć jeszcze parę argumentów popierających jak najszybsze podjęcie stworzenia takiego miejsca.” Los bowiem synów ludzkich jest ten sam, co i los zwierzęcia; los ich jest jeden: jaka śmierć jednego, taka śmierć drugiego, i oddech życia ten sam. W niczym więc człowiek nie przewyższa zwierząt, bo wszystko jest marnością. Wszystko idzie na jedno miejsce: powstało wszystko z prochu i wszystko do prochu znów wraca.”

Teraz, po ośmiu latach znów wracam do tematu. Sama byłam w potrzebie. Dwa tygodnie temu umarł nasz pies (i tutaj powstaje osobny temat: dlaczego umarł, a nie zdechł? wiele języków nie rozróżnia tak radykalnie końca życia ludzi i zwierząt). Duży pies. Nie chciałam go zostawić. Zawiozłam 145 km do Ropczyc. Tam jest cmentarz dla małych zwierząt. Nawiasem mówiąc, w odległości 300 metrów od cmentarza (grzebowiska) stoi dom. Pytałam właściciela grzebowiska, czy okoliczni mieszkańcy nie protestowali. Zdziwiony był moim pytaniem:  przecież miałem wszystkie, niezbędne badania gruntu, uzyskałem zgodę odpowiednich władz, więc dlaczego mieli protestować? Jak powstał cmentarz, to zdarzyło mi się parę dewastacji miejsca; teraz to przychodzą dzieci ze szkół, aby zobaczyć cmentarz. Uczą się tego, że zwierzęta można traktować z szacunkiem. I tyle, czy aż tyle? Ludzie z Ropczyc rozumieją potrzebę, a ludzie z Krakowa?

 

Wiosna idzie i aktywizują się posłowie.

No właśnie: idzie wiosna i znów wybory tuż, tuż. A ja tak sobie zastanawiam się nad tzw. demokracją. Nie jak ja ją traktuję, ale jak traktują ją ludzie zajmujący się polityką. I wiem nieco na ten temat: widzę ich „aktywność”. Domyślam się, że trudno jest być posłem: jednym palcem do głosowania. Ale tylu z nich chce być tymże palcem – no więc. Jest przecież jakaś kasa, pracy nie trzeba szukać: raz na cztery lata zrobi się kampanię.

Są wśród nich tacy, którzy się starają. I są tacy, którzy, jak w moim ogródku na wiosnę pojawiają się kwiatki – oni wychylają się tuż przed wyborami. Jest ich pełno na wszelkich uroczystościach, do perfekcji opanowali ustawianie się do zdjęć.

A naród, który tak naprawdę psioczy i jest zdegustowany – wciąż pozwala im być w sejmie. Nabiera się na tą „fotograficzną aktywność”.

Mam taką ulubioną poseł.

A teraz samokrytyka: mechanizm funkcjonowania nie zastrzeżony jest tylko dla posłów. Wykorzystują go i inne formacje, układy. Korzystają prawie wszyscy.

A teraz propozycja: powinna być kadencyjność władz: także i posłów (nie mówiąc już o radnych, prezydentach, wójtach, burmistrzach).

Pani poseł X słusznie kiedyś powiedziała, że nie jest istotne dostanie się do sejmu po raz pierwszy, ale po raz kolejny – to tak. No pewnie, ponieważ już się wie, jak to się robi.

Oczywiście należałoby sprawę kadencyjności przemyśleć. Jeśli dwie kadencje – to 10 lat. Co mają robić ci, którzy będą chcieli wrócić do zawodu : lekarze, prawnicy, nauczyciele. Nieco pracy nad sprawą kadencyjności jest. Ale pora się do niej zabrać.

Nie zgadzam się z tymi, którzy mówią, że 10 lat to za mało. Za mało na co? Przez ten czas można zrobić coś bardzo istotnego dla miasta, wsi, państwa. Można też oczywiście wiele spraw zachrzanić, ale 10 lat to da się naprawić.

 

 

 

Zbyt wyraziste poglądy.

Szefowa zarządu rady radia RDC postanowiła zwolnić dziennikarkę Elizę Michalik. Nie słucham regularnie radia RDC. Wiem jednak, że wydarzyło się tam coś fantastycznego – radio ze znikomą słuchalnością – stało się bardzo popularne. Podniosło słuchalność o 100 procent. Zainteresowała mnie jednak inna sprawa: Elizę Michalik, której nie znam i chyba parę razy słyszałam jej audycje zwolniono z powodu, który stał się inspiracją do dzisiejszego wpisu.

” Usłyszałam, że jestem osobą o zbyt wyrazistych poglądach i że współpraca z kimś tak wyrazistym okazała się w publicznym radiu nieudanym eksperymentem – mówi „Wyborczej” Eliza Michalik.

Zwolniono człowieka za „zbyt wyraziste poglądy”. I pomyślałam sobie, że w dziwnym kierunku zmierza świat. Może to jest ten „postmodernistyczny kogel-mogel”, kiedy wszystko ze wszystkim się łączy. Nie ma rozróżnień, wszystko jest wymieszane, a więc żadne, nijakie. Dość często słyszę i ja, że jestem człowiekiem o „zbyt wyrazistych poglądach”. Odsuwa się mnie od wielu nominacji, nie biorę udziału w rozwiązywaniu wielu zadań (z którymi świetnie bym sobie poradziła), ponieważ „jestem człowiekiem o „zbyt wyrazistych poglądach”. Premiuje się więc brak poglądów, lub, jak chcą to określić niektórzy „otwartość na wiele poglądów”. Hm…Właściwie trudno cokolwiek powiedzieć.
Może więc zwołać wszystkich ludzi mających „zbyt wyraziste poglądy” (bez względu na to, jakie one są, ale że są zbyt wyraziste) i oświadczyć światu, że jeszcze jesteśmy: odważni, mający i poglądy i odwagę, aby je przeanalizować i nie wstydzić się głosić.
Wśród nas są i tacy, którzy mają odwagę (która nas charakteryzuje) przyznać się do tego, że poglądy należy zweryfikować, niekiedy przemodelować etc. Ale poglądy te mamy. Mamy.
 

Nadzieja w PPP.

Po 2020 roku, kiedy wygaszone zostaną środków unijne, kapitał prywatny stanie się jedynym źródłem wsparcia inwestycji infrastrukturalnych. Żeby uniknąć zastoju w inwestycjach, zamawiający powinni już w tej perspektywie finansowej UE otworzyć się na metodę Partnerstwa Publiczno-Prywatnego.

Partnerstwo Publiczno-Prywatne (PPP) to współpraca sektora publicznego i prywatnego, mająca na celu realizację przedsięwzięć lub świadczenie usług tradycyjnie dostarczanych przez sektor publiczny. Współpraca ta opiera się na założeniu, że każda ze stron jest w stanie wywiązać się z własnych, powierzonych jej zadań sprawniej niż druga strona. Strony w ten sposób uzupełniają się, zajmując się w ramach PPP właśnie tą częścią wspólnego zadania, którą wykonują najlepiej. Dzięki podziałowi zadań, odpowiedzialności i ryzyka w ramach PPP osiąga się najbardziej efektywny ekonomicznie sposób tworzenia infrastruktury oraz dostarczania usług publicznych. W ramach PPP każda ze stron czerpie własne korzyści, proporcjonalne do swego zaangażowania. Celem wszystkich podmiotów zaangażowanych w rozwój instytucjonalny oraz praktyczne wdrażanie PPP jest uczynienie z PPP równorzędnego z tradycyjnymi sposobu finansowania i realizacji zadań publicznych.

PPP jest od dawna powszechnie stosowaną formą realizacji zadań publicznych w państwach Europy Zachodniej. Ostatnio widzimy także duże zainteresowanie niniejszą praktyką także i w innych krajach: na Węgrzech, w Czechach.j

Pierwszym aktem prawnym w prawie polskim całkowicie poświęconym instytucji PPP była ustawa z dnia 28 lipca 2005 r. o partnerstwie publiczno-prywatnym. Wypada przypomnieć, że ogłoszenie ustawy miało miejsce w Krakowie na sali obrad Rady Miasta.

W intencji polskiego ustawodawcy ustawa ta miała regulować zawieranie umów PPP między sektorem publicznym, a prywatnym oraz wyznaczać właściwy standard funkcjonowania takiej współpracy w celu efektywnej realizacji zadań publicznych. Niestety, w ciągu ponad trzech lat obowiązywania ustawy o PPP z dnia 28 lipca 2005 r. w oparciu o jej przepisy nie zawarto żadnej umowy o partnerstwie publiczno-prywatnym. W związku z powyższym, w efekcie podjętych prac legislacyjnych,  z końcem lutego 2009 r. weszły w życie ustawa z dnia 19 grudnia 2008 r. o Partnerstwie Publiczno-Prywatnym oraz ustawa z dnia 9 stycznia 2009 r. o koncesji na roboty budowlane lub usługi, których celem jest stworzenie przejrzystych, elastycznych i skutecznych ram prawnych współpracy międzysektorowej.

Polska wciąż, w nadchodzących latach będzie beneficjentem bardzo dużych środków z UE w, ale już teraz trzeba zacząć przygotowywać się do zmiany źródła finansowania inwestycji. W latach 2014-2020 (projekty można rozliczać do końca 2022 r.) Polska otrzyma w ramach unijnej polityki spójności 82,5 mld euro, w tym ok. 31,5 mld euro trafi na typowo infrastrukturalne działania w ramach programu operacyjnego Infrastruktura i środowisko oraz instrumentu „Łącząc Europę”.

To będzie ostatni tak duży zastrzyk środków z UE, więc trzeba przygotować się do pozyskania kapitału prywatnego. Środki z perspektywy finansowej 2007-2013 były przeznaczone na modernizację infrastruktury drogowej, w perspektywie finansowej 2014-2020 akcent został położony na infrastrukturę kolejową. W nadchodzącym okresie finansowania niezbędny będzie, jak w latach 2007-2013 i 2014-2020, udział własny jednostki samorządu. Niewykluczone więc mogą być zadłużenia zarówno budżetu centralnego, jak i budżetów samorządowych. Nadzieja więc w PPP.

Tydzień Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem.

W związku z „Tygodniem Pomocy Osobom Pokrzywdzonym Przestępstwem”, które w bieżącym roku ma miejsce w dniach od 23 lutego do 28 lutego. Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Komenda Główna Policji przygotowały specjalny poradnik „Jak złożyć zawiadomienie o przestępstwie?”. Podobnie, jak w latach ubiegłych, policjanci wezmą udział w dyżurach, podczas których osobom pokrzywdzonym będą udzielane porady prawne.

Poradnik „Jak złożyć zawiadomienie o przestępstwie?” został opracowany w Biurze Służby Kryminalnej . W poradniku można znaleźć informacje m.in. o tym, gdzie można złożyć zawiadomienie o przestępstwie, czy można to zrobić anonimowo oraz jakie prawa przysługują osobie w związku ze złożeniem zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Zawiadomienie o przestępstwie ma obowiązek przyjąć każdy funkcjonariusz policji na każdym posterunku, komisariacie i w każdej komendzie policji, sporządzając protokół przyjęcia ustnego zawiadomienia o przestępstwie. W poradniku podkreślamy również, że o przestępstwie można poinformować anonimowo. Poradnik jest dostępny w wersji elektronicznej na stronie internetowej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Komendy Głównej Policji, a także na stronach komend wojewódzkich policji.

Ze sondażu MSW wynika, że 14 proc. Polaków zadeklarowało, że w przeciągu ostatniego roku było świadkiem przemocy w rodzinie. Tylko dwie na pięć osób postanowiło zgłosić ją odpowiednim instytucjom Powody dla których, osoby będące świadkami przemocy domowej nie zgłosiły tego faktu były różne. 21 proc. ankietowanych stwierdziło, że problemy rodzinne należy rozwiązywać w domu, a 20 proc., że zgłoszenie i tak nic by nie dało. Co ósmy respondent stwierdził, że nie była to jego sprawa, a 8 proc. obawiało się formalności. Istotny jest jednak to, że co trzecia osoba spośród wszystkich respondentów nie zna żadnej instytucji lub organizacji, które udzielają pomocy ofiarom przemocy w rodzinie.

Jak wynika z badania, świadkiem przemocy domowej w ciągu ostatniego roku był co siódmy Polak. Wiemy o nich, ponieważ zdecydowali się zgłosić na policję (60 proc.). Jedna trzecia respondentów zadeklarowała też, że sprawę zgłosiła Ośrodkowi Pomocy Społecznej. Pozostali ankietowani skorzystali z pomocy Niebieskiej Linii lub innego telefonu interwencyjnego/zaufania oraz innej instytucji lub organizacji pozarządowej (20 proc.)

Zdecydowana większość respondentów (95 proc.) jest zdania, że policja powinna sprawdzać każdy przypadek przemocy w rodzinie zgłaszany przez świadka takiego zdarzenia.

Z policyjnych statystyk wynika, że w 2014 r. policja odnotowała ponad 105 tysięcy ofiar przemocy, czyli o ponad 18,5 tysięcy więcej niż w 2013 r. Ogólna liczba osób podejrzewanych o przemoc wyniosła  ponad 78 tysięcy, czyli o ponad 17 tysięcy więcej niż w 2013 r. W pierwszych trzech kwartałach 2014 r. liczba sprawców doprowadzonych do izb wytrzeźwień wzrosła blisko o 63 proc. Z czego wynika to, że statystyki rosną. Mogą być dwa podstawowe powody: po pierwsze, że zdecydowanie rośnie agresja w rodzinach, ale także powodem może być zwiększająca się świadomość ludzi, gdzie powinno się zgłaszać akty przemocy. 

           „Niebieska Karta” jest procedurą szczególną stosowaną w sytuacjach przemocy, która została uregulowana w Rozporządzeniu Rady Ministrów z dnia 13 września 2011 roku. Jest dokumentem służbowym wypełnianym w przypadku stwierdzenia przemocy w rodzinie i służy dokumentowaniu faktów związanych z przemocą w danej rodzinie, ocenie zagrożenia dalszą przemocą, oraz jako dowód w sprawach sądowych.

Należy jednak pamiętać, że wszczęcie procedury Niebieskiej Karty nie jest równoznaczne z zawiadomieniem o popełnieniu przestępstwa. Niebieska Karta dokumentuje sytuację, stanowi ważny dowód w sprawie karnej. Jednak aby sprawca został ukarany, potrzebne jest co do zasady złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Wyjątek stanowi sytuacja, gdy policja lub prokurator zajmą się sprawą z własnej inicjatywy. Ponadto po wypełnieniu „Niebieskiej Karty” sytuacja w rodzinie będzie stale podlegała kontroli.

W tej chwili, po paru latach istnienia Niebieskiej Karty coraz głośniej mówi się o potrzebie zmian w procedurze. Należy Niebieską Kartę przeredagować, poprawić. O tym mówią policjanci i pracownicy ośrodków pomocy rodzinie. Czekamy na uproszczenia w „Niebieskiej Karcie”.

Sobotnie lenistwo,

Aby nie było tutaj tak bardzo oficjalnie, poważnie – a może i nudnawo: sobota!!! Najpiękniejszy dzień tygodnia. Ten dzisiejszy prawie zmarnowany. Plany wielkie i jakoś coś nie wyszło. Grzebię się w tych moich tekstach. Miały być skończone na … zeszły miesiąc. Od przyszłego tygodnia już wracają zajęcia na uczelni, więc dzień ostatniej szansy. Robię wszystko, aby nie robić tego, co powinnam.

10440716_845791258827072_6760397393227269420_n

o proszę i takie niepoważne myśli człowiekowi krążą.

Dzielnice kultury.

 

„miasta składają się nie tylko z domów i ulic, ale także z ludzi i ich nadziei”

św.Augustyn

Metelkova29

(to zdjęcie jest z ulicy  Metelkovej)

Od jakiegoś czasu w dużych miastach na świecie pojawiają się tendencje wyodrębniania dzielnic kultury, jakby „wysp” poświęconych wyłącznie sztukom wizualnym czy też jak najszerzej rozumianej kulturze. Miejsc takich można by przywołać wiele. Posłużę się tutaj kilkoma przykładami. Jedną z najlepiej znanych inwestycji tego typu w Europie jest Museuminsel (Wyspa Muzeów) w Berlinie. Jest to konglomerat sześciu muzeów i i wielu galerii. W Melbourne w 2002 roku w samym środku miasta otwarto centrum kulturalne przy Federation Square . Najlepszym przykładem będzie tutaj „ dzielnica kultury” w Wiedniu – MuseumsQuartier obejmująca muzea i galerie sztuki. Można wskazać i inne przykłady: w Budapeszcie Pałac Kultury i Teatr Narodowy, czy też alternatywną dzielnicę kultury wzdłuż ulicy Metelkowej w Lublanie..

W Polsce powstały także modelowe centra handlu, kultury i rozrywki: Stary Browar w Poznaniu i Manufaktura w Łodzi, które łączą kulturę popularną z wysoką.

Każda z tych dzielnic powstała w inny sposób i każda stanowi inny wzór funkcjonowania. MuseumsQuartier (MQ) to największa i najdroższa inwestycja kulturalna w Austrii. Kosztowała 145 milionów euro, jej powstanie trwało pięć lat. Zajmuje powierzchnię 58 tysięcy metrów kwadratowych, na której mieści się dziewięć instytucji kultury (z których jedna skupia w sobie 55 podmiotów). Codziennie odwiedza MQ ponad 14 tysięcy ludzi. Jest to jedno z dziesięciu największych kompleksów kulturalnych na świecie.

