Jednomandatowe okręgi wyborcze. Po raz kolejny.

Po raz kolejny ruszają w mediach (a i w polityce) jowy (jednomandatowe okręgi wyborcze). I zmienia to się, jak w kalejdoskopie: ci, którzy byli „za”: (tak, jak PO czy PIS) teraz albo milczą, albo są przeciw. I znów powstaje wiele publikacji i znów temat powraca i jak zwykle bez szans na wprowadzenie. W dzisiejszej Gazecie Wyborczej wypowiada się na temat dr Piotr Uziębło. Pan doktor nie uważa jowy za dobre rozwiązanie. Między innymi, jako argument podaje to, że wprowadzenie jowów w wyborach do rad dużych miast może skutkować tym, że ugrupowanie, które dostanie np. 30% głosów będzie miało znaczącą większość w radzie miasta (byc może pan doktor nie doczytał, że w Krakowie w radzie miasta klub polityczny ma 56% radnych) i nie jest dobrze, jeśli rady są „zbyt jednomyślne”. W Wielkiej Brytanii, gdzie jowy funkcjonują, często się zdarza, że w wyborach samorządowych ugrupowania, które nie zdobywaja nawet 50% głosów – obsadzają 100% miejsc w radach. Pan doktor mówi, że rząd wyłoniony w systemie jowów jest słabszy, bo nie ma poparcia większości społeczeństwa (?) Jowy  deformują wyniki wyborów (cytuję pana doktora) bardziej niż system proporcjonalny. Z wieloma argumentami pana doktora się nie zgadzam. Ja – jako praktyk, a nie jako teoretyk z Katedry Prawa Konstytucyjnego. Moim zdaniem system jow jest przejrzysty i wprowadza więcej kandydatów niezależnych politycznie, co na poziomie rad miast jest bardzo ważnym elementem. Upolitycznienie rad tworzy wiele szkód w zarządzaniu. Na plan dalszy odkładane jest rzetelne dobro miasta, pierwszym zadaniem jest podporządkowanie się interesom politycznym. I co jest paradoksalne, nie zawsze jest tak, że tzw. interesy polityczne są zgodne z linią partii. Raczej są to doraźne praktyki dominacyjne w obszarze klubu politycznego. Przykładem najświeższym byłaby w Krakowie sprawa edukacji. Odpolitycznienie decyzji i powiązanie radnych z ich autentycznymi przekonaniami z radnymi spoza klubów zapewne byłoby inne, niż pokazały wyniki głosowań.

Pan doktor Uziębło mówi, że wprowadzenie jowów wykluczyłoby wejście do rządu, rady etc kogokolwiek z innych mniejszych ugrupowań. Pytam, jak jest teraz: czy system dwupartyjny nie eliminuje małych ugrupowań i kandydatów będących poza partią? I znów, jako praktyk: widzę w radzie miasta parę osób, które wyszły z partii, dzięki której znalazły się w radzie. I wszyscy wiemy, także i osoby zainteresowane, że ich kariera w radzie kończy się w tej kadencji. Nie mają szans. Będąc poza partią nie dostaną się do rady. Może w najbliższej przyszłości coraz więcej będą miały do powiedzenia stowarzyszenia, ugrupowania społeczne..

Doktor Uziębło mówi o systemie STV – pojedynczy głos przechodni, który , jego zdaniem rokuje bardzo dobrze.  W systemie STV głosuje się na kilku kandydatów, szeregując ich według preferencji: np. satwiając cyfrę 1 przy nazwisku kandydata najbardziej preferowanego, cyfrę 2 – przy kolejnym etc. Moga to być ludzie z róznych partii. STV obowiązuje między innymi w Irlandii, gdzie startuje najwięcej kandydatów niezależnych, choć i tam dominują partie.

Myślę sobie, że należałoby zastanowić się i to szybko, nad systemem, który będzie minimalizował upartyjnienie samorządów.

Autor

jantos

Moje życie zawodowe jest z pracą ze studentami. Ukończyłam dwa fakultety, ale już pod koniec drugiego rozpoczęłam pracę na uczelni (najpierw na AGH, potem przez 40 lat na Uniwersytecie Jagiellońskim). Ale także przez 23 lata prowadziłam działalność gospodarczą, byłam członkiem prezydium Izby Przemysłowo - Handlowej w Krakowie ; przez 22 lata byłam radną Krakowa (wiceprzewodniczącą Rady Miasta, a potem przez dwie kadencje przewodnicząca Komisji Kultury)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *