Maratony.

Jutro umówiłam się z moją przyjaciółką na wizytę u nas w domu. Wizytę ważną. Niestety, najprawdopodobniej nie dotrze do mnie, ponieważ jej dom znajduje się na trasie maratonu. Dzisiaj rano w Radiu Kraków mówiłam właśnie i o tym. Maratony, przejazdy przez miasto kolarzy, wielkie wydarzenia (bardzo głośne) na Rynku dezorganizują życie mieszkańców.  Miasto staje się coraz trudniejsze do zwykłej egzystencji dla mieszkańców. Rozumiem i pochwalam bardzo wiele wydarzeń, podnoszących atrakcyjność Krakowa, ale przecież musimy tutaj żyć.  Nie rozumiem także mody narzuconej nam przez innych. Jeśli paraliżuje się na dzień, dwa dni Nowy Jork, Madryt, Londyn, Paryż – aby oddać je w ręce (a raczej nogom) biegaczy – to dlaczego to ma także wydarzać się w Krakowie?  Czy to jest wyznacznik światowości miasta? I nie chodzi o to czy ktoś biega, czy nie. Chodzi o bezpieczeństwo mieszkańców. Ciekawi mnie, czy są statystyki mówiące o tym, ile osób zmarło, ponieważ do nich nie dotarła karetka pogotowia? Pytam, dlaczego maratony nie odbywają się poza miastami (gdzie byłoby bezpieczniej dla wszystkich). I na koniec dzisiejszej refleksji kolejne pytanie: dlaczego musimy ściągać do siebie wszelkie rzeczy, które ktoś wymyślił? A może bądźmy samodzielni. Może już pora w Krakowie zadać istotne pytanie: jak żyć, aby to miasto nie straciło walorów nie tylko dla turystów, ale stało się miastem przyjaznym także dla jego mieszkańców.

Autor

jantos

Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *