Pomijam sprawę i jej istotę. Nie będę jej osobiście zgłębiać. Parę rzeczy, na podstawie tego, co przeczytałam, mnie-jako człowieka o pogladach liberalnych powinno niepokoić. Po pierwsze, że sprawa została utajniona, w tajemnicy przed wszystkimi, pomimo tego, że prace nad umową międzynarodową ACTA (ang. Anti-Counterfeiting Trade Agreement) trwały dość długo.. Dopiero jak WikiLeaks ujawniła w 2008 roku kuriozalne szczegóły projektowanej umowy, trochę złagodzono niektóre jej postanowienia. Ale 1 października 2011 roku w Tokio została ona podpisana przez Kanadę, Stany Zjednoczone, Australię, Japonię, Maroko, Nową Zelandię, Singapur i Koreę Południową. Unia Europejska wstrzymała się ze złożeniem podpisu, ale potwierdziła że zamierza ją przyjąć w jak najszybszym terminie (zgodnie z jej Art. 39 ma na to czas do 31 marca 2013). 16 grudnia 2011 roku porozumienie w sprawie ACTA przyjęła Rada Unii Europejskiej.
Tutaj zacytuję fragmenty z bloga pana Gwiazdowskiego: „Co to za tajemnice się w tych „actach” kryją? Jeśli chodzi o przepisy prawa materialnego to nic szczególnego. Same tak zwane „klauzule generalne” i to jeszcze deklaratoryjne. W zakresie ochrony „praw własności intelektualnej” nie ma w owych „actach” niczego takiego, czego nie ma już w prawie polskim. Z małymi tylko wyjątkami. Ale z klauzulami generalnymi to jest pewien problem. Za komuny odmowę wydania paszportu można było otrzymać z powodów wymienionych w ustawie. Ostatni z punktów brzmiał: „i z innych ważnych przyczyn”.
W Rozdziale II w Sekcji 1 ACTA jest Artykuł 6, który zapewnia „dostępność środków doraźnych zapobiegających naruszeniom i środków odstraszających od dalszych naruszeń” oraz stanowi, że żadne postanowienie umowy „nie może być interpretowane w taki sposób, aby nakładało na Stronę wymóg pociągania swoich urzędników do odpowiedzialności za działania podjęte w związku z wypełnianiem ich urzędowych obowiązków”. Po co więc nasz rząd tak się trudził w poprzedniej kadencji z nakładaniem na urzędników odpowiedzialności za skutki ich bezprawnych decyzji? Na mocy umowy ACTA żadna odpowiedzialność im nie grozi.
Co do zasady nie mam nic przeciwko, tylko dlaczego odszkodowanie za spowodowanie czyjejś śmierci lub kalectwa ma nadal odbywać się według polskich standardów, a odszkodowanie za naruszenie własności intelektualnej według standardów amerykańskich?
Jest też Art. 12, który brzmi tak:„Każda strona przyznaje swoim organom sądowym prawo zastosowania środków tymczasowych bez wysłuchania drugiej strony w stosownych przypadkach, a szczególności, gdy jakakolwiek zwłoka może spowodować dla posiadacza praw szkodę nie do naprawienia lub gdy istnieje możliwe do wykazania niebezpieczeństwo, że dowody zostaną zniszczone (…) Każda Strona przyznaje swoim organom sądowym prawo do podejmowania natychmiastowego działania w odpowiedzi na wniosek o zastosowanie środków tymczasowych…” Bez wysłuchania drugiej strony? [..]
W Art. 28 jest taki oto pasus: „Każda strona ma wspierać „tworzenie i utrzymanie formalnych i nieformalnych mechanizmów, takich jak grupy doradcze, w ramach których jej właściwe organy mogą poznać opinie posiadaczy praw i innych odpowiednich zainteresowanych stron”. Nieformalne mechanizmy? W państwie prawa???
Na mocy Art. 36 powołany został „Komitet ACTA”, który będzie „dokonywał przeglądu wdrażania i funkcjonowania umowy” oraz „rozważał kwestie związane z jej rozwojem”. Każda Strona ma być reprezentowana w Komitecie – ale autorzy nie przewidzieli jak.
Należy domniemywać, że każda ma po jednym przedstawicielu, ale nie jest to jasno wyartykułowane. Ciekawostką jest, że nie wiadomo kto pokrywał będzie koszty działania Komitetu. Uznano ten szczegół za nieważny??? Ale Komitet ACTA zalicza się chyba do tych „formalnych”. Więc tym bardziej ciekawe, jakie to będą „nieformalne”?[…] Moim zdaniem najistotniejszy jest Artykuł 27, który przewiduje, że „każda Strona zapewnia w swoim prawie dostępność procedur dochodzenia i egzekwowania, tak aby umożliwić skuteczne działania przeciwko naruszaniu praw własności intelektualnej, które odbywa się w środowisku cyfrowym w tym doraźne środki zapobiegające naruszeniom i środki odstraszające od tych naruszeń (…) które może obejmować bezprawne wykorzystanie środków powszechnego rozpowszechniania w celu dokonania naruszeń…”
Umowa nie określa co jest, a co nie jest „własnością intelektualną” –Czym innym jest sytuacja, gdy ktoś w garażu na koszulki naszywa trzy paski – co przez lata było nagminnym
naruszaniem praw Adidasa, a czym innym jest próba tworzenia, na przykład, nowych lekarstw, które mogą, ale wcale nie muszą, naruszać cudze patenty, albo rozpowszechniania różnych treści. Bo jak ktoś z Państwa wrzuci niniejszego posta na Wykop, albo na Face, to na podstawie literalnego brzmienia tak skonstruowanego przepisu przysługiwać mi będzie prawo wsadzenia Was do ciupy! I jeszcze mogę wziąć sobie amerykańskiego adwokata i będziecie musieli ponieść koszty jego honorarium.
A jak podam link do jakiejś strony nie wiedząc, że jej administrator „dokonał naruszenia” to mogą wpaść mi do chałupy „bez wysłuchania” moich racji i zarekwirować laptopa. I proszę nie zapewniać, że tego na pewno nie zrobią. Bo jak mogą, to kiedyś w końcu zrobią.”
Cytat przydługi, ale pan Robert Gwiazdowski wie, co pisze. Mnie zafascynowała sprawa inna. Wczoraj z okien magistratu widziałam olbrzymie tłumy młodych ludzi, którzy się zorganizowali na portalach społecznościowych. Udział zgłosiło 30 tysięcy, a przyszło połowa, ale jest to wynik imponujący. Generał Jaruzelski wyłączał telefony, aby ludzie w czasie stanu wojennego nie mogli sie kontaktować. Tutaj wystarczyło parę dni. I ci wszyscy młodzi, o których się mówi, że im się nie chce wyjść z domu ponieważ komunikują się ze światem właśnie za pomocą facebooka – zdecydowali się wyjść i zaprotestować. Zrobiło to na mnie nisamowite wrażenie. Jesli nie doceni się siły tkwiącej w możliwościach istniejących w takim komunikowaniu się młodych ludzi i w nich samych – to ci, którzy tego nie docenią – nie mają szans w przyszłości. Przyszłość, jak się okazało, to nie tylko świat wirtualny w komputerach, ale źródło komunikacji i impuls do działania .
Działania n i e w i r t u a l n e g o, ale w realu.