Polacy najbardziej przeżywają zdarzenia symboliczne, legendowe, wspomnieniowe, poetyckie. To, co jest realne słabo do nas dociera. Politycy (zresztą jak i dziennikarze) są tego świadomi, toteż podgrzewają to nasze upodobanie w mitach. Ważne jest przede wszystkim to, co się da zmitologizować, zamienić na symbol, za który "można i umrzeć". Zanurzeni jesteśmy w owych symbolach. Przekazujemy je młodym pokoleniom i chcemy, aby i one myślały sybolami, legendami, wspomnieniami. A młode pokolenie chce, tak mi się wydaje, żyć w świecie realnym, tu i teraz, a nie w światach interpretacji i trudno im mieć to za złe. Ja to, w jakimś sensie, rozumiem. Młodzi ludzie chcą byc kosmopolityczni. Robią kariery wszędzie. Wyjeżdżają do Kanady, Stanów, Niemiec i tam chcą wtopić się w tamtejsze społeczności. Dlatego też możemy przytrzymać młodych w Polsce nie poprzez nieustające ukierunkowanie naszego polskiego istnienia w stronę owych symboli, wspomnień, legend, ale poprzez stworzenie im warunków życia tu i teraz.
W Polsce mówi się dużo o wychowaniu patriotycznym, a nie mówi się wcale o przygotowaniu młodych ludzi do życia w świecie przedsiębiorczości, konkurencji, ekonomii. Nie wspomina się o moralności opartej na niereligijnych zasadach współistnienia ludzi, a przecież takie zasady istnieją. Ethics pays!!
Tutaj aż się prosi zdjęcie obrońców krzyża na Błoniach (ostatnie w Krakowie wydarzenie z grupy symboliczno-wspomnieniowej). Grupka starszych ludzi machających parasolami. Piętnaście, osiemnaście osób w deszczu, którym media poświęciły bardzo dużo miejsca i czasu.
Czesław Miłosz już w 1986 roku napisał, mając znaczny dar przewidywania, że nieważne będą dawne spory, ponieważ najistotniejsze staną się przede wszystkim w dyskusjach polskich: rząd londyński, Katyń i Powstanie Warszawskie. I tak się stało. Poważnych sporów w Polsce dotyczących życia dzisiejszego i naszej przyszłości prawie, że nie ma wcale.