Dlaczego do kobiety po imieniu?

powitanie

Nazywanie kobiety imieniem i nazwiskiem uchodzi za grzeczne. Ale, jak pokazały badania – taka forma jest postrzegana jako umniejszanie znaczenia osoby. Dziwne nieprawdaż?

Psychologowie z Uniwersytetu Cornellia w Ithace wykazali, że w amerykańskiej publicystyce mężczyźni są nazywani przy pomocy jedynie nazwiska (bez imienia) dwukrotnie częściej, niż kobiety. Ciekawe jednak jest to, że jak wykazały rozszerzone badania  – okazuje się, że osoby nazywane imieniem i nazwiskiem wydają się publiczności mniej znaczące, niż te, które występują tylko pod nazwiskiem.  Tak więc osoba, o której napisano „Nowak zajął się badaniami, które pozwolą gospodarce  zaoszczędzić wiele milionów” brzmi bardziej przekonująco, niż stwierdzenie :”Adam Nowak  zajął się badaniami, które pozwolą gospodarce  zaoszczędzić wiele milionów”.

Gabriela Rodriguez, niemiecka ekspertka centrum nazewnictwa w Lipsku potwierdza, że takie zwyczaje obserwuje też w obszarze języka niemieckiego. Mówi, że paradoksalnie bardziej uprzejma forma nazywania kobiet niesie ze sobą negatywny efekt: mężczyzn ceni się wyżej, kobiety nazywane  (forma bardziej grzeczna : z imienia i nazwiska) odbierane są jako mniej znaczące.

Powiecie Państwo hmm!! Feministyczne teksty J. No dobrze, więc przenieśmy się na grunt polski i mojego doświadczenia. Oczywistym wydaje się, że zwrócenie się do kogoś po imieniu tworzy atmosferę bardziej poufałą. Osoba wydaje się przez to bliższa, ale jednocześnie, przynajmniej częściowo, traci swoje znaczenie.  W polskim języku w oficjalnych wystąpieniach naprawdę szanuje się jedynie tytuł profesora (i oczywiście częściej u mężczyzn, niż u kobiet).  Inne tytuły są w oficjalnych wystąpieniach pomijane. W tradycji niemieckiej tak nie jest.

Nie wyobrażacie sobie Państwo zwrócenie się jakiegokolwiek dziennikarza do prezydenta Krakowa: „panie Jacku”. Pytałam przewodniczącego Rady Miasta, czy spotkał się z formułą „panie Bogusławie” – odpowiedział, że raczej nie.

Słyszałam parokrotnie, jak dziennikarki  (sic!!) i dziennikarze zwracają się do kobiet na stanowiskach i z tytułami naukowymi – po imieniu.

Moje kontakty też są tego przykładem. Dziennikarze, w wieku moich dzieci, zwracają się do mnie, prosząc o wywiady po imieniu. Jeden z nich (przemiły zresztą chłopak) prosząc o komentarze mówi do mnie „pani Gosiu” – na wielokrotne sugestie – nie reaguje.

Mam także stopień  naukowy. I w ciągu wielu lat kariery publicznej rzadko ktokolwiek go używał. Powiecie Państwo: u nas nie ma takiej tradycji. A ja zapytam: a dlaczego nie ma? Może powinniśmy powrócić do szacunku dla ludzkich osiągnięć, które przejawiają się także i w odpowiednim zwracaniu się do osób.

A nad tym, co wyżej napisałam, może warto się zastanowić.

 

Historia kosza na śmieci.

kosz_II1

 

Są w życiu takie sytuacje, których by nie wymyślił nikt (nawet Mrożek).

Kiedyś zaprosiłam na spotkanie Komisji Kultury profesora  dr hab. Zenon Piecha, profesora w Instytucie Historii UJ, kierownika Zakładu Nauk Pomocniczych Historii, badacza heraldyki, współautora opracowania współczesnych znaków miasta Krakowa przyjętych przez Radę Miasta. Profesor rozpaczał nad tym, że zamiast herbu Krakowa – urząd stosuje logo. I ma, moim zdaniem, dużo racji.

Jak przypomniał profesor: początki znaków miasta Krakowa sięgają 2 połowy XIII wieku, czasów wkrótce po lokacji miasta, i jak w przypadku wielu innych miast początkowo były związane z pieczęcią miejską. Najstarsza informacja o herbie Krakowa pochodzi z Kroniki Janka z Czarnkowa, pod datą 1370, w której czytamy, że mieszczanie krakowscy powitali przybywającego do Krakowa króla Ludwika Węgierskiego występując pod chorągwią z herbem miasta.

Herb uzyskał  wówczas szczególną rangę,  co wyrażała królewska korona i ukoronowany orzeł.

W czasach współczesnych w ustawach wprowadzających od 1 stycznia 1999 roku reformę samorządową uwzględniono także sprawę znaków samorządowych, uznając je za ważny składnik tradycji i tożsamości. Jak napisał profesor Piech:”Po raz pierwszy w dziejach Krakowa opracowano pełny historyczny zespół znaków miasta, składający się z pięciu elementów: herbu, pieczęci, chorągwi, flagi i barw miasta. Było to dokończenie prac rozpoczętych przed wojną. Przygotowano nowoczesne ich opracowanie plastyczne oraz stosowne zapisy prawne, włączone do statutu miasta.Znaki Krakowa zostały zatwierdzone przez ministra spraw wewnętrznych i administracji, i przyjęte przez Radę Miasta na posiedzeniu 9 października 2002 roku.”  I dalej:”Rezygnacja z używania herbu to samoczynne wykluczenie się z tego elitarnego środowiska. Czy tego chcemy w Krakowie? Dążenie do „nowoczesności” skutkuje prowincjonalnością. „

Zgadzam się z profesorem. Uważam, że zastępowanie logiem – herbu i to w takiej masowości niszczy to, co miasto pielęgnowało przez wieki.

Na moje pytanie dlaczego tak się dzieje, uzyskałam odpowiedź, że w sprawach błahych nie będziemy, my urzędnicy, używali herbu. Przyjęłam to do wiadomości, chociaż wciąż ubolewam nad tym, że na przykład za sprawę błahą uznaje się Festiwal Muzyki Polskiej (ponieważ jest tam logo, a nie herb) i wiele innych godnych najwyższych pochwał – wydarzeń.

A ponieważ życie płata figle – zobaczyłam pod drzwiami w urzędzie kosz na śmieci … z herbem Krakowa.  Koszowi zrobiłam zdjęcie i zapytałam na podstawowym maglu (być może ktoś jeszcze wie, co oznacza ta metafora) lub jak inni określą – podstawowym źródle informacji,czyli na facebooku,  czy to miejsce zasługuje na herb Krakowa.

Jest to początek „Opowieści o koszu”. Jednych zirytowała, pana profesora Piecha zapewne by zasmuciła, a jeszcze innych ubawiła. W każdym razie zainteresowało to także dziennikarzy. Pytali, czy nie fotomontaż i gdzie ów słynny kosz się znajduje. Odpowiedziałam, że nie jest to fotomontaż, a gdzie jest kosz – nie pamiętam. I teraz przechodzimy do konkluzji, której nie powstydziłby się ani Mrożek, ani Lem, ani kabareciarze. Powiedziano mi, że po paru urzędach biegały rzesze urzędników szukających owego, teraz już niebywale medialnego kosza. Kosz znaleziono!!! i niestety usunięto.

Przyznacie Państwo, że opowieść jest przednia.

Może wyhamuje ona niebywale intensywny kurs likwidowania herbu Krakowa – logiem, które, nota bene, jest, za pomocą wielu konkursów, bez przerwy zmieniane.

Hey, życie moje. 🙂

 

Kino i teatr dla niewidomych i słabo widzących.

 

Według danych pochodzących z Narodowego Spisu Powszechnego w 2011 roku populacja osób niepełnosprawnych w Krakowie liczyła 107 460 osób tj. 14% ogólnej liczby mieszkańców Krakowa. Na 100 mieszkańców Krakowa przypadało więc 14 mieszkańców niepełnosprawnych. W porównaniu z wynikami z Narodowego Spisu Powszechnego z roku 2002, liczba osób niepełnosprawnych w Krakowie zmalała. W 2002 roku populacja osób niepełnosprawnych stanowiła około 19% ogólnej liczby mieszkańców Krakowa.

Coraz bardziej dostrzegalne jest starzenie się społeczeństwa, które wymaga podobnej pomocy, jak osoby niepełnosprawne. Osoby starsze przede wszystkim słabiej widzą. A starzejące się pokolenie potrzebuje wsparcia. Problemy stają się więc wspólne dla osób niewidzących i słabo widzących.

Czy więc na przykład teatr czy  kino będą  wykluczone przez brak widzenia?  Przecież to tam odbywa się prezentacja sztuk wizualnych. Ratunkiem jest audiodeskrypcja. Pomysł zdawałoby się nienowy: jest to opisywanie świata przez osoby widzące – tym, którzy nie widzą.

System audiodeskrypcji uruchomiono w 1981 roku, w Stanach Zjednoczonych w waszyngtońskim teatrze Arena Stage. Przy pomocy istniejącego już w nim sprzętu wzmacniającego dźwięk, a tym samym umożliwiającego jego odbiór osobom niedosłyszącym, niewidoma od dziecka Margaret Pfanstiehl i jej mąż, opracowali i wdrożyli pierwszy na świecie system narracji opisowej dla niewidomych, nazwany później audiodeskrypcją. W połowie lat osiemdziesiątych idea audiodeskrypcji trafiła na kontynent europejski i scenę małego, brytyjskiego teatru „Robin Hood” w mieście Averham, Nottinghamshire. Dzięki zastosowaniu miniaturowych odbiorników z słuchawką, podobnych do tych, jakie stosuje się przy tłumaczeniach symultanicznych, widzowie teatralni w przerwach pomiędzy dialogami mogli usłyszeć dodatkowy opis słowny scen.

Technika ta, oprócz teatrów, została także zaadoptowana dla potrzeb telewizji, video I DVD, kina, muzeów i galerii, stron internetowych oraz widowisk sportowych. Audiodeskrypcję w kinie zapoczątkował ośrodek kulturalny Chapter Arts Centre w Cardiff (Walia), w którym zaczęto organizować regularne projekcje z opisem odczytywanym na żywo. Dodatkowa ścieżka komentarza, podobnie jak ma to miejsce w teatrze, pojawia się podczas projekcji filmu kinowego, zaś telewidzowie mogą ją usłyszeć na specjalnie uruchamianym lub ogólnie dostępnym kanale fonii. Deskrybowane filmy i programy są także dostępne w otwartym formacie na kasetach video i płytach DVD.

Pierwszy w Polsce pokaz, adresowany do szerszego grona odbiorców odbył się 27 listopada 2006 roku w białostockim kinie „Pokój”. Dzięki zastosowaniu techniki audiodeskrypcji, niewidomi mieli okazję obejrzeć film Michała Kwiecińskiego – „Statyści”. OD 14 czerwca 2007 roku również Telewizja Polska za pośrednictwem telewizji interaktywnej ITVP udostępniła niewidomym i niedowidzącym audiodeskrybowane odcinki serialu „Ranczo”.

Oficjalne rozpoznanie poziomu potrzeb widzów niewidomych i słabowidzących w Europie, przez Royal National Institute for the Blind’s, wykazało, iż mimo zwiększającej się liczby krajów europejskich, które za pomocą techniki audiodeskrypcji udostępniają kulturę obrazu osobom niewidomym i słabowidzącym, procent audiodeskrybowanych filmów, programów, spektakli teatralnych, obrazów jest wciąż  zbyt ograniczony.

A jak wygląda sytuacja w Krakowie. Od lat korzysta z audiodeskrypcji Muzeum Narodowe. Na Festiwalu Muzyki Filmowej w 2015 i 2016 roku zastosowano także tę możliwość. Teatry Groteska, Teatr Ludowy czy Bagatela zapraszają osoby niewidzące na swoje spektakle. Muzeum Historyczne W ramach projektu „Dotknięcie tradycji – zbudujmy szopkę” wystawiło szopkę, która  została przygotowana w specjalnej, dostępnej dotykowo części ekspozycji we współpracy ze środowiskiem osób z dysfunkcją wzroku. Utworzono pomoce dotykowe i dźwiękowe: tradycyjną i modułową szopkę dotykową, architektoniczne detale dotykowe, słuchowisko z elementami audiodeskrypcji o historii krakowskiej szopki, film dokumentujący przebieg warsztatów oraz podpisy i plansze w alfabecie Braille`a.

Należałoby się przyjrzeć  krakowskim teatrom, kinom i festiwalom. Dobrze byłoby, aby audiodeskrypcja była  wykorzystywana nie tylko przy okazji dawno istniejących spektakli czy filmów, ale aby osoby słabo widzące, czy niewidzące miały możliwość uczestniczenia w bieżącym repertuarze.

Stadion Wisły w Krakowie po raz kolejny..

stadion_wisly

Przypomnijmy sobie:  znalazłam w mediach z tamtych lat informację: w 2013 roku redaktor Piotr Rąpalski napisał: „w 2003 r. prezydent Jacek Majchrowski proponował wybudowanie jednego stadionu dla klubów Wisły i Cracovii za 300 mln zł. Nie zgodzili się na to ówcześni radni miejscy. W 2004 r. ruszyła więc budowa osobnego obiektu dla drużyny „Białej Gwiazdy”. Koszty szacowano na niecałe 400 mln.”

I nie jest to prawda: radni naciskali, jak i teraz naciskają, ale ostateczne decyzje, Szanowni Państwo, należą do…władzy wykonawczej, czyli prezydenta. To on decyduje. Nie będę przypominała, ileż to spraw jest pozytywnie opiniowanych przez prezydenta, a ile negatywnie, pomimo tego, że „radni chcą” (ostatnio wszyscy radni, poza mną, zdecydowali o „bezpłatnych” przejazdach dzieci w Krakowie w czasie wakacji – koszt wyceniony 1,4 miliona, i prezydent powiedział „nie”). Tak więc nie demonizujmy. I nie stosujmy starej zasady wykorzystywanej, dzięki reformie jednostek samorządu terytorialnego, przez wszystkich wójtów, burmistrzów i prezydentów: jak coś wychodzi wspaniałego – to zasługa wójtów, burmistrzów i prezydentów, jak coś się poślizgnie – to rady.

W 2007 r. pojawiła się koncepcja na organizację Euro 2012 w Krakowie, więc postanowiono stadion dostosować do wymogów UEFA. Zaczęło się przeprojektowywanie obiektu. Miał pomieścić nie 20 tys. kibiców, a 34 tys. Wtedy pojawiły się problemy, błędy przy projektowaniu i samej budowie. I tak koszt urósł do prawie 600 mln zł.

Zaproponowałam wtedy w telewizji i powtarzałam to parokrotnie o konieczności zrobienia referendum i zapytanie mieszkańców, czy życzą sobie wydanie tak dużych pieniędzy na obiekt sportowy. Także wtedy, jeden z radnych zorganizował, przy pomocy kibiców Wisły Kraków personalne ataki na mnie na portalach kibiców Wisły. Kiedy zagroziłam, że oddam sprawę do prokuratury, wpisy osunięto.

Piszę o tym, ponieważ przewidziałam pewne sytuacje. Jak czytamy: „Wszystko wskazuje na to, że Wisła Kraków rozpocznie sezon Lotto Ekstraklasy poza własnym stadionem. Klub nie porozumiał się z miastem w sprawie wynajęcia obiektu. Już prowadzone są rozmowy w sprawie gry na Śląsku, bo PZPN do 11 lipca czeka na przedstawienie umowy wynajmu.”

Miastu zostanie paskudny obiekt, który wreszcie kiedyś porośnie trawa i się rozpadnie. Chimeryczny wymysł paru facetów w Urzędzie miasta Krakowa. Referendum nie zrobiono, a zapewne zdrowy rozsądek mieszkańców podpowiedziałby władzom, aby się nie umoczyła w kasę i studnię bez dna.

Piszę dzisiaj także o tym i z innego powodu. Może należało jednak zbudować jeden miejski stadion, może za kasę należało zrobić więcej żłobków, przedszkoli, basenów i wesprzeć galerie sztuki. Może… Czasu się nie cofnie, ale z mądrości podatników należy korzystać, bo to przecież ich kasę wydajemy. I tego też należy się uczyć. Szacunku dla decyzji mieszkańców, dla konsultacji. Niekiedy zdanie sami mieszkańcy zmieniają. Coraz trudniej jest zarządzać paternalistycznie: my wiemy lepiej. A teraz  martwi mnie, że pod Wawelem powstanie pomnik, który powinien nie powstać, ponieważ podatnicy powiedzieli „nie”, radni (jednym głosem zadecydowali „tak”). Inicjatorzy pieniędzy nie zebrali. Urząd zapłacił. Itd, itd.

A proroków wciąż się nie słucha. No cóż – na koniec żart (też gorzki) 🙁

 

 

Mick Jagger za stary…

micke_jaggerWczoraj w Warszawie był koncert The Rolling Stones. Niestety, nie byłam (a chciałam), ponieważ zabrakło biletów.

Zespół legenda, na czele z Mickiem Jaggerem. Obiekt zachwytu pokoleń: babć, mam i córek. Los łaskawy dla Micka. Wciąż szczupły, szpakowaty pan w wieku 74 lat. Zaskoczył wszystkich, WSZYSTKICH !! deklaracją wygłoszoną (po polsku) przed koncertem:”jestem za stary, aby być sędzią, ale dość młody, aby śpiewać”. Publiczność oszalała, owacje.

Ano właśnie. Jakoś ten wiek staje się argumentem, który się wykorzystuje tam, gdzie to jest wygodnie. Sędziów wysyła się na emeryturę, profesorów na uczelniach też – pomimo tego, że są sprawni intelektualnie i fizycznie. Likwiduje się w ten sposób ostatecznie potrzebę relacji mistrz-uczeń. Mistrza zastępuje Google 🙁  tam można znaleźć wszystko, lub prawie wszystko).

Na którymś z włoskich lotnisk widziałam starszego pana (no może w wieku Jaggera), który był w informacji lotniska. Posługiwał się chyba z sześcioma językami – był świetny, miły, sprawny i jak było widać po reakcji tych młodszych pracowników – był bardzo ważnym i istotnym elementem funkcjonowania informacji. Po prostu wiedział wszystko i był szybszy, niż Google.

W słowniku języka polskiego czytamy, że „mistrz” oznacza człowieka przewyższającego innych biegłością i umiejętnością w jakiejś dziedzinie; człowieka, którego obiera się za wzór, nauczyciela; i wreszcie – rzemieślnika uprawnionego do samodzielnego wykonywania swojego zawodu. Społeczna praktyka językowa pokazuje, że samo pojęcie, kategoria i zjawisko mistrzostwa funkcjonuje dziś przede
wszystkim: formalnie – w odniesieniu do rzemieślników i sportowców, mniej formalnie – artystów. Pojawia się również gdy trzeba nazwać wysokie kwalifikacje, kompetencje i znaczącą funkcję związaną z kontrolą i ocenianiem innych. Skala jest tu szeroka – od stanowiska mistrza w zakładzie przemysłowym do funkcji mistrza w nowicjacie zakonnym. Od najdawniejszych czasów istniało przywództwo
duchowe pomiędzy ludźmi. Jedni uczyli drugich, imponowali im, przekazywali wiedzę, uczyli wrażliwości, wskazywali ważne tematy – a przede wszystkim wiedzieli więcej, ponieważ zdaje się, ze jest to podstawa relacji Mistrz – uczeń. Przykładów można znaleźć bardzo wiele. Od czasów starożytnych po nowożytne. Teraz jakby ta potrzeba zanika. Już mistrza nikt nie potrzebuje. Wszędzie słyszymy: „jakby przyszedł ktoś młodszy”, nie „mądrzejszy”, ale „młodszy”. Czyżby istotą „bycia młodszym” jest „bycie bardziej twórczym, kreatywnym i mądrzejszym”? I jest to Szanowni Państwo nieprawda!! Ludzie są twórczy i kreatywni, ponieważ tacy są, a inni nie są. I kropka. Może mniej szybko dobiegną do uciekającego autobusu (a inni nie dobiegną w ogóle), ale zagrają genialny koncert, namalują wspaniały obraz, zaprojektują graffiti, wygrają kolejny raz partię szachów, będą nie do zwyciężenia w brydża, wykolegują wszystkich młodych przed wyborami, zapalą skręta, wypiją wino, zorganizują wspaniałą konferencję, porozmawiają z młodymi o francuskiej awangardzie do rana.

Świeckimi świętymi akcji zostaną Mick Jagger, Pablo Picasso, Ian Gillan i wielu, wielu innych.

Górą mądrość i doświadczenie 🙂

 

 

 

Skansen w Krakowie?

stare_krakowskie_chalupy

Czy Kraków potrzebuje skansenu? Pytanie wydawałoby się dość dziwne. Wszyscy stawiamy na przyszłość, emocjonujemy się tym, co będzie za lat pięć, dziesięć, dwadzieścia lat. Martwimy się zabetonowaniem miasta, nie chcemy więcej blokowisk, samochodów, a tęsknimy za zielenią, ścieżkami rowerowymi, parkami.

I coraz mniej interesuje nas przeszłość.  W wielkich miastach świata spotykamy skanseny. Skansen (muzeum skansenowskie) to zwyczajowe określenie muzeum na wolnym powietrzu, prezentującego przede wszystkim kulturę ludową danego regionu. Zdarzają się także skanseny przemysłowe, archeologiczne, budowlane, itp. Samo słowo „skansen” pochodzi od nazwy własnej pierwszego tego typu muzeum, którym jest  muzeum w  Sztokholmie . Jest to największe otwarte muzeum,  założone w 1897 przez  Artura Hazeliusa, szwedzkiego nauczyciela i badacza folkloru, twórcy Muzeum Nordyckiego, który chciał pokazać, jak żyli ludzie w różnych częściach Szwecji i całej Skandynawii. W 1885 roku Hazelius przejął na potrzeby powstającego skansenu  pierwszą wiejską chałupę z miejscowości Mora, która stała się początkiem skansenu w milionowym mieście, jakim jest Sztokholm.

W Bukareszcie w Parku Herăstrău znajduje się  największe w Rumunii (ponad 100 tys. m²) muzeum na wolnym powietrzu (jednocześnie jest to jedno z najstarszych i największych w Europie). Na terenie muzeum znajdują się 272 obiekty – domy, budynki gospodarcze, zakłady rzemieślnicze, cerkwie i kaplica, a także dawny zajazd.. Większość z nich to oryginały przeniesione tutaj z całego kraju, część to kopie. Placówka ta założona została w 1936 dzięki wsparciu ówczesnego króla Rumunii Karola II i jego Królewskiej Fundacji Kultury.

W Danii w drugim pod względem wielkości mieście  Aarhus jest Muzeum Starego Miasta  Den Gamle By. Można tam zobaczyć stare domy, ulice, oberże to wszystko, co funkcjonowało, jako miasto XIX wieku. Po uliczkach przejeżdżają zaprzęgi konne pełniące rolę transportu. W stylizowanej kawiarni można napić się kawy oraz zjeść pyszne słodkie wypieki.

W Kijowie znajduje się Słoboda Mamaja (Мамаєва Слобода), kozacka wioska, w której można odwiedzić nie tylko stare  budynki, ale zobaczyć świetnie zachowany wiśniowy sad. Skansen znajduje się w odległości 7 km od głównej ulicy miasta Kijowa – Chreszczatyka (Kreszczatik).

W Estonii na obrzeżach Talina odwiedza się Rocca al Mare. Jest to miejsce, w który można spotkać XIX wieczną estońską architekturę wiejską. Muzeum założone zostało w latach pięćdziesiątych XX wieku na terenie dawnej prywatnej posiadłości nazywanej (z włoskiego) Rocca al Mare (nadmorskie urwisko). Na terenie skansenu zgromadzono blisko setkę różnego rodzaju domostw, młynów, kościołów czy warsztatów przywiezionych tu ze wszystkich regionów Estonii oraz zamorskiej Szwecji. Można zobaczyć tu m.in. wiatraki z Saremy, tawernę z Kolu, szwedzki kościół z Sutlepy czy chaty rybackie znad Pejpusu. Wnętrza domostw wyposażono w dawne sprzęty kuchenne, krosna czy stare komody.

W Moskwie znajduje się muzeum- skansen  pod niebem Коломенское ( Kołomienskoje ). Jest to o historyczna rezydencja rosyjskich książąt i carów. Najcenniejszym zabytkiem jest cerkiew „Wozniesienija”, wzniesiona z okazji narodzin Iwana IV – jeden z najlepszych przykładów architektury starorosyjskiej. Poza tym są stare chałupy, domy, a także  śwtenie zachowane 600-letnie dęby.

Niedaleko Pragi znajduje się historyczne centrum rzemiosła Botanicus Ostrá Ten niezwykły skansen powstał w roku 1999 jako część projektu rekultywacji miejscowego wysypiska śmieci. Najpierw nawieziono tu pięćset ton ziemi, aby można było modelować relief krajobrazu. Dzisiaj zabytkowe centrum obejmuje pięćdziesiąt budynków. W każdym z nich zobaczyć można jedno oryginalne rzemiosło.

I jesteśmy w Krakowie. Idea urządzenia skansenu na Woli Justowskiej powstała już  w 1927 roku. Jej głównym propagatorem był etnograf, popularyzator folkloru i kultury ludowej Małopolski, prof. Seweryn Udziela. Miał to być skansen przedstawiający budownictwo wiejskie z całej Polski (np. chałupy z Polesia). Według pierwotnej koncepcji wszystkie obiekty miały zostać umieszczone na najwyżej położonej części wzgórza Sowiniec. Kiedy w 1934 roku zapadła decyzja o usypaniu tam Kopca Niepodległości (poświęconego później marszałkowi Piłsudskiemu), postanowiono, że skansen powstanie u stóp Panieńskich Skał. Teraz tam istniejąca karczma i spichlerz  składają się na  Zespół budownictwa drewnianego.

Z krajobrazu miasta znikają dawne wiejskie chałupy z XIX i początku XX wieku. Popadają w ruinę i giną i właściwie  już nie ma dla nich ratunku.

Najwyższa  pora, abyśmy się zastanowili nad koniecznością ratowania przeszłości zamkniętej w starych domach.

Rodziny zastępcze.

rodzina_z_tyluCoraz więcej dzieci nie powinno pozostawać w swoich biologicznych rodzinach a więc społeczeństwo znajduje im zastępstwo. Wcześniej były Domy Dziecka, od których się odchodzi i sukcesywnie je likwiduje. Do 2020 roku domy dziecka mają być mniejsze i powinny się w nich wychowywać dzieci powyżej dziesiątego roku życia. Młodsze mają trafiać do rodzin zastępczych. W dniu 1 stycznia 2012 r. weszła w życie ustawa z dnia 9 czerwca 2011r. o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej. Organizowanie opieki w rodzinach zastępczych należy do zadań własnych powiatu. Zadania pomocy społecznej w powiatach wykonują jednostki organizacyjne – powiatowe centra pomocy rodzinie.

Poszukuje się więc rodzin zastępczych, które zapewniają  całodobową opiekę i wychowanie dziecku pozbawionemu całkowicie lub częściowo opieki rodzicielskiej. Rodzina zastępcza może być również ustanowiona dla dziecka niedostosowanego społecznie.

Spotykamy różne formy takich rodzin. Mogą więc to być osoby spokrewnione, niezawodowe lub zawodowe, pełniące funkcję pogotowia rodzinnego., lub zawodowe specjalistyczne.

W rodzinie pomocowej może być umieszczone dziecko w przypadku czasowego niesprawowania opieki nad dzieckiem w związku z wypoczynkiem, udziałem w szkoleniu lub pobytem w szpitalu oraz w wyniku nieprzewidzianych trudności lub zdarzeń losowych w rodzinie zastępczej. Pełnienie funkcji rodziny zastępczej może być powierzone małżonkom lub osobie niepozostającej w związku małżeńskim, jeżeli spełniają one określone  warunki. Wśród nich wymieniana jest między innymi konieczność nieograniczonych zdolności do czynności prawnych, ale także i to, że osoby te nie są i nigdy nie były pozbawione władzy rodzicielskiej, że zapewniają określone warunki bytowe i mieszkaniowe, ale także umożliwiające zaspokojenie indywidualnych potrzeb dziecka, w tym rozwoju emocjonalnego, fizycznego i społecznego, właściwej edukacji i rozwoju zainteresowań oraz wypoczynku i organizacji czasu wolnego.

Rodzina zastępcza to nie to samo co adopcja. Rodzina zastępcza to czasowa forma opieki (czyli zakładająca powrót dzieci do rodziców biologicznych wtedy, gdy będą oni zdolni ponownie zaopiekować się swoimi dziećmi) nad dzieckiem, sprawowana w związku z kryzysem w rodzinie naturalnej, niewydolnością rodziców lub ich chorobą, niekiedy w związku z ich czasową nieobecnością. W przeciwieństwie do adopcji nie jest związana z powstaniem więzi prawnych, a jedynie ze sprawowaniem pieczy nad dzieckiem.

Rodzinom zastępczym przysługują różne formy wsparcia od finansowych poprzez wychowawcze, organizacyjne, logistyczne.

Problem przygotowywania wsparcia dla dzieci pozbawionych ciepła rodzinnego jest ważnym światowym problemem. Międzynarodowe organizacje FICE (Federation Internationale de Communautes Educatives), IFCO (International Foster Care Organisation) oraz SOS-Kinderdorf; „Quality4children” opracowały konkretne standardy  wymagane przy organizacji opieki nad dzieckiem.

Rodzinna opieka zastępcza dominuje w Wielkiej Brytanii, Irlandii, Holandii, Austrii, Szwajcarii i w państwach nordyckich. Systemy różnią się w zależności od miejsca. W Hiszpanii za opiekę nad dzieckiem w określonym regionie odpowiada autonomiczna społeczność lokalna, która ma własne uregulowania prawne dotyczące postępowania z dziećmi potrzebującymi opieki i pomocy. Jednak ogólne zasady formułuje ustawa ogólnokrajowa reformująca procedury opieki nad dzieckiem, zwłaszcza te dotyczące adopcji i wychowania. Decyzje dotyczące umieszczenia dzieci są podejmowane w trybie administracyjnym, a sąd jest o nich informowany. Tam też, jak pokazują statystyki, w ostatnich latach zdecydowanie  wzrasta liczba dzieci umieszczanych w opiece zastępczej (spokrewnionej i niespokrewnionej) lub  poddanych procedurze adopcyjnej, maleje natomiast liczba dzieci umieszczanych w placówkach.

We Francji także, jak w Hiszpanii opieka nad dzieckiem została przesunięta na szczebel lokalny. Rodzice zastępczy otrzymują stałe wynagrodzenie (z ubezpieczeniem, prawem do emerytury, 5-tygodniowym urlopem), którego kwota wzrasta wraz z ilością powierzanych ich opiece dzieci. Dodatkowo otrzymują pieniądze na pokrycie znacznej części kosztów utrzymania  dziecka oraz np. na kieszonkowe dla dzieci, zakup ważnych dla dziecka rzeczy, opłaty za egzaminy i inne opłaty szkolne.

Przykładów procedur w różnych krajach można by pokazać wiele. Istotną informacją może być ta, że najwięcej instytucji pełniących zadania  rodzin zastępczych  jest  w Bułgarii, Rosji i w Rumunii – w krajach tych od 10 do 20 na 1000 dzieci mieszka w placówkach opiekuńczych. Polska znalazła się w raporcie UNICEF  wśród krajów o stosunkowo wysokim stopniu instytucjonalizacji – od 5 do 10 na 1000 dzieci, obok Węgier, Mołdawii, Litwy, Łotwy i Estonii.

W Polsce każdego roku z domów zabieranych jest ponad 14,5 tys. dzieci. Niestety, niewiele z nich trafia do rodzinnych domów dziecka czy zawodowych rodzin zastępczych. Podobnie jak w Rosji, Rumunii i Bułgarii. Są jednak kraje, gdzie rodzinna opieka zastępcza jest najpopularniejszą formą wsparcia dzieci, które nie mogą wychowywać się w naturalnych rodzinach. Takimi przyjaznymi dzieciom rozwiązaniami mogą pochwalić się Anglia, Irlandia, Holandia oraz Szwecja.

            Potrzeby na powstawanie rodzin zastępczych są bardzo duże. I oczywiście pomysłów na ich rozwiązanie jest wiele. W ostatnim czasie przybywa coraz więcej euro-sierot; dzieci zostawianych w kraju przez biologicznych rodziców, którzy wyjechali za granicę. Także i w Polsce są obszary, czy miasta , które sobie radzą lepiej lub gorzej.

Na V Kongresie Rodzicielstwa Zastępczego w 2017 roku  za rozwój rodzinnej pieczy zastępczej nagrodzono Gdańsk, Kielce, Radom, Rybnik, Częstochowę. Nie było wśród wyróżnionych, czy nagrodzonych Krakowa.

W 2014 roku Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zorganizował akcję :”Rodzic zastępczy – moja praca”. Niestety, potrzeb jest coraz więcej, a chętnych do prowadzenia rodzin nie przybywa. Może powinniśmy powtórzyć akcję. Każda pomoc jest na wagę złota.

Seksualność seniorek :)

34649abc993982b197aa9a6210af69ed_XL

Jesteśmy starzejącym się społeczeństwem. Pisałam już tutaj, na blogu, o tym parokrotnie. To nie jest metafora, ale smutny fakt. Ta wiadomość dociera do coraz szerszej grupy przedsiębiorców, projektantów, ludzi zajmujących się medycyną etc. W mediach poruszane są coraz częściej tematy trudne, ale związane z tą grupą wiekową. I nie tylko spotykamy artykuły o pieluchach dla osób mających problemy z utrzymaniem moczu, ale pojawia się więcej i więcej spraw dotyczących ludzi bardzo dojrzałych (ech te synonimy starzenia się).  Wczoraj poszłam na film reklamowany pod tytułem „Pozycja obowiązkowa”. Doskonały zestaw emerytowanych aktorek i  aktorów. Właścicielki Oskara – wciąż świetne aktorki: Diane Keaton, Jane Fonda, Candice Bergen i  Mary Steenburgen oraz partnerujący im Craig T. Nelson, Andy Garcia i  Don Johnson.

Cztery przyjaciółki raz w  miesiącu spotykają się w stworzonym na  własny użytek klubie czytelniczym. Podczas jednego ze  spotkań Vivian proponuje lekturę „Pięćdziesięciu twarzy Greya”.I, jak sugeruje scenarzysta, odżywiają tęsknoty za seksem. Każda z nich jest już w tym wieku, że jak by się mogło wydawać, ten etap życia mają już zdecydowanie za sobą. Nic bardziej błędnego. Nie istnieje nic takiego, jak piszą specjaliści, jak erotyczna emerytura. Utrzymywanie kontaktów seksualnych w podeszłym wieku daje masę korzyści. Ma nie tylko działanie wspomagające zdrowie, które pozwala na dłużej zachować ogólną aktywność i opóźniać procesy starzenia, ale wpływa zasadniczo również na zdrowie seksualne, które jest stanem zarówno fizycznego, społecznego, jak i emocjonalnego samopoczucia. Daje satysfakcję, spełnienie, przynależność, napędza do działania, a to wszystko poprzez podtrzymywanie wzajemnej atrakcyjności i bliskości. I tak dalej i tak dalej. Temat można rozwijać w bardzo wielu aspektach, ale wróćmy do filmu. Poszłam, ponieważ chciałam zobaczyć, jak sobie można poradzić z dość skomplikowanym tematem, z jego niełatwą estetyką idt.

I wyszłam bardzo rozczarowana. Film jest kiepski. Scenariusz żenujący. I tak sobie myślę, jak można było nie wykorzystać potencjału tak świetnych aktorów, podejrzewam, że i znacznej kasy przeznaczonej na zrobienie filmu. O wielu scenach, jak i o podstawowym pomyśle chciałabym zapomnieć. Szkoda tego wszystkiego. Być może moje poczucie humoru nie nadążało za tym, co zaproponowali twórcy filmu.

A może ktoś w Krakowie zrobi króciutki festiwal filmów zajmujących się seksualnością seniorów, ich życiem na emeryturze w kontekście samotności, utraty atrakcyjności, przemijania. Nie od razu taka Kamasutra dla seniorów – ale łaskawsze potraktowanie tematu.

Kiedyś widziałam hiszpański film „Życie zaczyna się dzisiaj” o niżej poruszanym temacie. I jakoś bardziej mnie bawił.

Jeśli chcecie zobaczyć w jakiej kondycji są dawne, wspaniałe aktorki (one są na pierwszym planie) – to idźcie. Jeśli macie inne, ciekawsze zajęcia – to możecie Państwo odpuścić. Tylko, na Boga, nie zamieniajcie tego czasu na obsługę wnuków!! Wtedy jednak wybierzcie film.

 

Nic bardziej błędnego. Nie istnieje nic takiego, jak erotyczna emerytura, bo kobietą i mężczyzną jesteśmy do samego końca.

http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/sztuka-kochania/dojrzaly-seks-co-robic-zeby-uprawiac-udany-seks-w-starszym-wieku_33706.html

Nic bardziej błędnego. Nie istnieje nic takiego, jak erotyczna emerytura, bo kobietą i mężczyzną jesteśmy do samego końca. Ponadto seks w starszym wieku poprawia zdrowie. W dojrzałym seksie mogą jednak przeszkodzić problemy związane z menopauzą, andropauzą i przebytymi chorobami.

http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/sztuka-kochania/dojrzaly-seks-co-robic-zeby-uprawiac-udany-seks-w-starszym-wieku_33706.html

Nic bardziej błędnego. Nie istnieje nic takiego, jak erotyczna emerytura, bo kobietą i mężczyzną jesteśmy do samego końca. Ponadto seks w starszym wieku poprawia zdrowie. W dojrzałym seksie mogą jednak przeszkodzić problemy związane z menopauzą, andropauzą i przebytymi chorobami.

http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/sztuka-kochania/dojrzaly-seks-co-robic-zeby-uprawiac-udany-seks-w-starszym-wieku_33706.html

Nic bardziej błędnego. Nie istnieje nic takiego, jak erotyczna emerytura, bo kobietą i mężczyzną jesteśmy do samego końca. Ponadto seks w starszym wieku poprawia zdrowie. W dojrzałym seksie mogą jednak przeszkodzić problemy związane z menopauzą, andropauzą i przebytymi chorobami.

http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/sztuka-kochania/dojrzaly-seks-co-robic-zeby-uprawiac-udany-seks-w-starszym-wieku_33706.html

Nic bardziej błędnego. Nie istnieje nic takiego, jak erotyczna emerytura, bo kobietą i mężczyzną jesteśmy do samego końca. Ponadto seks w starszym wieku poprawia zdrowie. W dojrzałym seksie mogą jednak przeszkodzić problemy związane z menopauzą, andropauzą i przebytymi chorobami.

http://www.poradnikzdrowie.pl/seks/sztuka-kochania/dojrzaly-seks-co-robic-zeby-uprawiac-udany-seks-w-starszym-wieku_33706.html

Dzień sąsiada.

Podrzucam mój tekst z 2013 roku :

ImgWNiniejszy tekst będzie potwierdzeniem tezy, że podróże kształcą. Wróciłam jakiś czas  temu z parodniowej wyprawy. Mieszkałam w niewielkiej miejscowości pod Paryżem. We wtorek 28 maja cała miejscowość, w której, tak jak w tym czasie w Polsce padał deszcz, zamieniła się w dość dziwne miejsce.

Na wielu ulicach pojawiły się stoły pod parasolami, a ruch został zatrzymany. W wielu ogrodach też zaczęły się osobliwe przygotowania. Oczywiście zapytałam, co one oznaczają. Okazało się, że miejscowość przygotowuje się do Dnia Sąsiada. Znajomi Francuzi byli zdziwieni, że nie znam takiego wydarzenia i że w Polsce koniec maja nie staje się czasem umacniania kontaktów sąsiedzkich. Po powrocie zaczęłam sprawdzać, jak to wygląda, gdzie się zaczęło i na czym polega. Sprawa wydała mi się interesująca przede wszystkim ze względu na możliwość podjęcia dialogu sąsiedzkiego, zacieśnienia więzi, ale także i poprawienia sytuacji związanej z bezpieczeństwem mieszkańców.

Święto, jak doczytałam, obchodzone jest od 2000 r. w ostatni wtorek maja. Dzień Sąsiada ustanowiony został z inicjatywy Europejskiej Federacji dla Lokalnej Solidarności. W całej Europie osłabiają się więzi społeczne, a rosnący indywidualizm prowadzi do coraz częstszego wycofywania się ludzi z życia lokalnego. Dlatego warto, jak napisano w uzasadnieniu ustanowienia dnia, przynajmniej raz w roku zintegrować się z sąsiadami, zwłaszcza z tymi, których widujemy od lat, a nie mieliśmy okazji poznać ich bliżej.

Dzień Sąsiada ma na celu zjednoczenie się w tym codziennym, lokalnym aspekcie. Ciekawe jest to, że w polskich wsiach jeszcze w pierwszej połowie XX w. panował obyczaj tak zwanej „tłoki” (czy też „tłoka”; zbiegowiska), czyli po prostu sąsiedzkiej pomocy. Był to stary słowiański zwyczaj. Cechował się sąsiedzką wzajemnością i prawdziwie ludzką uczynnością. Polegał na bezpłatnej pomocy, niesionej przez ludzi osobie, która odwdzięczała się za to obiadem lub kolacją dla „tłoczników”, a także gotowością służenia im wzajemnie, gdy ktoś potem potrzebował „tłoki”. Na zaproszenie pojawiali się  wszyscy ze wsi. Samotne, chore osoby mogły zawsze liczyć na taką pomoc. Nie wypadało się uchylać od „tłoki” ani brać za udział w niej zapłaty.

Na Mazowszu i Podlasiu istniały obowiązkowe „tłoki” do roku 1846. Jeśli ktoś sam nie mógł wykonać jakiejś pracy, solidarnie pomagała mu cała wieś. Towarzyszył temu swoisty rytuał, łącznie z poczęstunkiem muzyką i tańcami.

Zaskakujące jest to, że ta idea odrodziła się w Paryżu w 1999 r. (akcja „Dzielnice bez obojętności”), a ostatnio staje się coraz bardziej popularna w Europie. Raz w roku zachęca się mieszkańców wsi i miast do spotkań z sąsiadami po to, by spokojnie porozmawiać i lepiej się poznać.

Dzień jest obchodzony w ponad 30 krajach europejskich, a także w Kanadzie. Jest to największe święto społeczności lokalnych w Europie, objęte patronatem Komisji Europejskiej i wspierane przez Komitet Regionów. W 2008 r. Dzień Sąsiada został włączony w obchody Europejskiego Roku Dialogu Międzykulturowego.

W 2007 r. w obchodach uczestniczyło już 7 mln ludzi z ponad 700 miast i organizacji z 28 krajów, a w 2008 – 8 mln ludzi z 800 miast i organizacji całej Europy.

Od 2007 r. w obchodach uczestniczy też kilkanaście miast z Polski, m.in.: Gdańsk, Katowice, Łódź, Poznań, Warszawa, Wisła i Wrocław.

Także w tym roku w Warszawie odbyły się Dni Sąsiada. Już po raz czwarty. W całym mieście świętowało ponad 30 sąsiedztw, które ze względów pogodowych zmuszone były zrezygnować z plenerowych form aktywności, stawiając na kameralne spotkanie w bibliotece, świetlicy, klubie sąsiedzkim lub w innej przyjaznej i otwartej na sąsiadów przestrzeni.

Chciałabym, aby w przyszłym roku do miast obchodzących Dni Sąsiada włączył się też Kraków. Urząd i Rada Miasta czy też rady dzielnic mogą pomóc w organizacji obchodów, a nawet je zainicjować, ale potrzebna jest inicjatywa mieszkańców, organizacji pozarządowych, które w Krakowie stają się coraz bardziej aktywne. Ja deklaruję pomoc wszystkim, którzy będą jej potrzebowali. W przyszłym roku na pewno sama przekonam moich sąsiadów, aby zebrali się w majowy wieczór. Warto, abyśmy się lepiej poznali, ponieważ, jak kiedyś śpiewał zespół Alibabki:

Jak dobrze mieć sąsiada, jak dobrze mieć sąsiada!
On wiosną się uśmiechnie, jesienią zagada,
a zimą ci pomoże przy węglu i przy koksie
i sama nie wiesz, kiedy ułoży wam rok się.

Gdy furę zmartwień, kłopotów masz huk
do drzwi sąsiada zapukaj puk, puk.
gdy spotkasz wrogów na drodze swej tłum,
do drzwi sąsiada zapukaj bum, bum.

Pożyczy ci zapałki, pół masła, kilo soli,
wysłucha twoich zwierzeń, choć głowa go boli,
a zimą ci pomoże przy węglu i przy koksie
i sama nie wiesz, kiedy ułoży wam rok się.

Jak dobrze mieć sąsiada, jak dobrze mieć sąsiada!
On wiosną się uśmiechnie, jesienią zagada,
pomoże ci w rachunkach, pobawi się chmurami,
choć tęskni za tą panią, co pachnie fiołkami.
(słowa: Agnieszka Osiecka)

Gospodarka będzie zależna od kobiet. 1

C1motoryzacji151Świat się zmienia. I niestety, czy tego chcemy, czy nie coraz kobiet decyduje o kierunku rozwoju gospodarki. Zwiększa się udział kobiet na rynku pracy.

Kryzys gospodarczy na świecie pokazał, że ryzykowne zachowania, które były powodowane przez zarządy wielkich przedsiębiorstwa, jak i banków – zarządzanych, co by nie powiedzieć przez męską część społeczeństwa  nie są najwłaściwsze w ciężkich czasach. Tym bardziej, że badania przeprowadzone w 40 krajach na świecie pokazały, że to kobiety decydują o zakupie 91 proc. domów. To one decydują o 80 proc. wszystkich zakupów, które trafiają do tych domów. To dla nich przygotowywane są, zatem kampanie reklamowe, projektowane towary luksusowe. To o zadowolenie kobiet walczą producenci, bo widzą, że ich satysfakcja staje się najważniejszą reklamą produktów.

Tina Fordham, szefowa globalnych analiz politycznych Citigroup twierdzi, że  ciągu następnej dekady wpływ kobiet na globalną gospodarkę będzie coraz większy. Citigroup w raporcie „Kobiety w gospodarce” („Women in the Economy II”) podkreśla, że nadal istnieje szereg czynników wykluczających kobiety z rynku pracy lub utrudniających odnalezienie się na nim. Zlikwidowanie tych problemów i zrównanie warunków kobiet i mężczyzn na rynku pracy może doprowadzić do co najmniej 6-procentowego wzrostu PKB w krajach rozwiniętych w ciągu najbliższych dekad. W krajach rozwijających się potencjał ten zaś jest jeszcze większy – nawet do 20-proc. wzrostu.

Co jest ważne podkreślenia   nie ma kraju na świecie, w którym kobiety zarabiałyby więcej, niż mężczyźni. Problem ten dotyczy również Polski, w której płace kobiet i mężczyzn, przynajmniej w teorii Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (ang. Organisation for Economic Co-operation and Development –OECD), mają zrównać się w 2021 roku. Na przykład w bankowości różnice w pensjach wynoszą nawet 36% na korzyść mężczyzn. Według wyżej przywołanego raportu  jesteśmy jednym z krajów, które w ostatnich latach dokonały największego skoku w rankingu analizującym sytuację kobiet na rynku pracy. Nie przekłada się to jednak na ogólne równouprawnienie – według Europejskiego Instytutu ds. Równości Kobiet i Mężczyzn Polska radzi sobie pod tym względem „stosunkowo słabo”.

Mężczyźni w Polsce zarabiają, jak dowiadujemy się z raportu Głównego Urzędu Statystycznego, średnio o 734,50 zł więcej niż kobiety (październik 2017 roku), a  przeciętne wynagrodzenie mężczyzn było o 18,5 proc wyższe od przeciętnego wynagrodzenia kobiet.

W naszym kraju nierówności w sytuacji zawodowej kobiet są wciąż duże, chociaż  na tle innych państw wcale nie wypadamy najgorzej. Według sporządzonego przez The Economist „Indeksu szklanego sufitu” na 26 wysoko rozwiniętych społecznie państw zajmujemy dziewiąte miejsce pod względem sytuacji zawodowej kobiet. Indeks ten bierze pod uwagę pięć wskaźników: porównywana jest liczba kobiet i mężczyzn z wyższym wykształceniem, proporcje płci na rynku pracy, różnice w zarobkach, proporcje płci na najwyższych stanowiskach i koszty opieki nad dzieckiem. Najmniejsze dysproporcje odnotowano w Nowej Zelandii oraz Norwegii i Szwecji. Polsce udało się jednak w tym względzie wyprzedzić chociażby Danię.

Przykładem bardzo pozytywnym może być rząd Wielkiej Brytanii. Pani premier  Theresa May świetnie sobie radzi z problemem zrównania płac mężczyzn i kobiet wykonujących tę samą pracę.  Zjednoczone Królestwo to jeden z pierwszych krajów, które każą dużym przedsiębiorstwom publikować dane pokazujące różnice w zarobkach kobiet i mężczyzn. Brytyjska premier nazywa problem „palącą niesprawiedliwością” i podkreśla, że zmagania z nim są priorytetem jej rządu. Chodzi nie tylko o politykę równościową, ale przede wszystkim aspekt pragmatyczny: polepszenie udziału kobiet w rynku pracy może dać gospodarce 150 mld funtów (ok. 720 mld złotych) do 2025 r. Brytyjska minister do spraw równego traktowania  Amber Rudd podkreśla, że Wielką Brytanię nie stać na to, aby ignorować takie sumy.

W Polsce wciąż brakuje żłobków i przedszkoli i w zasadzie nie istnieje program zachęcający kobiety do podejmowania pracy zarobkowej. Nie ma projektów podkreślających potrzebę kobiet w samorządowości, polityce, w wielkich korporacjach. W poprzednich latach na problem zwracał uwagę m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich i Najwyższa Izba Kontroli. Budowany jest raczej program odwrotny, proponujący pozostawanie kobiet w domach. Jeśli pominąć nawet i to, że wstrzymywane są kariery zawodowe kobiet, że będą coraz większe trudności w ich powrotach do pracy zawodowej (po usamodzielnieniu dzieci) – trudno zrozumieć lekceważący stosunek do finansowego aspektu funkcjonowania na rynku pracy kobiet. Wielka Brytania, jak i pozostałe kraje europejskie twierdzą, że nie stać ich na to, aby bagatelizować udział kobiet dający gospodarce konkretny wymiar finansowy. W Polsce, jak do tej pory, o tym aspekcie nawet się nie wspomina.