"Spadochroniarze" czy "zasilacze".

20080422150235airpol_dedal

Patrzę z zainteresowaniem na to, co się dzieje w polityce, bo lubię. Patrzę na to w inny sposób, niż wyborca nie mający moich doświadczeń. Przeszłam przez cztery własne kampanie wyborcze. Znam mechanizmy funkcjonowania list wyborczych, rywalizację i brak współpracy. Nie pisałabym nic, patrząc na to, co się wokół dzieje, gdybym nie słyszała dzisiejszej wypowiedzi specjalisty politologa dr Łukasza S. w radiu. Domyślam się, że młodych adeptów politologii nie zachęca się do czytania dzieł Niccolò di Bernardo dei Machiavelli, ale żeby im odpuszczać analizę działania i poglądy na politykę i polityków Otto von Bismarcka – to jest dla mnie trudne do zrozumienia. Najprawdopodobniej pan doktor nie zgłębił dzieł Żelaznego Kanclerza – ponieważ gdyby zgłębił to nie opowiadałby takich rzeczy, które nie przystoją politologowi.   Po pierwsze pan doktor zauważył (niesłusznie zresztą), że wszyscy głosujący znają osoby występujące na listach i podchodzą do głosowań z przemyślanymi wnioskami. Tak nie jest, Panie Doktorze – ludzie glosują na listy i zaprawdę jest im wszystko jedno, kto na nich występuje. I opinia powyższa nie dotyczy „ciemnego motłochu”, ale wykształconych, zdawałoby się światłych (czytaj: koniecznie interesujących się polityką) ludzi. Zapewniam Pana, że w Krakowie niezbyt wielu ludzi zna liderów krakowskiej polityki. I o tym wiemy my: samorządowcy i politycy. Dlatego tez tak bardzo zabiegamy o „biorące”  miejsca na listach wyborczych. Jak to się mówi, z jedynki  wejdzie do sejmu nawet koń. Chociaż ostatnio wśród wyborców większą karierę (taka moda) robi numer dwa lub ostatni. To także bierze się pod uwagę. Niewielu jest takich, którzy poradzą sobie ze środka listy –   to jest gwarantowany klops. Ze środka listy może wejść jedynie Jurek Fedorowicz, a dlaczego – to inna opowieść lub Jagna Marczułajtis po występie w „Tańcu z gwiazdami”. Taki jest ten nasz elektorat. 

Wracając do Pana Doktora: powiedział Pan, że Kazimiera Szczuka nie ma zbyt wiele szans, ponieważ znana jest jedynie ze sprawnie prowadzonych dyskusji, ale niczym innym, poza dyskutowaniem, nie może się pochwalić. Szanowny Panie Doktorze, a czymże zdobywa się głosy? Właśnie byciem celebrytą. Dyskutantem. Niekiedy można wystąpić w reality show lub w tańcu z gwiazdami. Ostatnio weszła do rady miasta  młoda śliczna dziewczyna, bo ładne plakaty miała. Z naszymi zasługami czy aktywnością społeczną  układanie list niewiele ma wspólnego. Chyba, że wspierają nas media, wtedy bywamy często na łamach i jak reklama piwa czy środków piorących wrzynamy się w mózgi wyborców. I niekoniecznie musimy mówić i działać mądrze. Wystarczy, że jesteśmy. Panie Doktorze, zapewne niezbyt dobrze przeanalizował Pan ostatnie wybory prezydenckie. Tam znajduje się perfekcyjnie opracowana metoda wygranych wyborów.  Kazimierę Szczukę wielu nas kojarzy szybciej, niż kojarzono (do tej pory) Andrzeja Dudę. Tak więc wszystko jest kwestią reklamy. Nie demonizujmy więc sprawy „spadochroniarzy”, czy jak inni twierdzą „zasilaczy”.  Po prostu wszystko jest kwestią sprawnie poprowadzonej kampanii reklamowej.

I kolejna sprawa, która wyłoniła się w dyskusji ze specjalistą od polityki. Pan Doktor powiedział, że „spadochroniarze” będą powodowali, że nie będzie pracy dla wspólnej listy, ale każdy będzie pracował na siebie. I znów tutaj wychodzi brak znajomości literatury. Przywoływany tutaj Bismarck wielokrotnie powtarzał, że istnieje dla polityka wróg, bardzo poważny wróg i kolega partyjny. Konkurentem nie jest ktoś z innej partii, ponieważ, patrz wyżej, ludzie głosują na listy partyjne; ale konkurentem jest człowiek na mojej liście. Może wychodzi lepiej na zdjęciach, będzie miał więcej włosów, ujmujący uśmiech, będzie chodził po ulicach i ściskał dłonie przechodniów, albo będzie młodszą kobietą i ładniejszą. Spójrzmy prawdzie w oczy: iluż wyborców wie o dokonaniach, wykształceniu kandydatów? To nie jest ta droga. I wiedzą o tym politycy. Zażarcie walczący o miejsce (sic!!) na listach. I to, co wyżej napisałam jest, niestety gorzką prawdą. Wiemy o tym, my wszyscy – mający za sobą parę wygranych lub przegranych wyborów. I wiemy, że jesteśmy materiałem do prac magisterskich, doktorskich i innych książek. Tylko się zastanawiam, czy ci, którzy opowiadają o strukturach, metodologii działań politycznych – nie znają zasad, czy udają, na okoliczność unaukowiania tematów, że są one zupełnie inne, niż są w rzeczywistości.

W podziękowaniu za inspirację, którą znalazłam w wypowiedzi Pana Doktora – przepraszam Go za to, że uczyniłam sobie z owej wypowiedzi główny przypis.

Autor

jantos

Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *