Zaczyna być wyborczo.

Zbliżają się wybory. To widać i czuć. Zaczyna się  radosna działalność działaczy, ale także (wyczuwana) radość dziennikarzy. Zbliżają się czasy długich dywagacji, krótszych wywiadów i komentarzy na temat mniejszych, czy większych harców polityków (ale także i samorządowców – dla mnie wciąż jest to inna kategoria). I pośrodku znajduje się coraz bardziej zirytowana i coraz mniej zainteresowana publiczność (czytaj wyborcy). I znów, jak zwykle mój konkurent z listy zaklei swoimi plakatami część miasta, znikną informacje o spektaklach teatralnych, plakaty filmowe etc, a pojawią się twarze samorządowców i polityków. A na końcu powstaje pytanie, które powinno się pojawiać na początku: kogo to interesuje? Ile procent ludzi zainteresowanych jest wyborami, ile chce brać w nich udział. Wydaje się, że demokracja, z punktu widzenia gospodarki, to forma rządów na dobre czasy, na piękną pogodę. Czytam książkę Erika von Kuehnelta-Leddihina „Demokracja – opium dla ludu”, który napisał: „Zdanie plenum venter non studet libenter ( z pełnym żoładkiem niechętnie się studiuje) można tłumaczyć także w ten sposób, iż w czasach powszechnego dobrobytu ludzie są mniej rozważni, ale w biedzie stają się nagle „sceptyczni wobec systemu” […] Formę rządu należy oceniać wedle jej skuteczności w chwilach kryzysu”.

Rząd, który działa „przyszłościowo”, może zarządzić wykonanie spraw, które nie będą się cieszyły popularnością (patrz Fr.Bastiat), a więc nie może liczyć na powtórne wybranie. Tak więc zaniepokojony sondażami popularności tak naprawdę nie ma wolnej ręki. Orgia wyborcza wyłania zwycięzców i zwyciężonych i nie ma to absolutnie nic wspólnego z poszukiwaniem najlepszego sposobu zarządzania miastem czy państwem.

Jak pisze E. Kuehnelt_Leddihin „Ogromna różnica między politykiem a mężem stanu polega na tym, że dla polityka najważniejszy jest ponowny wybór  lub sukces wyborczy jego partii, a dla męża stanu dobro jego kraju i przyszłych pokoleń. Politycy próbują „politykować”, mężowie stanu zaś tworzyć historię. Tworzy się dylemat: popularność kontra moralność.. Analizując dzieje zauważamy, że wielcy mężowie stanu rzadko byli produktami demokracji” 

W świecie demokracji występują dwa podstawowe rodzaje partii: „partie świętego Mikołaja”, które obiecują licznym grupom prezenty finansowane z państwowej kasy i „partie zaciskania pasa”, które bojąc się nadmiernego zadłużenia i bankructwa mają w swoim programie politykę oszczędności.

Wiadomo, że przeciętny obywatel zagłosuje na „partię świętego Mikołaja”.  Partie „zaciskania pasa” bywają sceptyczne wobec koncepcji państwa opiekuńczego, ale dość często się okazuje, że nie mają one, kiedy uda im się zdobyć władzę, odwagi, aby zlikwidować politykę rozdawnictwa publicznych pieniędzy … ponieważ myślą o następnych wyborach, których nie chcą przegrać. „Politykę zaciskania pasa zastępuje polityka ściągnięcia pasa o … jedną dziurkę, co oznacza wykonanie jednego kroku od finansowej przepaści. No właśnie brak odwagi i determinacji, czy tez chęć kontunuowania władzy. Potem, kiedy uda się wrócić do gry „partii świętego Mikołaja” następuje rozbudowanie potrzeb socjalnych, w wyniku czego kraj się znajdzie dwa kroki bliżej przepaści.

Takie tam niedzielne rozważania. Wracam do realu.



Autor

jantos

Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *