Nie ma pracy, a mogłaby być.

Dla pracodawcy liczy się koszt zatrudnienia. Dla pracownika wynagrodzenie netto. Gdy koszt pracodawcy wynosi na przykład 3.600 zł pracownik otrzyma „do ręki” 2.000. Państwo za sam fakt podjęcia przez kogoś legalnej pracy żąda dla siebie 80% (!!!!!) wynagrodzenia netto pobieranego przez pracownika. Ów pracownik przeznaczając owe 2.000 zł na konsumpcję płaci jeszcze VAT i akcyzę oraz część podatków, które sprzedawcom udało się „przerzucić” w cenę netto swoich towarów lub usług. W tej sytuacji  pracownik ów nie może sobie pozwolić na wychowywanie dzieci. Zaczynają się problemy demograficzne. Nie rodzą się dzieci, a jeśli się rodzą, nie ma dla nich miejsc w przedszkolach i żłobkach. Powstaje podstawowe pytanie: co powoduje, że jest coraz mniej miejsc pracy. Być może, że miejsc byłoby więcej, ale pracodawcy bronią się przed zatrudnianiem ludzi na etaty, ponieważ ich na to nie stać, kiedy zaś rząd otrzymuje coraz mniejsze wpływy z podatków, nie może w odpowiedni sposób zabezpieczyć wspierania osób bezrobotnych, których byłoby mniej – gdyby nie tak wysokie koszty pracy. Itd, itd. Kto sobie  z tym błędnym kołem poradzi? Kto będzie na tyle odważny? Kto podejmie trud, a potem poniesie konsekwencje swoich decyzji, a sprawa jest dość pilna. Codziennie dostaję pytania od różnych ludzi o pracę dla nich, ich dzieci …

Autor

jantos

Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *