Kiedy człowiek spokojnie się kłóci z mężem (żoną) przez telefon, kiedy wyznaje komuś miłość, umawia się na wieczorową randkę – zapomina, że jest podsłuchiwany. Kiedyś jeszcze, kiedy pamiętaliśmy o czasach komuny i część z nas miała zakodowany lęk przed podsłuchiwaniem, wiedzieliśmy, że są sprawy, „o których się nie mówi przez telefon”. Teraz straciliśmy ten instynkt, a okazuje się, że nie słusznie. Bierzemy udział w wielkiej aferze w Stanach Zjednoczonych.
Po 168 latach funkcjonowania (dłużej nawet od Lehman Brothers) upadł News of the Word. Z powodu afery podsłuchowej. Hakerzy włamali się do skrzynek głosowych 4 tysięcy osób, w tym ofiar głośnych zabójstw i rodzin żołnierzy poległych w Iraku i Afganistanie. Podsłuchiwano też sportowców, celebrytów i… polityków.
Szczególnie podłe było włamanie do skrzynki 13-letniej Milly Dowler zaginionej w 2002 roku i – jak się okazało – zamordowanej. Hakerzy skasowali wiadomości robiąc miejsce dla następnych co sugerowało rodzicom i policji, że dziewczynka żyje.
Z jednej strony uważamy, że dobrze jest, kiedy mają zakładany podsłuch bandziory, złodzieje, dilerzy, jednak okazuje się, że podsłuch ma większośc z nas. W Polsce jest jedna z największych w Europie sieci podsłuchwanych osób. Głupio tak jakoś, jak sobie uświadomimy, że nasze rozmowy są słyszane nie tylko przez naszych bliskich. Ostatnio w Polsce wprowadzono nowy standard. Co prawda służby podsłuchują coraz więcej osób – najwięcej w całej Europie, ale za to będą wyjątki. Otóż ABW z dumą poinformowała, że udostępniła „najważniejszym osobom w państwie” 3,5 tys. telefonów działających w systemie CATEL, których się nie da podsłuchać.