Andrew Carnegie pisał, że „człowiek, który umiera bogaty, umiera w hańbie”. Ten XIX-wieczny magnat stalowy, fundator słynnej nowojorskiej Canegie Hall, wprawił wszystkich w osłupienie, kiedy pod koniec życia przeznaczył cały majątek na cele charytatywne, w tym budowę wielkiej sieci bibliotek publicznych. Dziś Amerykanów podobne gesty już nie dziwią. Założyciel Microsoftu Bill Gates i znany inwestor giełdowy Warren Buffett rozpoczęli kampanię „The Giving Pledge”. Chcą przekonać najzamożniejszych Amerykanów, by przekazali na cele charytatywne co najmniej połowę majątku. Na apel odpowiedziało już 34 miliarderów, wśród nich właściciel firmy informatycznej Oracle Larry Ellison, założyciel CNN Ted Turner, burmistrz Nowego Jorku Michael Bloomberg czy potentat przemysłu energetycznego T. Boone Dickens. Ten ostatni napisał w liście do Gatesa i Buffeta: „Od dawna mówiłem, że lubię zarabiać pieniądze, ale jeszcze bardziej lubię je rozdawać”. Zdaniem Mortimera Zuckermana, miliardera i filantropa, podstawą kapitalizmu jest niepisane zobowiązanie najbogatszych do dzielenia się z biedniejszymi. Zwłaszcza w kryzysie. Dlaczego o tym piszę dzisiaj? Ponieważ być może i u nas przydałaby się taka inicjatywa. Piszę też i dlatego, nawiązując do wczorajszego wpisu, że nie jestem w stanie zrozumieć marnotrawienia kasy na zabezpieczenie „próżności” i dążenia do władzy. Jak można policzyć, diety poselskie otrzymywane przez cztery lata nie zwrócą się przy niektórych kampaniach. Tak więc, albo gigantyczne poczucie własnej misji, albo samouwielbienie, albo …. A może za kasę możnaby ufundować stypendium, wybudować dom dla rodziny zastępczej, wesprzeć młodego przedsiębiorcę.
Jednakże prawdą jest i to, że każdy może robić z własnymi pieniędzmy co chce,