Smutno mi jest. I zawsze chyba jest smutno, jeśli pewne koncepcje, w które człowiek wierzył – chwieją się. Dwadzieścia parę lat temu stworzyłam w Krakowie jedną z pierwszych niepublicznych szkół w Polsce. Wykazałam się wtedy niesamowitym heroizmem, konsekwencją i stworzyłam placówkę, która się rozrosła, zmężniała – była wzorcem dla innych. Może mi się udało, ponieważ wierzyłam w to, co robiłam. Wszystkim powątpiewającym powtarzałam zdanie, że wielebny John Harvard, który był pierwszym darczyńcą uczelni łożył na utrzymanie szkoły, od momentu jej powstania aż swojej śmierci. W testamencie zapisał jej swoją bibliotekę i połowę majątku. I tak powstała znacząca uczelnia w świecie, która nie zmieniła swojego statusu i istnieje, jako uczelnia prywatna.
I za każdym razem, kiedy są analizowane niepubliczne placówki edukacyjne – bronię ich istnienia. Chwalę te najlepsze i stawiam na wzór. I zawsze jest bolesna świadomość, że ktoś stara się wykorzystać, oszukać, słowem stać się przestępcą wykorzystując do niezbyt uczciwych praktyk – edukację.
W Krakowie w ostatnich paru tygodniach przeanalizowano zasady funkcjonowania niepublicznych, młodzieżowych domów kultury. Przeczytałam raporty kuratorium i muszę stwierdzić, że w większości są to opinie mówiące o złym funkcjonowaniu placówek. Działalność jest pozorowana, a kasa z urzędu brana. Więc wstyd. Tym bardziej, że to co złe – słyszalne jest o wiele lepiej, niż to, co dobre. Ileż teraz trzeba zrobić, aby się przebiły informacje o dobrze działających placówkach niepublicznych.
Nawiasem pisząc liczę na równie głębokie przeanalizowanie placówek publicznych. Nie prawdą jest i to, że to , co publiczne – to z zasady rzetelne.