Właściwie powinnam każde swoje wystąpienie kończyć tak, jak Kato Starszy. On był bardzo konsekwentny i zawsze, zawsze powtarzał „Ceterum censeo Carthaginem delendam esse”. A ja powinnam powtarzać, że powinna być kadencyjność władz. Pisałam już tutaj wielokrotnie. I liczę na to, że wreszcie ktoś poważnie się za to zabierze. Jeśli to zrobi PiS – to chapeau bas. Ale zapewne nie zrobi.
Piszę po pierwsze jako wieloletnia samorządowiec (no właśnie, co tutaj z żeńską końcówką) – i wiem, co czyni wielokadencyjność z umysłem człowieka i jaką trzeba mieć silną kondycję psychiczną, aby nie wejść w struktury (tudzież tworzenie) „dworu” (najdelikatniej nazywając zjawisko). Po drugie a propos krakowskiej akcji Łukasza Gibały, który rozpoczął zbieranie podpisów pod odwołaniem prezydenta Jacka Majchrowskiego. Akcja Gibały jest odpowiedzią na mój postulat kadencyjności. Zauważcie Państwo, że prawie nikt nie jest w stanie przebić działania PR obecnie panujących prezydentów, burmistrzów czy wójtów. Od tylu lat wmawia się mieszkańcom, że właściwie wszystko, co się dzieje – to zawdzięczamy im właśnie. Jakoś nie jest równie często powtarzana „oczywista oczywistość”, że władza dystrybuuje … tylko i wyłącznie pieniądze podatników. I nierzadko robi to w sposób … dość swobodny.
A naród, mieszkańcy w wyborach głosują według wskazówek partyjnych. Tak więc w ostatnich wyborach samorządowych liczyli się Jacek Majchrowski (przypadek pierwszy, na podstawie zasiedziałości) i Marek Lasota (przypadek drugi; przedstawiciel PiSu).
Wygląda więc, że nie ma szans wyjścia poza ten zaczarowany krąg. Nikt nie ma szans przedrzeć się. Powiecie Państwo: zaraz, zaraz, ale zdarzały się przypadki, że prezydenta odwołano w referendum. Rzadko, co prawda, ale takich, którzy byli bardzo aktywni i wyraziści. A bycie wyrazistym i aktywnym jest wszędzie dość ryzykowne. Lepiej być elastycznym (czytaj dyplomatycznym), niby na pierwszym planie, a tak niekiedy i na drugim. Metod jest wiele. W każdym razie mądrzy (czy też sprytni – co wydaje się nie do końca synonimem) mogą założyć dynastie (zauważcie Państwo, co się dzieje tam, gdzie nie ma mowy o kadencyjności, że przywołam przypadek Emomali Rachmona władcy Tadżykistanu i wielu, wielu innych). Powiecie, ależ, ależ inna kultura – gdzież tam u nas!! To przyjrzyjcie się łaskawie funkcjonowaniu wieloletnich władców miast, miasteczek, wsi. Toż to tam znajdziemy ten sam rodzaj uwielbienia (a może i samouwielbienia, zanik krytycyzmu, megalomaństwo). Ten sam rodzaj eksponowania swojej mocy, w taki sam sposób.
Kadencyjność jest szansą na unormalnienie wyżej opisanej sytuacji. Dwie kadencje (10 lat rządzenia). To długi czas: można zrobić bardzo dużo dobrego, ale też i nieco schrzanić. A potem władze odchodzą. Nie mają szans zbytnio się przywiązać do stanowiska (bo przecież jest „świadomość odejścia”), nie ma czasu na tworzenie „dworów”. Same korzyści. I wiem, co piszę, ponieważ widzę to od środka, mam umiejętności analizowania i odwagę, aby o tym mówić. I nie wierzcie Państwo, że, jak to wielu powtarza, jeśli władca jest dobry, to po co go zmieniać. Korporacje mające doskonale opracowane metody zarządzania zmieniają szefów, bo to zawsze dopływ nowej energii. Nie mogą to być stanowiska „póki śmierć nas nie rozdzieli”.
Pokazałam mechanizmy, które po prostu tak wyglądają. Jestem radną czwartej kadencji. Rola rad, po zmianach i po wprowadzeniu bezpośrednich wyborów prezydentów, burmistrzów, wójtów – jest marginalna (o czym też pisałam). Staram się realizować swoje zadania w sposób maksymalny (na co pozwala mi moja pozycja). Krok po kroku. Cała jednak moja energia i praca kończy się tam, gdzie zaczynają się właściwe decyzje: a te są w organach wykonawczych. Ale to już inna historia. Relacje pomiędzy organami tzw.uchwałodawczymi i wykonawczymi. Tutaj wciąż podsuwam doskonały raport o samorządności terytorialnej w Polsce wykonany przez zespól profesora Jerzego Hausnera http://www.maszglos.pl/wp-content/uploads/2013/04/raport_dysfunkcje.pdf
Wracając do głównego wątku niniejszego wpisu: nie jestem ani „za”, ani „przeciw” akcji Łukasza Gibały. Pokazałam jedynie strukturę zamkniętego kręgu, w jakim znajduje się samorządowość nie tylko w Krakowie, ale wszędzie. Moim zdaniem nie jest to dobre dla Polski.
Ceterum censeo Carthaginem delendam esse.