Wczoraj byłam na spotkaniu dotyczącym praw zwierząt. Pretekstem miało być wydanie przez wydawnictwo WAM książki Andrew Linzey’a „Teologia zwierząt”.
Było dużo zaproszonych panelistów i nieco publiczności. Sprawa, jak można było zauważyć w niniejszym blogu, autorkę blogu, czyli mnie – interesuje. Wyszłam ze spotkania zawiedziona. Zostało ono zdominowane przez niemiłosiernie nudzącego zakonnika, który miał głos wstępny i powiedział w pewnym momencie, że tak naprawdę w świecie, który nie ma załatwionych problemów z aborcją, prawa zwierząt są wtórne (!)
To tylko było monotonne i nudnawe, ale wystąpienia egzaltowanej, damskiej części publiczności ostatecznie załatwiły temat. Sprawa zaczęła się poruszać wokół kwestii wegetarianizmu i jedzenia mięsa. Mięso, jedzenie zwierząt, sposób uboju etc. Pojawiały się pomysły, żeby w sklepach wędliniarskich nakazać pokazywanie zdjęć z uboju zwierząt. Dyskusja się rozmyła, każdy sobie pogadał i , no właśnie, czego dowiedzieliśmy się? Co można zrobić, aby było lepiej: w samorządzie, w Kościele, w państwie, w świecie?
Przypomniała mi się historia związana z „Dziejami” Herodota. Herodot opisał wydarzenie związane z królem Dariuszem. Kiedyś król wezwał Hellenów i zapytał ich, za jaka cenę byliby skłonni zjeść swoich zmarłych ojców. Wtedy Hellenowie oświadczyli, że nie uczyniliby tego za żadną cenę, ponieważ przodków swoich należy spalić na stosie. Następnie Dariusz wezwał przedstawicieli plemienia Kaliatów, którzy zjadali swoich zmarłych i zapytał ich, czy zgodziliby się, aby ich krewnych spalić na stosie. Kaliatowie zapytali króla, dlaczego zadaje im pytanie o tak barbarzyńskie praktyki i poprosili, aby zaniechał bezbożnych słów. No więc, jak to jest ze stosunkiem pomiędzy szacunkiem do zwierząt a wegetarianizmem, pomiędzy dbaniem o nie i ich zjadaniem? No cóż odpowiedź nie jest zapewne tak jednoznaczna, jaką otrzymał król Dariusz. A o potrzebach zbudowania mądrego prawa dowiedziałam się, niestety, niewiele.