Przeczytałam wczorajszy tekst Lilki Sonik w Dzienniku Polskim. Lubię je czytać, chociaż niekiedy z postawionymi tezami się nie zgadzam. Dość ciekawe jest to, że największym ich (tez!!) zwolennikiem jest mój mąż. Wczoraj Lilka napisała o równouprawnieniu w Szwecji. Czytamy między innymi: „Kobiety przez wieki nie miały tam łatwo, ale się równouprawniły tak dalece, że nałogowych palaczek jest więcej niż mężczyzn. Alkoholiczek takoż…Słynna swoboda seksualna Szwedek polega nie tylko na inicjowaniu kontaktów z upatrzonymi partnerami, całkiem zmieniły się wektory.[..]obecnie w Szwecji prostytuuje się więcej mężczyzn, niż kobiet.[…] Kobiety pracują, rodzą dzieci, są z konieczności nadpobudliwe, a stres redukują pijąc. Za to mężczyźni żyją dłużej i mają więcej wolnego czasu, bo obowiązek utrzymania rodziny przestał być męską prerogatywą.” Ba, można by wypisać więcej grzechów równouprawnienia: więcej jest rozwodów (ponieważ przede wszystkim to kobiety odmówiły istnienia w zakłamanych związkach, same zresztą też częściej zdradzają mężczyzn, ale wtedy tez mogą odejść i żyć w innym związku, czy też samotnie (sic!!)); rodzi się mniej dzieci (ponieważ to kobiety decydują, czy chcą, czy też nie zajść w ciążę) etc, etc.
Kiedy Olimpia de Gouges pisała francuską „Deklarację Praw Kobiety i Obywatelki” nie wyobrażała sobie zapewne, że jej manifest będzie początkiem tego, co towarzyszy naszemu życiu obecnie. Zaczęto ruch emancypacyjny i w wyniku jego rozwoju w 1893 roku przyznano paniom prawa wyborcze w Nowej Zelandii, a dziewięć lat później w Australii, potem w 1906 roku w Finlandii. W Polsce mamy je od 1918 roku. W Szwajcarii zaś dopuszczono kobiety do praw wyborczych dopiero 1974 roku. I od tego czasu zaczęło się wspinanie kobiet po wszelkich drabinach: zaczęły prowadzić swoją działalność biznesową, zaczęły być ministrami, posłami, menadżerami. Czy jednak i w mentalności ludzi zaistniały zmiany. Czy świat je zaakceptował? Winston Churchil, zajadły przeciwnik równouprawnienia powiedział „Kiedy słucham kobiety, zawsze zastanawiam się jak wygląda bez ubrania”. Może i jest niezbyt dobrze. Możę jest i tak, jak napisała Lilka, kiedy równouprawnienie staje zagrożeniem dla kobiet właśnie, ale ile z nas chciałoby wrócić do czasów madame Bovary?