Z umiarem, panowie z umiarem…

Przed chwilą zadzwoniła do mnie pani X. Powiedziała, że dostała informację, że Anna Polony, Dorota Imiełowska i inni artyści muszą zminimalizować swój program artystyczny, ponieważ w otwarciu sali w księgarni Matras w Krakowie będzie brał udział prezydent miasta. Informacja zawierała w sobie … element emocjonalny. Pani pytała  mnie: kiedy i gdzie kończy się “ingerencja polityki we wszystko”. Odpowiedziałam jak umiałam, że polityka nie kończy się nigdzie, ponieważ jest wszędzie, a będzie jeszcze bardziej przed wyborami.

Śmierć Mazowieckiego

Umarł dzisiaj Tadeusz Mazowiecki. Dla mnie był to człowiek, który – taką mam nadzieję- wierzył (i zakładam, że do końca) w szlachetność intencji polityków i w pozytywną wartość polityki. Nie piszę, co chciałabym podkreślić – mojej zgody z poglądami Tadeusza Mazowieckiego. Takiej zgody nie ma i nie o tym dzisiaj. Piszę i mam nadzieję, że mam rację o Jego poglądach na rolę  polityka. Być może, że jeszcze wierzył w dobrą sprawczą moc. O ile w ogóle taka pozytywna strona zajmowania się polityką jest możliwa. Max Weber pisał: “kto obcuje z polityką, to znaczy używa władzy i przemocy jako środków, ten zawiera pakt z mocami diabelskimi”. Środki, które  wykorzystuje polityk nawet w dobrych sprawach, a które są “moralnie podejrzane”, nie czyni ich w żadnym stopniu “mniej niemoralnymi”. Przyjęcie odpowiedzialności za konsekwencje dokonywanych wyborów wymaga przyjęcia odpowiedzialności za pobrudzenie sobie rąk.

Takie marginalki.



Starość w Krakowie

Przeczytałam dzisiaj w Gazecie Wyborczej reportaż o Nowej Hucie. Zobaczyłam zdjęcia. I smutne to jakoś. Właściwie powinna nastąpić zmiana nazwy – to nie jest Nowa, ale Stara Huta ze starymi ludźmi. Młodzi nie chcą tam nawet dziedziczyć mieszkań. A starzy ludzie umierają w domach.

Huta jest taka, jak tysiące małych miast i miasteczek. Smutne starzejące się społeczeństwo. I tak niestety jest, a będzie być może gorzej. I powstaje pytanie: co zostawimy starzejącemu społeczeństwu Huty i Krakowa: stadiony, hale sportowe, centrum kongresowe? A może należy pomyśleć o innym aspekcie zarządzania miastem. Może powinna powstać Strategia Starzejącego się Krakowa. I wtedy, przy rzetelnym oglądzie sytuacji może inaczej ustawione zostałyby parytety? Daj Boże żeby wyszła koncepcja przebudowy, przedefiniowania Huty, ale czy jest rozwiązanie alternatywne, bo jeśli nie ma – to Stara Nowa Huta umrze po kawałku.

Dalej

Jak jest z sukcesami Rady i porażkami prezydenta (i odwrotnie). Na przykład: ja wymusiłam interpelacjami, uchwałami kierunkowymi i telefonami zrobienie przetargu na energię elektryczną. A dzisiaj od rana mówi się i  pisze o takiej świetnej akcji urzędu (czytaj prezydenta). Mam więc oszczędności 15 milionów, ale kto o tym pamięta. Sukces: oczywiście urzędu. Prawdę powiedziawszy nie rozumiem takiego postepowania. Przecież to nie wstyd przyznać, że ktoś – coś zasugerował i jest to dobre i trzeba wykorzystać. Niekiedy podejrzewam, że wiele inicjatyw (i jak tu się wyrazić subtelnie) dotyczących nachalnego PR prezydenta wychodzi z jego … personelu, który chce się przypodobać, prześcigając się  w pochlebstwach. I tu należy być czujnym: pochlebstwa są niebezpieczne zwłaszcza jak się traci dystans do świata.

I z dedykacją dla wszystkich wybitne dzieło, ponadczasowe i jakże dobre:

Pieter Brueghel (młodszy) “Pochlebcy”



Political fiction?

No właśnie. Podjęłam decyzję, że będę (jeśli się odbędą prawybory) kandydowała na stanowisko prezydenta Krakowa. Decyzję podjęłam na zjeździe matki-partii, kiedy zdałam sobie sprawę z istniejącego potencjału. Zdałam sobie sprawę, że właściwie znam najlepiej miasto; jego problemy i słabe punkty, nie jestem obciążona i nie uwikłana układami, związkami, należnościami etc; jestem sprawna organizacyjnie, odpowiedzialna i “dlaczego właściwie nie”. Przez 23 lata prowadziłam własną firmę. Kiedyś, po pierwszym roku swojego rajcowania w radzie powiedziałam, że każdy urzędnik obowiązkowo przez (przynajmniej) pół roku powinien prowadzić własną firmę, aby zrozumieć jak się zarabia pieniądze, ile potrzeba odpowiedzialności, ile determinacji. I wtedy, po półrocznym treningu mogą zostać urzędnikami (jeśli zapamiętają swoje doświadczenia z “praktyki przedsiębiorczej”).  Jestem od 11 lat radną. Byłam szefową Komisji Budżetowej. Jestem twórcza i konsekwentna. I wreszcie powinnam osobiście uczynić to, czego uczę innych: potrafić podejmować wyzwania. Co niniejszym uczyniłam. 

Nagrodę już pośrednio otrzymałam: zaskoczenie. Reakcje ludzi: BEZCENNE:) 

I to dopiero początek 🙂 

REFERENDA A KADENCYJNOŚĆ WŁADZ.

Ja znów o tym, co kiedyś tam. Tym razem w innym kontekście. Wczoraj przeczytałam artykuły bodajże w Gazecie Wyborczej dotyczącej kosztów referendów (liczba mnoga?). Referenda stają się modne. Może niedługo będzie i tak, że w głosowaniach tuz po wyborze prezydenta, radnych etc – przegrany kandydat, kandydaci zaczną zaraz po wyborach przygotowania do referendum.  Preteksty leżą na ulicach: tak więc można na każdy temat: dzieci sześcioletnie do szkół (tak-nie), emerytury (tak-nie), in vitro (tak-nie). Można mnożyć w nieskończoność. Dajcie człowieka, a znajdę paragraf itd., itd. A gdyby tak wprowadzić kadencyjność władz wszelkich? Zmniejszyłoby to zapewne zapotrzebowanie na referenda. Wiadomo człowiek będzie dwie kadencje i odejdzie: w chwale lub w zapomnienie, ale potem, po przerwie będzie mógł wrócić. Przecież, Szanowny Czytelniku w większości za referendami funkcjonującymi politycznie czają się czyjeś ambicje i potrzeba zamiany: zmienimy Ciebie czy Was na nas, czy na mnie. Potem znów ktoś wymyśli referendum, więc interes będzie się rozkręcał.

Piszę to, jako zwolenniczka udziału ludzi w rządzeniu, zwolenniczka budżetu obywatelskiego i innych akcji przybliżających ludziom problemy rządzenia (czy raczej zarządzania). Referenda zyskują inny wymiar. Jeśli nie będzie kadencyjności władz zamiast referendów zaczną się pojawiać wszelkiego typu prowokacje, nagrywania etc. No bo co zrobić z wójtem, który trwa dwadzieścia, czy trzydzieści lat na swoim fotelu i nie chce odejść? Można zrobić referendum, lub “umoczyć” wójta w aferę (może łaskawie sam się umoczy”). Władza, jak powszechnie wiadomo deprawuje, a władza trwająca dłużej, niż wypada deprawuje wielokrotnie, ponieważ wiadomo, że nic i nikt jej nie odbierze.