Kadencyjność (po raz kolejny).

z10215221QDzisiaj słyszałam w radiu posłankę PISu, która mówiła o konieczności kadencyjności władz dla organów wykonawczych, ale nie ustawodawczych. Pozwólcie Państwo na mój komentarz: po pierwsze (a pisałam już o tym wszędzie) podział na organ uchwałodawczy czy wykonawczy jest już nieaktualny. Są podtrzymywane pozory podziału, ale żadne działania na to nie wskazują. Posłużę się przykładem: rada miasta, gminy etc nie jest żadnym organem uchwałodawczym: jest działania są bardzo ograniczone, a egzekwowanie jakichkolwiek postanowień uchwał – prawie niemożliwe. Zresztą  radni de facto mogą zarządzać miastem jedynie poprzez uchwały kierunkowe, które nic nie znaczą, ponieważ mogą (ale nie muszą) być realizowane przez tak zwany organ wykonawczy.

Uważam i znów piszę to po raz kolejny, że wszelkie władze (sic!!) powinny być kadencyjne: dwie kadencje po 5 lat i konieczna zmiana. W ten sposób nastąpi dopływ innych, nowych ludzi, a wraz z nimi nowe koncepcje, aktywności etc.. Nie będę pisała o innych walorach tej koncepcji. Jest to bardzo ważna  decyzja władz centralnych, którą ktoś powinien przeprowadzić. I w zasadzie ratunek dla jednostek samorządu terytorialnego.

Podkreślam: wszelkich władz także posłów, radnych. Iluż jest posłów czy radnych, którzy potrafią przede wszystkim dbać o wyniki wyborów – walcząc o dobre miejsca na liście. Potem, po wyborach – usypiają (pobierając diety), potem tuż przed kolejnymi wyborami budzą się i tak to trwa latami. Są mistrzami reelekcji. I właściwie na tym kończą się ich kompetencje.

Nawiasem mówiąc, w tej chwili sobie pomyślałam – cóż się dzieje z europosłami z Małopolski? Różę widać i słychać o jej pracy. A z innymi? No cóż – może się nie staram dotrzeć. Tylko pytanie: czy to ja mam się starać dotrzeć, czy po prostu powinny być widoczne efekty (albo przynajmniej próby) ich działań. I może powiecie: oto właśnie jest przykład złej strony kadencyjności: Róża Thun zniknie po dwóch kadencjach i szkoda byłoby. Racja: Róży byłoby szkoda, tak jak i paru posłów i radnych, ale może pojawiłyby się inne talenty, o których się możemy nie dowiedzieć, ponieważ nie mogą się dostać do władz. Prosty mechanizm: najwyżej dwie kadencje. Pracą przez 10 lat można się zapisać w pamięci obywateli. Po przerwie 5 lat – można znów startować do wyborów.

Jestem za kadencyjnością. Przemyślałam to. I patrzę na sprawę z perspektywy swoich kolejnych kadencji 😉 Wiem dużo, mam swoją opinię, obserwuję funkcjonowanie tak zwanego organu uchwałodawczego, znam ograniczenia i zagrożenia. Mam świadomość absolutnie rozmytej odpowiedzialności w jednostkach samorządu: zupełnie nie wiadomo, kto i za co odpowiada. Zresztą o tym także parokrotnie pisałam. I cóż z tego wynika: pora na zmiany. I martwi mnie jedynie to, kto to zrobi? Czy podpiszą się pod tym posłowie zasiadający przez 20 lat w sejmie, czy też czy nowi, którzy będą mieli przed sobą możliwość zasiadania przez 20 lat?

 

Autor

jantos

Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *