Zasiedzenie.

Staram się nie czytać złośliwych uwag pod moim adresem. Z hejtem spotykam się rzadko (więc szczęśliwcem jestem). Grzeczną dziewczynką raczej nie bywam, bo prowokuję, wygłaszam własne sądy i mam odwagę, na którą pracowałam wiele lat, ale jakoś mam szczęście do interlokutorów, tych zaś, którzy zachowują się nieelegancko po prostu wyrzucam z obszaru mojego działania.

W moim życiu jestem nauczycielem akademickim, byłam przez 23 lata przedsiębiorcą, a od 2002 roku jestem radną miasta Krakowa.  Obszarów działania mam sporo, wynika to zapewne z mojego temperamentu, pewnej “niespokojności ducha”.  Poznaję jakieś działanie: a myślę sobie “tak to wygląda z bliska” i potem zaczynam coś nowego. Przeskakuję, biegam, wciąż szukam czegoś nowego. W rozmowach żartuję, że jedynie nie założyłam jakiejś sekty wyznaniowej. Ma to oczywiście dobre, jak i złe strony. Są oczywiście też i sprawy, których bym się nigdy nie podjęła. Przede wszystkim dlatego, że przekraczają one, w każdym wymiarze, nie tylko moje preferencje, ale i umiejętności. Wśród nich jest zapewne i polityka. Jeżeli w tym momencie wywołałam zdziwienie kogoś z Państwa – to spieszę wyjaśnić, że dla mnie jest zasadnicza różnica pomiędzy samorządem, a polityką. Dlatego też ubolewam nad znacznym i coraz większym upolitycznieniem samorządów. Samorząd to nie tylko duże rady wielkich miast, ale także tych miast średnich, małych, czy wsi. I wszędzie tam wkracza, do codziennej działalności, ogólnokrajowa polityka.  Mówi się o polityce zarządzania miastem, o strategii, idei, jednak to nie jest polityka w wymiarze państwowym. Oczywiście nie da się tworzyć nieprawdziwych rozgraniczeń i każdy, lub prawie każdy, człowiek ma w sobie coś , co mu w duszy gra.  Jeśli tym czymś jest mocno zakorzeniony lewicowy egalitaryzm, to oczywiście w wymiarze zarządzania miastem, czy miasteczkiem będzie walczył i sprzeciwiał się jakiemukolwiek przejawowi czegokolwiek, co nie będzie zarządzane przez kolektyw gminny, czy miejski. Wszystko powinno być, jak zapewne powie, zarządzane przez państwo, miasto, gminę (czyli przez tymczasowy zarząd wybierany na pięć lub cztery lat). Zbiorowa inteligencja zarządzania jest zdecydowanie wyższa, jakby powiedział, niż prywatna.  Jeśli zaś tym czymś w duszy jest  liberalna miłość do wolności i wiary w pojedynczego człowieka – to będzie stał po stronie przedsiębiorców, niepublicznej edukacji, prywatnych inicjatyw kulturalnych, budżetu obywatelskiego etc. Tak więc przekonania towarzyszą każdej naszej aktywności, co w działalności samorządowej ma znaczenie (czy też raczej kiedyś miało), a w działalności politycznej – nie ma.  W polityce istnieją  “przekonania zbiorowe” o dość dużym otwarciu, bardzo elastyczne, w życiu –  przekonania trwają jednak dłużej.  Społeczeństwo zresztą to intuicyjnie wyczuwa: politykę ogólnonarodową nie traktuje zbyt poważnie, zresztą już nie za bardzo wiadomo, jakie poglądy mają nasi, a jakie ci inni. Wszystko jest skoncentrowane wokół grupy ludzi, a nie wokół poglądów, czy przekonań (dlatego tez tak łatwo przejść z jednej grupy do drugiej). Ktoś słusznie powiedział, że nie ma partii politycznych tylko doraźne listy wyborcze. Zaś w samorządzie najlepiej się mają ci, którzy wyraźnie odcinają się od opcji politycznych.  Jeśli oczywiście do samorządu się dostaną, ponieważ wcześniej w dużych miastach tę opcję polityczną mieć muszą. Wyborcy wciąż nie wybierają ludzi tylko listy wyborcze.  A na tych listach miejsca pierwsze, drugie, trzecie i ostatnie.  Tak więc kandydaci zabiegają o te miejsca. Taka to gra, Moi Drodzy Państwo.

Obserwuję od wielu lat, a ostatnio widzę także przyspieszenie tej tendencji, że rada (a więc organ stanowiący w samorządach) stają się dla bardzo wielu – tylko przystankiem, polem ćwiczebnym do startu dalej, do polityki krajowej. Nawet coraz wyraźniej widać manewry, ćwiczenia wystąpień sejmowych na sali obrad rady. Samorząd upada w rankingach sukcesów. I dobrze się stało, że ogłoszono kadencyjność władz. Niestety tylko władz samorządowych i tylko organów wykonawczych. Powinno ta zasada powinna objąć posłów, radnych,  w zasadzie wszystkich.

Zaczęłam się zastanawiać nad uwagą osoby, której nie znam, a która napisała, że Jantos “zasiedziała się  w radzie miejskiej”. Pomyślałam sobie, no jest nas kilku tych, co tak się zasiedzieli.  Większość z nas nie chce startować do polityki ogólnokrajowej. Chce być w samorządzie, ponieważ tutaj jest prościej zobaczyć  efekty swoich starań. Jeśli w ogóle jesteśmy w stanie coś wyprosić u dysponentów kasy podatniczej, czy u prezydentów, wójtów, burmistrzów. Wolimy spać w naszych domach, niż w hotelach poselskich. Chadzać na spacery wśród ludzi, którzy nas znają, kojarzą i wciąż mają do nas jakieś sprawy związane z miejscem tym oto, tutaj.

I pytam się, czy tak trudno zrozumieć, że znamy miasto, wszelkie jego urzędnicze zaułki, mechanizmy, funkcjonowanie, a że co jakiś czas pytamy się, w czasie wyborów: czy Państwo nas chcecie? A ludzie mówią “tak”.  I naprawdę trudno zrozumieć, że nie chcemy z samorządowości iść do polityki?

Autor

jantos

Przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; cały czas pracuję na Uniwersytecie Jagiellońskim (lubię moją pracę ze studentami, oni chyba też ze mną ;) ); jestem członkinią Komisji Historii Medycyny PAN; od 2002 roku jestem radną miasta Krakowa (byłam wiceprzewodniczącą Rady Miasta, przewodniczącą Komisji Kultury). Więcej biograficznych informacji na www.jantos.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *