Czytam artykuł w "Bisinessman" (nr 1 styczeń 2008)pod tytułem "Wielki zawód polskich lobbystów" a tekst zaczyna się nastepująco:"Lobbingu nie ma tam, gdzie nie ma demokracji. tam wystarczy pojechać, do władcy czy dyktatora, wręczyć walizkę pieniędzy i sprawa załatwiona[..] Lobbying industry zatrudnia w waszyngdonie 20 tysięcy a w Brukseli 10-15 tysięcy osób[…]W Polsce społeczeństwo lobbing utożsamia z korupcją.[…]Kto dziś w Polsce uprawia działalność lobbingową? – tutaj wpisane między innymi związki zawodowe"
PS Usiłowałam dzisiaj na radzie miasta uratować życie i trwanie jednej ze szkół społecznych. Okazało się to bardzo trudne. Radnych, a raczej przede wszystkim urzędników interesowała wysokość czesnego szkoły. Już nie będę przypominała tutaj, że rodzice tychże uczniów płacą podwójnie za edukację dzieci 1. jako podatnicy na edukację publiczną 2. po raz kolejny za edukację dzieci w szkołach społecznych. I jest to ich wybór: mogą wydać lub dać swoje pieniądze komu chcą a urzędnika nie powinno interesować wydawanie prywatnych pieniędzy. Dyskusja była długa i żenująca. W każdym razie, w czasie dyskusji, któryś z radnych zapytał: "a pani radna Jantos to chyba chce być dyrektorem w tej szkole?" I tenże radny wymienił parę nazwisk związanych z omawianą szkołą społeczną, nazwisk, których ja nie znałam. Nie znałam nikogo ze szkoły, poza jednym z rodziców, który odpowiadał na moje pytania. Ludziom się nie mieści w głowie, że można być wiernym ideii i… nie mieć z tego korzyści.