W Budapeszcie w 2005 roku otwarto zbudowaną od zera dzielnice kultury. Tworzą ją cztery instytucje usytuowane w dwóch budynkach: LUMU Ludwik Muzeum – Muzeum sztuki Współczesnej, Sala Koncertowa im.Beli Bartoka, Teatr Festiwalowy i Teatr Narodowy. Pierwsze trzy instytucje mieszczą się w budynku nazwanym Pałac Sztuki, który powstał dzięki Partnerstwu Publiczno-Prywatnemu między Ministerstwem Narodowym Dziedzictwa Kulturowego a Tri_Granit Development Corporation.

W Lublanie wokół ulicy Metelkovej działa Autonomiczna Strefa Kultury. Jest to miejsce dla alternatywnych artystów . Znajdują się tam kluby, galerie, pracownie artystyczne, hotel i Muzeum Etnograficzne. Dzielnica ma charakter otwarty. Pomysł utworzenia przy ulicy Metelkovej centrum kultury zrodził się w 1990 roku. Powstała wtedy Sieć Metelkovej zrzeszająca dwieście organizacji mających pomysł na kreatywne wykorzystanie byłych wojskowych pomieszczeń, które pozostały po armii jugosłowiańskiej. Stare baraki wyburzono i zbudowano nowe Miasto Metelkova – niezależne centrum kultury.

Budapeszteńska „cytadela kultury” w dzielnicy , która jest poza ścisłym centrum miasta realizuje założenia nowoczesnego obiektu. Kultura znajduje się tam w otoczeniu budynków mieszkalnych, biurowych i rozrywkowych. Tworzy się zamknięte miasto w mieście pomimo otwartego charakteru (nie ma ogrodzeń, ani bram). Jednak wszystkie instytucje tam działające reprezentują wysoką kulturę.

Dzielnice kultury oferują podobny rodzaj obecności odwiedzających – co centra handlowe. Są otwarte do późna , mają podobną infrastrukturę (też tam są ławeczki, kawiarnie, alejki); nie jest koniecznym wchodzenie do każdej galerii czy muzeum. Wystarczy obecność i niezaangażowany udział. Są to doskonałe miejsca na księgarnie, biblioteki. Są to przestrzenie czasu wolnego.

W Polsce też już pojawiają się takie „miasta w miastach”. Niech za przykład posłuży Łódź. W 2006 roku zostało w Łodzi otwarte największe w Europie Środkowej centrum kulturalno-rozrywkowo-handlowe o nazwie Manufaktura, której historia rozpoczęła się w 1999 roku, kiedy firma Apsys Polska stała się właścicielem terenu i nieruchomości dawnego Towarzystwa Akcyjnego Wyrobów Bawełnianych i rozpoczęła prace przygotowawcze do rewitalizacji historycznych budynków. Dzisiaj Manufaktura to miasto w mieście. Ludzie spędzają tam dużo czasu. Tradycyjne centra handlowe nie mają przyszłości. Francuski inwestor ściągnął do Manufaktury kulturę z dość prozaicznej przyczyny: po prostu uczynił to z powodów marketingowych. W 2005 roku przekazał Muzeum Sztuki jeden z budynków w celu utworzenia w nim powierzchni wystawienniczej.

Nie jest już w obecnym świecie czymś dziwnym lokowanie instytucji kultury w niedalekiej odległości od centów handlowych. Mieszanie się sacrum i profanum staje się oczywiste i nie dziwne..

Jeszcze czymś innym jest Stary Browar w Poznaniu, który został otwarty w 2002 roku. Właścicielka Browaru – Grażyna Kulczyk dba o to, aby komercyjna przestrzeń zawierała w sobie prezentacje kultury wysokiej. Programem kulturalnym zajmuje się Art Station Foudation, której ambicją jest, jak sami piszą „stworzenie w Starym Browarze” pulsującego artystycznym życiem centrum, skupiającego wokół siebie młodych plastyków, kuratorów i krytyków sztuki, umożliwiając jednocześnie konfrontację publiczności z pracami wielu twórców”.

Dzielnice kultury stają się rozwiązaniem i propozycją coraz częściej stosowanym w dużych, a nawet i średnich miastach. Łączą historię z nowoczesnością, kulturę popularną z wysoką. Otwierają się na publiczność, ale i stwarzają przestrzeń dla artystów.