Zadziwiającą właściwością polityki jest "relatywna pamięć". Z jednej strony jest długa (kiedy, ku mojemu osłupieniu kolega radny powiedział, głosując przeciwko sensownemu rozwiązaniu "byłem przeciw pomysłowi ponieważ Ty cztery miesiące temu nie poparłaś mojej kandydatury …..) z drugiej zaś strony jest niebywale króciutka. Dzisiaj doświadczyłam jej drugiej właściwości: wszyscy: koledzy i koleżanki zapomnieli, że w ostatnich wyborach ktoś (Ktoś) wprowadził ich nazwiska na listki nie wiadomo skąd. Nagle się wzięli i już. Pamiętam swoje wielkie zdziwienie widząc pewne nazwisko osoby, która NiGDY nie pokazała się na jakimkolwiek zebraniu powstającej wtedy PO a została członkiem Rady a dzisiaj w świętym oburzeniu najgłośniej potępiała …taką samą praktykę.
Najszybciej, jak to możliwe, powinny wejść jednomandatowe okręgi wyborcze. Wtedy, w mniejszych okręgach ludzie swoim nazwiskiem odpowiadają przed wyborcami za to co robią. Precz z listami partyjnymi!!!
Jest to najprostsza droga powrotu zaufania ludzi do polityki. Jeśli kiedykolwiek się to stać może.
Nie dopuszczą zapewne do tego góry partyjne, bo przecież nikt dobrowolnie nie pozbędzie się swoich wpływów na dołach.
Cytat: Ktoś powiedział (ba! jakiś radziecki pierwszy sekretarz), że polityk obiecuje ludziom wybudować most nawet tam , gdzie nie ma rzeki.
P.S. Coś mi się wydaje, że czas sekretarzy znów wraca. Ha.