“Teatr swój widzę ogromny” czyli o rosnącym zatrudnianiu urzędników w Urzędzie Miasta

Usiłuję zasugerować panu prezydentowi rozwiązanie problemu zdobywania możliwie największej ilości pieniędzy europejskich dla Krakowa. A miasto nasze przecież na to zasługuje. W ostatniej interpelacji napisałam:

"Szanowny Panie Prezydencie

            Z dużym smutkiem przeczytałam informacje o tym, że uruchomił Pan kolejne biuro zajmujące się tym razem tylko i wyłącznie funduszami europejskimi. Jestem przekonana, że jest to nie najlepszy pomysł. Po pierwsze z tego powodu, że fundusze europejskie ruszą dopiero, jak podejrzewają ci najlepiej poinformowani, dopiero w październiku bieżącego roku, a więc otwieranie i (zapewne) zatrudnianie kolejnych urzędników jest działaniem w obecnej sytuacji nieco za wczesnym. Po drugie, nie jestem przekonana, że oddawanie tak odpowiedzialnej pracy w ręce urzędników, jest dobrym działaniem. Jeśli miasto ma maksymalnie wykorzystać fundusze europejskie, ale także i dotrzeć do wszystkich innych finansowych możliwości, jakie możemy spotkać w fundacjach amerykańskich, prywatnych inicjatywach otwartych na wspomaganie inwestycji w Krakowie i wielu innych miejscach dających możliwości wsparcia logistycznego czy finansowego powinna to robić instytucja zewnętrzna znaleziona w drodze przetargu, która w pełni zaangażuje się w pracę na rzecz Krakowa.

   Urzędnicy pracujący w urzędzie krakowskim tak jak wszyscy urzędnicy na całym świecie, pracują do konkretnej godziny, potem szybko pakują swoje rzeczy i idą do domów. Żaden rozsądny urzędnik nie będzie znajdował sobie za swoją podstawową i niezmienioną pensję dodatkowej pracy, aby nie móc wyjść do domu o zwykłej porze. […]namawiam więc Pana Prezydenta do współpracy z firmą prywatną, która przypilnuje, zrobi na czas, zostanie po godzinach a nawet i w nocy. Znajdzie i przygotuje projekty nawet w fundacjach japońskich, przeanalizuje fundacje Boscha i odkryje wiele innych możliwości, aby móc samej zarobić a tym samym dać miastu wszystko co jest w danym momencie możliwe do osiągnięcia."

Kiedy rozmawiałam o moim pomyśle ze znajomymi Włochami, oni powiedzieli, że uważają to za słuszne rozwiązanie – tym bardziej, że sprawdzone, ponieważ u nich, w wielu miastach to właśnie tak działa!!!

 

 

Tytuł 168

 Nie mogłam się oprzeć czytając tekst Christophera Linglea – 
profesora ekonomii na Universidad Francisco Marroquín w Gwatemali, aby nie umieścić znaczącego fragmentu w  blogu.Tekst ten coraz bardziej utwierdza mnie o konieczności jak najszybszego wprowadzenia bonu edukacyjnego. Lingle pisze o szkolnictwie w Indiach:

"A co z dofinansowaniem szkół z budżetu? Dobrym przykładem są tu liczne niepowodzenia związane z publicznym szkolnictwem. Sponsorowany przez rząd Indii raport ujawnił, że "złe funkcjonowanie" szkół państwowych krzywdzi rodziny o niskich dochodach (podkreślenia moje!!). Podczas niezapowiedzianych wizyt osoby gromadzące materiał do raportu zastały "działania edukacyjne" jedynie w 53% szkół, a dyrektor był nieobecny w 33% wizytowanych placówek.

Problemy te nie istniały w szkołach prywatnych świadczących usługi biednym. Losowo przeprowadzone wizytacje natknęły się na "aktywne zajęcia klasowe".

Nie jest zatem zaskoczeniem, że mimo trudnych warunków ekonomicznych wielu biednych porzuca szkoły państwowe umieszczając swoje dzieci w prywatnych. Szkoły publiczne oferują darmową naukę, książki a nawet obiady. Mimo to np. w Hyderabad w Indiach statystyki pokazują, że 61% wszystkich uczniów uczęszcza do szkół, nie dotowanego przez rząd, prywatnego sektora. Odsetek ten jest prawdopodobnie większy gdyż szkoły państwowe zawyżają liczbę uczniów, by zapewnić sobie większe dofinansowanie.

Szkoły prywatne kierują się logiką komercyjną zamiast uzależniać się od subwencji rządowych czy datków charytatywnych. Mimo pobierania niskich opłat, szkoły prywatne w miejskich gettach Indii zarabiają sensowne pieniądze, które przeznaczają na nowe inwestycje. Paradoksalnie większość nauczycieli sektora prywatnego otrzymuje 1/4 tego co nauczyciele szkół państwowych. Wynika to jednak z silnej pozycji związków zawodowych w państwowych szkołach. Ich roszczenia spowodowały oderwanie wysokości zarobków od poziomu nauczania.

Okazuje się, że zasadniczą przyczyną różnicy między tymi dwoma rodzajami szkół jest to, że nauczyciele szkół państwowych nie ponoszą żadnych konsekwencji złego wykonywania swojej pracy. Szkoły prywatne dostarczyły silniejszych bodźców nauczycielom, by dobrze wykonywali swą pracę i dyrektorom szkół, by zapewnili klientom edukację jakościową. Nauczyciele mogą zostać zwolnieni przez dyrektora a rodzice mogą "zwolnić" szkołę zabierając z niej swoje dzieci. Podobne bodźce nie istnieją w szkołach państwowych, gdzie nauczyciele otrzymują posadę na całe życie. Taka pewność prowadzi do poczucia samozadowolenia zamiast inspirować do tego, by byli lepszymi nauczycielami."

Tytuł 169

Trochę tak jak Katon Starszy powinnam zaczynać (tak jak on kończył każdą swoją mowę słynnym zdaniem "Poza tym sądzę iż Kartagina powinna być zburzona") wciąż tym samym  zdaniem: upolitycznienie samorządów jest nieszczęściem. Od listopada zeszłego roku wciąż tylko i wyłącznie w Radzie są przepychanki, układy, kontrakty. A może już najwyższa pora, aby zająć się miastem? Mam nadzieję, że nastąpi taki moment, kiedy wyborcy będą wybierali ludzi odpowiedzialnych a nie tych z pierwszych miejsc list wyborczych (zadziwiająco często nie idzie to w parze!!)

Tytuł 170

Proszę, proszę – do historii można wejść różnymi drzwiami. Dzisiaj, przy niedzielnych obiadach w wielu domach mówiono o wydarzeniarz w kościele polskim. My także nie pominęliśmy tego wątku. A gości mieliśmy wyjątkowych. I mówiliśmy o wierności, prawdzie, lojalności i o tym, co historia robi z ludzkimi losami.

Powrót “na nieco”

Piszę sobie dzisiaj małe co-nieco, chociaż zakładałam, że nie powrócę. Zbulwersowała mnie dzisiaj informacja o przygotowaniach paru osób z PO do kontraktu, który ma być podpisany z prezydentem. Podkreślam PARU OSÓB!! (w tym tylko dwóch radnych) w imieniu klubu.

Tęsknoty do decydowania o tym, co mają robić inni, manipulacje socjotechniczne, osadzone przede wszystkim na własnej prywacie etc. wciąż odradzają się jak feniks z popiołów. Dzięki Ci Opatrzności, że mogę na to patrzeć z dystansu.

Tytuł 171

"Gdyby nasza cywilizacja miała wyginąć nie stanie się tak z tego powodu, że jest potępiona, ale dlatego, że nie chciała uczyć się, czerpiąc z historycznych doświadczeń. To nie ślepy los, a sam człowiek determinuje przyszłość ludzkiego społeczeństwa. " pisał Misses. Wczoraj rozmawiałam z kolegą dziennikarzem.Zastanawialiśmy się nad tym, czy rozwojowi ludzkości potrzebne są autorytety. Mnie wydaje się, że są niezbędne. One uczą tego, jak wiele człowiek musi się jeszcze nauczyć. Ubolewam nad tym, że PO jest partią, w której nie ma autorytetów, ona "nie czerpie z historycznych doświadczeń" ludzi i staje się przez nonszalancka, niszcząca priorytety (tak bardzo, że już nikt nie pamięta jakie one były). Zastanawiające jest to, co w niej widzą ludzie. Może w jej przezroczystości widzą wszystko, co chcą zobaczyć i dlatego "krzywa poparcia rośnie".

Tytuł 172

Pierwsząwspólną akcją klubu PO po wyborach miało być umieszczenie nekrologu poświęconego pamięci Miltona Friedmana w Gazecie Wyborczej . Nawiasem mówiąc, chyba członkowie klubu nawet  nie zauważyli nekrologu. Miała to być taka nasza deklaracja wskazująca na wspólny kierunek  myślenia Mistrza Friedmana i nasz. Nikt tego nie zauważył; mnie nikt nie pochwalił za tekst nekrologu a przewodniczącemu rady nie zostały zwrócone pieniądze. I wydaje się, że to była nasza ostatnia wspólna akcja.

Tytuł 173

Niełatwo podejmować trudne decyzje, łatwiej skulić ogon pod siebie. Odebrałam dzisiaj prawie 50 telefonów od ludzi, którzy gratulowali mi. Zakończyłam etap swojej przynależności partyjnej. Chyba mi lżej. Nie potrafiłabym tolerować takiego stanu rzeczy. Nie mogłabym dalej udawać, że to stan przejściowy, że można się dogadać. Potrafię odróżnić stan rokujący na porozumienie od stanu wojennego. No może nieco przesadziłam z tą wojną. Raczej były to próby przyporządkowania i uzależnienia. I robione bez odrobiny dyplomacji. Topornie, bez szansy na jakiekolwiek porozumienie. A dyplomacji uczy czowieka życie. A życie to (jednak) trochę doświadczeń, spotkań , rozmów i przeczytanych książek, dyskusji ( nie koniecznie przy piwie ale i na trzeźwo!!) etc. Trzeba więc lat pracy aby uzyskać jakość i poziom własnej marki. Nazwisko, efekty pracy, odpowiedzialność – to budowanie marki. Nic nie ma bez pracy. I jak nie można tego zrozumieć.  

Tytuł 174

Wydawało się, że skończy się mój przedwyborczy blog i tak być powinno. Następne wydarzenia w Radzie Miasta powinny się znaleźć w innym miejscu, chociaż tytuł blogu stał się, w moim nowym radnym towarzystwie, jeszcze bardziej aktualny. Pozdrawiam. Nie wiem czy kogokolwiek interesują moje wywody. Niechęć, jaka się we mnie rodzi do tzw. lokalnej. pożal się Boże , polityki jest przeogromna. O niczym się nie mówi, nie istnieją żadne debaty co i jak zrobić, na czym powinna się skupić działalność klubu. Jedynie knucia i walka o stanowiska. Lec kiedyś napisał o zerze, któremu się wydawało, że jest elipsą, po której porusza się wszechświat. I tak ten Lec powraca jak mantra, kiedy słucham ludzi.

Partie zawłaszczają wybory.

Nie może tak być dalej, aby partie decydowały o tym, kto będzie reprezentował wyborców w samorządach. Nie każdy człowiek musi mieć preferencje partyjne odnoszące się do tego, co jest  reprezentowanego na polskiej scenie. Jednak wszyscy chcemy, aby nasze miasto dobrze i mądrze się rozwijało. Chcemy głosować na ludzi a nie na pierwsze i drugie miejsca (a więc tak zwane "biorące") na listach partyjnych. Niech wreszcie ktoś zmieni system w Polsce.

Na tym kończę.

www.jow.pl