Filharmonia jak stadion?

Jestem częstym gościem w filharmonii krakowskiej. Cieszyłam się z decyzji dotyczącej powstania Centrum Muzyki. Dzisiaj przeczytałam tekst Dariusza Wiśniewskiego, który był kandydatem na stanowisko dyrektora Filharmonii Krakowskiej. I jedna uwaga mnie zasatnowiła. Autor pisze o tym, że nowy obiekt zapewne zweryfikuje poziom zespołu filharmonii i jego ofertę kulturalną. Salę 500 czy 600-osobową łatwo zapełnić publicznością. Nie będzie to już takie proste z salą dla 1500 osób. Ministrowie niektórych krajów wymagają 250-300 procentowego wzrostu sprzedaży abonamentów, zanim podejmą decyzję o budowie nowego obiektu. Znane są przykłady dobrych orkiestr, które po osiągnięciu upragnionego celu, jakim jest wybudowanie ogromnej i nowoczesnej sali koncertowej, przestały istnieć lub wegetują.

Zasatanowiłam się, czy ktokolwiek podjął trud przemyślenia wyżej opisanej sytuacji? Czy znów powstanie kolejny obiekt, który będzie nie wykorzystany. O Matko, aż się boję Krakowa Przyszłości, w którym będą puste obiekty: stadiony, hala w Czyżynach, Centrum Muzyki. Megalomania urbanistyczna.

Jeszcze o mediach.

Coś jeszcze o mediach. Nie mam oczywiście recepty na to, aby media zaczęły być obiektywne, nie zaangażowane politycznie, nie skumplowane z politykami czy samorządowcami, nie tabloityzowały się etc. Nie mam pomysłu. Każda wypowiedź będzie traktowana jak „zamach na wolność mediów”.  Przegenialna metoda. Mój znajomy od wielu lat uprawia podobny styl: zakomunikował światu wiele lat temu, że czuje się dyskomfortowo w Polsce, ponieważ jest Żydem. I od tamtego czasu uprawia dalej „politykę” opartą na eksponowaniu swojego pochodzenia i oczywiście przodków. Nikt go zapewne nie ruszy. Może zaniedbywać wszelkie obowiązki, ponieważ ktokolwiek będzie usiłował zmobilizować go do większej pracy, albo odważy się nie podpisać z nim przedłużenia kontraktu – będzie ogłoszony antysemitą. Kiedyś widziałam francuski film, który oparty był na niniejszej przegenialnej metodzie. Firma ma zwolnić człowieka, a ten korzystając z podsuniętego przez sąsiada pomysłu – udaje, że jest gejem. I w ten sposób wygrywa z zarządem firmy. Nikt nie ponawia pomysłu zwolnienia pracownika, aby nie być oskarżonym o dyskryminację związaną z preferencjami seksualnymi. No właśnie. Okazuje się, że najistotniejszą sprawą jest zbudowanie wokół siebie muru (obojętnie z czego), który obroni przed wszystkim.

Wracając do wszechwładzy mediów. Jakiś czas temu przeczytałam w „Wyskokich Obcasach” artykuł Agnieszki Graff. Zdenerwował mnie bardzo, ponieważ był napisany egzaltowanym stylem i zawierał między innymi zwierzenia autorki brzmiące mniej więcej następująco: „kiedy słyszę gdziekolwiek o przedsiębiorczości Polaków, to wyłączam media, ponieważ wciąż i wciąż o tej przedsiębiorczośći, a tak mało o potrzebach kulturalnych” etc. Pomyślałam sobie, że niemożliwe jest pisanie w taki infntylny sposób, że wprost jest nie do wiary, że dorosły człowiek, jakim jest feminizująco-lewicująca pani Graff nie wie, że jeśli będzie coraz więcej przedsiębiorczych Polaków, płacących podatki – to ona i jej artyści będą mieli coraz więcej kasy, aby móc wydawać  na kulturę. Najpierw gospodarka!! Napisałam tekst zawierający krytykę myślenia pani Graff. Gazeta go przyjęła, ale potem wycofała się. No cóż. Tekst był nie pomyśli ideologicznej linii gazety. Nawiasem mówiąc czuję się zagubiona, ponieważ nie ma na rynku polskim mediów o orientacji liberalnej (nie konserwatywnej, ale liberalnej!!). Może kiedyś wrócą, w jakiekolwiek formie, media obiektywne, nie zanurzone w politykowanie, w symaptie takie czy inne, ale media, które pokazują, a definiowanie, ocenianie zostawiają odbiorcom.



Władza mediów.

Niektórzy mówią, że jak cię nie ma w internecie – to nie istniejesz. Można do tej nowoczesnej mądrości dopowiedzieć: jak cię nie popierają media – to też nie istniejesz, bez względu na to co robisz, dla kogo robisz, co wynika z twojej aktywności. No cóż stara i mało odkrywcza prawda. Co więc pozostaje tym, którzy chcą istnieć. Wystarczy, że będą w dobrych (czytaj sfraternizowanych) kontaktach z mediami (czytaj poszczególnymi dziennikarzami). Tak więc nieważne co robisz, ważne by o tobie pisano, mówiono, pokazywano cię w TV. Media powodują, że istniejesz lub nie. Przykładów można by mnożyć nieskończoność. Ostatnio byłam na filmie „Suger Man”. I tam pokazano, że między innymi także i media nie wylansowały człowieka i on nie zaistniał. Przykład w drugą stronę? Oczywiście mogłabym napisać o Dodzie, albo o pewnym znanym mi profesorze, który mocno wsparty przez jedną z gazet, a potem przez kolejne media zaistniał. Człowiek znikąd, w ciągu paru miesięcy zaczął być najbardziej pożądaną postacią medialną. Kolejna osoba: pani dyrektor teatru, która powszechnie zaistniała dzięki prymitywnemu wpisowi na facebooku etc, etc, etc.

Mnie wielokrotnie kradziono pomysły. Zaprosiłam X do współpracy, nie spisałam kontraktu (bo jakoś głupio) i okazało się po jakimś czasie, że pomysł nie mój, że mnie w nim już nie ma. Kiedyś, wiele lat temu ukradziono mi pomysł, który mógł się stać moją świetnie prosperującą firmą przyszłości. Było – minęło. Dzisiaj spotkało mnie po raz kolejny, ale już z pomocą mediów. Okazało się, że  pomysł już nie mój, że mnie w nim nie ma. A media, gazeta aspirująca do głoszenia prawdy (no i nie wiem czy i mająca aspiracje być sprawiedliwą) pominęła mnie i najprawdopodobniej nie przez przypadek. Kradzież idei jest niemoralna, a rzadko ukazywana. Ludzie żerują na innych. I jest to praktyka powszechnie spotykana. Eh… chyba w każdej sytuacji zacznę podpisywać umowy.

Nowoczesne zarządzanie miastem.

Początek XXI w. jest okresem zmian w podejściu do zarządzania w administracji publicznej. Pojawiające się nowe koncepcje zarządzania publicznego wyznaczają obszar, który w sposób szczególny powinien podlegać istotnym zmianom. Zmiany te nie dotyczą jedynie gospodarowania środkami publicznymi czy zwiększeniu jego sprawności.

W samorządach tak samo, jak w prężnie rozwijających się firmach istnieje konieczność modernizacji struktur organizacyjnych. Coraz częściej wymaga się od samorządów podejścia zadaniowego czy projektowego do pewnych spraw. Aktualnie jest to wymuszone między innymi systemem pozyskiwania i rozliczania środków Unii Europejskiej.

W firmach biznesowych stosowanie podejścia procesowego jest powszechnością i czymś naturalnym. Taka adaptacja i dostosowanie struktur organizacyjnych urzędów jest koniecznością.

Ciągłe doskonalenie jest obowiązkiem współczesnych organizacji. Świadomość tych faktów w administracji samorządowej jest coraz powszechniejsza. Coraz więcej samorządów wdraża różne metody poprawy jakości zarządzania (np. systemy ISO, metoda CAF). Jednakże świadomość, że służyć to powinno całemu społeczeństwu jest cięgle niewystarczająca.

W każdej organizacji, firmie, stowarzyszeniu musi, co jakiś czas nastąpić przegląd sposobów zarządzania. Systemy zarządzania starzeją się, a nie poddawane audytom, nie nadążają za nowymi wymaganiami. Kiedy wielki prezydent Krakowa Józef Dietl zaczął zarządzać miastem pod koniec XIX wieku, zainicjował swoją działalność  od zreformowania magistratu. Miał zamiar zarządzać nowoczesnym miastem i wiedział, że należy zacząć przeprowadzenie wielkich zadań od przystosowania administracji.

Ostateczną funkcją zarządzania jest zarządzanie pracownikiem i pracą. Pracę trzeba wykonać, a środkami, którymi się ją wykonuje są pracownicy – od tych z najniższymi kwalifikacjami aż po wicedyrektorów. Oznacza to taką organizację pracy, która będzie najwłaściwsza dla ludzi i która uczyni ich pracę najbardziej efektywną i produktywną.

Peter F.Drucker, „ojciec-założyciel” zarządzania pisał, że istotną cechą zarządzania jest czas. Zarząd przedsiębiorstwa musi zawsze brać pod uwagę teraźniejszość i przyszłość instytucji. Działanie zawsze jest na rezultaty w przyszłości. To, co zastanie zainicjowane teraz potrzebuje czasu, aby mogło przynieść wymierne korzyści w przyszłości. Najbardziej niebezpieczną rzeczą w sprawnym zarządzaniu jest rutyna, która przesłania mechanizm działania instytucji. Ludzie przestają kojarzyć zakres wykonywanych zadań. Przyjmowanych do pracy jest coraz więcej pracowników, którzy nie otrzymują nowych zadań, ale dość często powielają te, które są przydzielane innym.

W tym miejscu już pisałam o rozmytej odpowiedzialności magistrackich urzędników. Patrząc, z perspektywy lat sprawowania przeze mnie funkcji radnej zastanawiałam się nad tym, kto i kiedy bierze w urzędzie odpowiedzialność za powstające decyzje i ich zgodność z przepisami prawnymi; czy wiemy, który urzędnik podjął jaką decyzję. Dla petenta struktura urzędu nie jest jasna. Może należałoby ją przeanalizować i przebudować?

Jakiś czas temu prezydent Józef Lassota rozpoczął starania, aby każde stanowisko w urzędzie było opisane, aby struktura urzędu była klarowna i oczywista dla petenta, aby urząd był pod stałą kontrolą i wciąż, ze względu na zmieniające się potrzeby– dostosowywał się do aktualnie panującej sytuacji.  Urząd powinien być dość regularnie restrukturyzowany.

Organizacyjna struktura urzędu wymaga odświeżenia. Proces reorganizacji powinien być  zaproponowany przez zewnętrzną firmę, która popatrzy na urząd z zewnątrz, jak na organizm, który ma prawidłowo funkcjonować i to jak najlepiej. W Polsce jest już bardzo wiele firm, które specjalizują się w przeprowadzeniu różnych typów restrukturyzacji.

Obecnie na etapie zmian w Krakowie jest wiele szanowanych, istniejących od wieków instytucji, które chcą unowocześnić zarządzanie.

A kiedy ktoś mówi, że wprowadzenie zmian kosztuje. No cóż. Niekiedy należy coś lub kogoś wymienić, aby potem było sprawniej, taniej, nowocześniej.

Margaret

Nie mogłabym nie wspomnieć o niesamowitej, odważnej kobiecie, która była Margaret Thatcher. Wiem o niej dość dużo. Przeczytałam 892 strony Jej biografii z czasów pełnienia funkcji premiera. Imponujący człowiek. Żaden współczesny premier nie próbował zmienić Wielkiej Brytanii i Jej miejsca w świecie równie radykalnie, jak Margaret Thatcher. Pokazała, że kobiety mogą odnieść sukces w polityce i robią to doskonale. Często mówiła o wyższości kobiecego osądu sytuacji. Nie lubiła słabości i natrętnych próśb o wsparcie czy protekcje. Nie lubiła dawać komuś specjalnych forów. Sama wobec siebie była niebywale wymagająca. Nigdy nie miała złudzeń odnośnie nieszczęść, jakie niesie z sobą komunizm. W czasie swoich rządów ograniczyła w znaczny sposób wpływy związków zawodowych. I co jest najważniejsze – uczyniła po raz kolejny Wielką Brytanię krajem, z którym znów liczono się w świecie. Mogłabym o Thatcher pisać i pisać.

Wielki Szacunek Pani Premier.

Margaret Thatcher zmarła 8 kwietnia.

Pogrzeb Premier Margaret Thatcher w środę 17 kwietnia.

Bezpłatna komunikacja i grawitacja.

Kiedy w mediach rozpoczęła się dyskusja sprowokowana przez radnych z dzielnicy I dotycząca bezpłatnej komunikacji zbiorowej – pomyślałam sobie o Talinie, gdzie taka komunikacja istnieje i o Estonii i oczywiście o jej dwukrotnym premierze premierze Martcie Laarze. O pomyśle krótko, ponieważ juz wielokrotnie wypowiadałam się w mediach. Idea jest warta głębszych przemyśleń i nie do końca zasługuje na lekceważenie. Gdybyśmy zaczęli myśleć gospodarsko o mieście i prowadzić zarządzanie z troską, jak własną firmę (wciąż jestem przekonana o tym, że prowadzenie własnej firmy czytaj posiadanie odpowiedzialności za własne pieniądze jest zdecydowanie bardziej odpowiednie niż wyadawanie cudzych pieniędzy na cudze sprawy), to zapewne zamknęlibyśmy szkoły, które są w połowie puste, nie budowalibyśmy kolejnej hali sportowej (kiedy mamy problemy z zorganizowaniem programu dla obiektów już istniejących – czytaj chyba ich więcej już nie potrzeba), rozbudowalibyśmy system ograniczający wjazd do centrum miast i może wtedy bezpłatna komunikacja byłaby ze wszech miar wskazana i … możliwa. Nic nie ma za darmo, nie ma, jak podkreślał Milton Friedman „darmowych obiadów” i ja to mówię na każdym kroku, ale jeśli miasto ma spełniać kilka podstawowych funkcji (a niestety ma ich coraz więcej) – to dlaczego nie pomyśleć o płaconej przez wszystkich podatników komunikacji. Zdaje się, że nie jest to jedynie  science fiction, ale być może niedługa przyszłość. Wracając do Marta Laara i Estonii. Kiedy w 1992 roku Estonia wyzwoliła się spod wpływów Rosji – inflacja wynosiła 1000%, produkcja spadła o 30%. Laar w pierwszych miesiącach swojego działania pozwolił na bankructwo trzech największych banków w Estonii, co było sygnałem dla Rosji, że nie będą tam prane brudne pieniądze. Oczyszczenie gospodarki było piorytetem. Następnie zabrano się za czyszczenie prawa. Powstawały ustawy i zmieniano kulawe prawo. Wprowadzono podatek liniowy. Estonia wniosła do Unii nowoczesność. Od 2002 roku rząd Estonii nie używa papieru, każdy obywatel może śledzić posiedzenia rządu przez internet i telewizję. Wszystkie projekty ustaw są dostępne w internecie jeszcze przed ich uchwaleniem. W całym kraju nie ma miejsca, w którym nie byłoby dostępu do internetu. Wprowadzono elektroniczne dowody osobiste, które są także prawami jazdy, kartą pacjenta u lekarza (jeden dokument) etc. Ludzie powszechnie, bez względu na wiek posługują się Skypem (nawiasem mówiąc estońskim wynalazkiem). I właściwie mniej ważne jest to, że Talin ma 400 tysięcy mieszkańców, a Kraków prawie milion. Ważna jest odwaga w myśleniu dotycząca zarządzania. Trzeba być wizjonerem, aby miasto (czy państwo) rozwijało się. Należy mieć plany i odwagę ich realizowania. Kiedy realizuje się plany (nawet te z kategorii  science fiction), pamiętając oczywiście i o tym, że nie ma „darmowych obiadów” – to    można osiągnąć nieprzewidywalne  efekty.

Mart Laar wierzył i nadal wierzy (rozmawiałam z nim na ten temat  w 2010 roku w Krakowie) w prawa wolnego rynku, w szybkie i przemyślane reformy polityczno-gospodarcze. Niskie i proste podatki, szybka prywatyzacja, zniesienie barier celnych oraz inwestycje  uczyniły Estonię najszybciej rozwijającym się krajem Europy Środkowo-Wschodniej. A bezpłatna komunikacja – to konsekwencja. Tyle.

PS A co z grawitacją? „Jak można krytykować liberalizm w gospodarce? To tak, jakby ktoś krytykował grawitację” powiedział Jan Fijor.