Przeczytałam jakis czas temu, że ludzie piszący blogi (pamiętniki) mają poczucie, że to, co piszą kogoś zainteresuje. Ba, chyba tak jest. Kiedyś miałam potrzebę spisywania swoch refleksji dotyczących tego, co wydawało mi się ważne. Teraz jakoś minęła taka potrzeba, chociaż wciąż nieustająco denerwują mnie sprawy, które są według mnie absurdalne, głupie, niemoralne.
Wiele lat temu byłam, jako przedstawicielka Izby Przemysłowo-Handlowej w Sejmie. Pamiętam tamto uczucie. Mieliśmy, jako malopolscy przedsiębiorcy spotkanie z Janem Rokitą. Wcześniej parę dni przed naszym przyjazdem wybuchła afera z posłem Ryszardem Czarneckim. Już teraz nie pamiętam istoty afery, wiem, że chodziło o znaczne pieniądze, które przepadły w wyniku opieszałości czy nieudolności posła. Kiedy więc byliśmy (duża grupa przedsiębiorców) w sali – wszedł poseł Czarnecki. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Za nim wszedł młody człowiek, któremu poseł Czarnecki rzucił swój płaszcz. Ten zabrał płaszcz i wyszedł. Wtedy pomyślałam sobie, że posłowie, skład Sejmu zachowują się, jakby istnieli w odizolowanej przestrzeni – sami dla siebie. poza nimi nas nie ma. Nie ma pozostałej części Polski.
I dość często przypomina mi się tamto uczucie, kiedy patrzę na naszą „krakowską piaskownicę”. Często bywa tak, że zachowujemy się, jakby nie istniała pozostała część Krakowa. Wszystko zamyka się w obrębie tego, co ustaliliśmy (lub czego nie ustaliśmy), co komu zabierzemu, a co oddamy. Nie myślimy o tym, jak Rada będzie się prezentowała wobec tej reszty, jaką stanowi społeczność Krakowa. Podkreślam sformułowanie „będzie się prezentowała” ponieważ istotna władza bynajmniej nie leży w obszarze funkcjonowania Rady. I to nie tylko krakowskiej, ale w ogóle w systemie polskiego podziału na organy uchwałodawcze i wykonawcze (o czym pisałam już parokrotnie). Zresztą polecam tutaj lekturę raportu dotyczącego stanu samorządów w Polsce sporządzonego przez grupę osób pod dowództwem profesora Jerzego Hausnera.
Tak więc w „naszej krakowskiej piaskownicy” działają grupy. I nikogo nie za bardzo martwi to, co pomyślą mieszkańcy miasta. A może nie zauważą? I chyba jest i tak: mieszkańców nie za bardzo interesuje, co robi 43 osoby. Niekiedy uda nam się coś tam przeforsować. Mamy więcej sukcesów wtedy, kiedy czynimy to indywidualnie, niż jako grupa. Temu szepniemy, tamtego będziemy nachodzili – i nam się (może) wreszcie uda.
Jesteśmy więc przede wszystkim organem reprezentującym demokrację. I to jest podstawowa nasza (Rady Miasta) funkcja. I świetnie byłoby, abyśmy pamiętali, że niekiedy ktoś wpadnie na spotkanie tej, czy innej komisji i posłucha, popatrzy….