Wykorzystuję to, że w dniu dzisiejszym miałam rekordową ilość wejść na moją stronę. Kto mógłby w to uwierzyć. A wszystko zawdzięczam kibicom tudzież "kibicom" Wisły.
Ponieważ dbam o przyrost wiedzy w społeczeństwie, szybciutko skorzystam z tego, że może wydarzyć się to, że na przykład następne 100 osób zajrzy na stronę i przeczyta niniejsze słowa. Może i będzie część z nich rozczarowana, ale może pozostałej części coś zostanie: Fryderyk Bastiat pisał o ludzkim postępie:
Człowiek produkuje, żeby konsumować. Jest jednocześnie producentem i konsumentem. Rozumowanie, które zamierzam przeprowadzić, dotyczy człowieka w tym pierwszym znaczeniu. Jeśli chodzi o drugie znaczenie, dojdę do przeciwnego wniosku. Ostatecznie moglibyśmy powiedzieć: konsument bogaci się o tyle, o ile kupuje wszystko taniej. Kupuje taniej w zależności od tego, czy kupowane produkty występują w obfitości, zatem obfitość sprawia, że się bogaci. I to rozumowanie, rozszerzone na wszystkich konsumentów, doprowadzi nas do teorii obfitości!
Niezrozumienie pojęcia wymiany prowadzi do iluzji, o której tu mowa. Jeśli spojrzymy na nasz własny interes, wyraźnie dostrzegamy, iż ma on dwojaką naturę. Jako sprzedawcy jesteśmy zainteresowani wysokimi cenami, a w konsekwencji niedoborem. Natomiast jako kupujących interesują nas niskie ceny lub, co sprowadza się do tego samego, obfitość rzeczy. Nie możemy przeto oprzeć naszego rozumowania na jednym czy na drugim z tych aspektów własnego interesu, zanim nie rozpoznamy, który z nich łączy się i utożsamia z ogólnym i stałym interesem rodzaju ludzkiego.
Gdyby człowiek był zwierzęciem samotnym, gdyby pracował wyłącznie dla siebie, konsumowałby bezpośrednio owoce swojej pracy. Jednym słowem, gdyby nie prowadził wymiany, teoria niedostatku nigdy nie mogłaby być wprowadzona. W takim przypadku byłoby rzeczą nadto oczywistą, że obfitość stanowiłaby dla niego korzyść, niezależnie od źródła pochodzenia, czy zawdzięczałby ją swojej pracowitości, pomysłowym narzędziom i potężnym maszynom, które wynalazł, żyzności gleby, szczodrości przyrody, czy nawet tajemniczej inwazji produktów, które prąd morski przyniósł z zagranicy i porzucił na brzegu. Człowiek samotny nigdy by nie pomyślał, że aby upewnić się, iż jego praca ma zajęcie, powinien zniszczyć narzędzia, które mu tę pracę ułatwiają, zneutralizować żyzność gleby, albo wrzucić do morza dobra, które mu ono przyniosło. Z łatwością zrozumiałby, że praca nie jest celem samym w sobie, lecz środkiem, i absurdem byłoby odrzucać cel z obawy przed szkodą wyrządzoną środkom. Zrozumiałby także, iż jeśli poświęci dwie godziny w ciągu dnia na zaspokojenie swoich potrzeb, to wszelka okoliczność (maszyny, żyzność gleby, darmowy dar, cokolwiek), która pozwala mu na zaoszczędzenie godziny tej pracy, pod warunkiem że rezultat jest równie wspaniały, pozostawia tę godzinę do jego dyspozycji i że może ją przeznaczyć na polepszenie swojej sytuacji. Krótko mówiąc, zrozumiałby, że oszczędzanie na pracy to nic innego, jak tylko postęp.
Zachęcam do czytania Bastiata. Jego rozsądek jest zaskakujący, a perspektywa widzenia świata i aktualność teorii ekonomicznych niebywała.