Parę dni temu byłam w Warszawie na Samorządowym Kongresie Oświatowym. Przyjechało ponad 2 tysiące samorządowców z całej Polski. Wszyscy (lub prawie wszyscy) mówili jednym głosem. Najgłośniej było słychac wójtów niewielkich gmin: oni już nie mają z czego dokładać do edukacji.
I nie było to tak, aby wszyscy mówili tylko i wyłacznie o finansach; tematem była także jakość edukacji. Na samym początku chciałabym obalić myślenie, że edukacja musi być droga. Nie jest prawdą, że najlepsze szkoły są te, które są najdroższe. Wójt gminy Lubicz mówił (i powtarzał to wszędzie), że szkoła jest dla ucznia a nie dla nauczyciela. Niby banał, ale jednak… Dyskusja tak naprawdę toczy sie przede wszystkim wokół miejsc pracy dla nauczycieli. Związek Nauczycielstwa Polskiego jest głównym opiniującym projekty zmian zgłaszanych przez samorządy.
Przygotowanie konkretnych zmian ustawowych to dowód na desperację środowisk samorządowych, które nie mogą się doczekać dyskusji o koniecznych zmianach. I nie tylko chodzi o Kartę Nauczyciela. Problemem jest to, że subwencja oświatowa nigdy nie pokrywała wszystkich wydatków na oświatę. Decentralizując cały system zakładano, że w trosce o lepszą jakość edukacji część środków dołożą samorządy. Nikt wtedy nie przewidział, że „dokładanie” będzie tak duże. Obecnie to już około 20 miliardów złotych przy 38,7 miliardach subwencji oświatowej. Samorządy działają różnie: jedne (tych jest najmniej) wcale nie dokładają; ale przede wszystkim są takie, które mimo zapewniania minimalnych standardów muszą dokładać bardzo dużo pieniędzy.Dzieci, a więc tym samym zadań oświatowych jest coraz mniej, a szkół i nauczycieli nie ubywa.
Problemów jest bardzo wiele. Subwencja dla przedszkoli (które teraz są tylko na utrzymaniu gminy) , miejsce dla małych szkół ,etc.
Wynagrodzenia i jego regulacje zawarte w Karcie Nauczyciela wymagają uproszczenia. Obecny system jest pozornym instrumentem zarządzania przez samorządy oświatą. Nie widzimy powodu, mówili samorządowcy, aby Kartą Nauczyciela byli objęci na przykład pracownicy kuratorium. Samorządy proponują zwiększenie pensum o 2 godziny lekcyjne, obowiązkowe rozliczanie 40-godzinnego tygodnia pracy, likwidację art.30a i 30b, czyli jednorazowych dodatków uzupełniających, a także uporządkowanie urlopów dla poratowania zdrowia. Postulatów oczywiście było bardzo wiele: anachronizmem są, jak twierdzili samorządowcy dodatek wiejski i mieszkaniowy; urlopy (te, na które w tym roku Kraków da 18 milionów złotych) dla poratowania zdrowia powinny nie obciążać gminy, ale być przekazane do ZUSu, a udzielenie urlopu powinno się odbywać poprzez komisję lekarską, a nie jedynie lekarza rodzinnego. Samorządwcy zastanawiali się nad potrzebą istnienia szkół policealnych dla dorosłych, które także obciążają konta gmin.
Tyle zanotowałam. Nie byłam na wszystkich panelach. Poza tymi, na których byłam poświęconych legislacyjnych aspektach zarządzania oświatą były także poświęcone jakości edukacji (gdzie dużo mówiono i gdzie powstały konkretne postulaty dotyczące standardów oświatowych) i szkołom zawodowym.
Zbieram materiały. Zapewne napiszę obszerniejszy raport związany z moim uczestnictwem w Kongresie. Najwyższa pora, aby wszelkie dyskusje nie toczyły się w kuluarach, na różnych kongresach, konferencjach. Wreszcie muszą powstać wspólne koncepcje. Na razie jesteśmy na etapie, kiedy w pewnym momencie, w czasie trwania Kongresu – Sławomir Broniarz przewodniczący ZNP – ostentacyjnie opuścił salę obrad. No cóż: dużo przed nami, a czas pędzi.