Przeczytałam w ostatniej sobotnio-niedzielnej Gazecie Wyborczej tekst pod tytułem:”Krzyczące milczenie noblistki z Birmy”. Zastanowił mnie i oczywiście przyrównałam opisaną tam sytuację do tego, co dzieje się w świecie, w Polsce. Powstało pytanie: czy jakakolwiek działalność, którą podejmują ludzie jest działalnością pozapolityczną. Jakiś czas temu napisałam tekst pod tytułem „Polityka jest nawet w kostce masła”. Jeśli ktoś przyjdzie, wygra wybory i powie, że masło jest produktem luksusowym i należy je dodatkowo opodatkować – to masło stanie się wielokrotnie droższe. Oczywiście jest to bardzo znaczny skrót myślowy, ale właściwie okazuje się, że właściwie wszystko, co dzieje się wokół jest – jest polityką. Polityką, którą „porządny człowiek się brzydzi” i na tymże obrzydzeniu robi.. karierę polityczną.
No i właśnie – czegoż dotyczy artykuł w Gazecie Wyborczej. Opisuje sytuację uchodźców z ludu Rohingya z Birmy. Ludzie ci – to muzułmańscy rolnicy i rybacy, którzy od pokoleń mieszkają w zdominowanej przez buddystów Birmie. Nie mają dowodów osobistych, nie mogą chodzić do szkół, korzystać z opieki medycznej czy starać się o pracę. Tak więc w chwili obecnej duże łodzie wypełnione ludźmi z plemion Rohingya dryfują po Morzu Andamańskim – ponieważ oni chcą opuścić Birmę. Powstają apele do rządów Stowarzyszenia narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) o jasne określenie tego, że w Birmie sytuacja Rohingya jest dramatyczna. Pomóc mogłaby jedna osoba – słynna laureatka nagrody Nobla – za walkę bez przemocy, na rzecz demokracji, praw człowieka i etnicznego pojednania -Aung San Suu Kyi:
A noblistka milczy. A dlaczego: ponieważ w Birmie przygotowywane są wybory (sic!!) W listopadzie mają być wybory i ma być wyłoniony nowy parlament i prezydent. A pani Suu Kyi chce objąć władzę. Wybrała popularność – pokazując swoją apolityczną twarz. Była przeciwniczką systemu; a tak naprawdę, jak powiedziała w wywiadzie dla CNN w 2013 roku, jej marzeniem jest zostanie prezydentem. Byłam zawsze politykiem – powiedziała. I teraz wie, że polityk, który wyrazi sympatię dla Rohngay – będzie spalony. Więc „bojowniczka o prawa człowieka” – milczy.
Jaki morał z tej przypowieści: albo ludzie zaczną wreszcie inaczej traktować politykę i widzieć jej istnienie wszędzie, w każdej działalności, która dotyczy wszystkiego, co się dzieje (łącznie z wydarzeniami kanonizacyjnymi i wszelkimi tego typu) i pozbędą się manifestowanego wstrętu (bo przecież wszystko jest polityką), albo wreszcie przestaną – zachowując ów wstręt wierzyć w to, że jeśli ktokolwiek głosi swój dystans wobec systemu – to znaczy, że ów system chce wyrzucić. Nie, on chce w tym systemie brać udział. Chce do niego wniknąć, chce aby ów system go wchłonął.
Mierzi mnie wciąż naiwność ludzka.